Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi ankaj28 z miasteczka Kudowa-Zdrój. Mam przejechane 18141.42 kilometrów w tym 5565.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 11.07 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

2013 r.:
button stats bikestats.pl
2014 r.:
button stats bikestats.pl
2015 r.:
button stats bikestats.pl
2016 r.:
baton rowerowy bikestats.pl

Dzienne odwiedziny bloga:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy ankaj28.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 28.00km
  • Teren 13.00km
  • Czas 02:13
  • VAVG 12.63km/h
  • VMAX 42.20km/h
  • Podjazdy 630m
  • Sprzęt Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Grodziec-Jeleń-Lewin-Kudowa

Poniedziałek, 20 kwietnia 2015 · dodano: 21.04.2015 | Komentarze 2

Dzisiejsza trasa miała być uspokojeniem zmęczonych mięśni po wyrypce z dnia poprzedniego. Bogdan rzucił pomysł na Grodziec. W sumie czemu nie. Ostatnio przecież nie wyszło. Ponieważ nie chciałam kombinować z jakimiś objazdami terenowymi, więc pojechaliśmy najkrótszą drogą do Jeleniowa. Co wcale nie znaczy,że zupełnie tą samą: odcinek od szczytu ul.Słonecznej do rozlewni wód przecięliśmy terenem, płosząc przy tym stadko sarenek. Potem też nie skręciliśmy jak zwykle w drogę szutrową zaraz za skrzyżowaniem, tylko podjechaliśmy wyżej do czerwonego szlaku, gdzie zaczął się podjazd: z 450 na 800.
Nielekko.
Nie za szybko.
Jadąc i idąc.
I oczywiście mówię za siebie, bo Bogdan to wszystko wjechał i nie miał z tym najmniejszego problemu.

Widoczność w tym dniu była wyjątkowa, skoro dojrzeliśmy nawet Karkonosze:


Lans też musi czasem być. :)
Podjazdy to nie jest moja ulubiona czynność rowerowa. Staram się i przełamuję, ale nie mam parcia, żeby podjechać za wszelką cenę każdą hopkę. Bogdanowi sprawia to coraz większą frajdę i widzę, że go cieszy każde zdobycie cięższej hopy, a ja? Ja jadę, ale żeby ze mnie buhał entuzjazm, to bym nie powiedziała.
Grodziec zdobyty. Można zacząć jazdę.

Przed właściwym zjazdem, który był naszym dzisiejszym celem, Bogdan mierzy się jeszcze kilkukrotnie z powalonym pniem i w  końcu wychodzi. Ten odcinek ma jakieś 500 m, ale jest rewelacyjny do pokonywania lęku wysokości, bo stromizna jest na nim nieziemska. Pamiętam do dziś swój pierwszy zjazd tym odcinkiem i adrenalinę, która aż mi uszami wychodziła. Tym razem takiego woooow nie było, ale też nie do końca go zjechałam. Gdzieś w połowie drogi mnie zniosło i zaliczyłam bliskie spotkania z powalonym drzewem. Ale potraktowałam to lajtowo i uparłam się, że wsiądę na rower na takim nachyleniu i zjadę go do końca. Uffff - udało się!!!! Zaczynam łapać o co w tym chodzi i zaliczam wreszcie początki końca strachów w tym temacie.

Homole, a niedługo później Zielone Ludowe i podjazd do Jelenia.



Z Jelenia terenowy zjazd do Zimnych Wód i już asfaltem powrót do Kudowy przez Lewin i E-8.



  • DST 33.00km
  • Teren 23.00km
  • Czas 03:10
  • VAVG 10.42km/h
  • VMAX 43.70km/h
  • Podjazdy 980m
  • Sprzęt Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Broumovskie Steny i Hvezda

Niedziela, 19 kwietnia 2015 · dodano: 28.04.2015 | Komentarze 2

Tym razem to Świdnica była gościem Kudowy. Niestety nie mogliśmy pojechać w komplecie w teren, bo Lea dopiero zaczyna się "zrastać" i jeszcze trochę to potrwa. Niemniej jednak, razem z Bogdanem, do Pasterki dzielnie asfaltowymi dziurami dotarli na rowerach, podczas gdy druga dwójka - dzięki uprzejmości Kuby - się podwiozła. Po niewielkiej nasiadówce Bogdan, Kuba i ja oddaliliśmy się w kierunku Broumovskich Sten, a Emi obrała kierunek przeciwny, czyli: Zieleniec.

