Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi ankaj28 z miasteczka Kudowa-Zdrój. Mam przejechane 18141.42 kilometrów w tym 5565.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 11.07 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

2013 r.:
button stats bikestats.pl
2014 r.:
button stats bikestats.pl
2015 r.:
button stats bikestats.pl
2016 r.:
baton rowerowy bikestats.pl

Dzienne odwiedziny bloga:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy ankaj28.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 24.80km
  • Teren 12.00km
  • Czas 01:38
  • VAVG 15.18km/h
  • VMAX 39.90km/h
  • Temperatura 24.8°C
  • Podjazdy 400m
  • Sprzęt Lycan
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Machovskie Konciny - Zdarky

Poniedziałek, 14 lipca 2014 · dodano: 23.07.2014 | Komentarze 0

Kategoria Góry Stołowe


  • DST 35.10km
  • Teren 20.00km
  • Czas 02:45
  • VAVG 12.76km/h
  • VMAX 35.07km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 840m
  • Sprzęt Lycan
  • Aktywność Jazda na rowerze

Luźna wariacja na temat maratonu Filipiaka

Sobota, 12 lipca 2014 · dodano: 23.07.2014 | Komentarze 0

Doszłam do wniosku, że jeśli mam się wybrać na maraton do Zieleńca, to fajnie by było poznać trasę. Odległość od domu nieduża, trasa w moim zasięgu, Orlickie i Bystrzyckie już mam minimalnie ogarnięte, więc dlaczego nie? Umówiłam się więc z Ulą, a że nie miałyśmy zamiaru pędzić na złamanie karku, więc zatargałam do Zieleńca jeszcze Wiktora. Tym razem cyklobus przyjechał.
Wcześniej oczywiście druknęłam mapkę, a jakże - przecież niezbędna do ogarnięcia terenu.

Pierwszy podjazd - jeszcze trasę ogarniamy.

Roboty trwają, ale trasa tędy biegnie, więc jedziemy i my.

Przemienia się potem w sympatyczną zieloną dróżkę ...

Przy którymś wyciągu była pierwsza wariacja, gdy nie w tą ścieżkę skręciliśmy, ale ponieważ wyjechaliśmy ostatecznie do zjazdu, więc spoko. Zjazd w dół i w lewo na kościółek, po trawie na skuśkę w dół.... i w błoto przy mostku.


Mapa była cały czas na podorędziu, powiedzmy, że w 90% się przydała. :)

Pierwsze błotne kąpiele zaliczone.

Za mostkiem nastąpiła kolejna wariacja, gdzie zamiast skręcić w lewo pojechaliśmy w prawo, ale za to zjechałam sobie z taaakiej górki, że wow, nie była długa tylko bardzo stroma i bardzo się ucieszyłam, że nie spękałam przed nią. Tamtędy idzie jakaś trasa narciarska.

Wiktor też spróbował, ale rower go przykrył i za karę został zniesiony z górki.


Ostatecznie wyjechalismy tam, gdzie powinniśmy, ale znowu - całkiem świadomie tym razem - zmieniliśmy trasę, bo to miał być błotnisty odcinek, a jak błotnisty to okazało się kilka dni później. Grzecznie i szybko asfalcikiem zjechaliśmy do następnego odcinka trasy, po drodze zaliczając mały popas.


Przez następnych kilka kilometrów trasa biegnie szutrową drogą, można potraktować ją jako nadrabianie czasu straconego na noszeniu rowerów po błocie. Jedzie się fajnie i szybko - trudności nie ma tu żadnej, ale to akurat nam się podobało.

Ale nasze szczęście szybko minęło i zaczęły się intensywne poszukiwania dalszej części trasy maratonu. Trafiliśmy ostatecznie tutaj:

I się zaczęła największa wariacja na temat maratonu. Tyle, że naprawdę nie było gdzie skręcić, więc albo zjazd był bardzo niewidoczny, albo ktoś rysował trasę tylko palcem po mapie, nie będąc w terenie. Okaże się na maratonie.
Bo tak wyglądała dalsza droga:





Na pewno w tym miejscu coś pomyliliśmy i mieliśmy takie chaszczowanie, że trekingowcy by się nie powstydzili, ale my jesteśmy twardzi, więc ostatecznie wepchnęliśmy rowery pionowo na szczyt, gdzie okazało się, że właściwie jesteśmy tam, gdzie powinniśmy być.

