Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi ankaj28 z miasteczka Kudowa-Zdrój. Mam przejechane 14664.11 kilometrów w tym 5565.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 11.12 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

2013 r.:
button stats bikestats.pl
2014 r.:
button stats bikestats.pl
2015 r.:
button stats bikestats.pl
2016 r.:
baton rowerowy bikestats.pl

Dzienne odwiedziny bloga:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy ankaj28.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2015

Dystans całkowity:280.00 km (w terenie 220.00 km; 78.57%)
Czas w ruchu:25:55
Średnia prędkość:9.76 km/h
Maksymalna prędkość:250.00 km/h
Suma podjazdów:6470 m
Liczba aktywności:11
Średnio na aktywność:25.45 km i 2h 35m
Więcej statystyk
  • DST 37.50km
  • Teren 37.00km
  • Czas 03:40
  • VAVG 10.23km/h
  • VMAX 35.00km/h
  • Podjazdy 970m
  • Sprzęt Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Lipovske Stezky z BS-ami

Sobota, 31 października 2015 · dodano: 12.11.2015 | Komentarze 0

Dwa tygodnie temu nie wyszło, ale chodził za mną ten wyjazd bardzo. Bardzo chciałam zobaczyć Lipovske Stezky i tak się złożyło, że na wycieczkę zdecydowali się też Ania i Tomek. Na miejscu okazało się, że do ekipy dołączył Feniks i Greger. Wszystko, co przeczytałam dodatkowo o LS na stronie 1Enduro się sprawdziło. Gorąco polecam ten tekst każdemu, kto chciałby się zapoznać z trasami i okołotrasowymi atrakcjami.

A jak ktoś chciałby się uśmiechnąć do dowcipnych i cudnych opisów tej przygody to zapraszam do Feniksa i Gregera.

Zaliczyliśmy wszystkie ścieżki: i na Heliosie i na Tocu. Ścieżki są bardzo czytelne, sztuczne i genialnie przygotowane. Rewelacyjnie się jeździło, zwłaszcza w tak świetnym towarzystwie. Dzięki wszystkim za ten wypad. No i kilka fotek.
















  • DST 19.00km
  • Teren 19.00km
  • Czas 02:35
  • VAVG 7.35km/h
  • VMAX 30.00km/h
  • Podjazdy 660m
  • Sprzęt Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Trutnov Trails czyli do trzech razy sztuka

Poniedziałek, 26 października 2015 · dodano: 27.10.2015 | Komentarze 1

Trochę przypadkowe wolne w pracy okazało się bardzo przydatne i rewelacyjnie wykorzystane. Odkryłam dla siebie nowe możliwości na Trutnov Trails, które do tej pory nie porywały mnie aż tak bardzo. Mierzyłam się z nimi już dwa razy i można powiedzieć, że to było 2:0 dla TT. Do dziś, dziś miałam naprawdę MEGA FUN, gdy okazało się że czerwony trail jest naprawdę idealny do szkolenia techniki jazdy. Mega fun miał też Bogdan, gdy mógł sobie mnie poochrzaniać, ile chciał bez żadnych konsekwencji, a wręcz z pokornym przyjmowaniem tego ochrzanu.

Zwłaszcza ostatnie 400 metrów szlaku rewelacyjnie się tu sprawdziła. Zaleta jeszcze jedna, w porównaniu do Góry Parkowej: mniejsze nachylenie terenu na dłuższym i przygotowanym do jazdy odcinku. Ja zostałam tu, żeby się uczyć, a Bogdan pojechał na objazd czarnego trailu. Pocisnęłam tak 8 razy na krótszym i dwa razy na dłuższym odcinku, z czego nazbierało się 5 km. !!!:).



Oczywiście, gdy już mi się wydawało, że dobrze to robię, trenejro zabił mnie śmiechem, że pochylam wszystko, tylko nie rower. Nagrać mnie zamierzył, więc sprężyłam się w sobie i wyszło lepiej, choć oczywiście nie idealnie. Prawoskręty jednak już trochę załapałam. Ćwiczyłam też jazdę po bandzie i po jakichś 5 razach pod rząd udało mi się nie ściąć zakrętu i odrobinę przechylić kierownicę, a nie siebie.