Machowski Kryz i Bożanowski Spicak można sobie odpuścić w opisie, bo to już brzmi jak ukochana, ale zdarta płyta.



Zdecydowanie ciekawszym i nowszym punktem tych wypraw zaczyna być żółty szlak przed telewizorami. Oj, dzieje się na tym odcinku, dzieje. Nie nabrałam jeszcze odwagi, żeby go zjechać, więc robiłam za fotografa. Ale chłopaki pocisnęli po nim, że aż miło było patrzeć.

Potem oczywiście telewizory - zjechali wszyscy, nie wszyscy zadowoleni ze stylu, w jakim go zrobili. Rozmawialiśmy potem o tym i przyznaję Emi rację, że to ten moment, w którym nie liczy się zjazd w ogóle, tylko styl, w jakim się zjechało.

Dotarcie do Ameriki i pora na odpoczynek oraz kontakt z Emi, która akurat w Zieleńcu podziwiała widoki. Uff, pora zabrać się za podjazd do uskoku. Prowadząc rower przez jakieś 70% podjazdu zastanawiałam się, czy do tej pory pokonywałam coś trudniejszego - nie przypomniałam sobie. Ale postanowiłam powalczyć i choć trochę go wjechać.
A oto efekty tej nierównej walki:

No i uskok - chłopaki koncertowo, a mi dziś nie wyszło - w ostatniej chwili jakoś wymiękłam. Ale nie próbowałam drugi raz, bo inny cel był tego dnia: śpieszno nam było na Hvezdę. I NIE ŻAŁUJĘ !!!!!!






Dotarliśmy do niej i ...... umarłam w butach. Żadne, ale to absolutnie żadne zdjęcie, czy filmik amatorski nie oddadzą tego, co zobaczyłam. Nogi mnie zabolały już od samego stania, a w głowie zaświtała mi myśl: jak stąd ZEJŚĆ z rowerem. Po prostu kompletnie mnie powaliło. Przy tym, to uskok i tv razem wzięte są kaszką z mleczkiem dla przedszkolaków. I myślę, że nie przesadzam.
Czy ktoś z beesowiczów tam był? To proszę o wrażenia, bo moje są nieziemskie.

Najpierw są schody i korzenie. Potem ostry skręt w prawo i decyzja:

- od razu w prawo między drzewami po korzeniach, ale z uskokiem na pół metra i ryzykiem wpadnięcia na następne kamienne schody i wieeeelki głaz?
czy
- minąć drzewa i dopiero za nimi w prawo, ale po kosmicznych, zakrytych zgniłymi liśćmi kamolach, a zaraz po nich belce, kolejnych kamolach, korzeniach i na końcu z głazem wielkości stodoły?

A to wszystko na tak stromym nachyleniu, że stać trudno. !!!!!!

Hmmm, opis też nie oddaje tej masakry.

Kuba z Bogdanem zaczęli analizę wyboru lepszej (łatwiejszej? dającej większe szanse przeżycia zjazdu?) ścieżki i zdecydowali: opcja nr 2. Musiałam się więc tak ustawić z aparatem, żeby im w absolutnie żaden sposób nie zagrozić, a jednocześnie, jak najwięcej ogarnąć. Nawet znalezienie miejsca do fotki nie jest tam takie proste.





Nawet nie odważyłam się zejść z rowerem - Kuba go sprowadził.

Zjazd zaczął Kuba, potem pojechał Bogdan.
Brzmi to jakoś? Nieeee.
Więc jak opisać ten strach, że się zabiją?
I przypływ adrenaliny, gdy wylądowali cało i zdrowo po zjeździe?
I radość, jakbym to ja sama zjechała.