Biedny Wiktor, nawet sobie sprawy nie zdawał, jak trudną trasę pokonał, pełen szacun dla 11-latka - będą z niego ludzie. :) Jednak przy wyjeździe na asfalt odmówił już współpracy i zażądał taksówki do domu, czyli przyjazdu taty. Ale było super.




  • DST 21.86km
  • Teren 12.00km
  • Czas 01:32
  • VAVG 14.26km/h
  • Podjazdy 500m
  • Sprzęt Lycan
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Czermna

Piątek, 11 lipca 2014 · dodano: 11.07.2014 | Komentarze 0


Okolice Czermnej - nowe dla mnie ścieżki - dwie pętle z prawie tego samego rozjazdu.


Kategoria Góry Stołowe


  • DST 15.00km
  • Czas 00:54
  • VAVG 16.67km/h
  • VMAX 41.90km/h
  • Podjazdy 200m
  • Sprzęt Lycan
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bukowina

Wtorek, 8 lipca 2014 · dodano: 10.07.2014 | Komentarze 0

Pstrążna rozjazd. Czas 27:30
Szlaban Bukowina Czas: 10:30
Łącznie czas: 38:00
Jest poprawa. Pioruny wygoniły mnie z powrotem do domu.
Kategoria Trening, W pojedynkę


  • DST 31.50km
  • Teren 30.00km
  • Czas 02:39
  • VAVG 11.89km/h
  • VMAX 35.80km/h
  • Podjazdy 900m
  • Sprzęt Lycan
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

II Sowiogórski Maraton Rowerowy - Bielawa

Niedziela, 6 lipca 2014 · dodano: 07.07.2014 | Komentarze 8

Po Pucharze Leśniczego w Spalonej w październiku 2013 roku to był mój drugi maraton w życiu. ale właściwie, jakby pierwszy. Na taki wyścig Bogdan namówił nas dwie: a właściwie Emi namówił, a mnie po prostu zapisał. Z klubu KKZK pojechali jeszcze: Krzysiek, Wojtas i Tomek, który dzielnie reprezentował klub na dystansie mini, podczas gdy pozostali (łącznie z Emi) zawzięli się na mega (52 km). Oczywiście ja, jako znany hardcorowiec, również wybrałam ..... mini (31,5 km).

Przyjechaliśmy do Bielawy:

Ogółem w całym maratonie dziewczyn było chyba 15 - na 260 osób, patrząc na listę startową z wyników. Więc reprezentowałyśmy płeć piękną godnie:

Na wynik nie mogłam mieć ciśnienia, bo nie tędy droga. Moim celem było przejechać całą trasę i zejść z czasem poniżej 3 godzin. Co wcale nie oznaczało zupełny brak nerwów - kilka osób wie, jak to było. Po opóźnionym troszkę starcie (ze względu na wielu chętnych zapisujących się jeszcze do ostatniej chwili)  RUSZYLIŚMY.

Trasa: zacytowana z opisu gpsies ze strony organizatora.
"Start - dawny Zbiornik "Sudety". Potem do Pieszyc szuter, w Pieszycach polna droga za boiskiem i basenem oraz nastepnie dawnym nasypem oraz asfaltem do góry do Drogi Pod Reglami. Tam łapiemy żólty szlak i na Bielawę, mijamy szlaban i "mostek jadąc leśną ścieżką i wypadamy na początek drogi nazywanej potocznie "Kamienista".. no i potem Kawka, Zimna Woda, Zimna Polana, zjazd korczakiem i żóltym szlakiem na dół, potem w górę na Trzy Buki z powrotem i zjazd "Błotnistą na dół. Nad dawnym Prewentorium jedziemy leśną ścieżką omijając szuter (kilka metrów powyżej). Dojazd do mety klasycznie przez Leśniczówkę i "Transformator"".

Opis brzmi fajnie, tyle, że przed startem kompletnie nic mi nie mówił, bo byłam tam pierwszy raz. Początek mnie przeraził i jednocześnie wyluzował. No bo cisnę pedały, łykam tumany kurzu, niewiele widzę, ale na liczniku mam 30 km/h. I co? I kupa ludzi mnie wyprzedza - co jest do kurki wodnej, to ile oni mają?  No i w tym momencie ciśnienie ze mnie spadło, bo przecież i tak 90% tych ludzi nie dogonię.

