Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi ankaj28 z miasteczka Kudowa-Zdrój. Mam przejechane 15346.55 kilometrów w tym 5565.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 11.13 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

2013 r.:
button stats bikestats.pl
2014 r.:
button stats bikestats.pl
2015 r.:
button stats bikestats.pl
2016 r.:
baton rowerowy bikestats.pl

Dzienne odwiedziny bloga:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy ankaj28.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2015

Dystans całkowity:221.40 km (w terenie 167.80 km; 75.79%)
Czas w ruchu:23:37
Średnia prędkość:9.37 km/h
Maksymalna prędkość:45.00 km/h
Suma podjazdów:7840 m
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:31.63 km i 3h 22m
Więcej statystyk
  • DST 47.50km
  • Teren 35.00km
  • Czas 05:40
  • VAVG 8.38km/h
  • VMAX 40.00km/h
  • Podjazdy 1770m
  • Sprzęt Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Rudawy Janowickie

Sobota, 26 września 2015 · dodano: 20.10.2015 | Komentarze 0

Strasznie trudno wrócić do starszych wpisów. Dlatego po szczegóły odsyłam gorąco do wpisu Lei.
Dla mnie to był świetny wyjazd, choć trudny kondycyjnie. Ciągle miałam wrażenie, że podjeżdżamy, a nie zjeżdżamy. Choć zjazdy podobały mi się wyjątkowo. Jak na pierwszy raz to trasa spoko. Zobaczyłam jeziorka, zdobyliśmy Wielką Kopę, Skalnik i zamek Chełmiec, a właściwie jego ruiny. A przede wszystkim spotkała się świetna ekipa na tej trasie: Lea, Kuba, Toomp, Bogdan i ja. Było ekstra i dzięki wszystkim za tą wycieczkę.
















  • DST 22.50km
  • Teren 20.00km
  • Czas 02:05
  • VAVG 10.80km/h
  • VMAX 40.00km/h
  • Podjazdy 800m
  • Sprzęt Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Wokół komina

Piątek, 25 września 2015 · dodano: 12.10.2015 | Komentarze 0






  • DST 43.50km
  • Teren 35.00km
  • Czas 04:10
  • VAVG 10.44km/h
  • VMAX 35.00km/h
  • Podjazdy 1200m
  • Sprzęt Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Strefa mtb Osówka

Sobota, 19 września 2015 · dodano: 24.09.2015 | Komentarze 0

Jak przestępca wróciłam na miejsce przestępstwa, czyli na Rybnicki Grzbiet. 1 czerwca 2014 roku było panicznie.

A tym razem?
Lepiej.
Ataku paniki nie było.

Za to był 36%-wy wpych

i 29%-wy zjazd

Byli Ania i Zbychu:

I był Bogdan

Zawitał też Tomasz

A mnie wkurzały niechciane telefony, które trzeba było odbierać. I mieć pretekst do niejechania po wąskim zboczu. :)


I były też głupoty na Stravie, której nie wiadomo jakim cudem wydało się, że to ja najszybciej pokonałam Rybnicki Grzbiet.  Hahahaha.

A najlepiej atmosferę dnia prezentuje Ania poniżej



  • DST 32.00km
  • Teren 29.50km
  • Czas 04:08
  • VAVG 7.74km/h
  • VMAX 42.00km/h
  • Podjazdy 1380m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Poplątany BS-owy Śnieżnik

Niedziela, 13 września 2015 · dodano: 14.09.2015 | Komentarze 2

Po pieszej sobocie przyszedł czas na rowerową niedzielę.
Trochę poplątaną i skomplikowaną, ale ekscytującą i pełną pozytywnych emocji.
Zaznaczam, ze wielu osobom podkradłam zdjęcia i wszystkim za nie dziękuję.

Opis dojazdu grup kłodzkiej i bystrzycko-wrocławskiej sobie daruję, bo to właśnie było skomplikowane i żal lekki, że dojazdy ustawione pod grupę b-w nie przyniosły efektu w postaci wspólnego pedałowania, a obsuwa czasowa poplątała potem wszystkim plany.

Za to zdarzyło się kilka przesympatycznych niespodzianek. Pierwszą z nich spotkaliśmy już w Międzygórzu, gdy ujrzeliśmy laskę podobną do Beatki, która okazała się .... Beatką. Ona z kolei była ogromną niespodzianką dla Bogdano - męża swego. Kolejna niespodzianka to Tomek S. docierający do nas samochodem, a także Ryjek z Iwonką i Anią na Śnieżniku. Co prawda  grupka piesza naczekała się na nas okrutnie na Hali pod Śnieżnikiem, ale spotkanie  było przesympatyczne.

Dla mnie i Bogdana początek trasy to Międzygórze, gdzie czekał też Kuba - przygotowany już na zjazd:

Dojeżdża też Tomcar ...

... i w oczekiwaniu na grupy dojazdowe robimy sobie małą pętelkę czerwonym pieszym szlakiem, żeby posmakować terenowego zjazdu.


