Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi ankaj28 z miasteczka Kudowa-Zdrój. Mam przejechane 14736.17 kilometrów w tym 5565.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 11.12 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

2013 r.:
button stats bikestats.pl
2014 r.:
button stats bikestats.pl
2015 r.:
button stats bikestats.pl
2016 r.:
baton rowerowy bikestats.pl

Dzienne odwiedziny bloga:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy ankaj28.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Broumovskie Steny

Dystans całkowity:1052.60 km (w terenie 635.20 km; 60.35%)
Czas w ruchu:88:20
Średnia prędkość:11.92 km/h
Maksymalna prędkość:55.00 km/h
Suma podjazdów:24210 m
Maks. tętno maksymalne:176 (97 %)
Maks. tętno średnie:134 (74 %)
Suma kalorii:8769 kcal
Liczba aktywności:24
Średnio na aktywność:43.86 km i 3h 40m
Więcej statystyk
  • DST 40.50km
  • Teren 25.00km
  • Czas 03:50
  • VAVG 10.57km/h
  • VMAX 41.60km/h
  • Podjazdy 1000m
  • Sprzęt Lycan
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Broumovsko Amerika

Niedziela, 31 sierpnia 2014 · dodano: 14.09.2014 | Komentarze 0

Statystyka

  • DST 54.50km
  • Teren 30.00km
  • Czas 03:44
  • VAVG 14.60km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Podjazdy 1070m
  • Sprzęt Lycan
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Pierwszy raz telewizory

Niedziela, 22 czerwca 2014 · dodano: 24.06.2014 | Komentarze 5

Trudno powiedzieć, czy gdyby Emi zdążyła na pociąg z Kłodzka do domu dnia poprzedniego, dostąpiłabym wreszcie zaszczytu zobaczenia słynnych telewizorów?:) Przypuszczam, że gdyby Emi u nas nie gościła to chyba bym odpoczywała jeszcze jeden dzień po Rychlebach, a tak ujrzałam wreszcie to cudo, którym wszyscy pozytywnie zakręceni mtb-owcy  się zachwycają.
 Ale od początku.

Dnia poprzedniego ekipa zdobywająca dwa Śnieżniki (polski i czeski) tak się wypuściła, że przegapili godzinę dotarcia na pociąg w Kłodzku. Nie pozostało nic innego, tylko przygarnąć kropka na noc, bo przecież nie oddamy Emi na pastwę wilków :). Podwójna kontuzja uziemiła mnie skutecznie i Śnieżnika z ekipą nie obejrzałam, choć uwielbiam ten masyw i podwójnie mi było przykro, że jeszcze w tym roku tam nie byłam. A przecież nawet kask nowy i pompkę do roweru sobie zapodałam!!!

No, ale nie ma tego złego.... Emi postanowiła wracać do domu na rowerze - czyli przez Broumovsko - pomysł narodził się więc całkiem naturalnie: odprowadzimy Emi kawałek przez TELEWIZORY i AMERIKĘ. Tylko, jak się dostać do Karłowa, omijając puste asfaltowe kilometry, które po kontuzji nie mają większego sensu? I tu też wyjście się znalazło: przecież z Kudowy jeździ cyklobus !:) Bogdan i Emi wyjeżdżają więc wcześniej, a ja cisnę później na przystanek, żeby zgrzeszyć strasznie i zaliczyć podwózkę do Karłowa. Czeski Cyklobus przyjeżdża o czasie (12.27), kierowca ładuje mój pojazd na przyczepę, kasuje mnie 7,50 zł ucząc się przy tym obsługi kasy fiskalnej i jedziemy. W Karłowie pan B. i pani E. już na mnie czekają i ruszamy niebieskim standardową trasą na Bożanowski Spicak, przejeżdżając po drodze niebieski szlak pod Szczelińcem, pasterskie łąki, Machowski Krzyż i Pański Krzyż. Nie mając w nogach obciążenia trasą 12 km do Karłowa jedzie mi  się rewelacyjnie, bez zmęczenia i jakiegokolwiek bólu w kolanie czy w dłoni. 
Końcówka niebieskiego szlaku:

Ulubione przejazdy przez łąki.

