Info
Więcej o mnie.
2013 r.:
2014 r.:
2015 r.:
2016 r.:
Dzienne odwiedziny bloga:
Kategorie bloga
- asfalt nie musi być nudny
17 - babskie wypady
7 - Beskidy
6 - BIEGANIE
12 - Biegówki
2 - Bikestats
47 - Broumovskie Steny
24 - Dolni Morawa
2 - FINALE LIGURE/WŁOCHY
7 - Góra Parkowa
13 - Góry Bardzkie
4 - Góry Bialskie
2 - Góry Bystrzyckie
14 - Góry Izerskie
2 - Góry Kamienne
2 - Góry Orlickie
49 - Góry Sowie
6 - Góry Stołowe
122 - Góry Suche
3 - Góry Złote
2 - Jeseniki
5 - Karkonosze
2 - KOUTY
2 - Lipovske Stezky
1 - Maratony
5 - Masyw Ślęży
4 - Pieniny
2 - Podgórze Karkonoszy
5 - rodzinka w komplecie
24 - ROLKI
0 - Rudawy Janowickie
1 - Rychleby
7 - Śnieznicki PK
7 - Srebrna Góra
24 - strefa mtb
24 - Tatry
3 - Treking
7 - Trening
71 - Trutnov Trails
9 - tv i uskok - razem lub osobno
12 - W pojedynkę
59 - Wyścigi
4 - Wzgórza Lewińskie
17
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2025, Grudzień2 - 0
- 2025, Listopad4 - 0
- 2025, Październik2 - 0
- 2025, Wrzesień5 - 0
- 2025, Sierpień13 - 0
- 2025, Lipiec8 - 0
- 2025, Czerwiec15 - 0
- 2025, Maj12 - 0
- 2025, Kwiecień12 - 0
- 2025, Marzec13 - 0
- 2025, Styczeń4 - 0
- 2024, Grudzień3 - 0
- 2024, Listopad1 - 0
- 2024, Październik6 - 0
- 2024, Wrzesień8 - 0
- 2024, Sierpień9 - 0
- 2024, Lipiec10 - 0
- 2024, Czerwiec12 - 0
- 2024, Maj8 - 0
- 2024, Kwiecień5 - 0
- 2024, Marzec4 - 0
- 2024, Luty6 - 0
- 2024, Styczeń1 - 0
- 2023, Grudzień3 - 0
- 2023, Listopad3 - 0
- 2023, Październik8 - 0
- 2023, Wrzesień7 - 0
- 2023, Sierpień10 - 0
- 2023, Lipiec17 - 0
- 2023, Czerwiec13 - 0
- 2023, Maj10 - 0
- 2023, Kwiecień4 - 0
- 2023, Marzec3 - 0
- 2023, Luty4 - 0
- 2023, Styczeń1 - 0
- 2022, Październik6 - 0
- 2022, Wrzesień2 - 0
- 2022, Sierpień9 - 0
- 2022, Lipiec18 - 0
- 2022, Czerwiec16 - 0
- 2022, Maj15 - 0
- 2022, Kwiecień12 - 0
- 2022, Marzec6 - 0
- 2022, Luty5 - 0
- 2022, Styczeń6 - 0
- 2021, Grudzień4 - 0
- 2021, Listopad2 - 0
- 2021, Październik7 - 0
- 2021, Wrzesień3 - 0
- 2021, Sierpień1 - 0
- 2016, Listopad1 - 0
- 2016, Październik4 - 0
- 2016, Wrzesień10 - 0
- 2016, Sierpień14 - 1
- 2016, Lipiec18 - 4
- 2016, Czerwiec17 - 0
- 2016, Maj16 - 1
- 2016, Kwiecień12 - 1
- 2016, Marzec4 - 2
- 2016, Luty3 - 1
- 2016, Styczeń1 - 0
- 2015, Grudzień2 - 1
- 2015, Listopad5 - 1
- 2015, Październik12 - 5
- 2015, Wrzesień7 - 6
- 2015, Sierpień14 - 20
- 2015, Lipiec17 - 7
- 2015, Czerwiec16 - 8
- 2015, Maj14 - 21
- 2015, Kwiecień15 - 28
- 2015, Marzec11 - 30
- 2015, Styczeń1 - 4
- 2014, Listopad6 - 24
- 2014, Październik8 - 23
- 2014, Wrzesień11 - 11
- 2014, Sierpień14 - 16
- 2014, Lipiec16 - 13
- 2014, Czerwiec16 - 44
- 2014, Maj15 - 59
- 2014, Kwiecień12 - 48
- 2014, Marzec6 - 21
- 2014, Luty1 - 7
- 2014, Styczeń3 - 11
- 2013, Grudzień3 - 13
- 2013, Listopad4 - 14
- 2013, Październik9 - 21
- DST 61.78km
- Teren 30.00km
- Czas 04:53
- VAVG 12.65km/h
- VMAX 51.00km/h
- HRmax 180 (100%)
- HRavg 140 ( 77%)
- Kalorie 4274kcal
- Podjazdy 1300m
- Sprzęt Lycan
- Aktywność Jazda na rowerze
Pogórze Orlickie z BS
Sobota, 29 marca 2014 · dodano: 01.04.2014 | Komentarze 5
I znowu razm w cudownym składzie. Każdy się stawił a miejsce z innej strony i inaczej, więc niemal każdy ma inny czas i dystans tej wycieczki - oczywiście nietrudno zgadnąć kto miał najdłuższy. Pozdrowienia dla naszej rakiety Lei, która jak burza nadciągnęła oczywiście na dwóch kółkach, tak samo jak Ania z Ryjkiem i Bogdanem, a Toomp i Artur dotarli autami. O tyle istotne, że nie mieli odwrotu i musieli pokonać calutką trasę chcąc trafić z powrotem do auta. Myślę, że byli jednak zadowoleni.Że trasa będzie ambitna, wiedziałam od razu, bo miałam ją częściowo przejechaną w zeszłym roku. Ale oczywiście było jeszcze bardziej hardcorowo, o czym siodełko dało mi po koniec mocno znać. Nie zmienia to faktu, że w takiej ekipie to i glebę gryźć można z uśmiechem (no, na ostatnim zjeździe to już mi tak do śmiechu nie było, ale następnym razem się poprawię). Licznik na rowerze i pulsometr spowodował, że wreszcie mogłam zacząć cokolwiek kontrolować w swoich przejazdach, zwłaszcza prędkość zjazdu do Kotła, gdzie palce zacisnęły mi się na hamulcu przy 50 km/h. To na razie chyba moja graniczna szybkość - jest co poprawiać. Licznik poza tym ma to, czego nie ma moje endomodo, mianowicie rzeczywisty czas przejazdu. Ta opcja szczególnie mi się podoba.
Trasa wycieczki objęła tym razem następujące check pointy:
1. Kudowa (fot.:Ryjek)

