Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi ankaj28 z miasteczka Kudowa-Zdrój. Mam przejechane 16001.99 kilometrów w tym 5565.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 11.15 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

2013 r.:
button stats bikestats.pl
2014 r.:
button stats bikestats.pl
2015 r.:
button stats bikestats.pl
2016 r.:
baton rowerowy bikestats.pl

Dzienne odwiedziny bloga:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy ankaj28.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2014

Dystans całkowity:470.05 km (w terenie 227.00 km; 48.29%)
Czas w ruchu:33:38
Średnia prędkość:13.86 km/h
Maksymalna prędkość:59.90 km/h
Suma podjazdów:9028 m
Maks. tętno maksymalne:181 (100 %)
Maks. tętno średnie:144 (80 %)
Suma kalorii:12581 kcal
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:33.58 km i 2h 35m
Więcej statystyk
  • DST 41.20km
  • Teren 38.00km
  • Czas 03:21
  • VAVG 12.30km/h
  • VMAX 39.30km/h
  • HRmax 181 (100%)
  • HRavg 132 ( 73%)
  • Podjazdy 1200m
  • Sprzęt Lycan
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Wzgórza Oleszeńskie - Radunia - Ślęża -

Sobota, 31 maja 2014 · dodano: 08.06.2014 | Komentarze 1

Niewysoko, niedaleko, nieciekawie?

Wszystkie odpowiedzi na nie !!!!

388 mnpm - Przełęcz Tąpadła
573 mnpm - Radunia
717 mnpm - Ślęża

Te trzy punkty to takie odnośniki dla mnie, które wiem gdzie są i gdzie byliśmy, ale wszystko, co pomiędzy z nazw jest słabo przeze mnie przyswojone. Dlatego polecam relacje pozostałych uczestników, których tym razem nie było aż tak dużo (w porównaniu do Bardzkich):
1. Miejscowi czyli: Emi, Kuba, Andrzej, Kuba  i kolega, który w sumie błyskawicznie zaginął w akcji
2. Zamiejscowi czyli: Artur, Bogdan i ja
3. Kolega, którego imienia nie wolno wymieniać
4. No i na koniec nasza największa niespodzianka tego dnia czyli kolejni zamiejscowi: Ania i Ryjek - na ich widok radość zapanowała powszechna, co nie omieszkano uczcić odpowiednim toastem (bez fotki, bo jest na nim ten, którego imienia nie wolno wymieniać)

Rozpoczynamy naszą niesamowitą podróż.

A oto delikatna wymiana zdań między mną a Ryjkiem na temat: to jednak wracamy z Anią, bo nam się nie podoba :) Ania i Emi spokojnie oczekują na wynik walki. Panowie jednak nie wytrzymali i biegli na pomoc Ryjkowi. :)
Ciekawe, że wszystkie trzy możemy mu się pod wyciągniętym ramieniem schować.

Na rozruch i podpuchę Emi wystartowała nas najpierw po płaskim terenie - żeby nam zrobić małą rozgrzeweczkę przed podjazdami

Przejechanie Wzgórz Oleszeńskich miało zostać zakończone zdobyciem Raduni i to był mocny punkt programu. Najpierw lekko, łatwo i przyjemnie, potem hopki, małe, krótkie i wykańczające co słabszych (czytaj: mnie), a potem przepięęęęękny singiel prowadzący na szczyt Raduni. No cudnie po prostu.
Przystanek przed hopką - mam trochę trudny wybór w zdjęciach, ze względu na Pana, którego imienia nie wolno wymieniać, ani pisać:





Przerwy po drodze owszem były:
Ania dostarczała sobie z uśmiechem na ustach czystej energii:

Ryjek kontemplował w samotności:

Kuba poszukiwał zagubionej śrubki, a Bogdan wysłuchiwał wykładów profesorskich o jakichś technicznych pierdołach

My z Arturem postanowiliśmy pobawić się w gierki telefoniczne

Emi postanowiła wrócić po zagubioną część stada i wróciła sama - okrojona ekipa w postaci Kuby i Andrzeja dogoniła nas ostatecznie na Raduni.

