Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi ankaj28 z miasteczka Kudowa-Zdrój. Mam przejechane 14664.11 kilometrów w tym 5565.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 11.12 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

2013 r.:
button stats bikestats.pl
2014 r.:
button stats bikestats.pl
2015 r.:
button stats bikestats.pl
2016 r.:
baton rowerowy bikestats.pl

Dzienne odwiedziny bloga:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy ankaj28.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

tv i uskok - razem lub osobno

Dystans całkowity:476.80 km (w terenie 321.20 km; 67.37%)
Czas w ruchu:40:54
Średnia prędkość:11.66 km/h
Maksymalna prędkość:47.20 km/h
Suma podjazdów:12034 m
Suma kalorii:456 kcal
Liczba aktywności:12
Średnio na aktywność:39.73 km i 3h 24m
Więcej statystyk
  • DST 60.60km
  • Teren 25.00km
  • Czas 04:49
  • VAVG 12.58km/h
  • VMAX 38.00km/h
  • Podjazdy 1242m
  • Sprzęt Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Trasą MTB Trilogy

Wtorek, 5 lipca 2016 · dodano: 08.10.2016 | Komentarze 0

Popatrzeć, pokibicować. MTB Trilogy to w końcu nie byle co. Po dotarciu do Ostasza i przejechaniu OS-a powrót do domu asfaltem.



  • DST 30.00km
  • Teren 28.00km
  • Czas 03:10
  • VAVG 9.47km/h
  • VMAX 35.00km/h
  • Podjazdy 753m
  • Sprzęt Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Pierwsze gleby w tym roku, czyli Broumovskie Steny

Wtorek, 5 kwietnia 2016 · dodano: 08.04.2016 | Komentarze 0

Nie stęskniłam się za Broumovskiem, bo nie miałam kiedy. Odwiedzałam je zimą dość regularnie i przebiegłam tam, co tylko mogłam.  Ale czas na rower !!!!!
Na ten moment szkoda było czasu na dojazd rowerowy, więc do Pasterki dotarliśmy autem. 
Odcinek nr 1.:
Pasterka - łąki od Schroniska - żółty szlak - granica
Odcinek nr 2:
granica - Machovski Krzyż - Pański Krzyż
Pętla nr 1:
Bożanowski Spicak

Bogdan zrobił tutaj segment - liczony w całości, jako początek i koniec na Pańskim Krzyżu - co oznacza, że OBOWIĄZKOWY postój na punkcie widokowym również wchodzi w czas. Ale jak się tam nie zatrzymać - dla browara i widoku ????? A potem zjazd żółtym szlakiem. Miodzio.


Pętla nr 2:
TELEWIZORY.
Zdjęć brak. Pierwsza gleba na "moim" kamolu - łańcuch spadł, ale szybka akcja i piec, bo czas leci. Druga gleba na patyku, który jakoś wylazł spod liści (!!!!). A i tak Segment Vodni Zamki zaliczyłam ze swoim drugim czasem 6:57. Najszybsza dziewczyna do tej pory zaliczyła to w 3:28 i myślę, że jest to do ogarnięcia w tym sezonie. W każdym razie będę próbować.
Jestem też zadowolona ze swojego podjazdu powrotnego, bo pierwszy raz w życiu wjechałam go w całości w siodle. Tempo było mało imponujące, ale to nieważne - dałam radę.
Pętla nr 3:
WĄWÓZ.
Bogdan poprowadził nas terenowym dojazdem do chatki, którym jechałam pierwszy raz - świetna alternatywa dla asfaltu.




Powrót na Pański Krzyż skrótem terenowym, a potem kawałkiem asfaltu - Bogdan pojechał obczajać następny kawałek terenowego powrotu na PK - istnieje.

Odcinek nr 3:
powrót do Pasterki - ja do auta, Bogdan na Ostrą Górę itd.




  • DST 18.70km
  • Teren 18.70km
  • Czas 02:17
  • VAVG 8.19km/h
  • VMAX 31.00km/h
  • Podjazdy 600m
  • Sprzęt Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Dla mnie nowy zjazd w Broumowskich

Wtorek, 4 sierpnia 2015 · dodano: 06.08.2015 | Komentarze 1

Upalnie, choć ja taką pogodę uwielbiam. Kiedy mam się wygrzać, jak nie teraz? Zimą? Ale siły w takich warunkach trzeba jednak oszczędzać, więc dojazd na Pasterkę autem. Stamtąd też chciałam autem, ale pan miał wszystkie miejsca zajęte.

Stamtąd na Bożanowski Spicak i powrót do Panuv Kryza żółtym szlakiem, który ostatnio staje się punktem obowiązkowym do zaliczenia. Więc dla odmiany widok na Skalniaka z wyhlidki na żółtym szlaku.