2. Nachod-Beloves. Szybkie i płaskie 12 km dla dojechania do właściwej trasy.
3. Jiraskova Chata - pierwszy konkretny wodopój
4. Peklo - takiej zbiorówki jak Ryjek to nikt nie robi, więc....wybacz Ryjku ale znowu pożyczka, bo to zdjęcie naprawdę oddaje klimat tego dnia.

5. Ceska Cermna
A potem przecudowny zjazd żółtym szlakiem
Ryjek i Ania również na nim zaszaleli
Tak, jak i Bogdano
Choć kto wygrał?
6. Novy Hradek.
Zapytałam Hradka, czy jestem najlepszym kolarzem w ekipie? Odpowiedział, że tak i proszę co mu się stało..
Nie wiem, o co zapytał Toomp, ale chyba nie spodobała mu się odpowiedź.
7. Oleśnice
Zasłużony odpoczynek. Przemiła obsługa, nieprawdopodobnie niskie ceny, klimatyczne miejsce.
8. Kocioł - Taszów
9. Borowa
Ten skrót do Borowej jest przepiękny wizualnie
10. Nachod-Kudowa
Po rozstaniu się w Bororwej z Anią, Ryjkiem i Bogdanem pomknęliśmy na niebieski trawers urwiskiem nad Peklem, który odkrylismy z Bogdanem jesienią. Wtedy wrażenia były ogromne i teraz też było superancko.
Pozdrawiamy wszystkich......
A potem szukamy skrótu - lotem koszącym w dół jakieś dwie minuty.
My małe, to dołem, a oni wysocy to którędy?
Jeszcze ostatni zjazd do Beloves
I to już koniec
Po takiej podróży mogę się już sama wypuścić w te tereny, nie bojąc się, że się zgubię. Dzięki wszystkim za ten cudownie męczący reset od codzienności.
Mapkę pożyczyłam od Bodzia, więc bardzo proszę nie patrzeć na dane z boku trasy. Z braku własnej komórki i tym samym endomondo nie mam w czym rejestrować przejazdów. No i trasa poniżej jest wydłużona o ok. 7 km, które pozostała ekipa przejechała bez mła.
Kategoria Bikestats, Góry Orlickie
- Aktywność Wędrówka
Przywitanie wiosny w Karkonoszach
Piątek, 21 marca 2014 · dodano: 25.03.2014 | Komentarze 4
Po zmierzeniu zamiarów do sił oraz namówieniu na wyjazd Mariusza, nie było innej opcji poza pieszą.Tak więc gdy całym BS-em dotarliśmy do Janskich Laźni, przeliczyliśmy ogromną ekipę i w liczbie trzy ruszyliśmy ku naszemu przeznaczeniu.
Całe szczęście, że panowie w poszukiwaniu parkingu dojechali do Hoffmanovej boudy, bo to nam w nieoczekiwany sposób ułatwiło start:parking okazał się również wejściem na żółty szlak. Pożałowaliśmy przy tym Janusza i Kasi, z którymi na pewno cudnie byśmy się bawili, ale cóż ze zdrowiem żartów nijak nie ma (mocne uściski dla Was przy okazji. Mam nadzieję, iż Ryjek przekazał smutne wieści o tym co spotkało Kwasnicaka :).
Tak więc bikerowcy w jedną.........

