Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi ankaj28 z miasteczka Kudowa-Zdrój. Mam przejechane 14664.11 kilometrów w tym 5565.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 11.12 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

2013 r.:
button stats bikestats.pl
2014 r.:
button stats bikestats.pl
2015 r.:
button stats bikestats.pl
2016 r.:
baton rowerowy bikestats.pl

Dzienne odwiedziny bloga:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy ankaj28.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Góry Złote

Dystans całkowity:81.80 km (w terenie 55.00 km; 67.24%)
Czas w ruchu:07:20
Średnia prędkość:11.15 km/h
Maksymalna prędkość:53.00 km/h
Suma podjazdów:2252 m
Maks. tętno maksymalne:174 (96 %)
Maks. tętno średnie:120 (66 %)
Suma kalorii:2200 kcal
Liczba aktywności:2
Średnio na aktywność:40.90 km i 3h 40m
Więcej statystyk
  • DST 42.80km
  • Teren 30.00km
  • Czas 03:50
  • VAVG 11.17km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Podjazdy 1302m
  • Sprzęt Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Jawornik w słońcu, a potem armagedon

Sobota, 28 maja 2016 · dodano: 02.06.2016 | Komentarze 0

Zwariowana przygoda w Górach Złotych. Drugie podejście - i znowu w deszczu. Choć początkowo nie zapowiadało nic takiego armagedonu, w jakim wracaliśmy do Złotego Stoku. Ale przynajmniej udało nam się spotkać z Anią i Zbychem i choć chwilę pogadać.





Kategoria Góry Złote


  • DST 39.00km
  • Teren 25.00km
  • Czas 03:30
  • VAVG 11.14km/h
  • VMAX 53.00km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • HRmax 174 ( 96%)
  • HRavg 120 ( 66%)
  • Kalorie 2200kcal
  • Podjazdy 950m
  • Sprzęt Lycan
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Góry Złote ze złotą jedenastką

Sobota, 5 kwietnia 2014 · dodano: 06.04.2014 | Komentarze 9

Od samego początku patrząc na zaplanowaną przez Zbyszka  trasę, miałam wątpliwości czy powinnam się tam wybierać. Zapowiadało się bardzo  ostro i ciężko i jeszcze dodatkowo zgasiła mnie pogoda, która od razu w Kudowie dała popis i zapowiedziała co nas jeszcze dodatkowo może czekać. No ale rowery i plecaki spakowane, więc trudno: ruszyliśmy wraz z Cerberem27 z nastawieniem, że jakoś to będzie.

No i było.

Po dojeździe na parking w Lądku okazało się, że cała ekipa już na nas czeka w bardzo klimatycznej bramie - chowając się, a jakże, przed deszczem. Szybkie przywitanie i zapoznanie się z nowymi członkami ekipy i start.

Pierwszy podjazd okazał się tak zabójczy, że musieliśmy zrobić przystanek na uzupełnienie wody w organizmach. W tym czasie deszcz również postanowił wziąć trochę na wstrzymanie i w końcu puścił nas w dalszą drogę.

Na mały rozruch Zibi postanowił zrobić nam najpierw mały labirynt i wspinaczkę alpejską, ale z braku czekanów pomocnym sprzętem okazały się rowery.


Następną atrakcją był tor przeszkód i ścieżka zdrowia, gdzie mogliśmy poćwiczyć inne mięśnie, nie używane raczej podczas jazdy, np.: biecpsy przy podnoszeniu ciężarów, lub rzucie rowerem na odległość przez zwalone pnie.

Gdy w końcu Wodzu ulitował się nad nami maluczkimi i zezwolił niektórym na dalszy wjazd szutrówą, za przewodnika dając nam Anię, zrobiło się wesoło, wycieczkowo i niezbyt męcząco. Druga część grupy niestety zezwolenia od trenera nie dostała i pojechała ćwiczyć skłony, przysiady i skoki nad przeszkodami.

Nasza szósteczka, czyli: Ania, Bogdano, Ryjek,Feniks, Gregor (albo Greger) i ja dotarła do przepięknego miejsca - nie mam bladego pojęcia gdzie - ale możliwości rozjazdu naliczyłam aż siedem i stamtąd zaatakowaliśmy "podjaździk" do ruin, który potem z ogromną przyjemnością zjechałam.


Cały zjazd zarezerwowali sobie najlepsi, więc trudno musiałam się pogodzić ze stratą zjazdu po kamolach i zadowoliłam się błotem i korzeniami, niech mają.

Dalszej jazdy, aż do jedzenia w Travnej, nie ogarniam. Przy podjazdach, na których litościwie Wódz i reszta oczekiwali na mnie wymiękałam, ale nie wypadało krzyczeć na Przewodnika z obawy, że jeszcze większy hardcor mi zafunduje więc gromy leciały w kierunku dobrze mi znanym. Na szczęście Ryjek zmotywował mnie do dalszych ćwiczeń i dostarczył kalorii, bo nie ma to jak wzajemne zrozumienie uciśnionych.

Przyznaję jednak, że Wodzu też wiedział czym opornych zachęcić i skierował nas na przecudowne zjazdy, zwłaszcza zjazd po jakiejś łące przed Travną mi się spodobał.

Technicznie był to bardzo trudny wyjazd i cieszę się, że Zibi nie zrealizowł go do końca, bo byłoby ze mną kiepsko. Ale z drugiej strony to tylko powoduje, że na pewno w Góry Złote wrócę.

Niektóre zdjęcia pożyczyłam od EMI, a mapka jest do wglądu u Cerbera27, bo u mnie nie koniec kłopotów ze sprzętem.