A tak to wyglądało na filmiku:

Dalszy odcinek zielonego szlaku też nie był banalny, ale po hardcorze sprzed chwili, prawie w ogóle tego nie zauważyliśmy.

Potem to już asfaltowy powrót na Pański Krzyż i terenowo do Pasterki, skąd Bogdan pojechał dalej, a my z Kubą zapakowaliśmy się do auta i do domu. Przy okazji doczekałam się pięknej fotki na tle Karkonoszy.


To był jeden z trudniejszych do tej pory moich wyjazdów i koniecznie musimy tam wrócić. EMI ZDROWIEJ SZYBKO - HVEZDA CZEKA NA CIEBIE !!!!!







  • DST 15.00km
  • Teren 8.00km
  • Czas 01:20
  • VAVG 11.25km/h
  • VMAX 36.00km/h
  • Podjazdy 360m
  • Sprzęt Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Objazd trasy wyścigu mtb XC Kudowa

Piątek, 17 kwietnia 2015 · dodano: 21.04.2015 | Komentarze 0

W zasadzie, to niewiele jest tu do napisania poza tym, że trasę panowie przygotowali naprawdę super. Dystans nie będzie długi, bo jedna pętla to ok. 4 km z przewyższeniem ok. 135 m, ale jest bardzo sprytnie pokręcona między drzewami, zjazdy - jak na Parkową - też nie są takie banalne. Zwłaszcza skręt w prawo przy kościółku ewangelickim może zrobić komuś mały problem, jeśli będzie tłok i ktoś zblokuje resztę. Fajnie, że chłopakom chciało się popracować nad zmianą zeszłorocznej trasy - na pewno urozmaici to wyścig, bo miejsca do wyprzedzania będzie bardzo mało. Ci, którzy się będą chcieli ścigać, muszą się wysunąć do przodu praktycznie od razu, bo potem będzie trudno. Ale chyba o to chodziło.

Po zrobieniu dwóch pętli (na pierwszej pomyliłam drogi), pojechaliśmy w kierunku myjni, zaliczając po drodze "górki" i zjazd za szkołą. Och, jak ja to miejsce lubię!!!!! Co rusz coś na nim  ćwiczę - tym razem jazdę bez hamulców. Fajne uczucie.


  • DST 27.50km
  • Teren 20.00km
  • Czas 02:30
  • VAVG 11.00km/h
  • VMAX 42.50km/h
  • Podjazdy 870m
  • Sprzęt Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Zjechany uskok

Wtorek, 14 kwietnia 2015 · dodano: 21.04.2015 | Komentarze 7

Tym razem dołączyłam na trzeciego do Wojtka i Bogdana. Żeby ich za bardzo nie opóźniać, umówiliśmy się, że oni pojadą sobie rowerami z Kudowy, a ja dojadę na Pasterkę autem. Bogdan chciał pokazać Wojtkowi telewizory, a wyszło zdecydowanie lepiej.

Do słynnych już telewizorów dodałam wreszcie zaliczony uskok i to za pierwszym podejściem.

Co prawda zaraz za kamerzystą zaliczyłam glebę, co powoli staje się chyba normą, dlatego poszukiwania dobrych ochraniaczy przybierają na sile. Nieważna gleba, ważne że moje drugie w życiu spotkanie z uskokiem zakończyło się sukcesem. Wojtek był na nim pierwszy raz i gdyby nie męska duma, to pewnie by odpuścił zjazd po pierwszej próbie. No, ale skoro baba może, to i chłop się  przeciśnie. Żartuję sobie oczywiście, ale dobra motywacja to lepsze efekty. Szkoda tylko, że zjazd Wojtasa się nie uwiecznił, bo coś się w aparacie nie włączyło. Za to zjazd z tv jest.

A przed uskokiem odwiedziliśmy nasze standardowe miejsca, czyli: Machovski i Panuv Kryz, Bożanowski Spicak i dotarliśmy do .....

początku żółtego szlaku, który też kiedyś przejadę, ale na razie go tylko oglądam i zapoznaję się z rysami na kamieniach, pozostawionymi przez Bogdana.

