Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi ankaj28 z miasteczka Kudowa-Zdrój. Mam przejechane 14664.11 kilometrów w tym 5565.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 11.12 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

2013 r.:
button stats bikestats.pl
2014 r.:
button stats bikestats.pl
2015 r.:
button stats bikestats.pl
2016 r.:
baton rowerowy bikestats.pl

Dzienne odwiedziny bloga:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy ankaj28.bikestats.pl
  • DST 51.00km
  • Teren 43.00km
  • Czas 04:38
  • VAVG 11.01km/h
  • VMAX 40.90km/h
  • Podjazdy 1523m
  • Sprzęt Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Kolejny atak na Broumovskie Steny, czyli rodzina canyonów w akcji

Sobota, 2 maja 2015 · dodano: 12.05.2015 | Komentarze 4

Oj, się działo.
W tym wypadzie warto przeanalizować wykres, bo na dość małym obszarze wyszło kilka naprawdę ciekawych pętelek. A i tak znowu nie zajrzeliśmy wszędzie, gdzie planował Bogdan. Wąwóz nadal dla mnie pozostaje do odkrycia.
https://connect.garmin.com/activity/764140297

Spotykamy się z Anią  i Zibim w Karłowie i najpierw dla rozgrzewki przejeżdżamy niebieskim szlakiem pod Szczelińcem. Po wczorajszych opadach deszczu łąki pasterskie jeszcze nie są atrakcyjnym odcinkiem, więc skręcamy w stronę parkingu przy żółtym szlaku. A tam Bogdan ma dla nas pierwszą malutką niespodziankę: zjazd żółtym pieszym szlakiem do Pasterki. Tyle, że ta niespodzianka okazała się na ten moment zjeżdżalna tylko dla niego (czemu zwątpiłam? !!! Nie mam pojęcia).

Z góry uprzedzam, że zdjęcia Ani są tak ładne i ciekawe, że nie mogłam się powstrzymać, żeby jej kilka nie podkraść. Zbychowi również. O Bogdanie nie wspominając.

Na przyszłość jednak, jak nie będę musiała, to raczej ten odcinek będę omijać - naprawdę jest pieszy.

Pierwsza pętelka to objechanie schroniska w Pasterce przez łąki i dojazd do punktu granicznego i rozjazdu przez żółty szlak leśny. Tu w kilku miejscach konieczne okazało się zejście z rowerów i ominięcie powalonych w poprzek drogi drzew.

Kolejna  pętelka to oczywiście Bożanowski Szpicak, gdzie jedni spożywali ....

a inni spożywali ....


Z niego pojechaliśmy na żółty zjazd (hmmm, jakoś dziwnie częsty kolor tej wycieczki). Tyle, że plan zakładał zjazd do samego końca. Ufff, było mocno. Trzeba było tylko zaczekać, aż piesi turyści ustąpią pola rowerzystom dwóm.

Piękne ujęcie Zbycha "w locie" ci tutaj Aniu wyszło.

Pierwszy raz jechałam tym szlakiem na sam dół, czyli jak zwykle nie wiedziałam gdzie jesteśmy.
W dalszej części sprawdzałam, czy mały może więcej....


i okazuje się, że jeśli ściągnę plecak, to spokojnie pod tym drzewem przejadę.

Ania też się zmieściła.

A chłopaki nie hihihi :)

Dotarliśmy do krzyżujących się szlaków i tym razem postanowiłam NIE MYŚLEĆ. Opłacało się, bo gdy reszta analizowała optymalną trasę, ja po prostu ruszyłam - raz już spękałam, starczy.

zaraz potem Ania, Zbychu i Bogdan. I w tym miejscu muszę przyznać, że serce wielkie, cierpliwość i samozaparcie Ania ma wielkie, bo wiedząc jaką masakrę zjazdową Bogdan chce nam zafundować i po kosmicznej przygodzie i dystansie z dnia poprzedniego, z uśmiechem na twarzy znosiła przeciwności losu i  w ogóle zdecydowała się na ten wyjazd.
I nie zabiła nas za te zjazdy.

Po zjeździe okazało się, że jesteśmy w Bożanowie, gdzie spotykamy Mariusza i Wojtka. Dali się chłopaki namówić na kawałek wspólnej trasy. Fajnie.  Za Machowskim Krzyżem rozdzielamy się po to, by potem znów spotkać się w Americe i poznać następnych znajomych.