Ostatecznie czułam się, jak na naszych BS-owych wypadach, z tą róznicą, że na rozjazdach czekały na mnie strzałki i organizatorzy, a nie znajoma ekipa. Podjazdy były wymagające, ale pocieszające było, że nie tylko ja wprowadzałam wtedy rower do góry. Rozbawiło mnie dwóch rowerzystów, którzy na ten maraton przybyli na szosówkach i dość szybko ich wyprzedziłam (oni prowadzili rowery, to nie mam pojęcia dokąd dojechali). Oznakowanie było ok - nie pogubiłam się, a miałam takie obawy - gdzie było trudniej, tam stali organizatorzy lub były taśmy zagradzające. Bufet był, fotografowie na trasie byli, gdybym wzięła na trasę aparta to też bym zdjęcia robiła, tyle, że pewnie czas też bym miała "super". więc, żeby mnie nie kusiło, zostawiłam go w aucie. Przydał się za to po dotarciu na metę. Bardzo mi się podobał zjazd rynną i kamienistą ścieżką, przy czym na tym odcinku udało mi się wyprzedzić jeszcze kilka osób, z czego się bardzo cieszę, bo nie byłam  taka całkiem ostatnia. Na ostatnich dwóch kilometrach za to mnie zaczęli chłopaki z mega wyprzedzać i gdy zobaczyłam jakim tempem to robią (mając już prawie 50 km w nogach), to mnie przymurowało. Szacun wielki - dla wszystkich megowców.

Z Kudowy przybyło jeszcze 3 chłopaków, z których jeden wziął potem III miejsce w K2 oraz 2 z Polanicy, a oto cała męska część ekipy:


Ponieważ po drodze nie dogoniłam Tomka, więc wykalkulowałam, że już jest na mecie, ale gdy dojechałam tam i zobaczyłam.... Emi, to dopiero mało nie spadłam z pojazdu !!!! To gdzie ona mnie minęła, że ja tego nie zauważyłam???? Przecież jechała na mega!!!
Jednak scenariusz okazał się bardzo paskudny i niemiły dla Emilki - powróciła wredna i podstępne kontuzja kolana, która zmusiła ją do zjazdu na mini, ale rzeczywiście przed niedługim już wyjazdem ta decyzja była jedyną słuszną. Tyle, że ogromna szkoda, że zasady organizatora okazały się nieubłagane, bo w K3 byłaby na pudle w 100%. Mam nadzieję, że wszystko niedługo będzie ok. Życzę ci tego EMI. :)
W końcu do mety zaczęli przybywać megowcy:
1. Bogdan - pierwszy w ekipie KKZK - czas widać :) czego z całego serca się cieszę i gratuluję wyniku.

2. Krzysiek:

3. Marcin:

4. Wojtas - witany, jak młoda para na bramach po drodze na wesele - miał najlepszy doping i grupę fanów na mecie:

A ostatecznie i ja odstałam mała nagrodę - chwila dla paparazzi była.
Mój wynik:
Open Mini 107/118
K4 - 3
Czas: 2:39:33


Podobało mi się w zasadzie wszystko i jestem mega zadowolona z tego przejazdu.

Link do mapki maratonu.
http://www.gpsies.com/map.do?fileId=rrcqindfujrkeb...




  • DST 30.12km
  • Teren 15.00km
  • Czas 02:08
  • VAVG 14.12km/h
  • VMAX 43.60km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 600m
  • Sprzęt Lycan
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Stołowe - tam, gdzie mnie jeszcze nie było

Czwartek, 3 lipca 2014 · dodano: 04.07.2014 | Komentarze 0

Przystopowanie po wcześniejszych przejazdach.

Krótko, bez aparatu, w towarzystwie Bogdana.

Trasa: Jerzykowice- Darnków -IMKA - Lelkowa Góra - Droga Aleksandra - Bukowina i ostatecznie w rejon z Pstrążnej do Zdarek, którędy nigdy wcześniej nie jechałam. Po drodze przystanek w czeskiej leśnej knajpce.