Oczywiście jadąc od Pasterki nie ma uskoku bez Ameriki i jej cholernego, morderczego podjazdu. W moim przypadku w 90% podejścia, bo pan B. oczywiście dał mu radę i wygląda na to, że pan W. też. Ja to chyba za parę lat. Opowieści o tym podjeździe naprawdę nie są przesadzone - ściana, sztajfa - każde określenie tej masakry tu pasuje. No, ale cóż, żeby dostać ciastko, trzeba na nie najpierw zapracować.

Tym razem nie darowałam sobie zdjęcia w chatce kończącej korzenny niebieski szlak.

Powrót przez Suchy Dul, Slavnov i Panuv Kryz do Pasterki. Zanim spakowałam rower z powrotem do auta zrobiło się już naprawdę ciemno, a panowie posiadali tylko jedno światełko rowerowe. Więc od Karłowa byłam ich oczami i przewodnikiem, bo jadąc przed nimi oświecałam im drogę światłami auta.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jeszcze tylko tak a propos: do moich problemów z umieszczaniem mapek na blogu dołączył jeszcze jeden - z wklejaniem zdjęć. Żeby ułożyły się w takiej kolejności, jak chcę, trzeba je wklejać "od tyłu", bo każde wklejane zdjęcie wyskakuje u samej góry, tak jakby nadpisywało każde kolejne. Jest to co najmniej wkurzające i zastanawiam się, czy u innych występują podobne problemy.?!



  • DST 27.00km
  • Teren 26.00km
  • Czas 03:15
  • VAVG 8.31km/h
  • VMAX 32.50km/h
  • Podjazdy 1130m
  • Sprzęt Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Ślężańskie enduro

Niedziela, 12 kwietnia 2015 · dodano: 01.05.2015 | Komentarze 0

Drugie w tym roku spotkanie ze Ślężą. Oraz kolejne z Emi i Kubą.
https://connect.garmin.com/activity/753945764

Tym razem ekipa zebrała się większa, a na szczycie Ślęży nawet jeszcze większa - pozdrawiam w tym miejscu kolegów: Hermana, Łukasza i Piotrka. Podobnie, jak poprzednio średnio ogarniam trasę, po której jeździmy. Na wykresie mapy wyszło kilka pętelek, więc tym bardziej ciężko mi to w szczegółach opisać.

W każdym razie:
- dwa razy podjeżdżamy  na Ślężę,
- jeździmy OS-ami enduro,
- zjeżdżamy czerwonym szlakiem ze Ślęży - chyba nie jednym
- ujeżdżamy Radunię, tzn.: Bogdan dosłownie ujeżdża ją pod górę, reszta zjeżdża z uskoków, a ja ich uwieczniam
- Emi łamie palca, o czym dowiaduję się dopiero kilka dni później
- na dystansie 27 km robimy 1200 m w pionie i 99% w terenie, więc to już jest naprawdę spora wyrypka.

I nie będę inna - też dodam filmik z sukcesami Kuby, Bogdana i Emi. Jest się na kim wzorować, więc proszę podpatrywać i podziwiać.

A tu również fotorelacja:
Podjeżdżamy na Ślężę:



Kolega Vasco pokazuje, jak to się robi. Przy okazji robi nam mały wykład na temat ochraniaczy. Przyznaję mu rację i od tej pory poważnie się nad nimi zastanawiam.

I mi też szło pięknie.....

..... do czasu
Gleba nr 1

Gleba nr 2



Widoki też były piękne:


Normalnie mamy takie zdjęcia w dół, a ten wariat podjął próbę ujechania Raduni w górę. I UDANĄ PRÓBĘ!!!! BRAWO!!!!

Początek uskoków z Raduni - dla mnie jeszcze noszenie roweru. Dla reszty jak najbardziej zjeżdżalne.



Powstający w tym miejscu filmik chyba w końcu nie ujrzy światła dziennego, dużo przy nim roboty.