Zjeżdżamy do parkingu akurat na czas, czyli pitstop pozostałej ekipy:



Jeszcze rzut oka na odjeżdżającą grupę b-w i w zasadzie to tyle miałam przyjemności tego dnia z ich towarzystwa.

Ruszyliśmy i my do góry.
Proszę, jak się Bogdan rozpromienił na mecie, na widok swojej połóweczki - dobrze, że Ryjek tam był z aparatem, bo pięknie uchwycił moment jego zaskoczenia. A mówią, że takie niespodzianki nie są najlepsze. I proszę :)

A z takim uśmiechem na ustach wtoczył się na drewnianych nogach Bogdan. Musiało gdzieś wyjść zmęczenie MASAKRĄ z dnia poprzedniego (115 km i 3500 w pionie) i ja o ile w ogóle bym się ruszyła na takie wariactwo, to chyba potem przez tydzień by mnie reanimowali. A ten? Troszkę tylko wolniej niż zwykle wjechał pod górę, jakby nie miał za sobą Specialized Rallye Sudety 2015.
Nie mam pytań.

Reszta grupy też dotarła.

Nasiadóweczki nikt nie mógł sobie odmówić:


Przystanek na papu, to też intensywne zastanawianie się, co kto gdzie i jak pojedzie? Ostatecznie Bogdano i Mariusz obrali kierunek na Żmijowiec, po grupie b-w zostało tylko wspomnienie, Ryjek z rodziną pomknęli zdobywać szczyt i my w końcu również obraliśmy ten kierunek. Grupka już nam się lekko skurczyła.
No to zaczynamy wpych na szczyt. Choć oczywiście byli tacy, co jechali (Bogdan na pewno, ktoś jeszcze? bo nos miałam na kamieniach i nie przyuważyłam)



I w końcu jest!!!! Tomcara należy wypatrywać na szczycie kamieni. :)

Początek zjazdu ze Śnieżnika.... Na pierwszy ogień EMI, potem Kuba i w kolejce następni.
Gratuluję czasu zjazdu Emi, to nie było byle co. Ale przez to oczywiście nie ma fotek.

i jego końcówka - po drodze z małą glebą i podpórką. Warto czasem jechać na końcu - przynajmniej się człowiek na fajną fotkę załapie. Dzięki Emi.

Zjazd z powrotem pod Halę to też snake Radzia i kolejne rozstanie z częścią grupy. Emi, Kuba i Radzio wybrali czerwony szlak do Międzygórza, Tomcar pocisnął szutrem do auta, a Tomek, Tomek, Artur, Bogdan i ja skierowaliśmy się na Czarną Górę przez Żmijowiec.
Zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę na Skałach Puchacza i pomknęliśmy w piątkę dalej.


A potem miał być kolejny wpych - na Czarną Górę - i był tyle, że Bogdan się z ekipy wyłamał i wziął sobie wjechał. Buuu.



Za to na szczycie i wieży pitstop i pogaduchy...



W końcu i ja wlazłam na górę.

No i zjazd zielonym szlakiem do Iglicznej. Naprawdę wspaniały, wymagający zjazd, zakończony na Iglicznej.










Huraaaa! Daliśmy radę.
Tutaj znowu rozstanie i chłopaki jadą dalej żółtym szlakiem w kierunku Bystrzycy, a my w przeciwną stronę do Międzygórza. Pamiętam zeszłoroczny zjazd tym szlakiem. Tym razem poszło o niebo lepiej.

Dziękuję wszystkim za cały BS-owy weekend. Do następnego.




  • DST 34.30km
  • Teren 30.30km
  • Czas 04:22
  • VAVG 7.85km/h
  • VMAX 40.00km/h
  • Podjazdy 1560m
  • Sprzęt Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Srebrna Góra absolutnie nie do znudzenia

Sobota, 5 września 2015 · dodano: 06.09.2015 | Komentarze 2

Pnie się w górę Srebrna Góra w moim rankingu.
Zdecydowane drugie miejsce zajmuje.
Pierwsze niezmiennie dla Stołowych i Broumovskich (choć to jedno pasmo właściwie).

Tym razem debiut Artura na trasach SG. Jego mina na widok naszych ochraniaczy i "fulfejsa" Bogdana - bezcenna. Chyba to było dla niego małe trzęsienie ziemi, a potem było gorzej. Ale dał radę i to całkiem nieźle. W końcu kto z nas za pierwszym razem objechał trasy 4 razy? Więc naprawdę było ok.

Dwa podjazdy terenem, dwa podjazdy asfaltem.

Jeszcze hehehe ze strony Artura:

Przydało się wszystko, co dziś miałam na sobie - a najbardziej ochraniacze i kask.

Postanowiłam przy ostatnim zjeździe zmierzyć się z hopkami na A1 i tak koncertowej gleby, to nawet na Ślęży nie zaliczyłam.