Oczywiście nie kończąca między sobą rywalizacji dwójka próbuje się nawzajem prześcignąć we wszystkich możliwych miejscach, na przykład w podjeżdżaniu trzech hopek na Pański Krzyż. Ja zaliczyłam podjazd przez środkową - oni? Proszę zgadnąć.


Naturalnie Broumovsko nie może być zaliczone, jeśli nie będzie Bożanowskiego Spicaka, więc proszę:

Rowery oczywiście też.

Potem już zaczyna się robić naprawdę ekscytująco, bo jedziemy wreszcie zielonym szlakiem do osławionego zjazdu. Ja ciśnienia na zjazdy w tych miejscach tym razem nie mam absolutnie żadnego, a trasę traktuję całkowicie zwiadowczo i turystycznie. Bodzio wpada więc na pomysł wykorzystania opcji kamery w aparacie i widzę, że wszystkim to pasuje: ja nie muszę zjeżdżać, bojąc się zeskoku na lewą nogę  (tym bardziej, że przy schodzeniu też było coś nie tak), Emi z Bogdanem będą wreszcie mogli udowodnić czarno na białym, że ich zjazdy to nie ściema. Filmik nagrał się na 6 minut, więc trzeba coś tam z nim zrobić, ale ICH ZJAZD PO TELEWIZORACH ZOSTAJE UWIECZNIONY !:)
Najpierw jednak Bodzio dokonuje szkolenia - po niewypale Rychlebskim - "cierpliwie" prezentuje mi, jak się uruchamia kamerę:

Oboje zjechali pięknie, a ja przynajmniej fotkę przy TV zaliczam, ciesząc się z ich zjazdów. Faktycznie szczególnie końcówka po tych kamolach jest imponująca i tak sobie myślę, że następnym razem jednak też spróbuję choć kawałek tego ciastka.

Dalszy odcinek częściowo zjeżdżam, potem sprowadzam przez nieciekawy odcinek i potem znowu zjeżdżam, bo przecież nie mogę sprowadzać roweru przez następne 2-3 kilometry, prawda?! Oni oczywiście szaleją - czy byłaby inna opcja? Ja też kiedyś tak zjadę i znam jeszcze co najmniej jedną osobę, która byłaby zachwycona tym odcinkiem.


Dalej to już dojazd do Ameriki - leśne drogi, szuterki, ogólnie przyjemnie, choć kilka hopek po drodze jest.

Knajpka w Americe jest dość specyficzna: otwarta tylko w dni wolne od pracy :) Hmmm, na czym oni tam zarabiają? Ale piwo i obiad dostaliśmy, więc przerwa upływa szybko i bardzo przyjemnie, przy czym nadchodzi moment obrania kierunku powrotu.

Bodzio nie chce mnie jeszcze katować podjazdem z Ameriki, więc wybiera kierunek trochę naokoło, najpierw w stronę Broumova, a potem w stronę domu przez Hlavnov i Pasterkę. Byłam dość mocno zdziwiona podjazdem: Hlavnov-Panuv Kryz, bo pamiętam jak go rzeźbiłam poprzednim razem. Tym razem było o niebo lepiej i jestem z tego powodu bardzo zadowolona.

Oczywiście fotki w moim ulubionym do robienia zdjęć miejscu nie mogło zabraknąć. Urzeka mnie to miejsce za każdym razem i o każdej porze roku, więc tym razem też nie mogłam mu się oprzeć:

Zjazd do Karłowa przez łąki.
Żeby nie przeginać i nie przeciążać kolana i ręki, do domu wróciliśmy już tylko asfaltem. Wreszcie naocznie przekonałam się, jak wyglądają telewizory, wiem już, że nie są banalne do zjechania i wiem, że na pewno mi się podobają.