Drugie podejście do Ślęży było dla mnie prawdę mówiąc lepsze, niż pierwsze, bo poza najbardziej stromym odcinkiem, pozostałą część wjechałam. Ale na górze padłam.

Zjazd tym razem na odblokowanych amorach, choć przez pieszych turystów nie był najprostszy na świecie.





  • DST 47.00km
  • Teren 12.00km
  • Czas 03:28
  • VAVG 13.56km/h
  • VMAX 53.70km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Podjazdy 1020m
  • Sprzęt Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pierwszy w tym roku 1000 w pionie

Sobota, 11 kwietnia 2015 · dodano: 11.04.2015 | Komentarze 2

Sobota.
Ciepło.
Bogdan w pracy, ja nie.
Co tu robić?
Pojeździć?
Ok. :)

Układałam sobie w głowie plan i kierunek stworzył się sam: Bukowina - Droga Aleksandra - NIEBIESKI  NA IMKĘ - a potem może Pasterka, Radków? Zobaczę, jak wyjdzie.
Taki tłok na niebie, jak dzisiaj, to nieczęsty widok. Oprócz lotników, były jeszcze samoloty, bociany i jakieś inne wielkie ptaszki, co chwila mi coś fruwało nad głową i to całkiem nisko. To jedni z nich:


Jechałam bez presji czasu, co z reguły determinuje moje jazdy w tygodniu i być może dlatego był to bardzo udany wyjazd: nie stresowałam się, że ktoś na mnie czeka, nudzi się albo denerwuje, trzymałam swoje własne tempo, stanęłam tam gdzie chciałam zrobić fotkę lub przerwę. 
Fajnie.
Ale przyznaję, ze na ogół wyjazdy w pojedynkę nie sprawiają mi aż tyle frajdy, co dziś, jakoś typem samotnika nie jestem i lubię towarzystwo, nawet jeśli tylko na postojach. Wjazd do Drogi Aleksandra zajął mi 40 minut i to jest całkiem dobry czas, jak na mnie. O wiele ważniejsze było, że wjechane w całości, bez przystanku, a hopki tam są niektóre bardzo wredne.

No to do niebieskiego marsz.
Stęskniłam się bardzo za moim 2-kilometrowym jednym z najbardziej ulubionych kawałeczków Gór Stołowych. Tym bardziej, że kilka razy już w tym roku się do niego dobierałam i nic - zaśnieżony, oblodzony, nieprzystępny. Aż do dziś !!!!! Dziś wreszcie go ujeździłam w całości. Wszystko, czego nie mogłam w tamtym roku przejechać dzisiaj po prostu zjechałam, jakbym nic innego od stu lat nie robiła. I myśl na kamolach mi zaświtała w głowie: no i o co było tyle hałasu przez cały rok? Nawet nie próbowałam przejeżdżać kamoli bokiem po ścieżce, tylko centralnie przez środek się władowałam. No bo skoro telewizorom dałam radę .....?

Piękne uczucie, przekonać się, że jest progres w jeździe.

Niebieski szlak pod Szczelińcem też jest już przyjazny dla pieszych i rowerzystów:


Do Pasterki zjechałam asfaltem, bo dzień wcześniej Bogdan przejeżdżał przez łąki pasterskie i zaliczał kąpiele wodne. Mi się nie chciało. Następnym razem może. ale schronisko tym razem minęłam i pojechałam prosto na Machowski Krzyż, bo jednak niebieski szlak do Radkowa kołatał mi się w głowie coraz mocniej.

Zjazd fajny, choć ręce bolą, bo i tarka tutaj jest, i kamole, i mokro, i piasek, i stromo. 3 km testów dla Nerva. Zdał na 5.

A potem ląduje się na przystanku w Bożanowie i przychodzi oświecenie - kurczę ile to z powrotem do góry będzie kilometrów podjazdu?  Więc przez Radków do Karłowa i na ostatnim podjazdowym zakręcie przed Lisią Przełęczą....dokładnie w tym oto miejscu:

Garmin pokazał mi taką informację:


WOOOOOW !!!! Pierwsze w tym roku i to na niecałych 50 kilosach. Jestem z siebie dumna. A mapkę wkleję, jak w końcu skonsultuję z Ryjkiem, co robię źle, że się nie pojawia.



