Info
Ten blog rowerowy prowadzi ankaj28 z miasteczka Kudowa-Zdrój. Mam przejechane 16065.66 kilometrów w tym 5565.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 11.09 km/h i się wcale nie chwalę.Więcej o mnie.
2013 r.:
2014 r.:
2015 r.:
2016 r.:
Dzienne odwiedziny bloga:
Kategorie bloga
- asfalt nie musi być nudny
17 - babskie wypady
7 - Beskidy
6 - BIEGANIE
12 - Biegówki
2 - Bikestats
47 - Broumovskie Steny
24 - Dolni Morawa
2 - FINALE LIGURE/WŁOCHY
7 - Góra Parkowa
13 - Góry Bardzkie
4 - Góry Bialskie
2 - Góry Bystrzyckie
14 - Góry Izerskie
2 - Góry Kamienne
2 - Góry Orlickie
49 - Góry Sowie
6 - Góry Stołowe
122 - Góry Suche
3 - Góry Złote
2 - Jeseniki
5 - Karkonosze
2 - KOUTY
2 - Lipovske Stezky
1 - Maratony
5 - Masyw Ślęży
4 - Pieniny
2 - Podgórze Karkonoszy
5 - rodzinka w komplecie
24 - ROLKI
0 - Rudawy Janowickie
1 - Rychleby
7 - Śnieznicki PK
7 - Srebrna Góra
24 - strefa mtb
24 - Tatry
3 - Treking
7 - Trening
71 - Trutnov Trails
9 - tv i uskok - razem lub osobno
12 - W pojedynkę
59 - Wyścigi
4 - Wzgórza Lewińskie
17
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2025, Styczeń4 - 0
- 2024, Grudzień3 - 0
- 2024, Listopad1 - 0
- 2024, Październik6 - 0
- 2024, Wrzesień8 - 0
- 2024, Sierpień9 - 0
- 2024, Lipiec10 - 0
- 2024, Czerwiec12 - 0
- 2024, Maj8 - 0
- 2024, Kwiecień5 - 0
- 2024, Marzec4 - 0
- 2024, Luty6 - 0
- 2024, Styczeń1 - 0
- 2023, Grudzień3 - 0
- 2023, Listopad3 - 0
- 2023, Październik8 - 0
- 2023, Wrzesień7 - 0
- 2023, Sierpień10 - 0
- 2023, Lipiec17 - 0
- 2023, Czerwiec13 - 0
- 2023, Maj10 - 0
- 2023, Kwiecień4 - 0
- 2023, Marzec3 - 0
- 2023, Luty4 - 0
- 2023, Styczeń1 - 0
- 2022, Październik6 - 0
- 2022, Wrzesień2 - 0
- 2022, Sierpień9 - 0
- 2022, Lipiec18 - 0
- 2022, Czerwiec16 - 0
- 2022, Maj15 - 0
- 2022, Kwiecień12 - 0
- 2022, Marzec6 - 0
- 2022, Luty5 - 0
- 2022, Styczeń6 - 0
- 2021, Grudzień4 - 0
- 2021, Listopad2 - 0
- 2021, Październik7 - 0
- 2021, Wrzesień3 - 0
- 2021, Sierpień1 - 0
- 2016, Listopad1 - 0
- 2016, Październik4 - 0
- 2016, Wrzesień10 - 0
- 2016, Sierpień14 - 1
- 2016, Lipiec18 - 4
- 2016, Czerwiec17 - 0
- 2016, Maj16 - 1
- 2016, Kwiecień12 - 1
- 2016, Marzec4 - 2
- 2016, Luty3 - 1
- 2016, Styczeń1 - 0
- 2015, Grudzień2 - 1
- 2015, Listopad5 - 1
- 2015, Październik12 - 5
- 2015, Wrzesień7 - 6
- 2015, Sierpień14 - 20
- 2015, Lipiec17 - 7
- 2015, Czerwiec16 - 8
- 2015, Maj14 - 21
- 2015, Kwiecień15 - 28
- 2015, Marzec11 - 30
- 2015, Styczeń1 - 4
- 2014, Listopad6 - 24
- 2014, Październik8 - 23
- 2014, Wrzesień11 - 11
- 2014, Sierpień14 - 16
- 2014, Lipiec16 - 13
- 2014, Czerwiec16 - 44
- 2014, Maj15 - 59
- 2014, Kwiecień12 - 48
- 2014, Marzec6 - 21
- 2014, Luty1 - 7
- 2014, Styczeń3 - 11
- 2013, Grudzień3 - 13
- 2013, Listopad4 - 14
- 2013, Październik9 - 21
Wpisy archiwalne w kategorii
Góry Orlickie
Dystans całkowity: | 2202.50 km (w terenie 861.00 km; 39.09%) |
Czas w ruchu: | 155:00 |