Nawet do końca nie wiem, jaki błąd popełniłam, ale efekt był taki, że odbiłam się od skarpy z prawej strony i przeleciałam w dół z drugiej strony, nakrywając się rowerem. Analizuję nadal.
Następna hopka była lepsza, ale tylko ciut, bo gleba była w połowie. No ale tam wiem, co źle zrobiłam - za mocno oba hamulce wcisnęłam i postawiło mnie bokiem. Trzeciej hopki w tej sytuacji nie próbowałam, bo przy moim dzisiejszym szczęściu pewnie bym wylądowała w rowie obok mostku.
Lewe udo i prawa dłoń napierdzielają mnie teraz nieziemsko, ale ochraniacze zdecydowanie spełniły swoją rolę - lewą rękę mam porysowaną tylko tam, gdzie się latawki kończyły.

Ale rower cały.
Chyba będę omijać ten odcinek, dopóki nie przestanę panikować i się czegoś więcej nie nauczę.

Bogdan oczywiście miał fun na całego na skoczniach i gapach.

https://plus.google.com/109160087672865810564/post...






  • DST 23.30km
  • Teren 8.00km
  • Czas 01:47
  • VAVG 13.07km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Podjazdy 550m
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zmiana planów w najlepszym momencie trasy

Piątek, 4 września 2015 · dodano: 06.09.2015 | Komentarze 2

Miała być oczywista oczywistość, jak to  jesiennymi popołudniami bywa, a wyszło ciut inaczej.
Górkami nad szkołą i lasem od ul. Słonecznej dotarłam do Jeleniowa, a stamtąd asfaltem do Darnkowa i zielonym szlakiem dotarłam do IMKI. Dalej niebieskim szlakiem do Lelkowej i tu oczywistość się skończyła. Bo chciałam czerwonym do domu trafić.

Jadąc do góry zastanawiałam się, czy zakładać ochraniacze? W końcu jadę lajtowo, rekordów nie biję, więc warto? Ale ostatecznie przysiadłam na pieńku, żeby je założyć i chwilkę to trwało. Zdążyła w tym czasie dojść dwójka turystów do mnie. I się zaczęło. Od słowa do słowa okazało się, że nie byli sami, ale druga dwójka została gdzieś wcześniej, bo kobieta złamała sobie nogę i nie może dalej iść. Ludzie nie wiedzieli gdzie są, nie wiedzieli jak wezwać pomoc w górach i na piechotę szli w stronę Kudowy (!!!!!) żeby poszukać pomocy. No i czy ktokolwiek w tej sytuacji zostawiłby ich bez pomocy? Nie sądzę.

Decyzja była oczywista. Telefon do GOPR-u i porozumienie z ratownikiem, że wyjeżdża z Zieleńca, a ja jadę szukać tej pani, żeby przybliżyć sytuację ratownikowi. Podaję swój numer telefonu dla lepszego kontaktu i ruszam w stronę Błędnych Skał pod górę czerwonym szlakiem, bo takie informacje dostałam od spotkanej dwójki. Swoją drogą pierwszy raz w tą stronę pokonywałam szlak. W końcu znalazłam kobietę i jej męża, oddzwoniłam do ratownika i ustaliliśmy, że doprowadzimy ją do asfaltu - tam dojedzie bez problemu. Kobieta lekko panikowała i nie chciała się z bólu ruszyć, więc najlepszym pomysłem na jaki w tych warunkach było mnie stać, było znalezienie dwóch patyków, obwiązanie ich wokół nogi i usztywnienie stopy, po to żeby dała się wsadzić na siodełko. Usztywnienie samo w sobie pewnie niewiele pomogło, ale wywarło na psychice tej pani na tyle pozytywne wrażenie, że podniosła się z ziemi i wsiadła na rower. Dopchaliśmy ją do asfaltu i przez cały czas gadałam do niej jakieś głupoty, bo jak tylko przestawałam, to ona zaczynała płakać. Mąż też był lekko spanikowany i chyba nie do końca wiedział, co robić. Znowu telefon od ratownika, ale zasięg zanikł i postanowiłam wyjechać mu naprzeciw, przez co ostatecznie się rozminęliśmy, ale jak się już zdzwoniliśmy, to ogarniał już sytuację, więc pożegnałam się telefonicznie z ratownikiem i poszkodowaną panią Elą i panem Karolem.

Zrobiła się szarówka i nie chciałam już dostarczać więcej pracy GOPR-owcom, więc asfaltem wróciłam na chatę. A piszę o tym, bo pierwszy raz w życiu taka sytuacja mi się przytrafiła i myślę, że ten egzamin zdałam na piątkę.



  • DST 18.30km
  • Teren 10.00km
  • Czas 01:25
  • VAVG 12.92km/h
  • Podjazdy 580m
  • Sprzęt Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po południu

Wtorek, 1 września 2015 · dodano: 01.09.2015 | Komentarze 0


Poprawa czasu na niebieskim do Lelkowej. Czerwonego Strava jakoś tym razem nie zmierzyła.