  • DST 24.60km
  • Teren 18.00km
  • Czas 02:09
  • VAVG 11.44km/h
  • VMAX 38.00km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 600m
  • Sprzęt Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Miał być Grodziec, a wyszedł czerwony szlak do Jakubowic

Piątek, 10 kwietnia 2015 · dodano: 11.04.2015 | Komentarze 1

Baby jednak mają przerąbane: zawsze musi się trafić dzień, gdzie mimo najlepszych chęci i entuzjazmu w głowie, organizm mówi nie - teraz zwolnij i nie wariuj, bo ci nie pozwolę. No i właśnie tak się stało - mieliśmy dotrzeć na Grodziec i zaliczyć fantastyczny zjazd na Zielone Ludowe, a zaliczyliśmy Las Kościelny i dojazd do Kulina. Tam właśnie mój organizm powiedział: mam cię w nosie i dalej pod górę nie jadę. No cóż - dobrze, że Bogdan też jakoś ciśnienia nie miał i skierowaliśmy się na zielony szlak do IMKI. Śnieg już pięknie opuścił tereny i jechało się naprawdę fajnie do góry - aż się zdziwiłam, sądząc po tym, jak jeszcze "przed chwilą" mi się NIE CHCIAŁO. Ale motywacja też robi swoje, bo chociaż w nagrodę niebieski i czerwony szlak by się przydał. I huraaaa - dało się. Dotarliśmy nawet na wyższy odcinek czerwonego szlaku - tego z kładkami i korzeniami - a w chwili obecnej z powycinanymi drzewami. Normalnie jakiś armagedon w tym lesie się odbywa. Na każdym odcinku w lesie hałdy gałęzi, pnie i inne zalegające badziewie. CO ONI TAM ROBIĄ?!!!!! Jeszcze trochę to cały las wytną, masakra jakaś.




Ave Ja! Stwierdził Bodzio po wjechaniu pod górę kamoli na niebieskim szlaku. Racja.

I tak wygląda tam teraz wszędzie.






  • DST 22.00km
  • Czas 01:30
  • VAVG 14.67km/h
  • VMAX 48.60km/h
  • Podjazdy 490m
  • Sprzęt Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bez kombinowania: Karłów i z powrotem

Wtorek, 7 kwietnia 2015 · dodano: 08.04.2015 | Komentarze 1

Nie samym terenem człowiek żyje, czarną robotę też trzeba zacząć odwalać, czyli: podjazdy. Nie ma lepszej metody na dotarcie do kondycji. Tym bardziej, że śnieg jeszcze niestety nie chce opuścić gór. Trening asfaltowy. Chwalić się jeszcze nie ma czym: 35 minut do IMKI i kolejne 15 minut do Karłowa - łącznie 50 - szału nie ma. Zmarzłam jednak okrutnie, a jadąc w dół rozbawił mnie pan kierowca w punto na poznańskich blachach, który jechał za mną całą drogę Stu Zakrętów i wyprzedził mnie dopiero w Kudowie.
Lisia Przełęcz:


Karłów i niespodzianka: tu też wzięli się za wycinkę drzew.

Z ciekawości podjechałam pod Szczeliniec, choć na ostatnich 5 metrach koło mi się ślizgnęło na śniegu i nie dało już rady ruszyć.


A niebieski wygląda na razie tak - nawet kawałek przejechałam, ale po jakiś 20 metrach odechciało mi się walczyć z mokrym śniegiem i śliskimi kamieniami.





  • DST 28.00km
  • Teren 12.00km
  • Czas 02:58
  • VAVG 9.44km/h
  • VMAX 43.90km/h
  • Podjazdy 620m
  • Sprzęt Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Las Kościelny-Dańczów-Imka-Bukowina

Niedziela, 5 kwietnia 2015 · dodano: 06.04.2015 | Komentarze 1

Świąteczne jedzenie trzeba było jakoś spalić, więc najlepszym sposobem jest ruch, czyli niedzielna przejażdżka. Na wiosnę trasa wokół komina jest dość ciekawa, bo daje możliwości sprawdzenia własnego stanu technicznego. Plan prosty: początek w stronę Karłowa, ale za szlabanem za Zakręcie Śmierci już wjazd w teren i kierunek: Las Kościelny.

Potem górkami w stronę Jeleniowa

i przez Dańczów do kolejnego szlabanu - tym razem prowadzącego  zielonym szlakiem na IMKĘ.
Od tego miejsca jazdę utrudniał śnieg, zalegający jeszcze mocno po ostatnich opadach. Nie wróżyło to dobrze i właściwie im dalej w górę tym było gorzej. Dobrze, że chociaż śnieg był na tyle zbity, że mozna bylo po nim jakoś jechać. Poza jednym przystankiem na pilne potrzeby :), cały wjazd do IMKI wjechałam nie spadając z roweru, co mnie bardzo ucieszyło.

Przy następnym szlabanie - na IMCE - widok głębokiej zimy rozwiał moje nadzieje na dalszą jazdę terenem.

Dotarliśmy więc asfaltem do Lelkowej i Drogą Aleksandra pojechaliśmy w kierunku kolejnego szlabanu. Śnieg, zimno i lód - to nie jazda dla mnie. Jazdą w dół w takich warunkach zmęczyłam się bardziej, niż pod górę i fanką rowerowej zimy jednak nie zostanę.

Postanowiliśmy jeszcze sprawdzić, jak wygląda szlak z Bukowiny do szopki ruchomej i już wiemy, że przez dłuższy czas błędem będzie tamtędy jeździć. Bo jazdy tam nie ma - tam są roboty leśne, po których powstanie kolejna autostrada. Coś strasznego, wygląda na to, że ktoś ma zamiar pozbawić nas wszystkich naprawdę ciekawych miejsc do zjeżdżania.

W tym dniu mój Canyonek zaliczył wreszcie pierwszą myjnię w swoim życiu i znowu wygląda ślicznie (choć ubłocony też mi się bardzo podoba). Wzięłam sobie rady emi do serca i gdzie się tylko dało, próbowałam ćwiczyć stanie na rowerze i start z siodełka - cholera trudne. Ale w końcu się nauczę.


  • DST 15.00km
  • Teren 13.50km
  • Czas 01:52
  • VAVG 8.04km/h
  • VMAX 40.50km/h
  • Podjazdy 538m
  • Sprzęt Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Polanickie ścieżki

Sobota, 4 kwietnia 2015 · dodano: 06.04.2015 | Komentarze 3

Na świąteczny wypad w Wielką Sobotę umówiliśmy się z Kubą i Emi, którzy gościli sobie w Polanicy. Blisko, więc jak tu nie skorzystać? Okazało się przy tym, iż choć to my mieszkamy bliżej Polanicy, to wcale nie znaczy, że lepiej znamy ścieżki nad nią i tym razem to Świdniczanie przejęli rolę przewodników. A trzeba przyznać, że tereny tam są naprawdę świetne do jazdy terenowej.

Patrząc na wykres Garmina, wyszły nam 3 pętle i jedyny punkt charakterystyczny, do którego bym trafiła, to Szczytnik. Reszta stanowiła dla mnie odkrywanie nowego i świetną zabawę. Na niedługim dystansie (15-17 km, zależy u którego jeźdźca) mieliśmy błotniste podjazdy i zjazdy, singielki, skały, stromizny, na które strach było z góry patrzeć, hopki do skakania i noszenie rowerów przez powalone drzewa. Pogoda też nam urozmaicała wycieczkę, bo w jednym momencie podpuszczała nas pięknym słońcem, żeby po chwili zafundować nam zadymkę śnieżną.

Pierwsza stromizna wyglądała mniej więcej tak:

I oczywiście tylko ja jej nie zjechałam - tam wyżej było zdecydowanie bardziej przerażająco, ale hardkorowa trójka poradziła sobie z nią tak szybko, że nie zdążyli sobie nawzajem zdjęć zrobić i tylko ja na fragmencie się załapałam. Trudność (dla mnie) na tym odcinku polegała na masakrycznym nachyleniu terenu i uskoku za korzeniem, którego na zdjęciu wcale nie widać, a z góry pole widzenia skończyło mi się na korzeniu, więc gleba była nieunikniona.

Po objechaniu pierwszej pętli, zrobiliśmy przystanek na Szczytniku, gdzie wznieśliśmy świąteczny toast za spotkanie i przy okazji oglądaliśmy ślady po wcześniejszych próbach samobójczych Emi i Kuby.

Pierwszy raz byłam też na punkcie widokowym (ale siara) przy zamku


A tuż obok zamku kryją się takie oto cudowne ścieżki i miejscówki:






Potem był następny zjazd, z którego zwłaszcza Kuba się ucieszył. Ja, jak  zobaczyłam ten stok, to postanowiłam pożyć jeszcze trochę i zabawić się w fotografa, więc zaliczyłam szybki bieg z rowerem w dół i oto efekty:


Po Kubie Bogdan nadciąga z daleka.....

a tu przemyka obok mnie i udaje mi się wreszcie zrobić mu zdjęcie w trakcie zjazdu, z czego się bardzo cieszę.


Następnym celem były hopki, ale pogoda w tym czasie postanowiła spłatać nam figla i trochę nas zniechęcić - nie udało jej się na szczęście.


Kuba pokazuje nam, jak powinien wyglądać prawidłowo wykonany skok:

Emi więc leci za nim: bliżej, ale też wyszło...

Moja pierwsza próba, oczywiście nieudana, bo przejechana, a nie przeskoczona, ale doświadczenie bardzo ciekawe

I Bogdan, który jako fotograf nie załapał się na animację, więc korzystam z fotki Emi:

W dalszej drodze zaliczyliśmy ciekawe miejsce i w tym momencie pomyślałam, że to chyba feniksowo-ryjkowe miejsce na ogniska, bo tak jakoś znajomo wyglądało, choć pierwszy na oczy raz je widziałam :

Zaliczyliśmy też kamieniołom

I w końcu dotarliśmy do fantastycznego odcinka zjazdu: krótkiego, ale bardzo technicznego. Ja spróbowałam dwa razy i za każdym razem docierałam do połowy, glebę zaliczając przy tym koncertową.

Ale Emi i Bogdan? Proszę bardzo:






A na koniec dotarliśmy do następnego zjazdu z cyklu: STROMY i tym razem postanowiłam się nie poddawać, tylko spróbować go zjechać. Na tym zdjęciu widać Kubę, który przemknął, jak strzała, powyżej stoi Emi (która wcześniej oczywiście poszła na pierwszy ogień) i intensywnie zachęca mnie do zjazdu - a ja to ta mała biała kropeczka na końcu zdjęcia.

W końcu ruszyłam....

..... i w połowie zjazdu utknęłam....

I w końcu znalazł się ktoś mądry, kto uświadomił mi, co jeszcze - oprócz zaciskania klamek na zjeździe - robię nie tak, jak powinnam, a właściwie w ogóle nie robię: Emi w końcu zwróciła uwagę, że ja w ogóle nie startuję, czyli kompletnie bez sensu się odbijam na pedale, zamiast posadzić tyłek na siodełku i ustawić nogę. Dość cierpliwie próbowała mi to wytłumaczyć i pokazać, ale ja to teraz muszę poprzestawiać sobie w głowie, bo najgorzej, jak ktoś od początku nabrał złych nawyków. A powinno to wyglądać tak:

Albo tak (choć to wtrącenie z innej wycieczki, ale chodzi mi o pozycję na postoju):

Bawiłam się przednie i odkryłam przy okazji do czego muszę wrócić, żeby poprawić swoją technikę startowania. Przyda się na pewno. I niektóre zdjęcia podkradłam Emi. Dzięki za ten świąteczny wypad.