Średnia prędkość: | 14.30 km/h |
Maksymalna prędkość: | 60.00 km/h |
Suma podjazdów: | 40535 m |
Maks. tętno maksymalne: | 180 (100 %) |
Maks. tętno średnie: | 140 (77 %) |
Suma kalorii: | 15963 kcal |
Liczba aktywności: | 49 |
Średnio na aktywność: | 45.89 km i 3h 09m |
Więcej statystyk |
- DST 35.50km
- Teren 10.00km
- Czas 02:10
- VAVG 16.38km/h
- VMAX 42.40km/h
- Sprzęt Lycan
- Aktywność Jazda na rowerze
Pogórze orlickie
Niedziela, 7 września 2014 · dodano: 14.09.2014 | Komentarze 0
Statystyka. Kategoria Góry Orlickie, Trening
- DST 42.80km
- Teren 20.00km
- Czas 03:00
- VAVG 14.27km/h
- VMAX 37.80km/h
- Temperatura 19.0°C
- Podjazdy 900m
- Sprzęt Lycan
- Aktywność Jazda na rowerze
Taszów-Iraszkowa-Kudowa
Środa, 27 sierpnia 2014 · dodano: 14.09.2014 | Komentarze 0
Statystyka Kategoria Góry Orlickie, Wzgórza Lewińskie
- DST 45.70km
- Czas 02:14
- VAVG 20.46km/h
- VMAX 51.30km/h
- Podjazdy 450m
- Sprzęt Lycan
- Aktywność Jazda na rowerze
Piekło - Oleśnice
Poniedziałek, 4 sierpnia 2014 · dodano: 07.08.2014 | Komentarze 0
Wyjazd z Bodziem, celem sprawdzenia czego domaga się mój rower.. Stukanie w tylnym kole było niepokojące już w trakcie maratonu w Zieleńcu, więc Bogdan jadąc koło mnie nasłuchiwał, co się dzieje. Diagnoza była jedna: wymiana co najmniej łożysk, a co jeszcze to Krzysiek sprawdzi. Niemniej jednak bardzo dobrze mi się tym razem jechało, noga podawała, jak nigdy wcześniej mimo, że to był w zasadzie sam asfalt. A po wycieczce - serwis.
Kategoria Góry Orlickie, Trening, asfalt nie musi być nudny
- DST 56.50km
- Teren 8.00km
- Czas 04:00
- VAVG 14.12km/h
- Sprzęt Lycan
- Aktywność Jazda na rowerze
Lisia Przełęcz - Zieleniec - Kudowa
Niedziela, 27 lipca 2014 · dodano: 30.07.2014 | Komentarze 0
Wyjazd z cyklu asfalt. Towarzystwo: Artur.Po drodze festyn w Zieleńcu.
Wniosek: na kacu się nie jeździ :)
Zgubienie licznika jest okropne. Zdjęć brak.
Kategoria Góry Orlickie, Góry Stołowe
- DST 30.00km
- Teren 10.00km
- Czas 02:30
- VAVG 12.00km/h
- Podjazdy 300m
- Sprzęt Lycan
- Aktywność Jazda na rowerze
Pogórze orlickie
Piątek, 25 lipca 2014 · dodano: 25.07.2014 | Komentarze 0
Po brzydkiej środzie i czwartku wreszcie zaświeciło słońce. Trzeba było to natychmiast wykorzystać, więc umówiłam się z koleżanką i ruszyłyśmy. Zgubiłam licznik, komórka się rozładowała, więc przebieg jest tak naprawdę mocno szacunkowy. Ale wycieczka do Pekla, potem zielonym i niebieskim szlakiem do Nachodu i Kudowy była bardzo udana. Ula testowała swój nowy nabytek - ślicznego czarno-zielonego Krossa na 29-calowych kołach. Co prawda ona machnęła nogą raz, ja dwa, ale czy to ważne? :) Pokazałam jej fajne miejsca, w których była pierwszy raz, a ja po kilkudniowym przymusowym poście rowerowym (bo ciężko wycieczkę z dzieckiem traktować jakoś szczególnie poważnie, choć też było fajnie), czułam się jak chart spuszczony ze smyczy - wszystkie hopki i podjazdy były "płaskie".
