Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi ankaj28 z miasteczka Kudowa-Zdrój. Mam przejechane 16001.99 kilometrów w tym 5565.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 11.15 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

2013 r.:
button stats bikestats.pl
2014 r.:
button stats bikestats.pl
2015 r.:
button stats bikestats.pl
2016 r.:
baton rowerowy bikestats.pl

Dzienne odwiedziny bloga:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy ankaj28.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 50.60km
  • Teren 13.00km
  • Czas 03:54
  • VAVG 12.97km/h
  • VMAX 52.60km/h
  • Podjazdy 1400m
  • Sprzęt Lycan
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Zachód słońca na Śnieżniku

Wtorek, 12 sierpnia 2014 · dodano: 17.08.2014 | Komentarze 3

Urlop rozpoczęty, więc jak nie spędzić go na rowerze? Tym bardziej, że Wiktor wypoczywa nad morzem i nie trzeba wracać do domu w tym samym dniu. Krótka narada, telefony do schronisk, pakowanie plecaków i start. Bodzio wsiadł na rower oczywiście już pod domem, ja transportuję się autem, za pomocą mojego brata, do Zieleńca. Pierwszy raz jadę z tak ciężkim plecakiem - ok. 10 kg. Gdyby to był treking, to powiedziałabym, że plecak mam lekki, ale na rowerze sprawa wygląda inaczej. Na razie mnie to nie przeraża, ale pod koniec trasy......?

Tego dnia mamy dojechać na Halę pod Śnieżnikiem do schroniska, więc zdecydowanie więcej asfaltu, niż terenu, co mi wcale nie przeszkadzało. Dojechaliśmy do Bystrzycy, gdzie trzeba było zrobić napad na bank, bo bank w Kudowie już ktoś napadł i nic tam nie zostawił. Postanawiamy też wykonać szybki telefon do Artura, który tu przecież mieszka i okazało się, że jest akurat w pobliżu.

Szybkie omówienie planów, wstępne umówienie się na wspólne pokręcenie i ruszamy dalej.

Z Bystrzycy chcieliśmy dojechać na Igliczną przez Pławnicę i Marianówkę, więc mogłam przez chwilę błysnąć, służąc za przewodnika. Oj, przydała się wycieczka z Feniksem i Patrycją. Tutaj Bogdan trasy sprawdzać nie musiał - OGARNIAM  KIERUNEK. :)



A oto nasz pierwszy cel tego dnia: ja-Igliczna, Bodzio-Sanktuarium Marii Śnieżnej.

Od Marianówki do Iglicznej oczywiście był mój pierwszy poważny test jazdy z 10-kilową nadwagą i żeby  było trudniej Bogdan podczepił mi jeszcze pod hol auto, którego kierowca nie poradził sobie sobie z przewyższeniem. :)

Tak więc przystanek był jak najbardziej zasłużony, a w nagrodę za owacje na stojąco za hol, Bodzio otrzymał .......... fotkę.
W czasie, gdy ja docierałam do Iglicznej, Bogdan zdążył jeszcze podjechać wyżej i obejrzeć miejsce niedawnego zderzenia pewnej trójki z absurdami polskiej rzeczywistości. Bulterierki były na miejscu - gotowe do ataku. :):)

Wreszcie nastąpiła długo oczekiwana nagroda w postaci zjazdu żółtym szlakiem z Iglicznej do Ogrodu Bajek i Międzygórza. Stromo zrobiło się praktycznie od razu, ale najpierw (do Ogrodu Bajek) było igliwie i poszycie leśne, potem pojawiły się korzenie, do wyboru do koloru: płaskie, półpłaskie, poprzeczne, wzdłużne i jakie kto by sobie jeszcze nie zażyczył.





Ale nagle (od Polany) krajobraz uległ gwałtownej zmianie i oczom mym ukazała się rzeka kamieni i turyści, którzy na pewno stali nie tam, gdzie powinni. Bogdan oczywiście pomknął i w 100% przejechał szlak, na moje szczęście zatrzymywał się specjalnie, żeby moje wysiłki zjazdowe uwiecznić. Ja niestety nie mogłam mu się tym samym odwdzięczyć - z oczywistych względów - nie jestem w stanie zjechać szybciej, niż on.


Ten odcinek zjechałam w jakiś 70%, ale tak się z tego ucieszyłam, że zaprosiłam Bodzia na holbę w Międzygórzu - na drugą zaprosił się sam. :)


Po odpoczynku zaczęło się zdobywanie zasadniczego celu wyprawy:

Właściwie, to chyba mało kto nie wie, jak wygląda trasa z Międzygórza na Halę pod Śnieżnikiem, ja też to wiedziałam, ale różnicę odczułam zdecydowaną między podejściem, a podjazdem. Na niecałych 10 km ponad 500 m przewyższenia z plecakiem, który po prostu wgniatał mnie już w siodełko to nie była kaszka z mleczkiem. Dobrze, że po drodze była równia i moje nogi i plecy mogły trochę odetchnąć, ale ostatnie 100 metrów w pionie po prostu zeszłam z roweru, usiadłam na poboczu i czekałam aż Bodzio po mnie wróci. Naprawdę w nosie miałam czy jestem twarda baba, czy totalna beksa - chciałam żeby ktoś ode mnie zabrał to ciężkie dziadostwo i koniec. Na szczęście moja ostoja się domyśliła, wróciła i uratowała królewnę z wieży, czyli podwiozła mój bagaż do schroniska. Dzięki temu i  królewna wjechała, a nie wpełzła na szczyt hali.
A w schronisku przywitał nas oczywiście cudowny zapaszek stęchlizny i starej szmaty, brak gniazdek w pokojach, nie najwyższych lotów jedzenie, drogie piwo i toalety za 1 zł przy każdym wejściu.

Na szczęście wieczór wszystko wynagrodził. Pierwszy dzień wyprawy zakończyliśmy wspólnym podziwianiem zachodu słońca. Tak intensywnej czerwieni na niebie już dawno nie widziałam. Było po prostu przepięknie i bardzo klimatycznie.






Kategoria Śnieznicki PK



Komentarze
z1b1
| 08:04 wtorek, 19 sierpnia 2014 | linkuj Podjazd z Międzygórza pod Halę na Śnieżniku zawsze był ciężki kondycyjnie,a dodatkowo z ciężarem na plecach to ogólna jakaś masakra. Super wypad,super pomysł na spędzenie kawałka urlopu :)
Greger
| 06:39 poniedziałek, 18 sierpnia 2014 | linkuj Jazda z ciężkim plecakiem to nic miłego i daje popalić! Tym bardziej winszuję pokonania trudnej terenowej trasy. Super urlop mieliście. Super wygląda coraz intensywniejsza czerwień nieba na trzech ostatnich zdjęciach. Pozdrawiam!
anamaj
| 06:13 poniedziałek, 18 sierpnia 2014 | linkuj Oj, dzielna jesteś. 10 kg plecak na rowerze !! Piękna wycieczka.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa wszed
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]