Mapkę można obejrzeć u Cerbera .
Kategoria Góry Stołowe


  • DST 76.06km
  • Teren 50.00km
  • Czas 05:16
  • VAVG 14.44km/h
  • VMAX 44.80km/h
  • Podjazdy 1515m
  • Sprzęt Lycan
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Wielka Destna i Jagodna + ostatnia wyprawa KTM-a Bogdana

Środa, 2 lipca 2014 · dodano: 04.07.2014 | Komentarze 1

No i kto by przypuszczał, że ta wycieczka również okaże się tak wyjątkowa?

Dlaczego?
1. Wyjazdów rowerowych w czerwcu było dużo, ale we dwójkę z Bogdanem tylko dwa. :(
2. Wyjazdów we dwójkę w ogóle w tym roku trochę było, ale pierwszy raz przy nim zrobiłam tak długi i wcale nie lekki dystans dla mnie :)
3. Okazało się, że to była ostatnia wyprawa Bogdana KTM-em, bo po powrocie do domu musiał się z nim rozstać na zawsze. :( :(
4. Zdobyłam Jagodną na rowerze :) :)
5. Jechałam w końcu mazdą !!!!!!!!!!!!!!!!!

Dużo? Mało? Hmmm.

Najpierw ustaliliśmy cel nadrzędny: nie ma wyścigu i ostrego wariactwa - to przede wszystkim!!! Bogdan jedzie turystycznie, (co wcale nie znaczy, że mogłam się ślimaczyć), bez ciśnienia, dla towarzystwa i mojej przyjemności, a hardcory będą w Alpach.

Mówisz - masz.

Po niedzielnej wycieczce czułam lekki niedosyt ..... ta Spalona i przepyszne jedzonko w schronisku - uuuuuuu. I mimo, że Ryjek podjął najbardziej słuszną na świecie decyzję, omijając Jagodną, to malutki żal pozostał. Tak więc kierunek dla naszej wycieczki który Bogdan obrał, był jak najbardziej akceptowalny przeze mnie.  Trasa częściowo pokryła się z niedzielną, więc tym razem bardziej ogarniałam, gdzie jesteśmy. Chcąc do Jagodnej dojechać, ominęliśmy Orlicę i trasą maratonu pojechaliśmy prosto do Masarykowej Chaty, ale tam postoju nie było, tylko od razu skierowaliśmy się na Velką Destną,


Potem było podobnie, czyli do Anenskiego Vrchu, ale stamtąd wróciliśmy do rozdroża i skręciliśmy na Cerną Vodę i Mostowice, gdzie wreszcie zaczęliśmy się zbliżać do Jagodnej.

Wcześniej zahaczyliśmy też o kaplicę w Kunstatska Kaple - oczywiście Bodzio wyniuchał jakiś przepiękny tajemniczy skrót i o dziwo trafiliśmy na czeską mszę !!! Nawet jakiś chór śpiewał.



Anensky Verch:


Jechaliśmy w jej kierunku niejako od tyłu - najpierw trasą Pucharu Leśniczego pod prąd, a potem odbiliśmy na żółty bodajże i w końcu, po ogólnie długim i stromym podjeździe ....... wyjechaliśmy na autostradę !!!!!!! :):)

Podjazd - jeszcze fajnie, terenowo.....

.... i wyjazd na nartostradę:


No i tu jednak moje rozczarowanie było straszne, bo ja zapamiętałam sprzed kilku lat pieszą trasę do Jagodnej jako single, przedzieranie się ścieżkami, między krzewami i drzewami, wyszukiwanie widoków i przede wszystkim klimat - tajemniczość, urok i przygoda.

A tu? Buuuuuuu !!!
Szutrowa szeroka autostrada - tylko pasów po środku brakuje! Wszystko dookoła powycinane, widoki same wrzucają się w oczy, bo taka przycinka zrobiona, że nawet ślepy by je zobaczył, Pył, kurz, klimatu zero. Nawet zjazd tego przykrego wrażenia nie mógł zatrzeć, coś okropnego, poczułam się tak, jakby ktoś mi zabrał  cudne wspomnienia.