Kategoria Góry Orlickie, babskie wypady
- DST 34.20km
- Teren 15.00km
- Czas 02:21
- VAVG 14.55km/h
- VMAX 44.40km/h
- Temperatura 23.5°C
- Podjazdy 840m
- Sprzęt Lycan
- Aktywność Jazda na rowerze
Objazd Filipiaka
Środa, 16 lipca 2014 · dodano: 23.07.2014 | Komentarze 0
Trasa maratonu - podejście numer dwa. Tym razem z Bogdanem i Arturem, czyli szansa na objazd całości. A jednak tym razem też nie trafiliśmy w ten najgorszy fragment, na którym się wcześniej zgubiłam z Ulą i Wiktorem. Jeśli pojadę ostatecznie na ten maraton to chyba po to, żeby zobaczyć gdzie w końcu trzeba było skręcić !!!! Bardzo mnie to intryguje. Tym razem w 95% przejechana trasa - nawet najbardziej błotnisty odcinek, który jest po prostu masakryczny: smar z łańcucha zmywa od razu, maseczki błotne na całym ciele gwarantowane i do tego nie będzie czasu na kąpiele po drodze, więc jak dla mnie to będzie zdecydowanie ciekawiej, niż w Bielawie na Sowiogórskim.A oto kilka fotek:
Artur - jeszcze czyściutki
Ja - też jeszcze bez maseczek błotnych
i Bogdan - też czysty.
Zjazd szutrowy
No i się zaczęło:
A po przejechaniu tego odcinka wygląda się tak:
A rowery tak:
Końcówka trasy - bardzo urokliwa,
Kategoria Góry Bystrzyckie, Góry Orlickie, Trening
- DST 35.10km
- Teren 20.00km
- Czas 02:45
- VAVG 12.76km/h
- VMAX 35.07km/h
- Temperatura 22.0°C
- Podjazdy 840m
- Sprzęt Lycan
- Aktywność Jazda na rowerze
Luźna wariacja na temat maratonu Filipiaka
Sobota, 12 lipca 2014 · dodano: 23.07.2014 | Komentarze 0
Doszłam do wniosku, że jeśli mam się wybrać na maraton do Zieleńca, to fajnie by było poznać trasę. Odległość od domu nieduża, trasa w moim zasięgu, Orlickie i Bystrzyckie już mam minimalnie ogarnięte, więc dlaczego nie? Umówiłam się więc z Ulą, a że nie miałyśmy zamiaru pędzić na złamanie karku, więc zatargałam do Zieleńca jeszcze Wiktora. Tym razem cyklobus przyjechał.Wcześniej oczywiście druknęłam mapkę, a jakże - przecież niezbędna do ogarnięcia terenu.
Pierwszy podjazd - jeszcze trasę ogarniamy.
Roboty trwają, ale trasa tędy biegnie, więc jedziemy i my.
Przemienia się potem w sympatyczną zieloną dróżkę ...
Przy którymś wyciągu była pierwsza wariacja, gdy nie w tą ścieżkę skręciliśmy, ale ponieważ wyjechaliśmy ostatecznie do zjazdu, więc spoko. Zjazd w dół i w lewo na kościółek, po trawie na skuśkę w dół.... i w błoto przy mostku.
Mapa była cały czas na podorędziu, powiedzmy, że w 90% się przydała. :)
Pierwsze błotne kąpiele zaliczone.
Za mostkiem nastąpiła kolejna wariacja, gdzie zamiast skręcić w lewo pojechaliśmy w prawo, ale za to zjechałam sobie z taaakiej górki, że wow, nie była długa tylko bardzo stroma i bardzo się ucieszyłam, że nie spękałam przed nią. Tamtędy idzie jakaś trasa narciarska.
Wiktor też spróbował, ale rower go przykrył i za karę został zniesiony z górki.
Ostatecznie wyjechalismy tam, gdzie powinniśmy, ale znowu - całkiem świadomie tym razem - zmieniliśmy trasę, bo to miał być błotnisty odcinek, a jak błotnisty to okazało się kilka dni później. Grzecznie i szybko asfalcikiem zjechaliśmy do następnego odcinka trasy, po drodze zaliczając mały popas.
Przez następnych kilka kilometrów trasa biegnie szutrową drogą, można potraktować ją jako nadrabianie czasu straconego na noszeniu rowerów po błocie. Jedzie się fajnie i szybko - trudności nie ma tu żadnej, ale to akurat nam się podobało.
Ale nasze szczęście szybko minęło i zaczęły się intensywne poszukiwania dalszej części trasy maratonu. Trafiliśmy ostatecznie tutaj:
I się zaczęła największa wariacja na temat maratonu. Tyle, że naprawdę nie było gdzie skręcić, więc albo zjazd był bardzo niewidoczny, albo ktoś rysował trasę tylko palcem po mapie, nie będąc w terenie. Okaże się na maratonie.
Bo tak wyglądała dalsza droga:
Na pewno w tym miejscu coś pomyliliśmy i mieliśmy takie chaszczowanie, że trekingowcy by się nie powstydzili, ale my jesteśmy twardzi, więc ostatecznie wepchnęliśmy rowery pionowo na szczyt, gdzie okazało się, że właściwie jesteśmy tam, gdzie powinniśmy być.