....a my w drugą stronę świata.

Beata, Maniek i mła (hmmm)
Pierwsze oznaki wiosny zostały wreszcie odnalezione.....

Zdjęcie może d... nie urywa, ale mało nie staranowałam Beaty, żeby przyłapać gościa na jej plecaku.
Nazwy czeskie czasem powalają prostotą: Nad Hoffmanovą Boudą - któżby się mogł domyślić o co chodzi?

Szlak żółty się skończył i dzielnie wznieśliśmy się na niebieski odcinek, po drodze mijając przepiękne miejsca.
Nie sądziłam jeszcze, że to jest nasza droga do celu.

U Zrcadlovych Bud - nadszedł czas na zrzucenie małego co nieco: dosłownie i w przenośni - musimy podejść ok. 300 m w pionie.
Po raz kolejny zmieniamy barwy i teraz naszym ulubionym kolorem jest żółty.

Mariusz oczywiście rozanielony się zrobił na sam widok podejścia, no ale cóż - dzielnie podreptałyśmy za nim.

Mariusz już leży, a piwa jeszcze nie było - dopiero się zastanawia czy zmniejszyć ciężar plecaka, Beatka zaś kontempluje widoczki, które rzeczywiście są...... ach brak słów, jak piękne.


Tą wstążeczką na dole dopiero co podążaliśmy.

Koniec lasu, ale nie atrakcji, które sobie fundnęliśmy w postaci ....

..... ominięcia samego szczytu Cernej Hory. Oj, tak to jest gdy się biwakuje nie tam gdzie trzeba :):):)

Przy Cernej Boudzie Mariusz obmyśla kolejne atrakcje...

........ tam?

No dobra - to nasz plan na dzień następny.
No to może tam?

Ok. ciśniemy na Luciny czerwonym - czas mamy dobry, więc dodatkowe 4 km w jedną stronę nie powinny zrobić na nas większego wrażenia.
No i ok nie czołgamy się, ale żeby aż tak ????

Czy ekipa rowerowa poznaje miejscówkę?

I znów te nazwy, ale grzybek oznacza Peca pod Śneżku

Docieramy do Kolińskiej Boudy, ale sprawdzamy jeszcze co jest za następnym zakrętem....

okazuje się ,że stoi tam sobie Pan bezrobotny przy Prazskiej Boudzie, więc wracamy na pyszny obiadek i piwko.

Toast za zwycięzców.

No: pojedli? Popili? To ..... w drogę powrotną czas wyruszyć.
Trasa do Cernej Boudy już nam znana, a jednak proszę jaka niespodzianka może spotkać? Nasi tu byli!!!!

Szlaku nie uświadczysz - ma być czerwony.

W związku z tym Mariusz postanowił zbadać czy czasem pod śniegiem się nie ukrył.

Ominąć czy przeskoczyć?

My też mieliśmy swoje singielki, proszę jakie ładne.

Mimo bolących kolan humory dopisują na powiedzmy, że końcówce trasy.

W końcu znaleźliśmy cywilizację i zamówiliśmy upragniony transport do Upy.

A na sam koniec mapa zamiast wykresu, gdyż mój kolega Mundek postanowił zrobić sobie kilka przerw.

A potem była Bałkanica....
Dystans: 20 km, czas trwania: 5 godzin
Kategoria Bikestats, Karkonosze, Treking
- DST 17.57km
- Teren 6.00km
- Czas 01:34
- VAVG 11.21km/h
- VMAX 34.21km/h
- HRmax 138 ( 76%)
- HRavg 172 ( 95%)
- Kalorie 880kcal
- Podjazdy 247m
- Sprzęt Lycan
- Aktywność Jazda na rowerze
Treningowo koło domu
Poniedziałek, 10 marca 2014 · dodano: 10.03.2014 | Komentarze 4
Po pracy, czyli wyjazd o 17.00. Niby już ciepło, niby jeszcze jasno, a jednak daleko się jeszcze nie można wypuścić o tej porze. Dlatego pomyślałam o Górze Parkowej, a co potem to się zobaczy. Na tętnie 172 osiągnięcie przekaźnika zajęło mi prawie 15 min, ale dlatego, że uparłam się wracać i podjeżdżać jeszcze raz te miejsca, z których spadałam przez korzenie i luźne kamienie. Najtrudniej było od schodów przy altance miłości, bo zrobiłam na tym odcinku aż trzy podejścia, ale w końcu wyszło i dotarłam szczęśliwie do przekaźnika.
Pooglądałam Czermną i co dalej?