Zaje...fajne to jest, ale o ile dzieciakom wychodzi taka nauka intuicyjnie, o tyle ja mam w głowie za dużo obciążeń. Ale mam też wyobrażenie, jak to kiedyś będę robić.

Po zabawie na modrinovym trailu pojechaliśmy w kierunku czarnego. Oczywiście zanim tam dojechałam, Bogdan zdążył jeszcze zaliczyć czerwony szlak. Pojechalismy też małą pętlę kozim (niebieskim) trailem i okazało się, że chyba popracowali nad nim nasi sąsiedzi, bo zdecydowanie lepiej się nim jechało. Miejsc do trenowania zakrętów i band też się znalazło.

No ale w końcu przyszedł czas na czarny trail i SCHODY !!!! Od samego początku się zastanawiałam, czy w końcu dam sobie z nimi  radę, czy znowu zaliczę porażkę?
Ostatnio stromizna była dla mnie nie do pokonania, a dziś?
Stanęłam, popatrzyłam i ... ZJECHAŁAM

Oto dowód - i dowcip Bodzia: podniosły moment, to podniosła muza. :)


To się nazywa efekt "Finale Lgure".






  • DST 28.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 02:20
  • VAVG 12.00km/h
  • VMAX 43.00km/h
  • Podjazdy 700m
  • Sprzęt Lycan
  • Aktywność Jazda na rowerze

Góry Stołowe

Sobota, 24 października 2015 · dodano: 29.10.2015 | Komentarze 0

No i stęskniłam się za Górami Stołowymi. W końcu ostatnio byłam tam we wrześniu i to tylko trzy razy!!!

Standardową pętelkę sobie urządziłam. Drogą Stu Zakrętów w stronę Karłowa, po ok. 4 km za szlabanem w lewo i już terenem na Lelkową. Zjazd niebieskim szlakiem do Parkingu przy IMCE i do Karłowa asfaltem. Niebieskim szlakiem pod Szczelińcem do parkingu przy żółtym szlaku i z powrotem do Karłowa. Nie mogłam sobie odmówić przyjemności zjechania czerwonym szlakiem do Jakubowic, więc dotarłam tam znowu niebieskim szlakiem do Lelkowej.

Nawet spotkałam trochę turystów na szlaku i nie wiem kto był bardziej zdziwiony.





  • DST 10.00km
  • Teren 9.00km
  • Czas 00:50
  • VAVG 12.00km/h
  • VMAX 30.00km/h
  • Podjazdy 260m
  • Sprzęt Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ćwiczenie czyni mistrza

Piątek, 23 października 2015 · dodano: 24.10.2015 | Komentarze 0

Zabawa rowerem na Górze Parkowej.

Po schodach, między drzewami, na skuśkę, innymi niż zawsze ścieżkami.

Jakieś takie płaskie stały się schody - gdzie ja tu problem widziałam?

Skręty jeszcze nie wychodzą, ale spoko.

Spacerowicze dziwnie się przyglądali dziewczynie noszącej rower po schodach.

Do czasu, gdy z nich zjechałam.




  • DST 26.00km
  • Teren 19.00km
  • Czas 03:20
  • VAVG 7.80km/h
  • VMAX 30.00km/h
  • Podjazdy 1180m
  • Sprzęt Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Srebrna Góra ABC

Niedziela, 18 października 2015 · dodano: 20.10.2015 | Komentarze 0

Srebrna Góra z Bogdanem i Kubą. Nadspodziewanie ciepło. Dwa inne, niż dotychczas, podjazdy. Przy pierwszym zjeździe - trasą A - Kuba nagrywa mój przejazd. Trochę mu współczuję, że nie miał jak rozwinąć skrzydeł, jadąc za mną, ale dzięki temu dostałam kolejne cenne wskazówki, co mogę poprawić, żeby lepiej jeździć. Zwłaszcza na "literkach U" i zakrętach. Cholera, dużo pracy przede mną. Warunki pogodowe dobre i złe. Dobre, bo pogoda zrobiła super niespodziankę i było ciepło, a złe, bo po kilkudniowych deszczach było ślisko, błotniście i mokro. Za wolno jechałam i błoto nie chciało się odklejać od opon, co zdecydowanie zmniejszało przyczepność do podłoża. To nie były warunki na rekordowe przejazdy, a jednak jakimś dziwnym trafem trasa C wyszła mi najlepiej w tym sezonie. Naprawdę byłam zdziwiona, bo rower sprowadziłam w miejscach, które dotąd zjeżdżałam. Widocznie pozostałe odcinki tej trasy płynniej zjechałam, niż do tej pory. Po trasie B zrobiliśmy sobie z Kubą małą przerwę, a Bogdan pomknął na jeszcze jedną pętlę. Po obiadowej przerwie jeszcze jeden przejazd i do domu.