Kategoria Góry Orlickie, Góry Bystrzyckie
- DST 76.06km
- Teren 50.00km
- Czas 05:16
- VAVG 14.44km/h
- VMAX 44.80km/h
- Podjazdy 1515m
- Sprzęt Lycan
- Aktywność Jazda na rowerze
Wielka Destna i Jagodna + ostatnia wyprawa KTM-a Bogdana
Środa, 2 lipca 2014 · dodano: 04.07.2014 | Komentarze 1
No i kto by przypuszczał, że ta wycieczka również okaże się tak wyjątkowa?
Dlaczego?
1. Wyjazdów rowerowych w czerwcu było dużo, ale we dwójkę z Bogdanem tylko dwa. :(
2. Wyjazdów we dwójkę w ogóle w tym roku trochę było, ale pierwszy raz przy nim zrobiłam tak długi i wcale nie lekki dystans dla mnie :)
3. Okazało się, że to była ostatnia wyprawa Bogdana KTM-em, bo po powrocie do domu musiał się z nim rozstać na zawsze. :( :(
4. Zdobyłam Jagodną na rowerze :) :)
5. Jechałam w końcu mazdą !!!!!!!!!!!!!!!!!
Dużo? Mało? Hmmm.
Najpierw ustaliliśmy cel nadrzędny: nie ma wyścigu i ostrego wariactwa - to przede wszystkim!!! Bogdan jedzie turystycznie, (co wcale nie znaczy, że mogłam się ślimaczyć), bez ciśnienia, dla towarzystwa i mojej przyjemności, a hardcory będą w Alpach.
Mówisz - masz.
Po niedzielnej wycieczce czułam lekki niedosyt ..... ta Spalona i przepyszne jedzonko w schronisku - uuuuuuu. I mimo, że Ryjek podjął najbardziej słuszną na świecie decyzję, omijając Jagodną, to malutki żal pozostał. Tak więc kierunek dla naszej wycieczki który Bogdan obrał, był jak najbardziej akceptowalny przeze mnie. Trasa częściowo pokryła się z niedzielną, więc tym razem bardziej ogarniałam, gdzie jesteśmy. Chcąc do Jagodnej dojechać, ominęliśmy Orlicę i trasą maratonu pojechaliśmy prosto do Masarykowej Chaty, ale tam postoju nie było, tylko od razu skierowaliśmy się na Velką Destną,
Potem było podobnie, czyli do Anenskiego Vrchu, ale stamtąd wróciliśmy do rozdroża i skręciliśmy na Cerną Vodę i Mostowice, gdzie wreszcie zaczęliśmy się zbliżać do Jagodnej.
Wcześniej zahaczyliśmy też o kaplicę w Kunstatska Kaple - oczywiście Bodzio wyniuchał jakiś przepiękny tajemniczy skrót i o dziwo trafiliśmy na czeską mszę !!! Nawet jakiś chór śpiewał.
Anensky Verch:
Jechaliśmy w jej kierunku niejako od tyłu - najpierw trasą Pucharu Leśniczego pod prąd, a potem odbiliśmy na żółty bodajże i w końcu, po ogólnie długim i stromym podjeździe ....... wyjechaliśmy na autostradę !!!!!!! :):)
Podjazd - jeszcze fajnie, terenowo.....
.... i wyjazd na nartostradę:
No i tu jednak moje rozczarowanie było straszne, bo ja zapamiętałam sprzed kilku lat pieszą trasę do Jagodnej jako single, przedzieranie się ścieżkami, między krzewami i drzewami, wyszukiwanie widoków i przede wszystkim klimat - tajemniczość, urok i przygoda.
A tu? Buuuuuuu !!!
Dlaczego?
1. Wyjazdów rowerowych w czerwcu było dużo, ale we dwójkę z Bogdanem tylko dwa. :(
2. Wyjazdów we dwójkę w ogóle w tym roku trochę było, ale pierwszy raz przy nim zrobiłam tak długi i wcale nie lekki dystans dla mnie :)
3. Okazało się, że to była ostatnia wyprawa Bogdana KTM-em, bo po powrocie do domu musiał się z nim rozstać na zawsze. :( :(
4. Zdobyłam Jagodną na rowerze :) :)
5. Jechałam w końcu mazdą !!!!!!!!!!!!!!!!!
Dużo? Mało? Hmmm.
Najpierw ustaliliśmy cel nadrzędny: nie ma wyścigu i ostrego wariactwa - to przede wszystkim!!! Bogdan jedzie turystycznie, (co wcale nie znaczy, że mogłam się ślimaczyć), bez ciśnienia, dla towarzystwa i mojej przyjemności, a hardcory będą w Alpach.
Mówisz - masz.