Warto wepchnąć rower początkowym odcinkiem, bo potem jest krótko, ale treściwie. Miny turystów na szlaku - bezcenne i dają pozytywnego kopa do większego skupienia, żeby gleby nie zaliczyć.


Tym razem na wyjeździe marudził Bogdan - pewnie pogoda dała mu się we znaki. Plus wredne osy i fotograf, który chciał robić zdjęcia. :)


Dlatego zjazd z tv zaliczony bez przystanku - do samego końca. Dobry czas przejazdu sobie zrobiłam: 5:22, ale nogi na dole bolały.

Wkurzająco długi podjazd z powrotem do Panuv Kryza i wreszcie obiecywany od dłuższego przez Bodzia zielony szlak do Zabiteho.  Ten zjazd przypomina tv i uskok razem wzięte: dłuuugi, wyboisty, z wielkimi głazami. Na końcowym odcinku najlepiej trzymać się prawej strony ścieżki. Powrót do Pasterki granicznikiem, którym wyjeżdża się za stodołą w Pasterce, omijając cały szlak od Pańskiego do Machowskiego Krzyża i szlabanu. Ciekawa alternatywa dla jazdy wokół komina.






  • DST 47.00km
  • Teren 35.00km
  • Czas 04:20
  • VAVG 10.85km/h
  • VMAX 44.60km/h
  • Podjazdy 1160m
  • Sprzęt Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Zjechany uskok i żółty szlak

Wtorek, 21 lipca 2015 · dodano: 23.07.2015 | Komentarze 0

Czy Broumovsko mi się kiedyś znudzi? Nie jestem pewna, ale na pewno nie tak szybko.
To również oznacza, że ciężko będzie osiągnąć założenie noworoczne, żeby przebić 5.000 km w tym roku.
Bo priorytety się zmieniły.
Ważniejsza staje się dla mnie jakość, a nie ilość przejechanych kilometrów.
Tą jakością jest teren. Jeszcze niedawno cisnęłabym asfaltem do Karłowa za wszelką cenę, aby tylko przejechać większy dystans, teraz nie mam nic przeciwko podwózce przez cyklobusa. Oczywiście nadal uwielbiam różnorodność i wyjazdy dalsze i lżejsze, w końcu rower mam do tego przystosowany. Ale zdaję sobie sprawę ze swoich słabych stron i wiem, że nigdy nie stanę się Cesarzem Podjazdów, jak Bogdano, więc skupiam się na tym, co obecnie sprawia mi największą frajdę. Czyli?

1. Niebieski szlak pod Szczelińcem - standardowy dojazd do parkingu na drodze do Pasterki.

2. Żółty szlak do Pasterki - już nie taki standardowy, bo nadal pokonuję go na raty.

3. Niebieski szlak do Pańskiego Krzyża - standard, bo nie ma lepszej drogi do celu.

4. Żółty objazd Bożanowskiego Spicaka - od Spicaka do Pańskiego Krzyża absolutnie niestandardowy.
Przejechany dopiero drugi raz przeze mnie i też z podpórkami, ale walczyłam i wracałam.


5. Żółty szlak w stronę Bożanowa - niestandardowy, bo poznany przeze mnie dopiero w tym roku i zachwycający coraz bardziej. I walczę na nim intensywnie, aż w końcu przejadę najtrudniejszy jego odcinek w całości. Tym razem do połowy dotarłam, przeprowadziłam kilka metrów i podjęłam dalszą walkę. Satysfakcja murowana.



6. Dojazd do Ameriki - pierwszy raz w życiu tą drogą
7. Zielony szlak - Uskok. Powiedziałabym standard, ale ten odcinek nigdy taki nie jest i mam nadzieję, że się taki nie stanie.
W zjechanym w CAŁOŚCI odcinkiem bez żadnego pitstopu i pozowania do fotek frajda jest niesamowita. Tylko skupienie na ścieżce przed sobą, bo wiadomo, że Bogdan już jest na dole i czeka.

8.Niebieski szlak korzeniami - jak wyżej
9. Dojazd do Pasterki i IMKI - no to już ewidentnie standard i asfalt.
10. Niebieski szlak do Lelkowej - ulubiony terenowy, choć standardowy podjazd do czerwonego
11. Czerwony szlak z Lelkowej do Jakubowic - wisienka na torcie, na której ścigam się sama ze sobą i coraz większą frajdę mam z tego powodu.