  • DST 55.00km
  • Teren 35.00km
  • Czas 04:40
  • VAVG 11.79km/h
  • VMAX 44.00km/h
  • HRmax 176 ( 97%)
  • HRavg 134 ( 74%)
  • Kalorie 5113kcal
  • Podjazdy 1100m
  • Aktywność Jazda na rowerze

BS w GS i BS

Niedziela, 11 maja 2014 · dodano: 12.05.2014 | Komentarze 6

EKIPA BIKESTATS W GÓRACH STOŁOWYCH I BRUOMOVSKICH STENACH!!!

Spotkanie z Emi i Kubą na ten weekend w naszych górkach zaplanowaliśmy już jakiś czas temu. Różne historie chciały nam te plany pokrzyżować, psotnikiem największym była oczywiście pogoda, ale nie daliśmy się i wszystkie przeszkody zostały pokonane.

Do "parzystych" (Kuba+Lea; Bogdan+ja) doszły jeszcze dwa "single" (Artur i Toomp) i w składach: 2+1; 2+1 mogliśmy wyruszyć w zupełnie przeciwnych kierunkach po to, żeby trasy między sobą zaplątać, zostawić sobie ślady i wiadomości na trasie, zdobyć każdy swój cel i spotkać się znowu w miejscu startu. Tak właściwie można by było podsumować nasze dwa w jednym, ale ja skrobnę szerzej o "jeden", a Cerber27 i Lea opiszą "dwa" (mam przynajmniej taką nadzieję :)).

Tym razem przewodnikiem stada nr 1 byłam ja, czego oczywiście w stosownym momencie przewodnik stada nr 2 nie omieszkał mi wytknąć - w sytuacji, o której za chwilę. Modyfikacje trasy następowały już od samego początku, łącznie z pomysłem dotarcia autem do Karłowa, ostatecznie wygrała opcja zjazdu niebieskim szlakiem z Lelkowej do IMKI. Tyle, że najpierw trzeba się do niego dostać: ćwiczenia podjazdu do Bukowiny przydały się, jak nic, gdyż goniąc chłopaków znowu poprawiłam swój czas o 2 minutki. W Czermnej Artur pomknął do góry, jak chart wypuszczony ze smyczy, ale grzecznie czekał tam, gdzie nie wiedział co dalej. Choć i to nic pewnego, jak się potem okaże.

Dotarliśmy do szlabanu na Drogę Aleksandra i można to opisać tekstem Tuwima:
Jest przy szlabanie lokomotywa, Ciężka, ogromna i pot z niej spływa.
Stoi i sapie, dyszy i dmucha, żar z rozgrzanego jej brzucha bucha
Ekipa przy szlabanie
(...)
Nagle - gwizd!
Nagle - świst!
Para - buch!
Koła - w ruch!

Uff, zawsze mam powyższe skojarzenia na szczycie po podjazdach. Ale wreszcie fun zaczął się robić, bo teren to jest to, co tygryski kochają najbardziej.

A każdy następny zjazd można dalej pocisnąć luźnym tekstem Lokomotywy::
I kręci się, kręci się koło za kołem,  I biegu przyspiesza, i gna coraz prędzej, I dudni, i stuka, łomoce i pędzi.
A dokąd? A dokąd? A dokąd? Na wprost! Po łąkach,kamieniach,korzeniach, przez most,
Przez góry, przez tunel, przez pola, przez las i spieszy się, spieszy, by zdążyć na czas,

Niebieski zjazd był cudowny i to jest taki kawałek, w którym kryje się namiastka wszystkiego, co mają w sobie GS i BS: korzenie, singielek, ściółkowo, "mini-telewizory", błoto i kałuże, po prostu konspekt terenu. I zawsze czegoś na nim nie załatwię. Zresztą nie tylko ja: pierwszy kontakt Kuby z niebieskim był bardzo intensywny, rzekłabym: głęboko dotykający i utkwi mu zapewne na długo w pamięci.
Na niebieskim po raz pierwszy drugi skład ekipy zostawił nam ślady, że tu byli i zjechali, co raczyliśmy zauważyć.