Po niedzielnej wycieczce czułam lekki niedosyt ..... ta Spalona i przepyszne jedzonko w schronisku - uuuuuuu. I mimo, że Ryjek podjął najbardziej słuszną na świecie decyzję, omijając Jagodną, to malutki żal pozostał. Tak więc kierunek dla naszej wycieczki który Bogdan obrał, był jak najbardziej akceptowalny przeze mnie. Trasa częściowo pokryła się z niedzielną, więc tym razem bardziej ogarniałam, gdzie jesteśmy. Chcąc do Jagodnej dojechać, ominęliśmy Orlicę i trasą maratonu pojechaliśmy prosto do Masarykowej Chaty, ale tam postoju nie było, tylko od razu skierowaliśmy się na Velką Destną,
Potem było podobnie, czyli do Anenskiego Vrchu, ale stamtąd wróciliśmy do rozdroża i skręciliśmy na Cerną Vodę i Mostowice, gdzie wreszcie zaczęliśmy się zbliżać do Jagodnej.
Wcześniej zahaczyliśmy też o kaplicę w Kunstatska Kaple - oczywiście Bodzio wyniuchał jakiś przepiękny tajemniczy skrót i o dziwo trafiliśmy na czeską mszę !!! Nawet jakiś chór śpiewał.
Anensky Verch:
Jechaliśmy w jej kierunku niejako od tyłu - najpierw trasą Pucharu Leśniczego pod prąd, a potem odbiliśmy na żółty bodajże i w końcu, po ogólnie długim i stromym podjeździe ....... wyjechaliśmy na autostradę !!!!!!! :):)
Podjazd - jeszcze fajnie, terenowo.....
.... i wyjazd na nartostradę:
No i tu jednak moje rozczarowanie było straszne, bo ja zapamiętałam sprzed kilku lat pieszą trasę do Jagodnej jako single, przedzieranie się ścieżkami, między krzewami i drzewami, wyszukiwanie widoków i przede wszystkim klimat - tajemniczość, urok i przygoda.
A tu? Buuuuuuu !!!
Szutrowa szeroka autostrada - tylko pasów po środku brakuje! Wszystko dookoła powycinane, widoki same wrzucają się w oczy, bo taka przycinka zrobiona, że nawet ślepy by je zobaczył, Pył, kurz, klimatu zero. Nawet zjazd tego przykrego wrażenia nie mógł zatrzeć, coś okropnego, poczułam się tak, jakby ktoś mi zabrał cudne wspomnienia.
No, ale ostatecznie PRZEPYSZNE JEDZONKO W SCHRONISKU NA SPALONEJ wynagrodziły mi to traumatyczne przeżycie. Jak zwykle każdy zamówił coś innego, żeby w połowie dania się wymienić, ale ten omlet naprawdę polecam, naliczyliśmy, że składał się co najmniej z 7 jajek +ziemniaki, boczek i zioła. Pychota. Na drugim za to była pyszna sałatka i oscypki,
Ze Spalonej zjechaliśmy na skuśkę przez łąkę pod wyciągiem i wbiliśmy się w las. Noooo maseczki błotne dla siebie i rowerów gwarantowane - kałuże tak ogromne, że wymyło cały smar z łańcucha i skrzypiałam potem niemożliwie. Jak już wjechaliśmy głębiej w las to znowu przestałam ogarniać, gdzie jesteśmy i połapałam się dopiero koło torfowiska pod Zieleńcem, którym dojechaliśmy do drogi asfaltowej i parkingu.
W trakcie ostatniego podjazdu Bodzio odebrał telefon, po którym okazało się, że jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B i niestety oddać kupcowi KTM-a, na którym po zdjęciu rogów zaczęło mu się znowu fajnie jeździć i właściwie był gotów się rozmyślić i go nie sprzedawać.
Podsumowując i odpowiadając sobie na punkty ze wstępu:
1. Wycieczka razem? Bezcenne.
2. Dystans i trasa? Spory, wymagający (1,5 km przewyższenia) trasa przepiękna, za wyjątkiem "Jagodnostrasy"
3. Rower? Szkoda go - ale cóż?
4.Szczyt? Zdobyty
5. Mazda? Nie taka straszna, jak ją malują.
Mapka od Bogdana można spojrzeć.
Kategoria Góry Bystrzyckie, Góry Orlickie
- DST 90.24km
- Teren 30.00km
- Czas 05:27
- VAVG 16.56km/h
- VMAX 51.00km/h
- Temperatura 18.0°C
- Podjazdy 1350m
- Sprzęt Lycan
- Aktywność Jazda na rowerze
3 rekordy na jednej wycieczce
Poniedziałek, 30 czerwca 2014 · dodano: 04.07.2014 | Komentarze 2
Myśląc o tej wycieczce nie sądziłam, że będzie ona dla mnie aż tak wyjątkowa.
Ale od początku.
Niedzielny poranek - start. Ekipa poranna w składzie: Bogdan i Emi już wyruszyła i plan był spotkać się gdzieś na trasie - poprzednio nie wyszło, więc może teraz? Szanse są zdecydowanie większe.