Ale nawet, jak momentami było trudno, to Ania pokonywała to z uśmiechem - tylko podziwiać i brać przykład.

A oto najpiękniejszy fragment tej części trasy:

(fot. powyżej i kilka w dół: Ryjek)
Popasaliśmy więc troszeczkę, nacieszyliśmy oczy widokami.... (trudno: Pana kinww nie dało się wyciąć :) sory)

..... i dla hardcorowców w tym miejscu zaczął się jeden z  najciekawszych dla nich  fragmentów, bo zjazd z Raduni na złamanie karku z prędkością światła:





A grupa tych, którym życie miłe trawersująco, przyjemnie, choć niecałkiem lajtowo spłynęła rowerami dookoła. Jednak w którymś momencie Kuba drugi zmotywował mnie do zjechania w pewnym momencie na skróty przez las i jestem mu za to ogromnie wdzięczna, bo było naprawdę super.
W końcu dotarliśmy z powrotem na Przełęcz Tąpadła, gdzie okazało się absolutnie koniecznym uzupełnienie płynów w organiźmie przed okrutnym wjazdem na Ślężę. Ryjek oczywiście zadośćuczynił tradycji i podjął się - dla dobra grupy - roli krytyka kulinarnego.


No i zaczęło się powolne dobijanie owiec, czyli wjazd na Ślężę. Dobrze go zapamiętam, mimo iż wjechałam go prawie w całości. Spadłam z siodełka dopiero na kostce brukowej, gdy tylne koło mi się pośliznęło. Ale tempo z jakim wjeżdżałam mogło przyprawić o ból głowy nawet ślimaka. Niemniej jednak jestem zadowolona, że w ogóle dałam radę. Sukcesik mały jest.
Zasłużyłam na odpoczynek na tronie:
I przez chwilę mogłam też się poczuć, jak celebrytka w świetle reflektorów, z drugą celebrytką.:)

Niestety szybko zostałam sprowadzona do parteru, gdy przeznaczone mi zostało pilnowanie stada, czyli całego naszego sprzętu jeżdżącego, podczas gdy orszak podążył na wieżę. A tak naprawdę na wieże widokowe, na które trzeba się wspinać, z zasady nie wchodzę, więc rolę bacy wyznaczyłam ja sama.

No i znowu po odpoczynku zaczął się zjazd - dla jednych cudowny, dla innych mniej. Na tym zjeździe znowu dołączyłam do kolekcji kilka nowych siniaków na nodze - jeden całkiem spory. Więc ja się podpiszę pod tym, co napisał Ryjek, że to najmniej fajny kawałek trasy, niemniej jednak ciekawy i gdyby tylko spróbować jeszcze ze dwa razy, to pewnie w końcu bym go zjechała. Czyli jest po co wracać.

Dojechaliśmy do Wieży ciśnień i ponieważ wariatów w naszej ekipie nie brakuje grupa B postanowiła ją objechać i zrobić sesję zdjęciową grupie A, bo być może to nasze ostatnie spotkanie mogło być.
A oto sesja - fotki ukradzione od Ryjka:




Potem zjechaliśmy na dłuuugi popas i napitek, po czym zarządzony został odwrót do domów.
To była jedna z fajniejszych wycieczek z ekipą. 95% terenu, co uprawnia do tego, aby przejechany dystans potraktować x2, super niespodzianki (Ania i Ryjek), nowi wspaniali ludzie (pozdrawiam Kubę drugiego i Andrzeja brata Emiliowego) i czekam aby tam jak najszybciej wrócić.