Następny cukierek czekał na nas pod Szczelińcem, czyli niebieski szlak przez piaski, kamienie i korzenie, aż do Pasterki przez łąki. Było mokro, więc było brudno, ale Artur jakimś cudem dojechał czysty, niezbyt pochlapany i ubłocony. Postanowiłam mu to potem zmienić: teren to teren, a nie przedszkole.:):):)
Początek pod Szczelińcem
Początek niebieskiego pod Szczelińcem.
Ruszyli

Na skrzyżowaniu łąki i szlaku zielonego dokonałam, jako przewodnik,  małego rozeznania terenowego, czyli którędy będziemy wracać? Bo choć tereny są moje, to równie słynna jest moja ponad przeciętna orientacja w terenie, z którego to powodu mapa była pierwszym wyposażeniem plecaka na tą podróż.
Postanowiliśmy, że na razie omijamy schronisko w Pasterce i pędzimy w BS-y, bo szkoda czasu - i tak tu będziemy za kilka godzin.  Oznaczało to przejazd kolejnym odcinkiem tak wspaniale terenowym, że koła same po nim pędziły - zatrzymała nas dopiero hopka na Machowskim Krzyżu, gdzie druga grupa była już dużo wcześniej. Tym razem chłopcy trzymali się za przewodnikiem, z racji nieznajomości terenu, a ja starałam się nie zatrzymywać i nie dać się pokonać absolutnie żadnym korzeniom i kamolom.
Kuba pod krzyżem
Kuba pod krzyżem.
Artur - jeszcze czysty
Artur - jeszcze czysty.
Przewodnik
Przewodnik.
Dla Kuby jestem pełna uznania po wjechaniu przez niego trzech hopek kamienistych, ja i Artur polegliśmy. W końcu dotarliśmy do Pańskiego Krzyża, gdzie postanowiliśmy podnieść sobie poziom cukru i uzupełnić zapasy energii, za chwilę okazało się, że Kubie bardzo się ten zapas przydał. Uzgodniliśmy, że jedziemy  zielono-żółtym na Bożanowski Spicak. Kuba ogarnął ogólnie kierunek i pomknął. Na błotnistym i podmokłym terenie mi i Arturowi szło nieco wolniej, ale do wyhlidki dotarliśmy. Tyle, że Kuby tam wcale nie było. Upsss - trzeba go dogonić i zawrócić, bo dalej szlak jest nieprzejezdny dla rowerów!!!!!! Ten sposób zawiódł, bo nie wiadomo było, jak daleko odjechał. No więc trzeba zadzwonić!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Tak, tylko że nie mamy do siebie numerów telefonów. Wielkie upsss:) Coś jednak nad nieszczęsnym przewodnikiem, który nie ustalił tak istotnej informacji przed wyjazdem, czuwało - JEST ZASIĘG! Telefon do przewodnika stada nr 2, który właśnie w tym momencie włączył swoją niezwykłą tolerancję dla mych poczynań i zamiast śpieszyć z pomocą (nawet zdalną), okazał radość wielką z błędów moich. A Kuba jedzie i trzeba go zawrócić!!!!! Gdy w końcu złapałam telefonicznie Kubę, ten już był z powrotem przy Pańskim Krzyżu. Widoki z wyhlidki piękne, szkoda nie zobaczyć, więc biedak postanowił dobić jeszcze raz pętlę. Jako znak rozpoznawczy zostawiłam rower na skrzyżowaniu i wiadomość dla niego.
Znaki rozpoznawcze
Znaki rozpoznawcze © cerber27
Podchody
Podchody.
Oznakowanie okazało się teraz już ok. i Kuba do nas dotarł, choć po drodze znów postanowił nawiązać osobisty kontakt z glebą.
Dojazd Kuby
W nagrodę za wykonanie niemal niemożliwego pozwolił rowerkowi zdobyć wyhlidkę.
Kuba i jego rower