Znowu przewinienie wielkie popełnione zostało, ale tym razem we dwójkę: Kuba i ja podwieźliśmy się do Zieleńca cyklobusem ! No, ale cóż? Wiedząc, że to aż 23 kilometry, a rowerzysta jeszcze ze mnie nie na tyle mocny, żeby dojechać na miejsce spotkania na ok. 10.00 rano, objechać wszystko i jeszcze potem wrócić. Nie było więc w zasadzie innej opcji. O godzinie 8.55 z przystanku autobusowego przy dworcu kolejowym pakujemy siebie, a kierowca nasze rowery i ruszamy.
Dojeżdżamy do Zieleńca, gdzie czeka już na nas Bogdano. Za chwilę podjeżdża auto i wysiadają z niego trzej panowie: Ryjek, Janek i nowy kolega - Witek. Po przywitaniu ustanawiamy kierownika grupy w osobie Ryjka i w komplecie ruszamy w stronę Orlicy i Wielkiej Destnej. Ryjek, jako rekonwalescent oczywiście jedzie cały czas z przodu, bo przecież musi teraz nadrabiać formę. Janek nie chce mu ustąpić pola, więc też mało co go widać, o Bogdano nie wspominając.
Na 12 km - czyli gdzieś w okolicach Masarykowej Chaty nadchodzi wiekopomna chwila: moje pierwsze 500 km przejechane w jednym miesiącu !! :)
Spotkanie po drodze z Emi i Bogdanem jednak następuje, a przerwa związana z omawianiem planów Dolomiowych jest nieunikniona.
Plany, które wszyscy mają na ten dzień rozganiają w końcu towarzystwo i każdy rusza dalej - w przeciwne strony. Dojeżdżamy do Masarykowej Chaty i robimy chwilkę przerwy, na małe co nieco.
Na Destnej Panowie pilnują swoich maszyn, jak kiedyś rycerze swoich koni i .....
... i szykują się do palenia gum na zjeździe i zakręcie.
I cieszą się, że niewiele brakowało, ale jednak opony przeżyły ten zjazd.
Dojeżdżamy do kaplicy - zamkniętej - i ruszamy dalej w kierunku Anenskiego Vrchu
Załapuję się nawet na focię - lans musi być:
Docieramy do bunkra, gdzie Kuba starym polskim zwyczajem, zdobywa szczyt wraz z rumakiem swym.
A za nim ruszyła reszta jeźdźców
Stąd do Neratova i jedzonka już naprawdę niedaleko, więc wszyscy cisną ostro w dół, czując zapachy sera smażonego i innych smakołyków.
Po takim pysznym obiedzie chłopaki tak przycisnęli na powrocie do Mostowic, że mimo iż mój licznik pokazywał mi prędkość 30 km/h to absolutnie ich nie mogłam dogonić. A było to tym bardziej trudne, że przerzutki zblokowały mi się zupełnie i ani w prawo, ani w lewo nie chciały się ruszyć. Tak więc panowie musieli coś poradzić w takich warunkach i na tyle to się udało, że nie zakończyło to definitywnie mojej jazdy z nimi. Serwis i wymiana linki z pancerzem po powrocie do domu okazała się konieczna.
W planie miałam Jagodną i Spaloną, ale na szczęście kierownik Ryjek wybił mi to z głowy, bo przejazd w następnej kolejności po Górach Bystrzyckich okazał się naprawdę wyczerpującym wyzwaniem. W Zieleńcu miałam na liczniku przejechane 67 km, a jeszcze powrót do Kudowy? Ale przez Cihalkę to właściwie 99% drogi w dół i po płaskim, więc jeszcze daliśmy radę.
Po dojechaniu do domu osiągnęłam wreszcie drugi rekord tego dnia czyli przejechane 90 km na jednej wycieczce. A dzięki temu, że chłopaki nie mieli litości dla płci słabszej okazało się, że i trzeci rekord wykręciłam - 16,56 km/h średnia prędkość.
Przypłaciłam tą wycieczkę nieprawdopodobnym zmęczeniem, zakwasami gdzie to tylko możliwe i niemożliwe, awarią roweru i przeciążeniowym bólem w kolanie - ale czyż to wszystko nie było tego warte ?
Thank you very much Panowie!
Mapkę posiada Ryjek, bo edmund jest za słaby na takie numery, a nic innego nie posiadam.
Ale od początku.
Niedzielny poranek - start. Ekipa poranna w składzie: Bogdan i Emi już wyruszyła i plan był spotkać się gdzieś na trasie - poprzednio nie wyszło, więc może teraz? Szanse są zdecydowanie większe.
Znowu przewinienie wielkie popełnione zostało, ale tym razem we dwójkę: Kuba i ja podwieźliśmy się do Zieleńca cyklobusem ! No, ale cóż? Wiedząc, że to aż 23 kilometry, a rowerzysta jeszcze ze mnie nie na tyle mocny, żeby dojechać na miejsce spotkania na ok. 10.00 rano, objechać wszystko i jeszcze potem wrócić. Nie było więc w zasadzie innej opcji. O godzinie 8.55 z przystanku autobusowego przy dworcu kolejowym pakujemy siebie, a kierowca nasze rowery i ruszamy.
Dojeżdżamy do Zieleńca, gdzie czeka już na nas Bogdano. Za chwilę podjeżdża auto i wysiadają z niego trzej panowie: Ryjek, Janek i nowy kolega - Witek. Po przywitaniu ustanawiamy kierownika grupy w osobie Ryjka i w komplecie ruszamy w stronę Orlicy i Wielkiej Destnej. Ryjek, jako rekonwalescent oczywiście jedzie cały czas z przodu, bo przecież musi teraz nadrabiać formę. Janek nie chce mu ustąpić pola, więc też mało co go widać, o Bogdano nie wspominając.
Na 12 km - czyli gdzieś w okolicach Masarykowej Chaty nadchodzi wiekopomna chwila: moje pierwsze 500 km przejechane w jednym miesiącu !! :)
Spotkanie po drodze z Emi i Bogdanem jednak następuje, a przerwa związana z omawianiem planów Dolomiowych jest nieunikniona.
Plany, które wszyscy mają na ten dzień rozganiają w końcu towarzystwo i każdy rusza dalej - w przeciwne strony. Dojeżdżamy do Masarykowej Chaty i robimy chwilkę przerwy, na małe co nieco.
Na Destnej Panowie pilnują swoich maszyn, jak kiedyś rycerze swoich koni i .....
... i szykują się do palenia gum na zjeździe i zakręcie.
I cieszą się, że niewiele brakowało, ale jednak opony przeżyły ten zjazd.
Dojeżdżamy do kaplicy - zamkniętej - i ruszamy dalej w kierunku Anenskiego Vrchu
Załapuję się nawet na focię - lans musi być:
Docieramy do bunkra, gdzie Kuba starym polskim zwyczajem, zdobywa szczyt wraz z rumakiem swym.
A za nim ruszyła reszta jeźdźców
Stąd do Neratova i jedzonka już naprawdę niedaleko, więc wszyscy cisną ostro w dół, czując zapachy sera smażonego i innych smakołyków.
Po takim pysznym obiedzie chłopaki tak przycisnęli na powrocie do Mostowic, że mimo iż mój licznik pokazywał mi prędkość 30 km/h to absolutnie ich nie mogłam dogonić. A było to tym bardziej trudne, że przerzutki zblokowały mi się zupełnie i ani w prawo, ani w lewo nie chciały się ruszyć. Tak więc panowie musieli coś poradzić w takich warunkach i na tyle to się udało, że nie zakończyło to definitywnie mojej jazdy z nimi. Serwis i wymiana linki z pancerzem po powrocie do domu okazała się konieczna.
W planie miałam Jagodną i Spaloną, ale na szczęście kierownik Ryjek wybił mi to z głowy, bo przejazd w następnej kolejności po Górach Bystrzyckich okazał się naprawdę wyczerpującym wyzwaniem. W Zieleńcu miałam na liczniku przejechane 67 km, a jeszcze powrót do Kudowy? Ale przez Cihalkę to właściwie 99% drogi w dół i po płaskim, więc jeszcze daliśmy radę.
Po dojechaniu do domu osiągnęłam wreszcie drugi rekord tego dnia czyli przejechane 90 km na jednej wycieczce. A dzięki temu, że chłopaki nie mieli litości dla płci słabszej okazało się, że i trzeci rekord wykręciłam - 16,56 km/h średnia prędkość.
Przypłaciłam tą wycieczkę nieprawdopodobnym zmęczeniem, zakwasami gdzie to tylko możliwe i niemożliwe, awarią roweru i przeciążeniowym bólem w kolanie - ale czyż to wszystko nie było tego warte ?
Thank you very much Panowie!
Mapkę posiada Ryjek, bo edmund jest za słaby na takie numery, a nic innego nie posiadam.
Kategoria Bikestats, Góry Bystrzyckie, Góry Orlickie
- DST 38.00km
- Teren 15.00km
- Czas 02:50
- VAVG 13.41km/h
- VMAX 37.80km/h
- Podjazdy 800m
- Sprzęt Lycan
- Aktywność Jazda na rowerze
Taszów - Iraszkowa - Nachod
Czwartek, 26 czerwca 2014 · dodano: 27.06.2014 | Komentarze 0
Zachciało mi się zmieniać ustawienia kierownicy w rowerze, więc ją obniżył Bogdan o jedną obrączkę . Miało być bardziej sportowo i profesjonalnie. :) Upss.
Kierunek: najpierw do Zakrętu Śmierci i za szlabanem w prawo w teren na Jerzykowice, żeby sprawdzić nowy kawałeczek drogi. Na podjeździe jechało się całkiem fajnie, nie zmieniałam nawet położenia siodełka. Dopiero na zjeździe zaczęłam odczuwać różnicę w wysokości kierownicy. Okazuje się, że nawet 1 cm w wysokości robi różnicę. Cały czas miałam wrażenie, że zaraz przelecę przez kierownicę, niestabilnie i niepewnie mi się hamowało i miałam wrażenie, że to rower panuje nade mną, a nie odwrotnie. Postanowiłam, że jeżeli do końca trasy to wrażenie się nie zmieni, to wracam do poprzedniego ustawienia i nie interesuje mnie, czy to jest czy nie jest profesjonalne. Rower ma być dla mnie, a nie ja dla niego.
I się jednak nie zmieniło, wręcz kręciło mi się w głowie, od innej pozycji nad kierownicą i zaczęły mnie boleć plecy. Żeby sobie poprawić komfort jazdy zaczęłam choć siodełkiem sterować - też bez sensu, bo nogi oczywiście się od razu zbuntowały. Tak więc wrócę do poprzedniego ustawienia, bo naprawdę kompletnie nie ma sensu się męczyć, może i bym się przyzwyczaiła do nowej pozycji, tylko właściwie po co poprawiać coś, co dobrze funkcjonowało? No ale, żeby nie było: spróbowałam.
I kilka fotek z wypadu.
Jerzykowice
Bogdan wskoczył na starego dobrego KTM-a i ..... kierownica za wąska. Do lepszego jednak człowiek bardzo szybko się przyzwyczaja,
Widok na Orlickie Hory - tam powinniśmy pomykać w niedzielę:
Ładniutki jestem, co? :)
Niebieski szlak od Pekla
Tym razem na piwko do Iraszkowej Chaty nie wpadliśmy, bo już było zamknięte, a szkoda :(
I takie widoczki na trasie się trafiają - widok na Nachod - Granicę - Szczeliniec (na samym końcu po środku zdjęcia)
Dla swego własnego pocieszenia zaznaczę sobie jeszcze, że zjechałam wreszcie odcinek korzenny niebieskim szlakiem nad Nachodem. Ci co tam byli wiedzą, jakim:
Kierunek: najpierw do Zakrętu Śmierci i za szlabanem w prawo w teren na Jerzykowice, żeby sprawdzić nowy kawałeczek drogi. Na podjeździe jechało się całkiem fajnie, nie zmieniałam nawet położenia siodełka. Dopiero na zjeździe zaczęłam odczuwać różnicę w wysokości kierownicy. Okazuje się, że nawet 1 cm w wysokości robi różnicę. Cały czas miałam wrażenie, że zaraz przelecę przez kierownicę, niestabilnie i niepewnie mi się hamowało i miałam wrażenie, że to rower panuje nade mną, a nie odwrotnie. Postanowiłam, że jeżeli do końca trasy to wrażenie się nie zmieni, to wracam do poprzedniego ustawienia i nie interesuje mnie, czy to jest czy nie jest profesjonalne. Rower ma być dla mnie, a nie ja dla niego.
I się jednak nie zmieniło, wręcz kręciło mi się w głowie, od innej pozycji nad kierownicą i zaczęły mnie boleć plecy. Żeby sobie poprawić komfort jazdy zaczęłam choć siodełkiem sterować - też bez sensu, bo nogi oczywiście się od razu zbuntowały. Tak więc wrócę do poprzedniego ustawienia, bo naprawdę kompletnie nie ma sensu się męczyć, może i bym się przyzwyczaiła do nowej pozycji, tylko właściwie po co poprawiać coś, co dobrze funkcjonowało? No ale, żeby nie było: spróbowałam.
I kilka fotek z wypadu.
Jerzykowice
Bogdan wskoczył na starego dobrego KTM-a i ..... kierownica za wąska. Do lepszego jednak człowiek bardzo szybko się przyzwyczaja,
Widok na Orlickie Hory - tam powinniśmy pomykać w niedzielę:
Ładniutki jestem, co? :)
Niebieski szlak od Pekla
Tym razem na piwko do Iraszkowej Chaty nie wpadliśmy, bo już było zamknięte, a szkoda :(
I takie widoczki na trasie się trafiają - widok na Nachod - Granicę - Szczeliniec (na samym końcu po środku zdjęcia)
Dla swego własnego pocieszenia zaznaczę sobie jeszcze, że zjechałam wreszcie odcinek korzenny niebieskim szlakiem nad Nachodem. Ci co tam byli wiedzą, jakim:
Kategoria Góry Orlickie, Trening, Wzgórza Lewińskie