Info
Ten blog rowerowy prowadzi ankaj28 z miasteczka Kudowa-Zdrój. Mam przejechane 16001.99 kilometrów w tym 5565.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 11.15 km/h i się wcale nie chwalę.Więcej o mnie.
2013 r.:
2014 r.:
2015 r.:
2016 r.:
Dzienne odwiedziny bloga:
Kategorie bloga
- asfalt nie musi być nudny
17 - babskie wypady
7 - Beskidy
6 - BIEGANIE
12 - Biegówki
2 - Bikestats
47 - Broumovskie Steny
24 - Dolni Morawa
2 - FINALE LIGURE/WŁOCHY
7 - Góra Parkowa
13 - Góry Bardzkie
4 - Góry Bialskie
2 - Góry Bystrzyckie
14 - Góry Izerskie
2 - Góry Kamienne
2 - Góry Orlickie
49 - Góry Sowie
6 - Góry Stołowe
122 - Góry Suche
3 - Góry Złote
2 - Jeseniki
5 - Karkonosze
2 - KOUTY
2 - Lipovske Stezky
1 - Maratony
5 - Masyw Ślęży
4 - Pieniny
2 - Podgórze Karkonoszy
5 - rodzinka w komplecie
24 - ROLKI
0 - Rudawy Janowickie
1 - Rychleby
7 - Śnieznicki PK
7 - Srebrna Góra
24 - strefa mtb
24 - Tatry
3 - Treking
7 - Trening
71 - Trutnov Trails
9 - tv i uskok - razem lub osobno
12 - W pojedynkę
59 - Wyścigi
4 - Wzgórza Lewińskie
17
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2024, Listopad1 - 0
- 2024, Październik6 - 0
- 2024, Wrzesień8 - 0
- 2024, Sierpień9 - 0
- 2024, Lipiec10 - 0
- 2024, Czerwiec12 - 0
- 2024, Maj8 - 0
- 2024, Kwiecień5 - 0
- 2024, Marzec4 - 0
- 2024, Luty6 - 0
- 2024, Styczeń1 - 0
- 2023, Grudzień3 - 0
- 2023, Listopad3 - 0
- 2023, Październik8 - 0
- 2023, Wrzesień7 - 0
- 2023, Sierpień10 - 0
- 2023, Lipiec17 - 0
- 2023, Czerwiec13 - 0
- 2023, Maj10 - 0
- 2023, Kwiecień4 - 0
- 2023, Marzec3 - 0
- 2023, Luty4 - 0
- 2023, Styczeń1 - 0
- 2022, Październik6 - 0
- 2022, Wrzesień2 - 0
- 2022, Sierpień9 - 0
- 2022, Lipiec18 - 0
- 2022, Czerwiec16 - 0
- 2022, Maj15 - 0
- 2022, Kwiecień12 - 0
- 2022, Marzec6 - 0
- 2022, Luty5 - 0
- 2022, Styczeń6 - 0
- 2021, Grudzień4 - 0
- 2021, Listopad2 - 0
- 2021, Październik7 - 0
- 2021, Wrzesień3 - 0
- 2021, Sierpień1 - 0
- 2016, Listopad1 - 0
- 2016, Październik4 - 0
- 2016, Wrzesień10 - 0
- 2016, Sierpień14 - 1
- 2016, Lipiec18 - 4
- 2016, Czerwiec17 - 0
- 2016, Maj16 - 1
- 2016, Kwiecień12 - 1
- 2016, Marzec4 - 2
- 2016, Luty3 - 1
- 2016, Styczeń1 - 0
- 2015, Grudzień2 - 1
- 2015, Listopad5 - 1
- 2015, Październik12 - 5
- 2015, Wrzesień7 - 6
- 2015, Sierpień14 - 20
- 2015, Lipiec17 - 7
- 2015, Czerwiec16 - 8
- 2015, Maj14 - 21
- 2015, Kwiecień15 - 28
- 2015, Marzec11 - 30
- 2015, Styczeń1 - 4
- 2014, Listopad6 - 24
- 2014, Październik8 - 23
- 2014, Wrzesień11 - 11
- 2014, Sierpień14 - 16
- 2014, Lipiec16 - 13
- 2014, Czerwiec16 - 44
- 2014, Maj15 - 59
- 2014, Kwiecień12 - 48
- 2014, Marzec6 - 21
- 2014, Luty1 - 7
- 2014, Styczeń3 - 11
- 2013, Grudzień3 - 13
- 2013, Listopad4 - 14
- 2013, Październik9 - 21
Wpisy archiwalne w kategorii
Góry Sowie
Dystans całkowity: | 224.30 km (w terenie 144.00 km; 64.20%) |
Czas w ruchu: | 21:31 |
Średnia prędkość: | 10.42 km/h |
Maksymalna prędkość: | 54.00 km/h |
Suma podjazdów: | 6400 m |
Maks. tętno maksymalne: | 170 (94 %) |
Maks. tętno średnie: | 144 (80 %) |
Liczba aktywności: | 6 |
Średnio na aktywność: | 37.38 km i 3h 35m |
Więcej statystyk |
- DST 43.50km
- Teren 35.00km
- Czas 04:10
- VAVG 10.44km/h
- VMAX 35.00km/h
- Podjazdy 1200m
- Sprzęt Canyon
- Aktywność Jazda na rowerze
Strefa mtb Osówka
Sobota, 19 września 2015 · dodano: 24.09.2015 | Komentarze 0
Jak przestępca wróciłam na miejsce przestępstwa, czyli na Rybnicki Grzbiet. 1 czerwca 2014 roku było panicznie.A tym razem?
Lepiej.
Ataku paniki nie było.
Za to był 36%-wy wpych
i 29%-wy zjazd
Byli Ania i Zbychu:
I był Bogdan
Zawitał też Tomasz
A mnie wkurzały niechciane telefony, które trzeba było odbierać. I mieć pretekst do niejechania po wąskim zboczu. :)
I były też głupoty na Stravie, której nie wiadomo jakim cudem wydało się, że to ja najszybciej pokonałam Rybnicki Grzbiet. Hahahaha.
A najlepiej atmosferę dnia prezentuje Ania poniżej
Kategoria Bikestats, Góry Kamienne, Góry Sowie, Góry Suche, strefa mtb
- DST 37.00km
- Teren 35.00km
- Czas 04:06
- VAVG 9.02km/h
- VMAX 33.80km/h
- Podjazdy 1150m
- Sprzęt Canyon
- Aktywność Jazda na rowerze
Pierwsze w tym roku góry Sowie
Niedziela, 12 lipca 2015 · dodano: 17.08.2015 | Komentarze 0
Zrobiłam piękny wpis i amba mi go zjadła, więc się wkurzyłam i daję tylko mapkę. Spróbuję go kiedyś uzupełnić. Kategoria Góry Sowie, strefa mtb
- DST 26.00km
- Teren 22.00km
- Czas 03:59
- VAVG 6.53km/h
- VMAX 35.00km/h
- Podjazdy 1150m
- Sprzęt Lycan
- Aktywność Jazda na rowerze
Srebrna Góra ABC1
Czwartek, 18 czerwca 2015 · dodano: 28.06.2015 | Komentarze 2
Srebrna Góra coraz bardziej mi się podoba. Ale po szczegóły w opisie trasy gorąco polecam stronę 1enduro . Konkurować w opisach z nimi nie będę, bo chłopaki zrobili to w sposób rewelacyjny. Polecam lekturę gorąco.
Za pierwszym razem było mokro, ślisko i hardcorowo. Za drugim sucho, szybciej i też hardcorowo. Zrobiliśmy te odcinki, których nie przejechałam za pierwszym razem i gdyby nie Bogdan, to na C1 już bym nie pojechała. Ale mnie zmotywował, uparł się, że dam radę i koniec opieprzania się. A to wszystko przez powrót do KTM-a. Nerve Bogdana w naprawie, więc zamieniliśmy się pojazdami - on wziął mojego szaraczka, a ja starego dobrego Lycanka. Oj, poczułam różnicę - pierwszą od razu na podjazdach. Po dwóch razach odezwały się moje kolanka, więc na trzeci podjazd Bogdan się zlitował i oddał mi canyonka. Od razu zrobiło się lżej.
Ale zjazdy na KTM-ie przypomniały już stare, dobre czasy (hihi) z zeszłego roku. Zwrotny, zwinny, daje radę. Hamulców nie spaliłam.
Nie obyło się też bez gwiazdorskiej gleby po złym wejściu w zakręt. Latawki się przydały. I przypomniały mi się melafiry. Za pierwszym razem było mokro, ślisko i hardcorowo. Za drugim sucho, szybciej i też hardcorowo. Zrobiliśmy te odcinki, których nie przejechałam za pierwszym razem i gdyby nie Bogdan, to na C1 już bym nie pojechała. Ale mnie zmotywował, uparł się, że dam radę i koniec opieprzania się. A to wszystko przez powrót do KTM-a. Nerve Bogdana w naprawie, więc zamieniliśmy się pojazdami - on wziął mojego szaraczka, a ja starego dobrego Lycanka. Oj, poczułam różnicę - pierwszą od razu na podjazdach. Po dwóch razach odezwały się moje kolanka, więc na trzeci podjazd Bogdan się zlitował i oddał mi canyonka. Od razu zrobiło się lżej.
Ale zjazdy na KTM-ie przypomniały już stare, dobre czasy (hihi) z zeszłego roku. Zwrotny, zwinny, daje radę. Hamulców nie spaliłam.
Znacznie ciekawiej na trasie wypadł Bodzio, który oczywiście zjechał wszystko, co tylko było do zjechania.
aparat za nim nie nadążał:
Nawet zaliczyliśmy twierdzę
MAPKA:
Kategoria Góry Sowie, strefa mtb, Srebrna Góra
- DST 63.30km
- Czas 04:11
- VAVG 15.13km/h
- VMAX 54.00km/h
- Temperatura 24.0°C
- Podjazdy 1000m
- Sprzęt Lycan
- Aktywność Jazda na rowerze
Ujeżdżanie żubra, czyli wypad do Srebrnej Góry
Niedziela, 5 października 2014 · dodano: 07.10.2014 | Komentarze 3
Oj, chodziło już za mną małe co nieco poza "kominem", więc niedzielnego poranka stawiłam się grzecznie w Kłodzku, gdzie przybyła Patrycja i Feniks. Oj, dawno, dawno się nie widzieliśmy, więc powitanie było, że ho ho. Trasa zaplanowana przez Feniksa miała być niespodzianką i pierwszyzną zarówno dla mnie, jak i dla Patrycji. Znałyśmy tylko ogólnie kierunek: twierdza w Srebrnej Górze.
Ruszamy więc na Wojciechowice i po ok. 2 kilometrach okazuje się, że mam kłopot z przerzutkami - linka się za bardzo poluzowała. W trakcie naprawiania okazuje się, że Feniks ma w zanadrzu kolejną niespodziankę: Tomcara, który dał mu się namówić na wypad. Przerzutki szybko chłopaki ogarniają i w czwórkę ruszamy dalej. Tomek ma duże wątpliwości, czy powinien jechać po całonocnej przeprawie z maleńką Zosią i tak, jakoś nieciekawie się czuje, jednak potem okazuje się, że to najzwyczajniej w świecie z głodu mu słabo było, czemu Feniks na szczęście w sposób niemal niezauważalny zaradził i Tomek z wyprawy nie zrezygnował. Ale ponieważ my też mieliśmy do uzupełnienia zapasy napojowe, więc zatrzymaliśmy się przy sklepiku, który długo będę wspominać.
Ruszamy więc na Wojciechowice i po ok. 2 kilometrach okazuje się, że mam kłopot z przerzutkami - linka się za bardzo poluzowała. W trakcie naprawiania okazuje się, że Feniks ma w zanadrzu kolejną niespodziankę: Tomcara, który dał mu się namówić na wypad. Przerzutki szybko chłopaki ogarniają i w czwórkę ruszamy dalej. Tomek ma duże wątpliwości, czy powinien jechać po całonocnej przeprawie z maleńką Zosią i tak, jakoś nieciekawie się czuje, jednak potem okazuje się, że to najzwyczajniej w świecie z głodu mu słabo było, czemu Feniks na szczęście w sposób niemal niezauważalny zaradził i Tomek z wyprawy nie zrezygnował. Ale ponieważ my też mieliśmy do uzupełnienia zapasy napojowe, więc zatrzymaliśmy się przy sklepiku, który długo będę wspominać.
Pan sprzedawca był po prostu przecudny i on również sprawił mi tego dnia niespodziankę, bo jak inaczej nazwać zakup kasztelana w butelce z kaucją (3,20+0,30) i bepowera (3,20) za łączną kwotę 3,90 zł? Trzy razy się upewniałam - pan twierdził, że tak ma być, więc ok, taka promocja może. Tyle, że za chwilę przyszła inna pani, która sprzedawcę zmieniła :)
Ruszyliśmy dalej i raz mi się wydawało, że już tu byłam, a raz kompletnie nie miałam pojęcia, gdzie jestem, ale wynalazek po drodze pt.: "pomysłowy Dobromir" i "Polak potrafi" musiałam uwiecznić: świetny patent na własny prądW końcu rozpoznałam miejsce, w którym się znaleźliśmy - przełęcz Łaszczowa !!!!! Przecież w tym miejscu mamy dotychczas największe grupowe zdjęcie bs-owców i wspomnienia tejże wycieczki naszły nas w sposób naturalny. Miejscówa na kasztelanka też wyborna, z czego oczywiście skorzystaliśmy.
A potem pojechaliśmy na spotkanie z tym oto zwierzęciem:
Po drodze Tomcar chciał zażyć spóźnionej kąpieli po ciężkiej nocy, ale Patrycja na szczęście czuwała nad nim.
Wracając do naszego żubra, Pani w sklepie okazał się niezwykłym poczuciem humoru i z szerokim uśmiechem zaproponowała, że możemy żubra poujeżdżać. Więc najpierw ostrożnie, z pewną dozą nieśmiałości Tomek "wziął byka za rogi"...
... a potem na całego .....
Pani sklepowa miała taką zabawę z moich prób zdobycia żubra, że w końcu zaproponowała swój sklepowy parapet, jako drabinę.
W końcu po świetnej zabawie, przyszedł czas opuścić z żalem żuberka i podążyć w kierunku twierdzy, po drodze robiąc przystanki na krówki. Te "zwierzątka" zawsze przecież wszystkich podnoszą na duchu - proszę jacy zadowoleni:
W końcu po świetnej zabawie, przyszedł czas opuścić z żalem żuberka i podążyć w kierunku twierdzy, po drodze robiąc przystanki na krówki. Te "zwierzątka" zawsze przecież wszystkich podnoszą na duchu - proszę jacy zadowoleni:
Na postoju cieszyliśmy oczy pięknymi kolorami jesieni.
I w końcu zaczęliśmy poszukiwania wojsk Napoleona, znajdując ich tu....
i tu......, choć Patrycja szukała jednak czegoś innego :)
i w końcu tu ....
Przy okazji Tomek postanowił zaciągnąć się do wojska, ale najpierw sprawdzał czy warto i czy mają tam odpowiedni dla niego sprzęt.
I jeszcze szybciutko na górę na punkt widokowy i siuup na dół.
A o niespodziance w Bożkowie będzie cicho sza...., bo się wszyscy dowiedzą i rzucą na poszukiwanie skarbu, który pokazał nam Feniks.
Naprawdę rewelacyjny był to wypad - kolejny z cyklu: asfalt nie musi być nudny. Dzięki wielkie i mam nadzieję, że do rychłego spotkania.
Kategoria Bikestats, Góry Bardzkie, asfalt nie musi być nudny, Góry Sowie
- DST 31.50km
- Teren 30.00km
- Czas 02:39
- VAVG 11.89km/h
- VMAX 35.80km/h
- Podjazdy 900m
- Sprzęt Lycan
- Aktywność Jazda na rowerze
II Sowiogórski Maraton Rowerowy - Bielawa
Niedziela, 6 lipca 2014 · dodano: 07.07.2014 | Komentarze 8
Po Pucharze Leśniczego w Spalonej w październiku 2013 roku to był mój drugi maraton w życiu. ale właściwie, jakby pierwszy. Na taki wyścig Bogdan namówił nas dwie: a właściwie Emi namówił, a mnie po prostu zapisał. Z klubu KKZK pojechali jeszcze: Krzysiek, Wojtas i Tomek, który dzielnie reprezentował klub na dystansie mini, podczas gdy pozostali (łącznie z Emi) zawzięli się na mega (52 km). Oczywiście ja, jako znany hardcorowiec, również wybrałam ..... mini (31,5 km).
Przyjechaliśmy do Bielawy:
Ogółem w całym maratonie dziewczyn było chyba 15 - na 260 osób, patrząc na listę startową z wyników. Więc reprezentowałyśmy płeć piękną godnie:
Na wynik nie mogłam mieć ciśnienia, bo nie tędy droga. Moim celem było przejechać całą trasę i zejść z czasem poniżej 3 godzin. Co wcale nie oznaczało zupełny brak nerwów - kilka osób wie, jak to było. Po opóźnionym troszkę starcie (ze względu na wielu chętnych zapisujących się jeszcze do ostatniej chwili) RUSZYLIŚMY.
Trasa: zacytowana z opisu gpsies ze strony organizatora.
"Start - dawny Zbiornik "Sudety". Potem do Pieszyc szuter, w Pieszycach polna droga za boiskiem i basenem oraz nastepnie dawnym nasypem oraz asfaltem do góry do Drogi Pod Reglami. Tam łapiemy żólty szlak i na Bielawę, mijamy szlaban i "mostek jadąc leśną ścieżką i wypadamy na początek drogi nazywanej potocznie "Kamienista".. no i potem Kawka, Zimna Woda, Zimna Polana, zjazd korczakiem i żóltym szlakiem na dół, potem w górę na Trzy Buki z powrotem i zjazd "Błotnistą na dół. Nad dawnym Prewentorium jedziemy leśną ścieżką omijając szuter (kilka metrów powyżej). Dojazd do mety klasycznie przez Leśniczówkę i "Transformator"".
Opis brzmi fajnie, tyle, że przed startem kompletnie nic mi nie mówił, bo byłam tam pierwszy raz. Początek mnie przeraził i jednocześnie wyluzował. No bo cisnę pedały, łykam tumany kurzu, niewiele widzę, ale na liczniku mam 30 km/h. I co? I kupa ludzi mnie wyprzedza - co jest do kurki wodnej, to ile oni mają? No i w tym momencie ciśnienie ze mnie spadło, bo przecież i tak 90% tych ludzi nie dogonię. Przyjechaliśmy do Bielawy:
Ogółem w całym maratonie dziewczyn było chyba 15 - na 260 osób, patrząc na listę startową z wyników. Więc reprezentowałyśmy płeć piękną godnie:
Na wynik nie mogłam mieć ciśnienia, bo nie tędy droga. Moim celem było przejechać całą trasę i zejść z czasem poniżej 3 godzin. Co wcale nie oznaczało zupełny brak nerwów - kilka osób wie, jak to było. Po opóźnionym troszkę starcie (ze względu na wielu chętnych zapisujących się jeszcze do ostatniej chwili) RUSZYLIŚMY.
Trasa: zacytowana z opisu gpsies ze strony organizatora.
"Start - dawny Zbiornik "Sudety". Potem do Pieszyc szuter, w Pieszycach polna droga za boiskiem i basenem oraz nastepnie dawnym nasypem oraz asfaltem do góry do Drogi Pod Reglami. Tam łapiemy żólty szlak i na Bielawę, mijamy szlaban i "mostek jadąc leśną ścieżką i wypadamy na początek drogi nazywanej potocznie "Kamienista".. no i potem Kawka, Zimna Woda, Zimna Polana, zjazd korczakiem i żóltym szlakiem na dół, potem w górę na Trzy Buki z powrotem i zjazd "Błotnistą na dół. Nad dawnym Prewentorium jedziemy leśną ścieżką omijając szuter (kilka metrów powyżej). Dojazd do mety klasycznie przez Leśniczówkę i "Transformator"".
Ostatecznie czułam się, jak na naszych BS-owych wypadach, z tą róznicą, że na rozjazdach czekały na mnie strzałki i organizatorzy, a nie znajoma ekipa. Podjazdy były wymagające, ale pocieszające było, że nie tylko ja wprowadzałam wtedy rower do góry. Rozbawiło mnie dwóch rowerzystów, którzy na ten maraton przybyli na szosówkach i dość szybko ich wyprzedziłam (oni prowadzili rowery, to nie mam pojęcia dokąd dojechali). Oznakowanie było ok - nie pogubiłam się, a miałam takie obawy - gdzie było trudniej, tam stali organizatorzy lub były taśmy zagradzające. Bufet był, fotografowie na trasie byli, gdybym wzięła na trasę aparta to też bym zdjęcia robiła, tyle, że pewnie czas też bym miała "super". więc, żeby mnie nie kusiło, zostawiłam go w aucie. Przydał się za to po dotarciu na metę. Bardzo mi się podobał zjazd rynną i kamienistą ścieżką, przy czym na tym odcinku udało mi się wyprzedzić jeszcze kilka osób, z czego się bardzo cieszę, bo nie byłam taka całkiem ostatnia. Na ostatnich dwóch kilometrach za to mnie zaczęli chłopaki z mega wyprzedzać i gdy zobaczyłam jakim tempem to robią (mając już prawie 50 km w nogach), to mnie przymurowało. Szacun wielki - dla wszystkich megowców.
Z Kudowy przybyło jeszcze 3 chłopaków, z których jeden wziął potem III miejsce w K2 oraz 2 z Polanicy, a oto cała męska część ekipy:
Ponieważ po drodze nie dogoniłam Tomka, więc wykalkulowałam, że już jest na mecie, ale gdy dojechałam tam i zobaczyłam.... Emi, to dopiero mało nie spadłam z pojazdu !!!! To gdzie ona mnie minęła, że ja tego nie zauważyłam???? Przecież jechała na mega!!!
Jednak scenariusz okazał się bardzo paskudny i niemiły dla Emilki - powróciła wredna i podstępne kontuzja kolana, która zmusiła ją do zjazdu na mini, ale rzeczywiście przed niedługim już wyjazdem ta decyzja była jedyną słuszną. Tyle, że ogromna szkoda, że zasady organizatora okazały się nieubłagane, bo w K3 byłaby na pudle w 100%. Mam nadzieję, że wszystko niedługo będzie ok. Życzę ci tego EMI. :)
W końcu do mety zaczęli przybywać megowcy:Jednak scenariusz okazał się bardzo paskudny i niemiły dla Emilki - powróciła wredna i podstępne kontuzja kolana, która zmusiła ją do zjazdu na mini, ale rzeczywiście przed niedługim już wyjazdem ta decyzja była jedyną słuszną. Tyle, że ogromna szkoda, że zasady organizatora okazały się nieubłagane, bo w K3 byłaby na pudle w 100%. Mam nadzieję, że wszystko niedługo będzie ok. Życzę ci tego EMI. :)
1. Bogdan - pierwszy w ekipie KKZK - czas widać :) czego z całego serca się cieszę i gratuluję wyniku.
2. Krzysiek:
3. Marcin:
4. Wojtas - witany, jak młoda para na bramach po drodze na wesele - miał najlepszy doping i grupę fanów na mecie:
A ostatecznie i ja odstałam mała nagrodę - chwila dla paparazzi była.
Mój wynik:
Open Mini 107/118
K4 - 3
Czas: 2:39:33
Podobało mi się w zasadzie wszystko i jestem mega zadowolona z tego przejazdu.
Link do mapki maratonu.
http://www.gpsies.com/map.do?fileId=rrcqindfujrkeb...
Kategoria Bikestats, Góry Sowie, Maratony
- DST 23.00km
- Teren 22.00km
- Czas 02:26
- VAVG 9.45km/h
- VMAX 30.00km/h
- HRmax 170 ( 94%)
- HRavg 144 ( 80%)
- Podjazdy 1000m
- Sprzęt Lycan
- Aktywność Jazda na rowerze
Wielka Sowa - prawdziwy chrzest bojowy mój i Lycanka
Niedziela, 27 kwietnia 2014 · dodano: 28.04.2014 | Komentarze 6
Nie ma to, jak szybkie pomysły i jeszcze szybsza ich realizacja. Jeden telefon od Emi w sobotę i już następnego dnia z rana stawiamy się na zbiórce w Rzeczce. Emi "dostarcza" również swojego skarba - nie, nie rower tylko Kubę.:)Na początek nastąpiło tasowanie "piłeczek", zwolniliśmy bęben maszyny losującej i jedna para wylosowała kierunek: prosto, druga para szczęśliwie w lewo. Pewnie nikt by się nie domyślił, kto z kim i gdzie wyruszył? Tak, tak niewyżyci namierzyli kierunek: prosto - czerwonym do wieży. Na szczycie spotkaliśmy również Mariusza, który jednak dość szybko popędził dalej.
Oj, gdybym ja wiedziała na co się zapisuję? To była masakra tylko nie piłą mechaniczną a rowerem moim własnym. Takiej dawki adrenaliny dostarczonej mi przez Emi wystarczyłoby chyba na słonia. O podjazdach pisać nie zamierzam, żeby nie denerwować siebie i innych, ale te zjady !!!!!!!!!! W życiu jeszcze nie zjechałam tak daleko i tak długo po taaaaaakich luźnych kamolach i korzeniach i takim stopniu nachylenia, że gdybym sekundę dłużej myślała, to bym sprowadzała rower z każdej górki, przez którą przejeżdżaliśmy. Po zjeździe z żółtego szlaku moje kolana zaczęły wręcz żyć własnym życiem i nijak nie mogłam ich przywołać do porządku. Choć kolana Emi też dały jej coś od siebie.
Emila © cerber27
Nasza czwóreczka - Mała Sowa.
Końcówka żółtego.
Ale Kuba też był w swoim żywiole.
Kierunek Kalenica również wybrali hardcorowcy, a my maluczcy zostaliśmy sprawić dla nich godny posiłek
Zestaw obowiązkowy
Zimna Polana - rowery też muszą odpocząć
Dzięki stokrotne Emi za tą jazdę i wsparcie w kryzysie, a Kubie za cierpliwość i wyrozumiałość. Teraz rozumiem, co cię tam tak ciągnie i mam nadzieję, że jeszcze w tym sezonie zahukam jeszcze raz z Sową.
Kategoria Bikestats, Góry Sowie