Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi ankaj28 z miasteczka Kudowa-Zdrój. Mam przejechane 14664.11 kilometrów w tym 5565.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 11.12 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

2013 r.:
button stats bikestats.pl
2014 r.:
button stats bikestats.pl
2015 r.:
button stats bikestats.pl
2016 r.:
baton rowerowy bikestats.pl

Dzienne odwiedziny bloga:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy ankaj28.bikestats.pl
  • DST 40.00km
  • Teren 30.00km
  • Czas 03:15
  • VAVG 12.31km/h
  • VMAX 39.70km/h
  • Sprzęt Lycan
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Góry Bialskie, czyli szutrowo-asfaltowe atrakcje

Niedziela, 9 listopada 2014 · dodano: 12.11.2014 | Komentarze 5

Jak już Bogdan dorwał się do komputera i rzucił się na zrobienie wpisu przede mną, to musiał z czymś śmiesznym wyskoczyć. No i oczywiście tak się stało, a mi zabrał przy okazji wszystkie pomysły na ten wpis. A wpis musi być koniecznie, bo ta wycieczka była wyjątkowo wesoła, ekscytująca i pełna atrakcji. Inne słowo, niż atrakcje nie odda klimatu wyprawy, bo przypomina mi się przy tym wypad w Jeseniki, gdzie również Ryjek zafundował nam  atrakcje, godne mistrza. A na samo ich wspomnienie, jeszcze mi się buzia śmieje. I podobnie było tym razem, ale od początku.

W Górach Bialskich owszem byłam, ale tylko na pieszo i to ładnych kilka lat temu. Na rowerze nigdy, więc propozycja Ryjka mnie mocno zaintrygowała. Wiedziałam, że i on i Ania znają te tereny, więc nawet do głowy mi nie przyszło sprawdzanie czegokolwiek poza spakowanym plecakiem i rowerem. Jaka trasa? Ile czasu? Jakie przewyższenia? Dystans? Zapasowe skarpetki? A po cóż mi ta wiedza, skoro przewodnik ma wszystko zaplanowane w najdrobniejszych szczegółach, a poza tym wiadomo nie od dziś, że Ryjek planuje trasę dla każdego, ale stara się najczęściej o asfalty,  szutry i podjazdy. No dobra, czasem zaplanuje jakieś atrakcje!!!!!

Na parkingu w Stroniu Śląskim odpaliłam Strave - polecaną przez Zbyszka, jako alternatywę dla Endomondo, ale chyba coś gdzieś źle zrobiłam, bo w Paprsku Strava też z jakiegoś powodu się wyłączyła, co zauważyłam dopiero w domu. No cóż, taki los - te urządzenia mnie nie lubią.
Nasz przewodnik zafundował nam od razu konkretny podjazd, piękny, długi, asfaltowy - a my poubierani, jak na głęboką zimę. Ok. stop. Zrzucamy co nieco z siebie i ciśniemy dalej. Po ok. 4 km asfalt zaczyna zamieniać się w szuter, a łąki w las. I tutaj zawisł nad nami kruk - wielki i czarny - kraczący na nas do samego lasu. Tak, że w razie czego mamy na kogo zwalić wszystkie atrakcje tego dnia. :):)

Jest pięknie i jesiennie, ale Ania i Ryjek już myślą: co by tu jeszcze? .....

I w tym miejscu - na prośbę Bogdana, który chciał zobaczyć Paprsek - Ryjek postanawia przedstawić nam pierwszą atrakcję, czyli...

......... wnos rowerowy pionowy:

Ryjek wyrywa się przy tym do przodu i krzyczy, że on pierwszy pobiegnie do góry - hahahha - głupawka ze śmiechu ogarnia mnie po raz pierwszy i nie ostatni tego dnia.
Ania - przyzwyczajona do szaleństw kolegi - znosi, a raczej wnosi tą atrakcję z szelmowskim  uśmiechem, mówiącym o tym, że takiego asfaltu się właśnie spodziewała.

A ja - zamroczona ciężarem niespodzianki - leciuteńko, bez wysiłku wbiegam, jak sarenka na szczyt......

......... ustawiam rower w kierunku widocznym na zdjęciu, ruszam .......

i słyszę od Ryjka: gdzie ty jedziesz - szlak jest tam - wskazując mi kolejny (żółty, widoczny na drzewie) "asfaltowy" podjazd - upsss.
Ok, wieża na Czernicy niedaleko, ciśniemy znowu do góry i dojeżdżamy do niej piękną, równą, suchą i szeroką drogą: po raz pierwszy zakiełkowała mi w głowie myśl, że chyba nie mam zapasowych skarpetek. Ale przecież nie będą mi potrzebne, to trasa Ryjka!!

Na wieży podziwiamy wspaniałe widoki, gdyż widoczność i przejrzystość jest w tym dniu wyjątkowa:



No, a potem mamy delikatny, niewymagający i lajtowy zjazd:
Bogdan z widocznym uśmiechem zadowolenia pokonuje go oczywiście, jako pierwszy

Ale my nie jesteśmy gorsi, więc....



więc dojeżdżamy do kolejnej atrakcji, z której bardzo zadowolona jest Ania, bo wspomnienia zimy i biegówek wywołują od razu wielki rogal na jej twarzy - ona wie, co się tutaj będzie działo !!!!! Chciałam tutaj zauważyć, że nasze rowery są jeszcze piękne i czyste :)

I rzeczywiście - Ryjek, jak Jezus, przemknął suchą nogą po morzu.... błota, a my...