  • DST 31.00km
  • Teren 25.00km
  • Czas 03:20
  • VAVG 9.30km/h
  • VMAX 43.00km/h
  • Podjazdy 800m
  • Sprzęt Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Broumowsko w burzy

Sobota, 27 czerwca 2015 · dodano: 08.07.2015 | Komentarze 0

To tylko tydzień, a coś ciężko sobie przypomnieć co i jak. Zwłaszcza, że na tym wypadzie nie zrobiliśmy ani jednego zdjęcia. Dotarliśmy do Pasterki autem, bo Bogdan chciał jak najszybciej przetestować nowiutkiego Striva. Zapalił się też do rywalizacji na Stravie, co oznaczało brak przystanków i oczekiwania na zjazdach.

Trasa względnie standardowa, jak na Broumovsko, czyli:
1. Pasterka
2. Bożanovski Spicak
3. Telewizory
4. Amerika
Przerwa dość długo trwająca na przeczekanie burzy - i nawet nie dało rady skorzystać z kanjpy, bo Czesi mieli jakąś imprezę.
5. Podjazd od Ameriki
6. Uskok
7. Niebieski szlak korzenny do Suchego Dolu
8. Pański Krzyż
9. Pasterka

Obiecałam, że słowa nie pisnę na blogu na temat jego nowej zabawki, dopóki on tego nie zrobi.
No ale on się leni z wpisami, więc trudno.
Wspominam.
Jest.




  • DST 51.00km
  • Teren 43.00km
  • Czas 04:38
  • VAVG 11.01km/h
  • VMAX 40.90km/h
  • Podjazdy 1523m
  • Sprzęt Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Kolejny atak na Broumovskie Steny, czyli rodzina canyonów w akcji

Sobota, 2 maja 2015 · dodano: 12.05.2015 | Komentarze 4

Oj, się działo.
W tym wypadzie warto przeanalizować wykres, bo na dość małym obszarze wyszło kilka naprawdę ciekawych pętelek. A i tak znowu nie zajrzeliśmy wszędzie, gdzie planował Bogdan. Wąwóz nadal dla mnie pozostaje do odkrycia.
https://connect.garmin.com/activity/764140297

Spotykamy się z Anią  i Zibim w Karłowie i najpierw dla rozgrzewki przejeżdżamy niebieskim szlakiem pod Szczelińcem. Po wczorajszych opadach deszczu łąki pasterskie jeszcze nie są atrakcyjnym odcinkiem, więc skręcamy w stronę parkingu przy żółtym szlaku. A tam Bogdan ma dla nas pierwszą malutką niespodziankę: zjazd żółtym pieszym szlakiem do Pasterki. Tyle, że ta niespodzianka okazała się na ten moment zjeżdżalna tylko dla niego (czemu zwątpiłam? !!! Nie mam pojęcia).

Z góry uprzedzam, że zdjęcia Ani są tak ładne i ciekawe, że nie mogłam się powstrzymać, żeby jej kilka nie podkraść. Zbychowi również. O Bogdanie nie wspominając.

Na przyszłość jednak, jak nie będę musiała, to raczej ten odcinek będę omijać - naprawdę jest pieszy.

Pierwsza pętelka to objechanie schroniska w Pasterce przez łąki i dojazd do punktu granicznego i rozjazdu przez żółty szlak leśny. Tu w kilku miejscach konieczne okazało się zejście z rowerów i ominięcie powalonych w poprzek drogi drzew.

Kolejna  pętelka to oczywiście Bożanowski Szpicak, gdzie jedni spożywali ....

a inni spożywali ....


Z niego pojechaliśmy na żółty zjazd (hmmm, jakoś dziwnie częsty kolor tej wycieczki). Tyle, że plan zakładał zjazd do samego końca. Ufff, było mocno. Trzeba było tylko zaczekać, aż piesi turyści ustąpią pola rowerzystom dwóm.

Piękne ujęcie Zbycha "w locie" ci tutaj Aniu wyszło.

Pierwszy raz jechałam tym szlakiem na sam dół, czyli jak zwykle nie wiedziałam gdzie jesteśmy.
W dalszej części sprawdzałam, czy mały może więcej....


i okazuje się, że jeśli ściągnę plecak, to spokojnie pod tym drzewem przejadę.

Ania też się zmieściła.

A chłopaki nie hihihi :)

Dotarliśmy do krzyżujących się szlaków i tym razem postanowiłam NIE MYŚLEĆ. Opłacało się, bo gdy reszta analizowała optymalną trasę, ja po prostu ruszyłam - raz już spękałam, starczy.

zaraz potem Ania, Zbychu i Bogdan. I w tym miejscu muszę przyznać, że serce wielkie, cierpliwość i samozaparcie Ania ma wielkie, bo wiedząc jaką masakrę zjazdową Bogdan chce nam zafundować i po kosmicznej przygodzie i dystansie z dnia poprzedniego, z uśmiechem na twarzy znosiła przeciwności losu i  w ogóle zdecydowała się na ten wyjazd.
I nie zabiła nas za te zjazdy.