Zdecydowałam, że przejadę się Urwiskiem Beaty póki jeszcze jasno, bo ostatnio Bogdan mnie tu przytargał, ale było tak ciemno, że już nic nie widziałam. Postanowiłam zobaczyć którędy tak naprawdę jechałam







I ten singiel naprawdę mnie przestraszył, bo z prawej urwisko ma co najmniej kilkadziesiąt metrów w dół. Natychmiast włączył się mój lęk wysokości i na ten moment jest to dla mnie kawałek nieprzejezdny. A wtedy go przejechałam, czyli wniosek: czego oczy nie widzą, tego mózg nie blokuje.
Po wyjechaniu w końcu na łąki w Jakubowicach skręciłam na Czermną i na ścieżkę rowerową, bo przejechałam dopiero 6 km, więc głupio z takim osiągiem do domu wracać - 17 brzmi trochę lepiej.
Kategoria Trening, W pojedynkę
- DST 34.78km
- Czas 02:30
- VAVG 13.91km/h
- VMAX 34.00km/h
- Kalorie 883kcal
- Podjazdy 455m
- Sprzęt Lycan
- Aktywność Jazda na rowerze
Do Pekla
Niedziela, 9 marca 2014 · dodano: 09.03.2014 | Komentarze 3

Start pod domem © cerber27

Drobny przystanek © cerber27

Droga pod Parkową Górą © cerber27

Dojeżdżamy od Plebanii w Czermnej i Bodzio przypomina sobie, że nie ma dokumentów © cerber27

Bodzio wraca do domu, a my dalej - na małą Czermną © cerber27

Czekamy na Górce © cerber27

Przekaźnik z innej perspektywy © cerber27

No i po chwili dojeżdża Bogdan © cerber27

Pierwsza hopka w Beloves © cerber27

Kolejna hopka © cerber27

Podjaździk terenowy © cerber27

Trasa za oczyszczalnią © cerber27

Pomysłowy mostek - przed samym peklem jest jeszcze jeden © cerber27

I w końcu Cel przejażdżki - ale niestety jeszcze zawreno © cerber27

Lans musi być © cerber27
Kategoria Trening, rodzinka w komplecie
- DST 33.76km
- Teren 20.00km
- Czas 05:23
- VAVG 6.27km/h
- VMAX 42.50km/h
- HRmax 180 (100%)
- HRavg 138 ( 76%)
- Kalorie 3021kcal
- Sprzęt Lycan
- Aktywność Jazda na rowerze
Trutnov - Rychorska Bouda, czyli BSowy najazd na Czechy
Sobota, 8 marca 2014 · dodano: 09.03.2014 | Komentarze 4
10-osobowa grupa to jest moc i prawdę mówiąc to mnie najbardziej za każdym razem urzeka: ktoś rzuca hasło, wrzuca linka w sieć i rachu, ciachu kto może ten jest na miejscu. Coś pięknego. Tym razem wycieczka pomysłu Tomka i Janka rozpoczęła się w Trutnovie, choć nie dla wszystkich. Żeby sięz nami spotkać Lea rozpoczęła trasę bladym świtem, a Bogdan wczesnym rankiem i oczywiście jeszcze na nas czekali.
Po przejechaniu ok. 4 km przez miasto "wkroczyliśmy" w teren.

Pierwszy podjazd zaliczony - Janek doszedł do wniosku, że mu za gorąco.

Emi i Feniks przyglądają się z uśmiechem, jak Tomek łapie wodę zamiast mostek.......

A Zbyszek wskazuje mi kolejną górkę, na którą będziemy za chwilę wjeżdżać. Jeszcze jest ok.

Ryjek też usypia moją czujność.

Ania z Zielonego Wzgórza

No to ruszamy dalej - wszyscy już są.

I jak ruszyli to tylko takie widoki mi zostały - czyli standardowo.

Jednak okazało się, że Tomek Tripsurfer85 zaczekał na mnie i razem mogliśmy zobaczyć takie coś:

I takie coś... nie zdziwiłabym się, gdyby to były ujęcia wody dla Trutnova, bo woda w środku mocno szumiała.

A potem znaleźlismy dowód na to, że zima jednak jeszcze jest.

W końcu dotarliśmy do reszty ekipy w Rychorskiej boudzie, gdzie impreza już trwała w najlepsze.

Super rower.

No ale komu w drogę temu płozy na koła i w dół.

Ale po drodze i takie przypadki się zdarzają. Całe szczęście, że Ryjek jest pod ręką.