... niegodni tego cudu, musieliśmy gonić bokiem


Po dotarciu do Paprska i uzupełnieniu czego komu było trzeba, ruszamy na dalsze poszukiwania szutrów i asfaltów, bo Ryjek się uparł, że jeszcze ich trochę ma w zanadrzu. No, dobra, pożyjemy, zobaczymy. Zaczęliśmy te poszukiwania od dywanów, przy których myśl o skarpetkach zaczęła się robić co najmniej natarczywa....

a Bogdan coraz intensywniej wzywał do pomocy swój sprzęt określający nasze położenie.

W końcu w poszukiwaniu Brouska - chyba nie całkiem celowo - odnajdujemy szczyt czegoś - proszę o podpowiedź czego, bo nie wiem, ale było to całkiem fajne.

No i się w końcu zaczęło - kolejną ryjkową atrakcją miała być próba nauczenia Bogdana spływu rowerem, zamiast kajakiem, dlatego wypuścił go na czujkę i absolutnie wystrzegał się przodowania grupie, 

Udało mu się, bo w końcu - w ciągu ułamka sekundy Bogdan, jako mój punt odniesienia co do kierunku i toru jazdy - po prostu zniknął. Mrugnięcie okiem - jest, drugie mrugnięcie - nie ma. Upssss. Zgodnie z zaleceniem przewodnika pobrał lekcję spływu.... z rowera do kałuży. Wystraszona zeszłam z roweru i myśl o braku skarpetek na zmianę słowem się stała, a nieco dalej wręcz ciałem:

Mimo tego jednak nie poddajemy się w pokonywaniu szerokich szutrów.......

... i jeszcze szerszych asfaltów ...


przy lekkiej, jesiennej bryzie i zefirku leniwie naganiającym chmurki w naszym kierunku

Zdobywamy w końcu Brouska, a Ryjek zdobywa cenny minerał do swojej imponującej kolekcji


Dalej jedziemy więc granicznikiem w kierunku jedzonka, bo podjazdy wyssały z nas wszystkie zapasy tłuszczu i energii. Ale nie ma lekko, korzenie i błotniste zjazdy  to również ulubione drogi naszego przewodnika, więc atrakcji ciąg dalszy nastąpił.



W końcu nastał czas na popas i wspaniałe chwile upływały dość szybko, aż do momentu, w którym zachciało mi się dowiedzieć, którędy dalej jedziemy i ile mamy kilometrów do przejechania? Moja mina gdy Ryjek ze stoickim spokojem stwierdził, że około 30 i pokazał trasę na mapie, była po prostu powalająca, bo przecież było wpół do czwartej  i za chwilę będzie ciemno !!!!!!! Na co on: przecież mamy lampki. I wtedy zrozumiałam, że to jest największa atrakcja zaplanowana przez Ryjka, a on wcale nie żartuje. Wieeeeelkieeeee upssssss!.

No i jak się z tego wyśmigać? Przecież ja nocą jestem ślepa, jak kret i boję się jak tchórz, niech mnie ktoś uratuje!!!!!
I tu z pomocą przyszedł mój mąż osobisty, który rozumiejąc moje wszyskie strachy raczył łaskawie się uziemić i urwać śrubkę od przerzutki- o mój ty łaskawco!!! :):):) Moja wdzięczność wyglądała tak.....,

a jego rower tak:

Nie było innego wyjścia, tylko podzielić się na dwie grupy i szukać dalszych atrakcji już na własną rękę, czego oczywiście Ani i Ryjkowi zazdroszczę, ale nie aż tak bardzo, oglądając ich zdjęcia w ciemnościach.
Naprawdę wspaniały to był wypad rowerowy w niezaprzeczalnie uroczym i wesołym towarzystwie. Ogromne dzięki Wam za to i do zobaczenia znowu.

No to na koniec wszystkich znajomych i nieznajomych pozdrawiamy serdecznie,











Komentarze
Greger
| 16:19 poniedziałek, 17 listopada 2014 | linkuj Asflat widzę świeżo kładziony :). Pozdrawiam!
Marta84
| 22:56 niedziela, 16 listopada 2014 | linkuj boska wyprawa :)
ryjek
| 20:49 niedziela, 16 listopada 2014 | linkuj Staram się jak mogę, żebyście nie zanudzili się na moich trasach (dla każdego coś ciekawego). Trochę nam umknął czas na popasie w Paprsku, z knajpki w Petrikov też ciężko było wyruszyć, ale miałem to tak zaplanowane, że po zmroku bylibyśmy na prostej i łatwej drodze prowadzącej bezpośrednio do Stronia. Szkoda, że wyszło inaczej, ale dobrze, że szczęśliwie wróciliście do domu :)
z1b1
| 12:05 czwartek, 13 listopada 2014 | linkuj Ciekawi mnie czemu Ci się Strava wyłączyła, nie powinna. Może miałaś ją niezablokowaną? Zazwyczaj sama aplikacja domyślnie się blokuje tak aby przypadkiem jej nie wyłączyć.
Wyjazd mieliście super, pełen przygód. Dla mnie Bialskie są najbardziej znanymi, bo często tam witam. Wieży na Czernicy jeszcze nie widziałem, bo jak jeździłem to jej nie było, trzeba nadrobić :)
Świetnie się czyta i ogląda Twoją relację, śmiech cały czas. Pozdro!!!
anamaj
| 07:34 czwartek, 13 listopada 2014 | linkuj Dzień był super !!! To prawda, że szerokie Ryjkowe szutry i asfalty zamieniły się w wąskie, bagniste ścieżki. Znałam te rejony Gór Bialskich, ale na tym wyjeździe zobaczyłam je z innej perspektywy. Nocna jazda w terenie - super. Dobra lampka i do przodu.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa namoj
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]