Po arcytrudnych trasach na Finale SG już nie wydaje mi się taka trudna, a jednak zjazd przed hopkami i "U" zaraz po nich mnie tym razem przerósł. I jak to ocenić? Wstecz, zamiast w przód? Ale tak to jest, jak się próbuje pracować nad nową pozycją. Tak mocno się nad tym skupiałam, że aż reszta przestała wychodzić, a spinka wtedy blokuje i przeszkadza. Ale postęp jest taki, że nie zaliczyłam ani jednej gleby i to akurat wydarzyło się po raz pierwszy odkąd tam jeżdżę.

I jeszcze dziwniejsze jest, że nie jeździło mi się wcale tak super, miałam wrażenie, że rzeźbię, zamiast "płynąć", a jednak....
A: 13:55 drugi czas sezonu
B: 14:03 drugi czas sezonu
C: 26:02 pierwszy czas sezonu
Mówię oczywiście o swoich własnych czasach przejazdu, porównując je tylko ze sobą, z nikim innym. Więc może jednak jest progres?




Kategoria Srebrna Góra


  • DST 40.00km
  • Teren 30.00km
  • Czas 03:25
  • VAVG 11.71km/h
  • Podjazdy 450m
  • Sprzęt Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Finale Ligure Dzień 6: Wreszcie lajt na koniec

Piątek, 9 października 2015 · dodano: 12.11.2015 | Komentarze 0

Piątek.
Ostatni dzień jazdy. Dwa razy zjechałam z Wiktorem singlem i raz OS-em. Ależ to dziecko zasuwało, nawet w pewnym momencie mi się zgubił tak szybko jechał. Dał radę na całego. Było ekstra. Na zdjęcia już nikt nie miał czasu.






  • DST 3.00km
  • Teren 3.00km
  • Czas 00:25
  • VAVG 7.20km/h
  • Sprzęt Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Finale Ligure Dzień 5: kryzys zakończony jednym zjazdem

Czwartek, 8 października 2015 · dodano: 17.10.2015 | Komentarze 0

Czwartek.
Jak usłyszałam rano, że ekipa jedzie zaliczać kolejny EWS2015, zwątpiłam. A po czterech dniach naprawdę ostrej wyrypy miałam już w kolekcji tyle siniaków i zadrapań, że spokojnie mogłabym startować w castingu do horrorów, jako ofiara rzeźnika. Wiktor też nie przejawił chęci porannego prowadzania roweru po skałach, więc Bogdan mógł wreszcie się wyżyć, bez frustracji, że mu się znowu rodzina zgubiła.Resztę wrażeń - mam nadzieję - Bogdan opisze na swoim blogu.

Tak więc zorganizowaliśmy sobie czas z Wiktorem inaczej. Ale po południu podkusiło nas, żeby pojechać na zjazdy. To nie był jednak dobry pomysł, trzeba było odpoczywać dalej. Nawet w zjazdach rozgrzewka jest potrzebna, inaczej nogi masz z drewna, kierownica jest za duża, równowagi nie można złapać, wkurza i rozprasza każdy najdrobniejszy nawet błąd. Ale potem się okazuje, że to i tak był najlepszy czasowo przejazd. Dziwne.

Poddałam się po tym przejeździe i odechciało mi się dalszej jazdy na całego. Ale nie zostałam sama, bo oprócz Wiktora dalszą jazdę porzuciła też Karolina, która - po awarii swojego sprzętu - jechała na rowerze nie dopasowanym do siebie i też jej to nie podeszło. Tak więc poczekaliśmy na resztę w pięknych okolicznościach przyrody i z Wojtkiem zjechaliśmy busem do Finale.