Widok z Bożanowskiego Spicaka
Widok na słonika z Bożanowskiego Spicaka.
Ale ta przygoda jeszcze jednak nie wszystkich nauczyła nie spać, zwiedzać, obserwować.......
Ruszyliśmy więc dalej na wzywający nas zielony i dotarliśmy do początków telewizorów. Spędziliśmy tutaj trochę czasu, próbując i próbując i w końcu zjeżdżając, obiłam się przy tym zdrowo. Refleksja naszła mnie jednocześnie, że może rzeczywiście na telewizory jeszcze za wcześnie i niechęć Bogdana do zabrania mnie tam rzeczywiście bierze się z jego trzeźwej oceny moich aktualnych umiejętności i troski o me bezpieczeństwo. Bo jak to była tylko namiastka, to co tam jest dalej? Ale kiedyś tam dotrę.

Zaczęło lekko mżyć i postanowiliśmy wracać do Pasterki na obiad i opata, bo na nagrodę taką jak najbardziej zasłużyliśmy. W schronisku  zostawiliśmy kolejną wiadomość dla stada nr 2, że byliśmy, jedliśmy i jesteśmy cali. Przekazane było.

No to zielonym rozpoznanym wcześniej przeze mnie ruszyliśmy do kolejnego cudownego zjazdu na Ostrą Górę. Naprawdę był hardcorowy, jak na moje obecne umiejętności. Kuba oczywiście poradził sobie na nim znakomicie, jakby urodził się z tymi umiejętnościami. Arturo zjechał i ja też obniżyłam siodło i wystawiałam za niego tyły. Oj, podobało mi się to nieziemsko. Ale te chwile szczęścia szybko minęły i co dostaliśmy trzeba było oddać, wjeżdżając pod górę. 
Pasterskie łąki

Dojazd  do zielonego
Zielony na Ostrą Górę
Zielony na Ostrą Górę.
Zadowolony Arturo
Zadowolony Arturo.

I się porobiło. Te akurat miejsca miałam mniej obczajone, potem sobie skojarzyłam, że pieszo nimi szłam, ale mapa się przydała. Zwłaszcza, jak minęliśmy zjazd z asfaltu na Zieloną Drogę. Kubie też ten zjazd nie dawał spokoju, więc poczekał, aż do niego dojadę i zrobiliśmy szybką naradę wojenną, po czym zawezwaliśmy Artura charta z powrotem do stada. Dotarł. Ustawiliśmy się na powrót i zjeżdżamy w kolejności następującej: Kuba, ja, Artur. Skręciliśmy, dojechaliśmy do kolejnego rozdroża - nie ma Artura. Po chwilowym oczekiwaniu Kuba postanowił sprawdzić i wrócił. Po kolejnych 5 minutach nie ma ani tego, ani tego, więc i ja wracam. Dojeżdżam do rozjazdu i okazuje się, że amba zjadła obu. No pieknie - i co teraz? W końcu nadjeżdża Kuba - sam, bez Artura. Sprawdził nawet urwisko, czy go tam nie ma, ale nie!!! No i tym razem zasięg nie był taki łaskaw i też się zgubił. W końcu z drugiego numeru nasza zguba się odezwała. Całe szczęście, że na Spicaku uzupełniliśmy swoje informacje o numery telefonów, bo tu byłoby naprawdę cienko. Jak Artur to zrobił, że wylądował z powrotem w Ostrej Górze jadąc mi niemal na plecach nie mam pojęcia, on też. Ale tym sposobem na jednej wycieczce trzy osoby mają trzy różne dystanse przejechane - najdłuższy Artur, najtrudniejszy - Kuba. Przewodnik za to inne wpadki zaliczył :):):)

Po dojechaniu do Karłowa dalsza trasa ustaliła się w zasadzie sama - kierunek dom. Ale na koniec to, co najlepsze, czyli znowu niebieski na Lelkową i dłuuuugi, czerwony zjazd do Kudowy. Posłużyłam chłopakom za królika doświadczalnego i pojechałam pierwsza - aż do momentu, w którym dwa dni wcześniej testowałam jego drugą część. Tam to już Kuba zaszalał i tym razem to on zostawił drugiej grupie znaki ziemne, że tu byliśmy - odczytali. Artur w końcu się pobrudził, a Kuba zapoznał z myjką kudowską, bo pojazdom naszym też się w końcu coś należało.
Myjka


To te chwile są z nami i nigdy nie zabierze nam ich już nikt. Stokrotne dzięki chłopaki za tą przygodę.


  • DST 60.50km
  • Teren 30.00km
  • Czas 05:45
  • VAVG 10.52km/h
  • VMAX 46.20km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • HRmax 171
  • HRavg 128
  • Kalorie 3200kcal
  • Podjazdy 1350m
  • Sprzęt Lycan
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Broumovskie Steny z ekipą BS

Sobota, 26 października 2013 · dodano: 28.10.2013 | Komentarze 5

/11873032










Początek wycieczki dla mnie (i oczywiście Bodzia) zaczął się praktycznie już spod domu, do miejsca spotkania z resztą ekipy, czyli pod YMKĘ.
Wjazd na Błędne Skały © cerber27

Oczekiwanie na resztę © cerber27

No i co dalej? © cerber27

Przy spotkaniu miła niespodzianka, bo oprócz Ani, Zbyszka i Ryjka jest jeszcze Tomek.
Po pokonaniu Drogi Aleksandra i Bukowiny oraz pierwszej próbie Bogdana co do modyfikacji trasy, wygrywa opcja Ryjka: Machowskie Łąki. Aczkolwiek Machowskie Koncziny są również warte uwagi - polecam na przyszłość.
Ryjek pomknął do przodu, potem ja, chcąc trzasnąć fotkę pozostałym. No i mój brat refleks pozwolił na zrobienie sensownego zdjęcia tylko Bogdanowi i Zbyszkowi, za co Aniu i Tomku sorki.
Bogdan i Zbyszek, a w tle Tomek © cerber27

Na szczycie łąki objawiła się tak zwana "miejscówa" lub z czeska: wyhlidka. Nawet rowery padły z wrażenia.
Grunt to być zadowolonym © cerber27

Bodzio - zdobywca wieży © cerber27

Ryjek też się porwał na szczyt © cerber27

Widok na Ostasz:
Broumovskie Steny - Ostasz © cerber27

A to widok z Ostasza: Skalniak i Szczeliniec razem.
Oczywiście to zdjęcie z zupełnie innej wyprawy, ale tak mi się nawiązało.
Słonik i Skalniak razem © cerber27

W uśpionym Machowie ekipa postawiła na spotkanie z Karkonoszem.
Ania i Zbyszek postanowili popilnować sprzętu, co tam Karkonosz? © cerber27

Radość ze spotkania z Karkonoszem © cerber27

Po odpoczynku komu w drogę temu .....
Zemsta Tomka za brak zdjęcia na Machowskich łąkach © cerber27

Po Broumovskich urządziliśmy sobie również treking:
Taniec radości w wykonaniu Ryjka i bezruchdance Bodzia © cerber27

Rowerowa alpinistka Ania © cerber27

Też w końcu postanowiłam się wdrapać © cerber27

Trochę mało miejsca, ale co tam © cerber27

Nic dodać nic ująć - tak wygląda radość © cerber27

Nie tylko my mieliśmy trudności ze zdobyciem obiadu, te husky też nic nie upolowały, chociaż obiadek był w zasięgu .... wzroku.
A obiadek na drzewie © cerber27

I na zakończenie piękny widok z wyhlidki:
Dla takich widoków warto się trochę zmęczyć © cerber27

Ogromne dzięki wszystkim za ten dzień - energia na następny tydzień pracy nazbierana.