Po zjeździe okazało się, że jesteśmy w Bożanowie, gdzie spotykamy Mariusza i Wojtka. Dali się chłopaki namówić na kawałek wspólnej trasy. Fajnie.  Za Machowskim Krzyżem rozdzielamy się po to, by potem znów spotkać się w Americe i poznać następnych znajomych.

Koruna

Drugi raz docieramy "cudownym" podjazdem (na szczęście krótkim) na Machovski Krzyż

Tym razem ciśniemy już prosto do telewizorów......

Panowie pozwolili mi zjechać pierwszej ..... i wreszcie robię fotkę, jaką od dłuższego czasu mam w głowie:


Dalszy odcinek również jest nie byle jaki, choć często go pomijamy w swoich opisach. Zbychu - zgodnie z radami bardziej doświadczonego kolegi - ciśnie więc prawą stroną na dół, rozganiając po drodze pieszych turystów. Stromizna, kamienie, liście zakrywające drogę - to są dość spore utrudnienia, ale tym ciekawszy jest ten odcinek.

Po szalonych zjazdach chwila przyjemności dla Ani - dojazd do Ameriki. Pocisnęła i tyle ją widziałam. Dotarłam tam, jak zwykle ostatnia, ale przynajmniej już miejsce było zarezerwowane.

Podjazd od Ameriki pokonał mnie, a nie ja jego, więc oczywiście wszyscy musieli zaczekać, aż się tam jakoś wtoczę. No trudno, nie od razu Kraków zbudowali. :)


Dobrze, że potem jest dojazd do uskoku i sam uskok, bo inaczej nikt by mnie nie zmusił tyle razy się tam pchać.

Znowu przyszło mi podziwiać anielską cierpliwość Ani, bo przecież nie każdy musi lubić takie hardkory, prawda?

A chłopaki? No cóż, oni są klasą samą w sobie.




Mi też się udało nie spękać i uskok po raz kolejny zaliczam. Po raz kolejny lewą stroną - na prawą jakoś się jeszcze nie mogę zdecydować.

I wspólna fotka naszych maszyn:
na uskoku....

...i na Hveździe

Po dotarciu na Hvezdę robimy podejście do zjazdu najtrudniejszym kawałkiem.

Tym razem dojechałam do schodów. Wrażenie inne - mniej strachliwe, ale nadal na tyle blokujące, że nie daję rady go zjechać. Odważył się tyko Bogdan - dwa razy. Pierwszego razu nie zdążyłam zobaczyć, natomiast drugi podniósł mi znowu ciśnienie i włosy na głowie. Gdyby mnie tak zarzuciło, jak jego, to już przy pierwszym zarzuceniu koła bym leżała i kwiczała, a drugiego pewnie bym nie przeżyła w całości. A on? .... No, nie powiem, że to była kaszka z mleczkiem, ale że zapanował nad rowerem, to już było mistrzostwo.



A potem jeszcze trochę świetnego zjazdu i asfaltowy podjazd do Pańskiego Krzyża i trzeci raz do Machowskiego Krzyża. Po grupowej konsultacji okazuje się, że już nikt nie ma ochoty robić go po raz drugi, więc wąwóz zostawiamy na inny raz. Na powrocie do Karłowa ustalamy, ile komu przewyższeń wyszło i okazuje się, że osiągnęłam magiczne 1500 m w pionie - pozostałym wychodzi więcej. To jest chyba na razie moja granica - choć niedawno tak mówiłam o 1000 m. Ale tym razem w postawieniu tej granicy wybitnie "pomogło" mi siodełko. Oj, dało mi popalić równo - do tego stopnia, że zaczęłam się zastanawiać nad jego zmianą. Ale nie ma co narzekać, bo wycieczka była naprawdę wyjątkowa i bardzo się cieszę, że mogłam na niej być.



  • DST 33.00km
  • Teren 23.00km
  • Czas 03:10
  • VAVG 10.42km/h
  • VMAX 43.70km/h
  • Podjazdy 980m
  • Sprzęt Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Broumovskie Steny i Hvezda

Niedziela, 19 kwietnia 2015 · dodano: 28.04.2015 | Komentarze 2

Tym razem to Świdnica była gościem Kudowy. Niestety nie mogliśmy pojechać w komplecie w teren, bo Lea dopiero zaczyna się "zrastać" i jeszcze trochę to potrwa. Niemniej jednak, razem z Bogdanem, do Pasterki dzielnie asfaltowymi dziurami dotarli na rowerach, podczas gdy druga dwójka - dzięki uprzejmości Kuby - się podwiozła. Po niewielkiej nasiadówce Bogdan, Kuba i ja oddaliliśmy się w kierunku Broumovskich Sten, a Emi obrała kierunek przeciwny, czyli: Zieleniec.

Machowski Kryz i Bożanowski Spicak można sobie odpuścić w opisie, bo to już brzmi jak ukochana, ale zdarta płyta.



Zdecydowanie ciekawszym i nowszym punktem tych wypraw zaczyna być żółty szlak przed telewizorami. Oj, dzieje się na tym odcinku, dzieje. Nie nabrałam jeszcze odwagi, żeby go zjechać, więc robiłam za fotografa. Ale chłopaki pocisnęli po nim, że aż miło było patrzeć.

Potem oczywiście telewizory - zjechali wszyscy, nie wszyscy zadowoleni ze stylu, w jakim go zrobili. Rozmawialiśmy potem o tym i przyznaję Emi rację, że to ten moment, w którym nie liczy się zjazd w ogóle, tylko styl, w jakim się zjechało.

Dotarcie do Ameriki i pora na odpoczynek oraz kontakt z Emi, która akurat w Zieleńcu podziwiała widoki. Uff, pora zabrać się za podjazd do uskoku. Prowadząc rower przez jakieś 70% podjazdu zastanawiałam się, czy do tej pory pokonywałam coś trudniejszego - nie przypomniałam sobie. Ale postanowiłam powalczyć i choć trochę go wjechać.
A oto efekty tej nierównej walki:

No i uskok - chłopaki koncertowo, a mi dziś nie wyszło - w ostatniej chwili jakoś wymiękłam. Ale nie próbowałam drugi raz, bo inny cel był tego dnia: śpieszno nam było na Hvezdę. I NIE ŻAŁUJĘ !!!!!!






Dotarliśmy do niej i ...... umarłam w butach. Żadne, ale to absolutnie żadne zdjęcie, czy filmik amatorski nie oddadzą tego, co zobaczyłam. Nogi mnie zabolały już od samego stania, a w głowie zaświtała mi myśl: jak stąd ZEJŚĆ z rowerem. Po prostu kompletnie mnie powaliło. Przy tym, to uskok i tv razem wzięte są kaszką z mleczkiem dla przedszkolaków. I myślę, że nie przesadzam.
Czy ktoś z beesowiczów tam był? To proszę o wrażenia, bo moje są nieziemskie.

Najpierw są schody i korzenie. Potem ostry skręt w prawo i decyzja:

- od razu w prawo między drzewami po korzeniach, ale z uskokiem na pół metra i ryzykiem wpadnięcia na następne kamienne schody i wieeeelki głaz?
czy
- minąć drzewa i dopiero za nimi w prawo, ale po kosmicznych, zakrytych zgniłymi liśćmi kamolach, a zaraz po nich belce, kolejnych kamolach, korzeniach i na końcu z głazem wielkości stodoły?

A to wszystko na tak stromym nachyleniu, że stać trudno. !!!!!!

Hmmm, opis też nie oddaje tej masakry.

Kuba z Bogdanem zaczęli analizę wyboru lepszej (łatwiejszej? dającej większe szanse przeżycia zjazdu?) ścieżki i zdecydowali: opcja nr 2. Musiałam się więc tak ustawić z aparatem, żeby im w absolutnie żaden sposób nie zagrozić, a jednocześnie, jak najwięcej ogarnąć. Nawet znalezienie miejsca do fotki nie jest tam takie proste.





Nawet nie odważyłam się zejść z rowerem - Kuba go sprowadził.

Zjazd zaczął Kuba, potem pojechał Bogdan.
Brzmi to jakoś? Nieeee.
Więc jak opisać ten strach, że się zabiją?
I przypływ adrenaliny, gdy wylądowali cało i zdrowo po zjeździe?
I radość, jakbym to ja sama zjechała.

A tak to wyglądało na filmiku:

Dalszy odcinek zielonego szlaku też nie był banalny, ale po hardcorze sprzed chwili, prawie w ogóle tego nie zauważyliśmy.

Potem to już asfaltowy powrót na Pański Krzyż i terenowo do Pasterki, skąd Bogdan pojechał dalej, a my z Kubą zapakowaliśmy się do auta i do domu. Przy okazji doczekałam się pięknej fotki na tle Karkonoszy.


To był jeden z trudniejszych do tej pory moich wyjazdów i koniecznie musimy tam wrócić. EMI ZDROWIEJ SZYBKO - HVEZDA CZEKA NA CIEBIE !!!!!







  • DST 27.50km
  • Teren 20.00km
  • Czas 02:30
  • VAVG 11.00km/h
  • VMAX 42.50km/h
  • Podjazdy 870m
  • Sprzęt Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Zjechany uskok

Wtorek, 14 kwietnia 2015 · dodano: 21.04.2015 | Komentarze 7

Tym razem dołączyłam na trzeciego do Wojtka i Bogdana. Żeby ich za bardzo nie opóźniać, umówiliśmy się, że oni pojadą sobie rowerami z Kudowy, a ja dojadę na Pasterkę autem. Bogdan chciał pokazać Wojtkowi telewizory, a wyszło zdecydowanie lepiej.

Do słynnych już telewizorów dodałam wreszcie zaliczony uskok i to za pierwszym podejściem.

Co prawda zaraz za kamerzystą zaliczyłam glebę, co powoli staje się chyba normą, dlatego poszukiwania dobrych ochraniaczy przybierają na sile. Nieważna gleba, ważne że moje drugie w życiu spotkanie z uskokiem zakończyło się sukcesem. Wojtek był na nim pierwszy raz i gdyby nie męska duma, to pewnie by odpuścił zjazd po pierwszej próbie. No, ale skoro baba może, to i chłop się  przeciśnie. Żartuję sobie oczywiście, ale dobra motywacja to lepsze efekty. Szkoda tylko, że zjazd Wojtasa się nie uwiecznił, bo coś się w aparacie nie włączyło. Za to zjazd z tv jest.

A przed uskokiem odwiedziliśmy nasze standardowe miejsca, czyli: Machovski i Panuv Kryz, Bożanowski Spicak i dotarliśmy do .....

początku żółtego szlaku, który też kiedyś przejadę, ale na razie go tylko oglądam i zapoznaję się z rysami na kamieniach, pozostawionymi przez Bogdana.

Oczywiście jadąc od Pasterki nie ma uskoku bez Ameriki i jej cholernego, morderczego podjazdu. W moim przypadku w 90% podejścia, bo pan B. oczywiście dał mu radę i wygląda na to, że pan W. też. Ja to chyba za parę lat. Opowieści o tym podjeździe naprawdę nie są przesadzone - ściana, sztajfa - każde określenie tej masakry tu pasuje. No, ale cóż, żeby dostać ciastko, trzeba na nie najpierw zapracować.

Tym razem nie darowałam sobie zdjęcia w chatce kończącej korzenny niebieski szlak.

Powrót przez Suchy Dul, Slavnov i Panuv Kryz do Pasterki. Zanim spakowałam rower z powrotem do auta zrobiło się już naprawdę ciemno, a panowie posiadali tylko jedno światełko rowerowe. Więc od Karłowa byłam ich oczami i przewodnikiem, bo jadąc przed nimi oświecałam im drogę światłami auta.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jeszcze tylko tak a propos: do moich problemów z umieszczaniem mapek na blogu dołączył jeszcze jeden - z wklejaniem zdjęć. Żeby ułożyły się w takiej kolejności, jak chcę, trzeba je wklejać "od tyłu", bo każde wklejane zdjęcie wyskakuje u samej góry, tak jakby nadpisywało każde kolejne. Jest to co najmniej wkurzające i zastanawiam się, czy u innych występują podobne problemy.?!



  • DST 14.00km
  • Teren 13.50km
  • Czas 01:30
  • VAVG 9.33km/h
  • VMAX 37.00km/h
  • Kalorie 456kcal
  • Podjazdy 456m
  • Sprzęt Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Czy Broumovsko to enduro?

Poniedziałek, 23 marca 2015 · dodano: 24.03.2015 | Komentarze 1

No i to jest pytanie zasadnicze!
A skąd się wzięło?
Naoglądaliśmy się w niedzielę przeróżnych filmików na stronie emtb i właśnie takie pytanie sobie zadaliśmy. Skoro to, co zobaczyliśmy  (Beskidy, Bieszczady) już jest kwalifikowane tym pojęciem, to czy nasze Broumovskie, Stołowe i Orlickie góry też już można nazwać tym mianem?
Hmmm, patrząc na skalę przewyższeń, stopień trudności i kosmicznie wręcz terenowe ścieżki, z kamieniami, korzeniami i singlami,  to chyba pod tym względem tereny są jak najbardziej endurowate.
A jeśli pod tym pojęciem ma się kryć jeszcze technika jazdy, to ja na razie tylko duchem spełniam te wymagania, bo Bogdanowi już chyba tylko odrobinkę tricków brakuje do pełnego miana.
Nakręcona i zwizualizowana, że przecież skoro oni mogą (czyli trenujący w tamtych rejonach Czesi), to i ja dam radę, rzuciłam Bogdanowi pomysł, że może po południu zaliczymy chociaż telewizory? I żeby nie kręcić kilometrów na dojazdy, to dojedziemy autem najdalej jak się da, czyli do Pasterki.

I tak się stało.
TELEWIZORY BYŁY MOJE:
Dla zbliżenia wielkości kamienia, po prostu na nim zaległam:

Inne miejsca również wyglądają (i są!) bardzo zacne:


Nie mogło też zabraknąć mojego ukochanego słonika - w różnych odsłonach:
Z Bożanowskiego Spicaka (w tle):


I spod szlabanu:

I zrobił się wieczór - czas na obiecanego opata

Rower mam po prostu cudowny. Amory zadziałały, jak trzeba, tylną oponę na zjeździe poczułam na czterech literach, szersze ustawienie rąk na kierownicy zdecydowanie mi pomaga, czego chcieć więcej? Kondycji na podjazdach.







  • DST 42.00km
  • Teren 35.00km
  • Czas 03:41
  • VAVG 11.40km/h
  • VMAX 40.10km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 1150m
  • Sprzęt Lycan
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Trzecie podejście do Broumovskich Sten

Wtorek, 11 listopada 2014 · dodano: 19.11.2014 | Komentarze 3

Podejście pierwsze - 22 czerwca 2014 r.
Podejście drugie - 2 listopada 2014 r.
Podejście trzecie - 11 listopada 2014 r.

Jak to mówią: do trzech razy sztuka.

Emi rzuca cichutkie hasło: mamy z Kubą ochotę pokręcić po Broumovskich, może by tak razem? No jak nie, jak tak? Decyzja krótka i jedyna możliwa: yes, yes, yes!! Broumovskie zawsze!

Żeby można było, jak najwięcej skorzystać z dobrodziejstw trasy wymyślonej przez Bogdana i nie robić pustych kilometrów umawiamy się na parkingu ok. 5 km przed Ameriką i ruszamy. Niedużo czasu mija na pierwszy postój, bo na podjeździe zaraz się ciepełko robi.

Jeszcze moment i robi się jeszcze bardziej gorąco - zobaczyłam w końcu osławiony podjazd z Ameriki, z którym ciągle mierzą się Bogdan i Emi - z różnym skutkiem.  Mógł mi się wyrwać tylko jeden komentarz i ze względów oczywistych nie będę go cytować. Nastawiłam się już wcześniej, że podjeżdżać go nie będę, skoro takie harpagany nie zawsze dają mu radę, tak więc spasowałam niemal od razu. Ale potem były miejsca, które pokonałam na rowerze, niedużo tego było, ale zawsze. Sądziłam, że Bogdan osłabiony sprzętowo nie da rady, ale gdzie tam - tak samo zresztą Emi. Kubę widziałam przed sobą i szło mu zdecydowanie lepiej, niż mi, tak, że gdy dotarłam na szczyt to padłam jak kawka.Pozostali też, tyle, że oni od jeżdżenia, a ja od wnoszenia.
Ale, żeby nie było: ten podjazd jest naprawdę wymagający, a tym trudniejszy, im więcej liści na nim leży, tak więc czuję się usprawiedliwiona :):):)


Mina mówi sama za siebie - dałam radę!

A teraz nagroda: zjazd do uskoku. :):):)  I znowu miejsce, na którym jestem po raz pierwszy, o którym tyle się nasłuchałam i nie sądziłam, że zobaczę go jeszcze w tym sezonie. Bo przecież jeszcze tak niedawno Bogdan mówił: poczekaj, cierpliwości, Broumovskie jeszcze nie są dla ciebie. A tu proszę!!!!
Szczególne ukłony dla chłopaka, który śmierci się nie boi - jego pierwszy zjazd wyglądał tak, jakby był już setnym i nie sprawił mu najmniejszych trudności. Prawa? Lewa? A co za różnica - chcecie? Proszę bardzo.


Emi to pewnie i na drzwiach od stodoły by zjechała, a nie tylko na malutkim sztywniaczku.

Bogdan na fotkę nie zdążył, choć sam miał obawy, czy też na malutkim sztywniaczku da radę, ale skoro Emi zjechała, no to jak on nie?
A moje pierwsze spotkanie z uskokiem zakończyło się tak:


Mój fullik oraz ekipa robili, co mogli, żeby mi pomóc, ale nie mogłam im się odwdzięczyć pięknym zjazdem, bo najgorzej to stanąć i zacząć myśleć. Ale widok wieeelkich kamoli tam, na miejscu naprawdę robi piorunujące wrażenie i na ten moment mnie sparaliżował i oszołomił i żadne zdjęcie nie odda tego widoku. Na razie zrobiłam wizualizację swojego zjazdu z uskoku i z tym widokiem do realizacji poczekam do przyszłego sezonu. Jest na co czekać.:):)
Dalszy odcinek trasy niebieskim szlakiem do Suchego Dolu to również nowość ukrywana dotychczas przez Bogdana przede mną. A te korzenie są po prostu świetne. Co prawda, skupienie uwagi na trasie nie dalej niż na metr przed kołem powoduje brak oglądu co do całej ścieżki i kończy się lotem przez kierownicę, ale radość z pokonania wydawałoby się niemożliwego jest tak wielka, że chwilowy wkurw na popędzanie przez przewodnika stada szybko mija i w głowie zostaje tylko euforia, że zjechałam. Lycanek też wytoczył wszystkie działa i płynął przez korzenie, jak po prościutkiej ścieżce.