  • DST 27.00km
  • Teren 22.00km
  • Podjazdy 150m
  • Sprzęt Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Finale Ligure Dzień 4: NATO BASE

Środa, 7 października 2015 · dodano: 12.11.2015 | Komentarze 0

Środa.
Link do wpisu Bogdana.
4 zjazdy 3-kilometrowymi odcinkami na Nato Base. Rewelacyjne wykorzystanie nieczynnej od lat bazy wojskowej. Zabawa na całego bo do góry podjazd busem i potem już tylko w dół. Ekstra trasy. Na koniec zjazd trasą EWS5 i rowerowe dotarcie do Finale.















  • DST 19.00km
  • Teren 19.00km
  • Czas 02:30
  • VAVG 7.60km/h
  • VMAX 30.00km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 100m
  • Sprzęt Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Finale Ligure Dzień 3: Isallo Extasy - moja ekstaza

Wtorek, 6 października 2015 · dodano: 15.10.2015 | Komentarze 2

Wtorek.
No to opisy tras zacznę od tej, która mi się najbardziej spodobała.
Po dwóch dniach hardcoru, armagedonu i rzeźni oraz myśli o tym, co my tu w ogóle robimy, wreszcie niespodzianka: zjazd na miarę moich możliwości.

Wojtek wywozi nas i nasze rowery busem poza Finale w okolice miejscowości Isallo  i zjeżdża na dół, żeby nas potem odebrać i znowu podrzucić na start. Podjazdy podjazdami, ale żeby z tego rodzaju wyjazdu jak najwięcej skorzystać, to opcja podwózki jest najlepsza z możliwych. W końcu podjeżdżać można wszędzie, ale taaakich zjazdów to już na pewno nie ma "wszędzie" i tutaj rzeczywiście jazda pod górę na rowerze poza granicami miasta mija się po prostu z celem. Szkoda czasu.



Jestem wystraszona i sfrustrowana tym, co nas czeka, bo już wiem, że to, co dla innych jest lajtowe, dla mnie oznacza walkę o przeżycie. Oczywiście dodatkowo martwię się o Wiktora, choć okazuje się, że młody znosi trudy jazdy zdecydowanie lepiej ode mnie. 
Na początek zaplanowany jest trzykrotny zjazd 3-kilometrową trasą Toboga Canova. Trasa jest podzielona na 3 sekcje, pierwsza wydaje mi się najbardziej techniczna: wąskie, kamieniste ścieżki, uskoki, trochę zakrętów. Wąsko "rozstawione" drzewa, wśród których trzeba uważać na kierownicę i balansować ciałem i rowerem, żeby nie zaliczyć gleby.


Pierwszy zjazd był zwiadowczy, dlatego znalazła się chwilka na zrobienie zdjęcia. Za pierwszym razem rower w takich miejscach,  jak powyżej po prostu sprowadzałam. Ale po ścieżkach, takich, jak poniżej było ekstra: prawie, jak u nas.

Koniec drugiej sekcji wygląda tak: lajcik, prawda?

Trzecia sekcja dla tych, co potrafią już jeździć, to zdecydowanie flow. Dla mnie i Wiktora za pierwszym razem przeprowadzanie roweru przez ciasne zakręty i uczenie się ścieżki oraz podpierania nogą na nich.



Nauka wychodziła różnie, ale powyższy zakręt za pierwszym razem wyszedł mi koncertowo, czyli tak, jak Wiktorowi poniżej:

Nie wygląda, ale niezła ścianka tu była. Nie zjechałam jej ani razu, a byłam tu łącznie cztery razy.
Mimo trudniejszych momentów Bogdan pozjeżdżał sobie z wielkim funem i rogalem na twarzy.

Ja prawdziwą frajdę miałam dopiero za drugim i trzecim razem, gdy przestałam się bać o to, że sobie nie poradzę.

3 kilometry to dużo czy mało?
W tym przypadku dużo, moje czasy przejazdu zresztą mówią same za siebie:
1 zjazd: 33:27
2 zjazd: 32:10
3 zjazd: 27:34
Dla porównania Bogdana Personal Record na tym odcinku wyniósł: 21:00. Byłby o połowę lepszy, ale w ten czas wliczyły się postoje i oczekiwania na mnie i Wiktora.
Pozostali faceci to dla mnie inna liga, więc nie mam się co z nimi równać. Cieszyłam się z własnych postępów i pracy nad pozycją.

Po tych zjazdach zaplanowany był zjazd trasą Isallo Extasy, ale Wiktor był już bardzo zmęczony, więc powstał dylemat, kto ma z nim zjechać na kwaterę? Na szczęście dla mnie Bogdana napier...dzielał palec ręki, uszkodzony wcześniej i wspaniałomyślnie zaopiekował się młodym, a ja mogłam pojechać z ekipą na dalszą trasę.

I to była najfajniejsza i najciekawsza trasa, jaką udało mi się poznać na całym obozie. Po prostu cudo. Tak jakby połączyć Srebrną Górę, Broumovsko i Śnieżnik w jeden trail. Najpierw był 3-km podjazd, który o dziwo bardzo mi przypadł do gustu, niespecjalnie trudny czy stromy, dał nogom rozgrzewkę, której brakło wcześniej jeżdżąc tylko w dół.

Dotarliśmy na szczyt :

Przygotowania do zjazdu i ogarnianie trasy na tracku, bo w tym sezonie żaden z nich jeszcze tam nie był, więc niespodzianek należało się spodziewać. Czyli znowu, poczułam się jak w domu.

Już wiedziałam, że lekko nie będzie, bo trasa miała 7 km. Zaczęło się świetnie: chaszczowaniem  -  huraaa! Ja to umiem. W noszeniu roweru przez krzaki jestem dobra. Aż musiałam się zatrzymać i fotkę trzasnąć.


Po zboczu góry najpierw trawers, potem zrobiło się skaliście i wąsko. Były rynny i hopki, jazda w lasku i na otwartej przestrzeni. A ponieważ chłopaki pocisnęli na dół w ogóle się za siebie nie oglądając nie miałam ciśnienia, żeby ich gonić. No i czekał na mnie Wojtek, który zaopiekował się najsłabszym członkiem ekipy. A dzięki temu miałam bezcenne lekcje jazdy tylko dla siebie. Wskazówki co do techniki jazdy i wyboru ścieżki naprawdę zapamiętam i z całych sił będę się ich uczyć, bo teraz już wiem, jak ma to wyglądać.

No i gdy trafiłam na najlepszy odcinek tej trasy, czyli włoskie "telewizory" ZŁAPAŁAM   PIERWSZEGO  W ŻYCIU  SNEJKA !!!!!!   Ja !!!!!

Miałam ze sobą wszystko - poza pompką, która pojechała z Bogdanem do domu. Buuuuu. Późno i ciemnawo (już koło 19 godziny było). Ostatni kilometr trasy przebiegłam w dół z rowerem, gdzie przy asfalcie czekała na mnie Karolina. Nie było czasu już na więcej, więc poprosiłam ją tylko, żeby zjechała asfaltem do chłopaków, powiedzieć, im że za moment dotrę. Kamil się przy okazji okrutnie zdziwił, że nigdy do tej pory mi się snake nie przytrafił, myślał, że żartuję.

"Pierwszy raz" w takich okolicznościach przyrody zapamiętam na zawsze.



  • DST 33.50km
  • Teren 25.00km
  • Czas 03:00
  • VAVG 11.17km/h
  • VMAX 250.00km/h
  • Podjazdy 900m
  • Sprzęt Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Finale Ligure Dzień 2

Poniedziałek, 5 października 2015 · dodano: 12.11.2015 | Komentarze 0

Poniedziałek.
Najpierw pojechaliśmy na OS2. Baaardzo trudna trasa - najłatwiejszy z niej był podjazd. Dużą część zjazdu po prostu sprowadzałam rower, bo tak ciasnych, stromych i trudnych technicznie zakrętów jeszcze do tej pory nie widziałam.
 


Trochę fotek u Bogdana.

W drugiej części dnia już było lepiej - pojechaliśmy na Rollercoster. Taka MEGA Srebrna Góra. Z kosmiczną glebą, po której myślłam, że przetrąciłam kręgosłup. Kciuk boli mnie do dziś. Ale adrenalina wypływała mi uszami i takich emocji na zjazdach nie przeżyłam do tej pory. Było rewelacyjnie. Na zdjęcia nie było czasu.