Koruna

Drugi raz docieramy "cudownym" podjazdem (na szczęście krótkim) na Machovski Krzyż

Tym razem ciśniemy już prosto do telewizorów......

Panowie pozwolili mi zjechać pierwszej ..... i wreszcie robię fotkę, jaką od dłuższego czasu mam w głowie:


Dalszy odcinek również jest nie byle jaki, choć często go pomijamy w swoich opisach. Zbychu - zgodnie z radami bardziej doświadczonego kolegi - ciśnie więc prawą stroną na dół, rozganiając po drodze pieszych turystów. Stromizna, kamienie, liście zakrywające drogę - to są dość spore utrudnienia, ale tym ciekawszy jest ten odcinek.

Po szalonych zjazdach chwila przyjemności dla Ani - dojazd do Ameriki. Pocisnęła i tyle ją widziałam. Dotarłam tam, jak zwykle ostatnia, ale przynajmniej już miejsce było zarezerwowane.

Podjazd od Ameriki pokonał mnie, a nie ja jego, więc oczywiście wszyscy musieli zaczekać, aż się tam jakoś wtoczę. No trudno, nie od razu Kraków zbudowali. :)


Dobrze, że potem jest dojazd do uskoku i sam uskok, bo inaczej nikt by mnie nie zmusił tyle razy się tam pchać.

Znowu przyszło mi podziwiać anielską cierpliwość Ani, bo przecież nie każdy musi lubić takie hardkory, prawda?

A chłopaki? No cóż, oni są klasą samą w sobie.




Mi też się udało nie spękać i uskok po raz kolejny zaliczam. Po raz kolejny lewą stroną - na prawą jakoś się jeszcze nie mogę zdecydować.

I wspólna fotka naszych maszyn:
na uskoku....

...i na Hveździe

Po dotarciu na Hvezdę robimy podejście do zjazdu najtrudniejszym kawałkiem.

Tym razem dojechałam do schodów. Wrażenie inne - mniej strachliwe, ale nadal na tyle blokujące, że nie daję rady go zjechać. Odważył się tyko Bogdan - dwa razy. Pierwszego razu nie zdążyłam zobaczyć, natomiast drugi podniósł mi znowu ciśnienie i włosy na głowie. Gdyby mnie tak zarzuciło, jak jego, to już przy pierwszym zarzuceniu koła bym leżała i kwiczała, a drugiego pewnie bym nie przeżyła w całości. A on? .... No, nie powiem, że to była kaszka z mleczkiem, ale że zapanował nad rowerem, to już było mistrzostwo.



A potem jeszcze trochę świetnego zjazdu i asfaltowy podjazd do Pańskiego Krzyża i trzeci raz do Machowskiego Krzyża. Po grupowej konsultacji okazuje się, że już nikt nie ma ochoty robić go po raz drugi, więc wąwóz zostawiamy na inny raz. Na powrocie do Karłowa ustalamy, ile komu przewyższeń wyszło i okazuje się, że osiągnęłam magiczne 1500 m w pionie - pozostałym wychodzi więcej. To jest chyba na razie moja granica - choć niedawno tak mówiłam o 1000 m. Ale tym razem w postawieniu tej granicy wybitnie "pomogło" mi siodełko. Oj, dało mi popalić równo - do tego stopnia, że zaczęłam się zastanawiać nad jego zmianą. Ale nie ma co narzekać, bo wycieczka była naprawdę wyjątkowa i bardzo się cieszę, że mogłam na niej być.




Komentarze
ankaj28
| 19:29 czwartek, 14 maja 2015 | linkuj A dziękuję :)
cerber27
| 18:26 czwartek, 14 maja 2015 | linkuj Muszę przyznać że zrobiłaś duży postęp na zjazdach, rok temu bałaś się schodzić z uskoku a teraz zjeżdżasz go jak by nigdy nic. Gratuluje!!
z1b1
| 13:03 środa, 13 maja 2015 | linkuj Świetna relacja, tak się zaczytałem że tylko wspominam jak się dobrze bawiliśmy na telewizorach i masie kamieni jakie pokonaliśmy. Było super i już czekam na kolejne wyjazdy, a z Twojej relacji wynika że wąwóz to musi być coś ciekawego na co będę tym bardziej czekał. Pozdrower!
Lea | 05:52 środa, 13 maja 2015 | linkuj Świetna wycieczka!
Takie tereny to nic tylko objeżdżać i objeżdżać. I objeżdżać! :)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa nanic
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]