Bike też może chwilę odpocząć - w końcu ma nóżkę :)

I tak po szczęśliwym zjeździe na dół kolejny "podjaździk" przed nami. Wymiękłam na całego.

Na terenach militarnych największą frajdę miał chyba Janek.

W tym akurat miejscu zaczęliśmy się żegnać z Emi i Bogdanem. Zwłaszcza Ryjkowi było smutno.

A pozostała ekipa po konkretnym obiedzie ruszyła jeszcze na polowanie. Celem były lamparty.

Powiało grozą - skąd ich tyle? A schron tylko w windzie, co wykorzystał Ryjek, zostawiając nas na pastwę dzikiego zwierza.

W uzupełnieniu tej relacji zgłaszam chęć podkradnięcia Feniksowi zdjęcia swojego cielęcego zjazdu z górki zakończonego niemal artystycznym spadkiem z siodła w okolicach bunkrów, bo pamiątki po zjazdówkach mogą się schować przy obecnym siniaku z obrzękiem. Już dawno się tak sama z siebie nie śmiałam.
Po tym wypadzie przyszło mi do głowy, że chyba zacznę tworzyć subiektywny ranking wypadów BS. Ciekawe, kiedy pod względem bólu brzucha i twarzy ze śmiechu ten wyjazd zostałby pokonany?
Dzięki wam wszystkim i do zobaczenia już niedługo.
Kategoria Bikestats, Karkonosze
- DST 24.68km
- Teren 15.00km
- Czas 02:50
- VAVG 8.71km/h
- VMAX 38.00km/h
- Temperatura 10.0°C
- Kalorie 1588kcal
- Podjazdy 682m
- Sprzęt Lycan
- Aktywność Jazda na rowerze
Góra Parkowa-Błedne Skały-Miechy
Niedziela, 2 marca 2014 · dodano: 02.03.2014 | Komentarze 1
Najpierw pojechaliśmy sprawdzająco na Górę Parkową, żeby ocenić trasę wyścigu, którą chłopaki przygotowują. Jedna pętla to 2700 m i w pionie na tej odległości 100-110 m przewyższeń. Niby nic, a jednak. Wysokość Góry to 494 mnpm i można na nią spojrzeć lekceważąco, ale jak się już na nią wjedzie, to się okazuje, że kryje w sobie sporo atrakcji: ostre zjazdy, strome podjazdy, wypłaszczenia, kostkę brukową, zakręty pod nienormalnym kątem do wzięcia, korzenie które trudno przejechać, schody i ludzi zdziwionych rowerzystami w tym miejscu. Myślę, że w tygodniu przejadę sobie tą trasę z aparatem. Analizowanie tej trasy i omawianie innych wariantów (niektóre od razu wybijałam Bogdanowi z głowy, ze względu na bezpieczeństwo uczestników) zajęło nam w sumie ok. 40 minut, ale zabawy mnóstwo. Lycanek w takim terenie też był przeszczęśliwy, zwłaszcza że był "najedzony" tzn.: napompowany.No ale czas ruszyć dalej, a że dzionek przepiękny i godzina odpowiednia to można gdzieś dalej w teren. Bodzio wspomniał o Miechach, a ja pamiętam, że mi się tam podobało. Tylko najpierw trzeba było dostarczyć szanowne cztery litery do Bukowiny, więc do szczęścia (czyli jazdy w terenie) brakowało jakieś 6 km. Ufff! Myślę, że dobrze nie było, ale najgorzej też nie bo do hotelu Saint George nie zsiadłam z roweru ani razu, a potem podjazd pod samą Bukowinę - przeprowadziłam jakieś 200 m, reszta przejechana. Na początek nieźle.
Droga Aleksandra to czysta radość, do tego stopnia, że bez większego trudu Bogdan namówił mnie na parking pod Błędnymi Skałami, po to żeby potem czerwonym zjechać i zrobić małą pętelkę. Ostatnio na tym odcinku w większości sprowadziłam rower, tym razem poszło o niebo lepiej, choć oczywiście trenejro zadowolony z przejazdu mego nie był :)!. Ale ja byłam, bo widzę postęp w technice (co oczywiście jest zasługą tego niezadowolonego trenejro hihi).
No i na koniec w nagrodę prawie 5 km zjazdu do Jerzykowic i do domu. Piękna niedziela na zachętę do dalszej jazdy.
Kategoria Góry Stołowe, Trening, Góra Parkowa
- DST 17.41km
- Teren 5.00km
- Czas 01:16
- VAVG 13.74km/h
- VMAX 43.80km/h
- Temperatura 6.0°C
- Kalorie 442kcal
- Podjazdy 464m
- Sprzęt Lycan
- Aktywność Jazda na rowerze
Pierwsze koty za płoty
Poniedziałek, 17 lutego 2014 · dodano: 17.02.2014 | Komentarze 7
Weekend z rowerem nie wyszedł, a nogi już swędzą, więc na razie treningowo po pracy.
Dystans króciutki, bo i czas jeszcze nie pozwala na dłużej - przynajmniej mi. Tak szybko się zbierałam, żeby gdzieś na trasie spotkać się z Bogdanem, że oczywiście nie przyszło mi do głowy, żeby cokolwiek sprawdzić: przecież rower stał w domu, więc co mu może być??!!! :):) Trochę ciężko szło, no ale po dwóch miesiącach niejeżdżenia to przecież cudów nie można się spodziewać.
No i za Czerwoną Skałką spotkanie z Bogdanem - jego jeden rzut oka na rower i.... hahahahaha - okazało się, że ciśnienie w oponach to mi nie jest potrzebne, a pompka do roweru to jakiś wynalazek nie wiadomo dla kogo i po co stworzony. Chyba jednak zmienię kolor włosów na blond.
Do YMKI wtoczyłam się w 43 minuty, więc kiepsko, za to w nagrodę dla mnie za 6 km podjazdu - pierwszego w tym roku - zjechaliśmy zielonym do Dańczowa i przez Jeleniów wróciliśmy do Kudowy. Co prawda na zjeździe musiałam trzymać cztery litery nad siodełkiem, ale co tam. Frajda z jazdy mnie nie opuściła.
Kategoria Góry Stołowe, Trening
Jeseniki Pradziad dzień drugi z ekipą BS
Niedziela, 26 stycznia 2014 · dodano: 01.02.2014 | Komentarze 4
Drugi dzień zgrupowania rozpoczął się pysznym śniadaniem w pełnym składzie i ustaleniami co kto robi i jak się umawiamy. Miałam mały dylemat, bo piesza ekipa dnia poprzedniego mnie po prostu oczarowała. Ostatecznie wygrały jednak narty, które "przemówiły" błagalnie do mnie, że taki kawał jechały, i co? Same na Pradziada nie wjadą, potrzebują narciarza.Chciałam też pojechać z Anią, Zbyszkiem i Januszem na Wysokie Hole, ale tam wiedziałam na 100% co mnie czeka. A ponieważ narciarz ze mnie średni, więc trzeba było znaleźć bezpieczny punkt oparcia, którym oczywiście jest Bodzio - mąż mój, trener mój i krytyk mój największy (hihihi-będzie zły), ale jak trwoga to tylko do niego, więc cóż mi zostało? Cisnąć z Arturem i Bodziem na Pradziada.
I się zaczęło:

Zdjęcia mogłam oczywiście zrobić tylko stojąc, albo jadąc pod górę - w dół to już była walka o przeżycie - a tam jeszcze kiedyś będę.

Mój przepiękny cel.

Czas, czas kobieto - do szczytu już blisko.

No cóż - zdarza się, że razem załapiemy się na jakąś fotkę

Lans numer 2

Czas na lans się skończył, do roboty - Artur pocisnął......

Bogdan pocisnął......

I tyle ich widzieli.

Ale zdążyli jeszcze uwiecznić moje wysiłki.

Ostatni zakręt przed szczytem,

Kto pierwszy? Bo właściwie nie widać.

I oto wyłonił się zza zakrętu on - cel mój upragniony.

A wraz z nim ONI: ekipa piesza.....LEA,

....FENIKS Z ALINKĄ.....

I Ryjek z Feniksem, który zasłonił Alinę.
Refleksja mnie naszła, że jak tu nie wierzyć w wyższość nóg nad deskami? No bo proszę: ja tu się męczę, podbiegam niemal jak Justyna, daję z siebie wszystko, a oni??? Plaża, słońce tylko strojów brak.

Chłopaki kontemplują naszą wczorajszą trasę (częściową oczywiście) - ja również nie mogłam się napatrzeć, szukaliśmy nawet Ani, Zbyszka i Janusza, ale niestety wzrok już nie ten, a wspomagaczy nikt nie wziął.

To zdjęcie zdobi teraz nasz pulpit w komputerze.
Zjazdu do Svycarny nie zrelacjonuję,bo to naprawdę była walka o przeżycie. Powiem tylko, że po tych zjazdach na moich udach pojawiła się przepiękna iryzacja wielkości pomarańczy. Cudownie!

Kolejny punkt zbieżny - pyszne ciastko tam mieli.

Dziewczyny żałując, że Feniksowi skończyły się zapasy zadowoliły się herbatką i ciastkiem.

Artur odpoczywa, a Bodzio udziela rad trenerskich.

Ostatnie tańce radości, że wszyscy przeżyli.....