No, ale ostatecznie PRZEPYSZNE JEDZONKO W SCHRONISKU NA SPALONEJ wynagrodziły mi to traumatyczne przeżycie. Jak zwykle każdy zamówił coś innego, żeby w połowie dania się wymienić, ale ten omlet naprawdę polecam, naliczyliśmy, że składał się co najmniej z 7 jajek +ziemniaki, boczek i zioła. Pychota. Na drugim za to była pyszna sałatka i oscypki,






Ze Spalonej zjechaliśmy na skuśkę przez łąkę pod wyciągiem i wbiliśmy się w las. Noooo maseczki błotne dla siebie i rowerów gwarantowane - kałuże tak ogromne, że wymyło cały smar z łańcucha i skrzypiałam potem niemożliwie. Jak już wjechaliśmy głębiej w las to znowu przestałam ogarniać, gdzie jesteśmy i połapałam się dopiero koło torfowiska pod Zieleńcem, którym dojechaliśmy do drogi asfaltowej i parkingu.


W trakcie ostatniego podjazdu Bodzio odebrał telefon, po którym okazało się, że jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B i niestety oddać kupcowi KTM-a, na którym po zdjęciu rogów zaczęło mu się znowu fajnie jeździć i właściwie był gotów się rozmyślić i go nie sprzedawać.


Podsumowując i odpowiadając sobie na punkty ze wstępu:
1. Wycieczka razem? Bezcenne.
2. Dystans i trasa? Spory, wymagający (1,5 km przewyższenia) trasa przepiękna, za wyjątkiem "Jagodnostrasy"
3. Rower? Szkoda go - ale cóż?
4.Szczyt? Zdobyty
5. Mazda? Nie taka straszna, jak ją malują.



Mapka od Bogdana można spojrzeć.


  • DST 90.24km
  • Teren 30.00km
  • Czas 05:27
  • VAVG 16.56km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 1350m
  • Sprzęt Lycan
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

3 rekordy na jednej wycieczce

Poniedziałek, 30 czerwca 2014 · dodano: 04.07.2014 | Komentarze 2

Myśląc o tej wycieczce nie sądziłam, że będzie ona dla mnie aż tak wyjątkowa.
Ale od początku.
Niedzielny poranek - start. Ekipa poranna w składzie: Bogdan i Emi już wyruszyła i plan był spotkać się gdzieś na trasie - poprzednio nie wyszło, więc może teraz? Szanse są zdecydowanie większe.

Znowu przewinienie wielkie popełnione zostało, ale tym razem we dwójkę: Kuba i ja podwieźliśmy się do Zieleńca cyklobusem ! No, ale cóż? Wiedząc, że to aż 23 kilometry, a rowerzysta jeszcze ze mnie nie na tyle mocny, żeby dojechać na miejsce spotkania na ok. 10.00 rano, objechać wszystko i jeszcze potem wrócić. Nie było więc w zasadzie innej opcji.  O godzinie 8.55 z przystanku autobusowego przy dworcu kolejowym pakujemy siebie, a kierowca nasze rowery i ruszamy.

Dojeżdżamy do Zieleńca, gdzie czeka już na nas Bogdano. Za chwilę podjeżdża auto i wysiadają z niego trzej panowie:  Ryjek, Janek i nowy kolega - Witek. Po przywitaniu ustanawiamy kierownika grupy w osobie Ryjka i w komplecie ruszamy w stronę Orlicy i Wielkiej Destnej. Ryjek, jako rekonwalescent oczywiście jedzie cały czas z przodu, bo przecież musi teraz nadrabiać formę. Janek nie chce mu ustąpić pola, więc też mało co go widać, o Bogdano nie wspominając.



Na 12 km - czyli gdzieś w okolicach Masarykowej Chaty nadchodzi wiekopomna chwila: moje pierwsze 500 km przejechane w jednym miesiącu !! :)
Spotkanie po drodze z Emi i Bogdanem jednak następuje, a przerwa związana z omawianiem planów Dolomiowych jest nieunikniona.


Plany, które wszyscy mają na ten dzień rozganiają w końcu towarzystwo i każdy rusza dalej - w przeciwne strony. Dojeżdżamy do Masarykowej Chaty i robimy chwilkę przerwy, na małe co nieco.





Na Destnej Panowie pilnują swoich maszyn, jak kiedyś rycerze swoich koni i .....

... i szykują się do palenia gum na zjeździe i zakręcie.

I cieszą się, że niewiele brakowało, ale jednak opony przeżyły ten zjazd.