  • DST 6.00km
  • Czas 00:27
  • VAVG 13.33km/h
  • Sprzęt Lycan
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Świdnica miasto

Piątek, 30 maja 2014 · dodano: 02.06.2014 | Komentarze 6

Korzystając z zaproszenia na weekendowe przygarnięcie kropka - a właściwie dwóch kropków - pozyskaliśmy prezenty dla gospodarzy, czyniąc jeszcze przystanek w Broumowie po kolejne prezenty dla gospodarzy (choć i dla siebie coś zakupiliśmy). Po przyjeździe na miejsce wkupiliśmy się w łaski EMI udzielając jej pierwszej pomocy HIHIHI. Oznaczało to ni mniej ni więcej tylko brudną robotę wykonaną przez Emi i Bogdana przy jej reaktywowanym krossiiku oraz kibicowanie im przeze mnie. Oczywiście ja się najbardziej przy tym zmęczyłam. :):):)
Wcześniejszy przyjazd miał oczywiście swój cel - oprócz tego najważniejszego:  towarzyskiego - chęć zobaczenia startych śmieci, na których spędziłam kiedyś 6 cudownych lat.  Nie lubię i z zasady nie zwiedzam miast, dlatego jak przystało na prawdziwych turystów, zwiedzania dokonaliśmy ....... na rowerach. Podróż sentymentalną (dla mnie, bo dla nich niekoniecznie) zakończyliśmy w bardzo odpowiednim momencie i miejscu  chowając się w przeuroczym i klimatycznym Baroc Cafe tuż przed ulewą - jakbyśmy mieli czujki pogodowe zamontowane w mózgach.

A oto efekty wycieczki krajoznawczej:
1. Mój pierwszy internat - w zasadzie to nawet kolor płotu, nie mówiąc o elewacji budynku, się nie zmienił, choć przybyła obok nowa budowla.

2. Rynek - nadal ładny.

3. Szkoła średnia - zostało przynajmniej to samo imię patrona, ale internat przy szkole też się zachował.

4. Kościół Pokoju i pierwsze pały z plastyki, gdy kazali go rysować, choć talentu w człowieku za grosz.

5. W końcu przerwy nadszedł czas po męczącym zwiedzaniu :)

Rzut oka na stare śmieci wystarczył, nie chciałam przy tym zanudzić EMI, bo dla niej zwiedzanie Świdnicy to tak, jak dla mnie i Bogdana zwiedzać Kudowę. Ale rozgrzeweczkę przed dniem następnym uczyniliśmy.
Kategoria Trening


  • DST 47.20km
  • Czas 02:24
  • VAVG 19.67km/h
  • VMAX 50.90km/h
  • Temperatura 23.8°C
  • Podjazdy 350m
  • Sprzęt Lycan
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Peklo - Oleśnice bez ciśnienia

Niedziela, 25 maja 2014 · dodano: 28.05.2014 | Komentarze 1

Następny dzień po Bardzkich, czyli niedziela. Spokojnie, bez żadnego ciśnienia i spinki, że muszę... pojechaliśmy w trójkę do Pekla, gdzie Wiktor tych 19 kilometrów praktycznie nie odczuł. Odpoczynek, po parku w rohliku (a właściwie po dwóch - taka okrutna ilość tego tam była) i co dalej? Wybór padł na Oleśnice. 
Postój w Beloves
Wiktor z parkiem w rohliku, a nad nim znajomy w takiej samej koszulce, jak Bodzio tego dnia.
Wiktor z parkiem w rohliku
W trójkę zaliczamy jeszcze spotkanie z sąsiadami i znajomymi - przynajmniej miał kto zrobić zdjęcie.
Peklo

Jadę
Beloves wodopój
Beloves
Ja też tu jestem.
W trójkę






  • DST 67.50km
  • Teren 45.00km
  • Czas 04:34
  • VAVG 14.78km/h
  • VMAX 46.10km/h
  • HRmax 179 ( 99%)
  • HRavg 136 ( 75%)
  • Podjazdy 1300m
  • Sprzęt Lycan
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Góry Bardzkie z ekipą BS- Veni Vidi Vici?

Sobota, 24 maja 2014 · dodano: 28.05.2014 | Komentarze 6

Nadszedł czas żeby zobaczyć, co się zmieniło od zeszłego pobytu mojego w Bardzkich. Podchodząc ostrożnie do tematu poprosiłam o pomoc Ryjka, który zaplanował trasę taką, która by mnie drugi raz nie dobiła. Rzucając hasło pozostałym BS-owiczom nie sądziłam, że propozycja spotka się z aż tak dużym odzewem i na miejsce spotkania zjawi się aż 15 osób (w tym oczywiście mła).

Pogoda zapowiadała powtórkę z Lądka, ale skoro przeżyliśmy tak wspaniale "Londyn", to cóż mogło nas wystraszyć w Bardzkich?

Tak więc Veni.
Skład przybył mocny.
Tomek i Janek.

Bogdan, Emi, Kuba i Michał
(jeszcze nie ogarnięty nagłym atakiem narkolepsji :):))

Ania i Feniks

Artur i ja
(oraz - o dziwo!!! -  ktoś za nami)

Ryjek

Greger, Bogdano i znowu Feniks
(który przymierzał się do zjazdu motorem, ale zapomniał, że ma trochę inny pojazd, a Bogdano w tym czasie sprawdzał, czy żyje)

Arek i Sergiusz
- z prawej, reszta przedstawiona wyżej - z lewej.

A tak dla wyróżnienia żeńskiej - niewielkiej części - tego wspaniałego składu przedstawiam nas trzy. Chłopaków razem ogarniemy na następnym wypadzie.

Potem nastąpiło vidi.
Podjazd pod Kukułkę oczywiście spowodował, że moje straszaki wróciły, dodatkowo wzmocnione przez obawy o łańcuch, który już już wcześniej dwukrotnie spłatał mi figla, spadając sobie nie tak jak powinien i powodując zdecydowany koniec jazdy. Ale moje obawy sprzętowe były niczym w porównaniu do późniejszych przeżyć pozostałych członków ekipy.  Około 6 km podjazd upłynął mi na walce z tętnem, ale za to w przemiłym towarzystwie Feniksa i Gregera.
Potem była przełęcz Łaszczowa i nareszcie dość długi i ciekawy zjazd w dół niebieskim (?) szlakiem, aż do Barda. Pierwsza grupa tak popędziła, że oczywiście punkt widokowy na Bardo ominęła. Druga grupa popędziła więc za nimi i tylko Feniks zaszalał, zaliczając krzyż (chyba, że to był ukryty przed resztą szybki wypad na modlitwę o cud pogodowy, co w efekcie podziałało i to na dość długo).

Ten kawałek przypadł mi bardzo do gustu: korzenie, kamienie, drzewa, które trzeba ominąć. Poprzednim razem pojechałam górą, omijając to, co najlepsze na tym szlaku, ale wtedy o tym nie wiedziałam. Dalszy zjazd od źródełka to też cudeńko, nawet dzisiejsze siniaki i zadrapania po wyborze nie tej ścieżki co trzeba, więc zakończonej przepięęęękną glebą, są dla mnie przemiłe


O flakach, kapciach i snakach w ilości niebotycznej polecam i pooglądać i poczytać w relacji Emi.Ja wspomnę o przypadkach innych, tzw.: niezależnych od okoliczności.
Poniżej przykład nieziemskiego zmęczenia (?:):)) niezwykle trudną trasą Gór Bardzkich, gdzie regeneracja w każdej formie i o każdej porze jest jak najbardziej wskazana. Ryjek dla odmiany tak się rozkręcił w kursowaniu między barem, a ławkami, że ostatecznie gdy przyszło do wyruszenia na trasę musiał się wrócić.....po rower, o którym troszkę zapomniał.

Tutaj z kolei mamy przykład niedosytu trasą, w związku z czym następują czynności zastępcze w postaci połykania węża, .......

co skutkuje potem .... tymże wężem w żebrach, choć Feniks usiłował nas przekonać, że to wynik uprawiania sportów ciężkich, czyli atleta w stylu lat 20-tych XX wieku.

Po wielu bojach i przebojach pod tytułem: zgubiliśmy się, gdzie jesteście? dotarliśmy z powrotem na Przełęcz Łaszczowa

Bardo, rezerwat cisów, których jakoś dziwnie nie obejrzeliśmy, pokręciliśmy się potem gdzieś po okolicach i rozpoczęliśmy powrót. I tutaj wreszcie było moje vici.!!! Wjechałam w całości od Barda do Przełęczy Łaszczowej!!!!!. Hura trauma pokonana:):)

Cieszę się niezmiernie ze spotkania z naprawdę wspaniałymi ludźmi - dzięki Greger za dotrzymywanie kroku słabszym :) - niestety nie oznacza to jednak, że Góry Bardzkie pokocham miłością wielką. Lokalny patriotyzm bierze we mnie górę i jednak Stołowe i Orlickie to mój numer 1 i chyba długo się to nie zmieni. Co prawda Góry Bardzkie to świetne tereny do trenowania podjazdów, bo drogi są tutaj szutrowe, a nie asfaltowe (pominę kilka takich fragmentów), więc to zdecydowany plus.

Tym razem przybyłam, zobaczyłam i zwyciężyłam ... własne słabości, a to jest na razie najważniejsze.

Mapka niestety nie jest dokończona, bo komórka po drodze padła.



  • DST 31.35km
  • Teren 15.00km
  • Czas 02:20
  • VAVG 13.44km/h
  • VMAX 43.60km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • HRmax 172 ( 95%)
  • HRavg 139 ( 77%)
  • Kalorie 1310kcal
  • Podjazdy 700m
  • Sprzęt Lycan
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Grodziec - Lewin - Kudowa

Czwartek, 22 maja 2014 · dodano: 22.05.2014 | Komentarze 3

Słonecznie, pięknie, grzech takiej pogody nie wykorzystać. Cel główny: przekaźnik na Grodźcu i zmęczenie ile się da. Plan zakładał zdecydowanie dłuższą trasę, ale jak zwykle życie (czyli ja) zweryfikowało te plany. Trener uprzedzał co prawda, że podjazdy strome będą, ale że aż tak to nie. Ale co sobie do ... nóg dałam to moje, choć dla zachęty Bogdan postanowił wypożyczyć z pewnej łąki motywatora: 
Motywator
Wierzbowe witki poganiacza to jest to, co trenerzy kochają najbardziej, choć nie wszyscy stosują (a może piłkarscy powinni?)
Najpierw było ładnie przez łąki czerwonym szlakiem.....,
Łąki na czerwonym szlaku
Razem
potem było klimatycznie przez las,
Nowa torebka zamiast plecaka
Przy okazji następuje prezentacja nowej torebki na pas, zamiast plecaka. Sprawdziła mi się, rewelka: plecy mam suche, nie muszę zakładać koszulki rowerowej z kieszeniami, mieści się w niej całkiem sporo (mała woda 0,3l, telefon, klucze, koszulka z długim rękawem, woda utleniona, okulary, chusteczki i dalej jest miejsce) i na letnie wypady blisko domu będzie niezastąpiona.
Krasnoludek w lesie
Krasnoludek w lesie napotkany przypadkowo :)
Następnie odpoczynek pod przekaźnikiem.
Odpoczynek na Grodźcu
Potem były zjazdy.
Początkowo próbowałam zjeżdżać, ale pewne krzaki wyglądały tak zachęcająco, że postanowiłam sprawdzić ich miękkość, wykładając na nich siebie i rower. Bogdan ze śmiechu się niemal przewracał, więc nawet nie zafocił tegoż faktu, choć dawałam mu szansę nie mogąc się wygrzebać z gałęzi. Patrząc na dalszą trasę w dół odezwały się jednak moje demony wysokościowe i zastosowałam metodę Ryjkową - szybki bieg z rowerem na dół.

Ale Bodzio do strachliwych nie należy, więc oczywiście spłynął ku fotografowi płynnie, aby fotograf mógł przećwiczyć zdjęcia seryjne.
Bodzio zjeżdża
Po drodze krzaki i błotniste, wstrętne, zdradliwe kałuże próbowały nas zatrzymać i załamać, ale się nie daliśmy. Za to wreszcie przypominaliśmy prawdziwych mtb-owców.
Ja też - a potem
Ja też - a potem.......
Błoto
Jeszcze odwiedziny jakiegoś Jelenia przy skrzydlatych wojskowych pod Zieleńcem i zjazd (super, ale trener krzyczał, że za wolno). Po dojechaniu fajną szutrowo-kamienistą drogą prawie do Kotła, odbiliśmy na Jerzykowice Małe - ale masakra podjazd, na którym rower mi dęba niemal stawał - i stamtąd do Lewina. Powrót trochę terenowo, trochę przez E8.

Nie powiem, ja się zmęczyłam, funduję jutro sobie i Lycankowi odnowę biologiczno-mechaniczną. :) W końcu trzeba zebrać siły przed sobotą.





  • DST 28.30km
  • Teren 12.00km
  • Czas 01:57
  • VAVG 14.51km/h
  • VMAX 41.00km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • HRmax 172 ( 95%)
  • HRavg 144 ( 80%)
  • Kalorie 1100kcal
  • Podjazdy 600m
  • Sprzęt Lycan
  • Aktywność Jazda na rowerze

Machovskie Konciny - Hronov - sama

Środa, 21 maja 2014 · dodano: 21.05.2014 | Komentarze 1

Dla zapamiętania trasy to samo, tylko że w pojedynkę.
Pstrążna - rozjazd do Bukowiny: 27:30; do szlabanu: 10:00. Za to tętno 172.
W tle Karkonosze
W tle Karkonosze.
Zjazd do Zavrcha
Zjazd do Zavrcha
Zavrchy
Machowskie łąki
Machowskie Konciny







  • DST 29.50km
  • Teren 12.00km
  • Czas 02:05
  • VAVG 14.16km/h
  • VMAX 44.00km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • HRmax 171 ( 95%)
  • HRavg 120 ( 66%)
  • Kalorie 1200kcal
  • Podjazdy 600m
  • Sprzęt Lycan
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Machovskie Konciny -Hronov - we dwójkę

Wtorek, 20 maja 2014 · dodano: 21.05.2014 | Komentarze 0

Stara - nowa trasa, którą w części jechałam w zeszłym roku. Fajne zjazdy w kilku miejscach.
Bukowina
Bukowina.





  • DST 47.00km
  • Teren 15.00km
  • Czas 02:57
  • VAVG 15.93km/h
  • VMAX 43.40km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 171 ( 95%)
  • HRavg 136 ( 75%)
  • Kalorie 2269kcal
  • Podjazdy 920m
  • Sprzęt Lycan
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Pogórze Orlickie we dwójkę

Niedziela, 18 maja 2014 · dodano: 18.05.2014 | Komentarze 5

Padało w sobotę - strasznie, już wyglądało, jakby chciało zawisnąć na dłużej. Przyszła niedziela i ...... nie no pięknie się nie zrobiło, ale przede wszystkim NIE PADAŁO!!!!! Czekaliśmy i czekaliśmy, aż w końcu o 15.00 zapadała decyzja, że jedziemy. Ponieważ wybór padł na asfalt, bo w terenie nie wiadomo było, czego się spodziewać, więc Bodzio przesiadł się tym razem na swojego sztywniaka. Miał przez to potem trochę "pod górkę" gdy się okazało, że jednak teren też był.

Trasa na Peklo, do Borowej i Iraszkowej Chaty wygrała z trasą do Karłowa i nie wiadomo gdzie dalej? Do Pekla dotarliśmy dość żwawo i potem zaczął się podjazd do Ceskiej Cermnej. Długie 4 kilometry, spędzone sam na sam..... ze sobą, dobry czas na poukładanie myśli chcianych i niechcianych. W ten sposób podjazd minął tak szybko, że ze zdziwieniem odkryłam, że już dotarłam na szczyt.

Jednak na górze okazało się, że Bodzio stracił już nadzieję na mój dojazd i postanowił wystrugać sobie klona:

Ale się zreflektował i przyfocił z oryginałem. Potem się okazało, że to była jedyna okazja zaprezentowania nowych pikolaków - zagadka pojawia się w tym miejscu: szto eta pikloaki?

Po asfaltowym dojeździe do Borowej skręciliśmy na niebieski, który prowadził (w dużym skrócie) do Iraszkowej Chaty. Teren był tym razem miękki, mokry i śliski, ale i tak było cudownie. Udało mi się nawet w tych warunkach zjechać kawałek "niebieską" rynną, a miałam motywację, bo chciałam mężu swemu uwiecznić zjazd. Oto on:

A on mi się odwdzięczył pokazując mi język - taki jest:):)

Trzeba będzie wrócić w to miejsce, bo pierwsza lekcja robienia zdjęć seryjnych trochę mi nie wyszła, a może powstać z tego niezłe coś.
Próbując dalej zjeżdżać (bo stanęłam w połowie trasy) wyłożyłam się przez kierownicę i uszkodziłam lekko kolanko, więc już dalej zeszłam. Ale tak sobie myślę, że jak będzie tam bardziej sucho to chyba dam radę - może nie w całości, ale duży kawałek powinnam już zjechać.

Na trasie zaskoczyło nas coś jeszcze:

Tak, tak, amba przyszła i zjadła nasze drzewo, przez które czy raczej pod którym tak dzielnie się ostatnio przedzieraliśmy.

Mniam, mniam, ale szybko weszło, a jak potem szybko zjazd mi minął, lekko, płynnie i z polotem - tak cudowny lek zadziałał.
Bodzio też zażył, za oknem już regularnie sobie padało, ale od czego są kurteczki przeciwdeszczowe?:

Na powrocie dostrzegł Bodzio w oddali Szczeliniec, więc jak go nie ukazać?


Uwielbiam wyjazdy grupowe - to jest coś niepowtarzalnego, ale uwielbiam też wycieczki tylko we dwójkę. Potów wielkich z siebie Bodzio przy mnie nie wyleje (JESZCZE!!!), a ze mnie owszem. Ale ma wtedy dla mnie czas na naukę techniki zjazdu i podjazdu, ale przede wszystkim jak to Ryjek określa - ma czas na pogaduchy o wszystkim i o niczym. Thank you very much:)


Kategoria Góry Orlickie


  • DST 23.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 01:56
  • VAVG 11.90km/h
  • VMAX 40.40km/h
  • HRmax 173 ( 96%)
  • HRavg 125 ( 69%)
  • Kalorie 1589kcal
  • Sprzęt Lycan
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Klasztor Buddystów - Sawanna - Czerwony

Środa, 14 maja 2014 · dodano: 16.05.2014 | Komentarze 3

Wycieczka w dwójkę  z Bogdanem przez Dańczów, Darnków, Sawannę Afrykańską, Lisia Przełęcz, Lelkową, czerwonym do Jakubowic i do domu. Ostatnio coś nie mam szczęścia do sprzętu elektronicznego i oczywiście telefon padł w trakcie jazdy, mundek poszedł spać, trasy na mapie niet.

Przejeżdżając obok klasztoru buddystów postanowiliśmy podjechać trochę bliżej i pooglądać klasztor, ku naszemu zaskoczeniu zostalismy zaproszeni do obejrzenia klasztoru w środku.

Z zaproszenia skwapliwie skorzystaliśmy, a to kilka zdjęć ze środka zrobionych niestety telefonami.





Ja wyszłam na tym wyjeździe lepiej, bo się cieplej ubrałam - gwizdało na sawannie nieźle.


Zjazd czerwonym do Kudowy - teraz już ta rynna wcale nie jest tak straszna, jak kiedyś.




  • DST 4.00km
  • Sprzęt Lycan
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rejestracja LYCANKA

Środa, 14 maja 2014 · dodano: 15.05.2014 | Komentarze 2

Zapisuję, bo takich informacji się później nie pamięta, a są czasem dość istotne. W dniu tym "nadejszła wiekopomna chwila" pojechania rowerkiem najpierw do pracy, a potem na Komisariat Policji. Tam zaprzyjaźnieni Panowie funkcjonariusze  dokonali rejestracji w swoich annałach mojego pojazdu, przy okazji wymieniając się swoimi przeżyciami rowerowymi, gdy okazało się, że policjant to też rowerzysta. Nie zabezpieczy to oczywiście roweru przed kradzieżą - takich cudów nie ma - ale strzeżonego .......

Bodzio zarejestrował również swój pojazd.