Po zderzenie z ziemią chyba za mocno się w głowę uderzyłam, bo przez chwilę w ogóle nie ogarniam, gdzie jest ścieżka i którędy dalej?


Na korzeniach Kuba przypomina Emi, żeby nie zapomniała, że pamięta, jak się podbija rower i potem cały asfalt od Suchego Dolu do Panuv Kryza Emi ćwiczy intensywnie,a  ja próbuję próbować, ale w tym temacie nie jestem pojętną uczennicą, chyba, że mam za ciężki rower (hihihi - dobrza mieć na co zwalić).. Od Pańskiego Krzyża zjeżdżamy wydawałoby się w stronę Pasterki, ale nie - odbijamy w prawo na żółty szlak i znowu pędzimy w dół ścieżką, której znowu nie znałam.


A wydawało mi się, że już tyle schodziłam i zjeździłam te tereny - nic bardziej mylnego. Do Pasterki owszem dojechaliśmy, ale dopiero po zrobieniu kolejnej pętelki. Gdzieś po drodze zaliczam następną glebę, tak że w sumie naliczyłam ich około pięciu na całej wycieczce. Ale każdy upadek, podpórka czy lot przez kierownicę uczy, bo  w tempie błyskawicznym następuje analiza: no, co znowu?! Jeszcze szybsze wnioski i wio! Choć jedna gleba na śliskim wzdłużnym korzeniu była  naprawdę nieprzyjemna i bolesna, bo jak zwykle spadłam na lewe kolano, piznęłam z całej siły lewą dłonią o korzeń na skarpie i walnęłam się w prawe ramię o kierownicę - czyli wszystko to, czego powinnam unikać. Ale co tam - byle do przodu.
W niektórych miejscach nawet najbardziej szalona trójka musiała uznać wyższość Broumovskich i przyjąć do wiadomości fakt, że niektóre szlaki są jednak piesze. Choć już w głowie słyszę odpowiedź każdego z nich: ale w dół dałoby radę hahahahaha.

Dojeżdżamy w końcu do rozdroża, które nareszcie wygląda znajomo - chwila dyskusji i ruszamy w kierunku Pasterki i baaardzo zasłużonego OPACIKA!


Akumulatory naładowane, więc w drogę - w kierunku telewizorów !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Po drodze oprotestowuję kolejny pomysł Bogdana, na jeszcze jedną pętelkę z nielichym podjazdem i proponuję, że poczekam na Pańskim Krzyżu, żeby nie opóźniać reszty. Ale ekipa solidarnie postanowiła mnie nie zostawiać i rezygnujemy z tego kawałka na rzecz Bożanowskiego Szpiczaka - za co jestem Wam ogromnie wdzięczna, 
Hmmm - Bodzio wygląda tu, jakby pożyczył rower od młodszego brata.


A mój cel wyglądał w tym dniu tak:

Jak się zapewne wszyscy domyślają Wielka Trójca zjechała to bez zająknięcia, a Kuba nawet chyba nieszczególnie zauważył zeskok z kamienia, co znaczy że pozostałej dwójce wyrosła w ciągu kilku miesięcy naprawdę spora konkurencja w wariackich zjazdach. A ja nie sądziłam - naprawdę nie sądziłam - że z tego zjadę do końca. Pierwszym razem - zwiadowczo sprowadziłam rower i uwieczniałam zjazdy Emi i Bogdana. Za drugim razem dojechałam do kamienia, o sekundę za długo się wahałam i stanęłam. Więc jak będzie tym razem?

Tutaj Kuba ciśnie po tv :):)



A tu ja:





W końcu mi się udało !!!!!
W Dniu Niepodległości ja też wreszcie odniosłam swoje małe - wielkie - zwycięstwo: nad własnym strachem, nad obawą, że koła za małe, że przelecę przez kierownicę, że spadnę itd. itd. Nic z tych rzeczy się nie stało, a ja z wrażenia spadłam z roweru, ale dopiero poniżej i to ze szczęścia i niedowierzania, że się udało. 

Emi i Kubo - po stokroć dzięki za wyciągnięcie nas na tą wyrypę, a Bogdanowi za ułożenie trasy, w której 90% było w terenie, a w pionie ponad 1000 - i to na takiej końcówce sezonu.
Mapka jest dość okrojona w okolicach Pasterki, ale tam każdy sprzęt elektroniczny głupieje i potem te głupoty nanosi na mapki.