Dojeżdżamy do kaplicy - zamkniętej  - i ruszamy dalej w kierunku Anenskiego Vrchu

Załapuję się nawet na focię - lans musi być:



Docieramy do bunkra, gdzie Kuba starym polskim zwyczajem, zdobywa szczyt wraz z rumakiem swym.

A za nim ruszyła reszta jeźdźców

Stąd do Neratova i jedzonka już naprawdę niedaleko, więc wszyscy cisną ostro w dół, czując zapachy sera smażonego i innych smakołyków.

Po takim pysznym obiedzie chłopaki tak przycisnęli na powrocie do Mostowic, że mimo iż mój licznik pokazywał mi prędkość 30 km/h to absolutnie ich nie mogłam dogonić. A było to tym bardziej trudne, że przerzutki zblokowały mi się zupełnie i ani w prawo, ani w lewo nie chciały się ruszyć. Tak więc panowie musieli coś poradzić w takich warunkach i na tyle to się udało, że nie zakończyło to definitywnie mojej jazdy z nimi. Serwis i wymiana linki z pancerzem po powrocie do domu okazała się konieczna.

W planie miałam Jagodną i Spaloną, ale na szczęście kierownik Ryjek wybił mi to z głowy, bo przejazd w następnej kolejności po Górach Bystrzyckich okazał się naprawdę wyczerpującym wyzwaniem. W Zieleńcu miałam na liczniku przejechane 67 km, a jeszcze powrót do Kudowy? Ale przez Cihalkę to właściwie 99% drogi w dół i po płaskim, więc jeszcze daliśmy radę.

Po dojechaniu do domu osiągnęłam wreszcie drugi rekord tego dnia czyli przejechane  90 km na jednej wycieczce. A dzięki temu, że chłopaki nie mieli litości dla płci słabszej okazało się, że i trzeci rekord wykręciłam - 16,56 km/h średnia prędkość.

Przypłaciłam tą wycieczkę nieprawdopodobnym zmęczeniem, zakwasami gdzie to tylko możliwe i niemożliwe, awarią roweru i przeciążeniowym bólem w kolanie - ale czyż to wszystko nie było tego warte ?

Thank you very much Panowie!

Mapkę posiada Ryjek, bo edmund jest za słaby na takie numery, a nic innego nie posiadam.



  • DST 31.10km
  • Teren 16.00km
  • Czas 02:32
  • VAVG 12.28km/h
  • VMAX 41.10km/h
  • Podjazdy 870m
  • Sprzęt Lycan
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Testowanie roweru Kuby i moje pierwsze 1500 km

Sobota, 28 czerwca 2014 · dodano: 01.07.2014 | Komentarze 0

Bardzo nam było miło, że pierwsze kilometry i pierwsze testy swojego nowego roweru Kuba dokonał właśnie u nas - po naszych drogach i bezdrożach. Długa trasa nie była planowana, bo nikt nie chciał się przesilać przed wyzwaniem z dnia następnego, ale jasnym było, że  musimy niemal natychmiast znaleźć odpowiednie tereny na testowanie pojazdu, dlatego na Zakręcie Śmierci za szlabanem skręciliśmy na Jerzykowice i już do samej rozlewni wód mineralnych w Jeleniowie jechaliśmy górami, dolinami, lasami i rzekami :) Po drodze - korzystając z obecności Emi i Kuby - pokazaliśmy im tereny, które akurat sami z Bogdanem znaliśmy z grubsza lub w ogóle, co okazało się dość ciekawym odkryciem. Goście na szczęście nie narzekali.

Na 19 kilometrze trasy przekroczyłam magiczną cyfrę 1500 km przejechanych w tym roku !!!
Osiągnięcie dla mnie bardzo ważne i motywujące. Okaże się następnego dnia, że kolejna wycieczka przyniesie mi jeszcze dwie dystansowe niespodzianki i przyjemności.