I w końcu pożegnania nadszedł czas - chłopcy nie omieszkali znowu zbliżyć się do siebie, Więc ja właściwie nie wiem za co Feniks wylądował w piwnicy :):):):):)
Dystans: 10,85 km, Czas trwania: 2:42
Jeseniki Pradziad dzień pierwszy z ekipą BS
Sobota, 25 stycznia 2014 · dodano: 31.01.2014 | Komentarze 5
Po przeczytaniu relacji Feniksa aż obawiam się przystąpić do napisania czegokolwiek, gdyż mój dowcip przy nim wysiada - zdobycie się na jakże oryginalny (IIIII) tytuł to już wyżyny myślowe.
To był naprawdę wspaniały wypad, ostatni taki swój pamiętam sprzed trzech lat, ale tam wtedy było tylko 5 osób i wszystkie z Kudowy.
A tutaj zgrało się nas 12 osób i - o ile dobrze obliczyłam - z 5 miast. Naprawdę wielka sprawa, Cóż ten Ryjek w sobie ma, że tak za nim wszyscy ciągną?
Po przybyciu na miejsce każda część ekipy zaczęła swoje przygotowania do startu. Zbyszek rozpoczął od powrotu do auta po bagaże, a Ania od oczekiwania na niego, narciarze rozpakowywali sprzęt i resztę pakowali na skuter do schroniska. Ale największą zagwozdkę miała Emi z Ryjkiem usiłując bezpiecznie przymocować rakiety do plecaka:

No i jak to działa?

Tak więc biegacze w prawo......
.........a piesi w lewo

Myśleliście, że podrywacze to tylko w przeciwną płeć celowali? Nic z tego - ku sobie też się mieli :)

Oj, niedobre rakiety, niedobre.

I kto powiedział, że pod górę to jakaś trudność? Krokiem tanecznym szczyty zdobywać też można - i jeszcze drzewa się przyłączyły do ogólnej radości :)

Feniks tak dobrze wtopił się w tło, że prawie go nie widać.

A tu wyglądamy, jak byśmy zdobywali co najmniej K2.

No i w końcu na szczycie nasza EMI odfrunęła w siną dal.

A panowie z żalu znów zbliżyli się do siebie pocieszając się po nieodżałowanej stracie.

Jednak ostatecznie Emi postanowiła dać nam jeszcze jedną szansę i wróciła do nas.

Co ryjek z Feniksem postanowili uczcić w godny sposób.

Tak, tak - musiałyśmy bardzo ładnie poprosić, żeby się podzielił.

Vysoka hole i Nad Malym Kotlem (1335) zdobyta - teraz w dół do 860.

Po uszczknięciu zapasów Feniksa Ryjek zgubił szlak, a Emi dzielnie usiłowała trzymać pion.

I tylko Feniks oganiał się od nas, chcąc jak najdłużej zatrzymać przy sobie piersióweczkę, a raczej jej zawartość.

Zachwyt na piękną i dziwną tęczą szybko nam wybiła z głów Emi oświecając nas w tym temacie.

Z czystej ciekawości potem zapytałam wujka gogla co to iryzacja i naprawdę ciekawych rzeczy się dowiedziałam.

I w ten sposób dotarliśmy niemal na "dno".

W tym miejscu pojawiły się atrakcje obiecane przez Ryjka.

A jedną z nich miała być zabawa w chowanego.

Zaklepane! Wszyscy odnaleźli się na vyhlidce.

Ryjek próbuje pokonać atrakcje, a Emi zastanawia się nad okrężną trasą - oczywiście na tym wszystkim wygrał Feniks, który wziął nas od tyłu.

Aż w końcu nadejszła wiekopomna chwila.... tu musi być jakaś cywilizacja. Nasza radość z bliskości schroniska była przeogromna.
Zajęcia w podgrupach dobiegły końca i naszedł czas na zgrupowanie całej kadry.
W tym dniu ubawiłam się, uśmiałam, zmęczyłam, zmarzłam, naoglądałam i wypoczęłam - WIELKIE DZIĘKI WAM ZA TO.
Dystans: 16,30 km, Czas trwania: 5:37, Max prędkość: 11,2 km/h
To był naprawdę wspaniały wypad, ostatni taki swój pamiętam sprzed trzech lat, ale tam wtedy było tylko 5 osób i wszystkie z Kudowy.
A tutaj zgrało się nas 12 osób i - o ile dobrze obliczyłam - z 5 miast. Naprawdę wielka sprawa, Cóż ten Ryjek w sobie ma, że tak za nim wszyscy ciągną?
Po przybyciu na miejsce każda część ekipy zaczęła swoje przygotowania do startu. Zbyszek rozpoczął od powrotu do auta po bagaże, a Ania od oczekiwania na niego, narciarze rozpakowywali sprzęt i resztę pakowali na skuter do schroniska. Ale największą zagwozdkę miała Emi z Ryjkiem usiłując bezpiecznie przymocować rakiety do plecaka:

No i jak to działa?

Tak więc biegacze w prawo......
.........a piesi w lewo
Myśleliście, że podrywacze to tylko w przeciwną płeć celowali? Nic z tego - ku sobie też się mieli :)

Oj, niedobre rakiety, niedobre.

I kto powiedział, że pod górę to jakaś trudność? Krokiem tanecznym szczyty zdobywać też można - i jeszcze drzewa się przyłączyły do ogólnej radości :)

Feniks tak dobrze wtopił się w tło, że prawie go nie widać.

A tu wyglądamy, jak byśmy zdobywali co najmniej K2.

No i w końcu na szczycie nasza EMI odfrunęła w siną dal.

A panowie z żalu znów zbliżyli się do siebie pocieszając się po nieodżałowanej stracie.

Jednak ostatecznie Emi postanowiła dać nam jeszcze jedną szansę i wróciła do nas.

Co ryjek z Feniksem postanowili uczcić w godny sposób.

Tak, tak - musiałyśmy bardzo ładnie poprosić, żeby się podzielił.

Vysoka hole i Nad Malym Kotlem (1335) zdobyta - teraz w dół do 860.

Po uszczknięciu zapasów Feniksa Ryjek zgubił szlak, a Emi dzielnie usiłowała trzymać pion.

I tylko Feniks oganiał się od nas, chcąc jak najdłużej zatrzymać przy sobie piersióweczkę, a raczej jej zawartość.

Zachwyt na piękną i dziwną tęczą szybko nam wybiła z głów Emi oświecając nas w tym temacie.

Z czystej ciekawości potem zapytałam wujka gogla co to iryzacja i naprawdę ciekawych rzeczy się dowiedziałam.

I w ten sposób dotarliśmy niemal na "dno".

W tym miejscu pojawiły się atrakcje obiecane przez Ryjka.

A jedną z nich miała być zabawa w chowanego.

Zaklepane! Wszyscy odnaleźli się na vyhlidce.

Ryjek próbuje pokonać atrakcje, a Emi zastanawia się nad okrężną trasą - oczywiście na tym wszystkim wygrał Feniks, który wziął nas od tyłu.

Aż w końcu nadejszła wiekopomna chwila.... tu musi być jakaś cywilizacja. Nasza radość z bliskości schroniska była przeogromna.
Zajęcia w podgrupach dobiegły końca i naszedł czas na zgrupowanie całej kadry.
W tym dniu ubawiłam się, uśmiałam, zmęczyłam, zmarzłam, naoglądałam i wypoczęłam - WIELKIE DZIĘKI WAM ZA TO.
Dystans: 16,30 km, Czas trwania: 5:37, Max prędkość: 11,2 km/h
Zakopane, Morskie Oko
Czwartek, 2 stycznia 2014 · dodano: 14.01.2014 | Komentarze 2
Po lajtowym Nowym Roku ekipa, która jeszcze nie wyjechała ogólnie wyraziła chęć wycieczki na Morskie Oko. "Drobny" kacyk niektórych i dzieci wśród nas spowodowały, że żadne ambitniejsze trasy nie wchodziły absolutnie w grę, ale ponieważ chodziło o wspólne spędzenie czasu, a nie zarzynanie kogokolwiek, więc tuptanie asfaltem też okazało się świetną zabawą. Po dojechaniu w dwa auta do Palenicy Białczańskiej i uiszczeniu 20,-złotowej całodziennej opłaty parkingowej oraz wejściówki na teren TPN-u (8,-zł od osoby!!!) wkroczyliśmy na ceprostradę:

Jest dobrze - na razie wszyscy razem - no prawie, bo z tyłu jeszcze podąża Dorota z Karolem.

Śmigłowiec TOPR-u jednak i w taki dzień był w akcji - a wejścia na szlaki pozamykane.
Tyle, że to niektórych nie odstrasza i potem mamy, co mamy.

Wodogrzmoty Mickiewicza - stały punkt chyba wszystkich możliwych wycieczek.

Wodogrzmoty - ale jednak są przepiękne i zawsze robią wrażenie.

Jeszcze 2 kilometry, ale zaczyna się ciekawie, bo od tego momentu trasa jest oblodzona i oj, będzie zabawa, będzie się działo ......

W sumie to nawet o tej porze trudno jest zrobić zdjęcie nad Morskim Okiem bez ludzi dookoła.
Obejść stawu niestety nam się nie udało - warunki oblodzeniowe na trasie trochę nas powstrzymały, Ale z powrotem też było wesoło:
zejść 2 km po lodzie to była przygoda.

Halny zrobił tutaj swoje, zresztą wcześniej na dojeździe też takie widoki były.

I przez około pół kilometra taki właśnie "wiaterek" pomagał nam zejść - nie powiem zrobiło się przez chwilę nieprzyjemnie.

Kra, kra :)

Panoramka Morskiego Oka.
Trasa: 18 km, Prędkość max: 9,5 km/h, Czas przejścia: 3:30