Do Imki dostaliśmy się zielonym szlakiem z Darnkowa i na Lelkową Górę niebieskim szlakiem dotarliśmy do Bukowiny. Po drodze jednak - specjalnie dla Kuby - przejechaliśmy ognistym czerwonym zjazdem do Drogi Aleksandra i dopiero uderzyliśmy na Bukowinę. Stamtąd znowu zjazd terenem korzennym do Machovskich łąk. Tutaj nastąpiło już ciut dłuższe testowanie możliwości nowego nabytku, gdy Kuba z Bogdanem zjeżdżali, wjeżdżali i znowu zjeżdżali, a Emi i ja uwieczniałyśmy w różny sposób i z różnym skutkiem ich zabawy na łące. Kolejne testy nastąpiły w lesie prowadzącym do Zavrcha i łowiska w Pstrążnej, skąd Bogdan poprowadził całe towarzystwo (po małej przerwie nad stawami) do czerwonego szlaku, na którym Kuba już dogłębnie sprawdził jak jego rower się sprawuje.  Tym odcinkiem też jechałam pierwszy raz i na razie zostawię go bez komentarza.

A oto mała prezentacja zdjęciowa:

Jerzykowice
Jerzykowice

Emi nie mogła się oprzeć, żeby nie spróbować, więc mała zmiana pozycji i...

...i w drogę

Bogdan w tym czasie eksplorował i wpuszczał nas w maliny, a raczej w las.



Tego zjazdu bardzo kiedyś nie lubiłam, teraz już jest spoko.





Tak więc Twoje zdrowie Kubusiu - bo teraz będzie ci potrzebne przy takiej maszynie !!! :):)






Kategoria Góry Stołowe


  • DST 38.00km
  • Teren 15.00km
  • Czas 02:50
  • VAVG 13.41km/h
  • VMAX 37.80km/h
  • Podjazdy 800m
  • Sprzęt Lycan
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Taszów - Iraszkowa - Nachod

Czwartek, 26 czerwca 2014 · dodano: 27.06.2014 | Komentarze 0

Zachciało mi się zmieniać ustawienia kierownicy w rowerze, więc ją  obniżył Bogdan o jedną obrączkę . Miało być bardziej sportowo i profesjonalnie. :) Upss.

Kierunek: najpierw do Zakrętu Śmierci i za szlabanem w prawo w teren na Jerzykowice, żeby sprawdzić nowy kawałeczek drogi. Na podjeździe jechało się całkiem fajnie, nie zmieniałam nawet położenia siodełka. Dopiero na zjeździe zaczęłam odczuwać różnicę w wysokości kierownicy. Okazuje się, że nawet 1 cm w wysokości robi różnicę. Cały czas miałam wrażenie, że zaraz przelecę przez kierownicę, niestabilnie i niepewnie mi się hamowało i miałam wrażenie, że to rower panuje nade mną, a nie odwrotnie. Postanowiłam, że jeżeli do końca trasy to wrażenie się nie zmieni, to wracam do poprzedniego ustawienia i nie interesuje mnie, czy to jest czy nie jest profesjonalne. Rower ma być dla mnie, a nie ja dla niego.

I się jednak nie zmieniło, wręcz kręciło mi się w głowie, od innej pozycji  nad kierownicą i zaczęły mnie boleć plecy. Żeby sobie poprawić komfort jazdy zaczęłam choć siodełkiem sterować - też bez sensu, bo nogi oczywiście się od razu zbuntowały. Tak więc wrócę do poprzedniego ustawienia, bo naprawdę kompletnie nie ma sensu się męczyć, może i bym się przyzwyczaiła do nowej pozycji, tylko właściwie po co poprawiać coś, co dobrze funkcjonowało? No ale, żeby nie było: spróbowałam.

I kilka fotek z wypadu.
Jerzykowice

Bogdan wskoczył na starego dobrego KTM-a i ..... kierownica za wąska. Do lepszego jednak człowiek bardzo szybko się przyzwyczaja,

Widok na Orlickie Hory - tam powinniśmy pomykać w niedzielę:

Ładniutki jestem, co? :)

Niebieski szlak od Pekla

Tym razem na piwko do Iraszkowej Chaty nie wpadliśmy, bo już było zamknięte, a szkoda :(

I takie widoczki na trasie się trafiają - widok na Nachod - Granicę - Szczeliniec (na samym końcu po środku zdjęcia)


Dla swego własnego pocieszenia zaznaczę sobie jeszcze, że zjechałam wreszcie odcinek korzenny niebieskim szlakiem nad Nachodem. Ci co tam byli wiedzą, jakim: