Info
Więcej o mnie.
2013 r.:

2014 r.:

2015 r.:

2016 r.:

Dzienne odwiedziny bloga:
Kategorie bloga
- asfalt nie musi być nudny
17 - babskie wypady
7 - Beskidy
6 - BIEGANIE
12 - Biegówki
2 - Bikestats
47 - Broumovskie Steny
24 - Dolni Morawa
2 - FINALE LIGURE/WŁOCHY
7 - Góra Parkowa
13 - Góry Bardzkie
4 - Góry Bialskie
2 - Góry Bystrzyckie
14 - Góry Izerskie
2 - Góry Kamienne
2 - Góry Orlickie
49 - Góry Sowie
6 - Góry Stołowe
122 - Góry Suche
3 - Góry Złote
2 - Jeseniki
5 - Karkonosze
2 - KOUTY
2 - Lipovske Stezky
1 - Maratony
5 - Masyw Ślęży
4 - Pieniny
2 - Podgórze Karkonoszy
5 - rodzinka w komplecie
24 - ROLKI
0 - Rudawy Janowickie
1 - Rychleby
7 - Śnieznicki PK
7 - Srebrna Góra
24 - strefa mtb
24 - Tatry
3 - Treking
7 - Trening
71 - Trutnov Trails
9 - tv i uskok - razem lub osobno
12 - W pojedynkę
59 - Wyścigi
4 - Wzgórza Lewińskie
17
Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2025, Kwiecień7 - 0
- 2025, Marzec13 - 0
- 2025, Styczeń4 - 0
- 2024, Grudzień3 - 0
- 2024, Listopad1 - 0
- 2024, Październik6 - 0
- 2024, Wrzesień8 - 0
- 2024, Sierpień9 - 0
- 2024, Lipiec10 - 0
- 2024, Czerwiec12 - 0
- 2024, Maj8 - 0
- 2024, Kwiecień5 - 0
- 2024, Marzec4 - 0
- 2024, Luty6 - 0
- 2024, Styczeń1 - 0
- 2023, Grudzień3 - 0
- 2023, Listopad3 - 0
- 2023, Październik8 - 0
- 2023, Wrzesień7 - 0
- 2023, Sierpień10 - 0
- 2023, Lipiec17 - 0
- 2023, Czerwiec13 - 0
- 2023, Maj10 - 0
- 2023, Kwiecień4 - 0
- 2023, Marzec3 - 0
- 2023, Luty4 - 0
- 2023, Styczeń1 - 0
- 2022, Październik6 - 0
- 2022, Wrzesień2 - 0
- 2022, Sierpień9 - 0
- 2022, Lipiec18 - 0
- 2022, Czerwiec16 - 0
- 2022, Maj15 - 0
- 2022, Kwiecień12 - 0
- 2022, Marzec6 - 0
- 2022, Luty5 - 0
- 2022, Styczeń6 - 0
- 2021, Grudzień4 - 0
- 2021, Listopad2 - 0
- 2021, Październik7 - 0
- 2021, Wrzesień3 - 0
- 2021, Sierpień1 - 0
- 2016, Listopad1 - 0
- 2016, Październik4 - 0
- 2016, Wrzesień10 - 0
- 2016, Sierpień14 - 1
- 2016, Lipiec18 - 4
- 2016, Czerwiec17 - 0
- 2016, Maj16 - 1
- 2016, Kwiecień12 - 1
- 2016, Marzec4 - 2
- 2016, Luty3 - 1
- 2016, Styczeń1 - 0
- 2015, Grudzień2 - 1
- 2015, Listopad5 - 1
- 2015, Październik12 - 5
- 2015, Wrzesień7 - 6
- 2015, Sierpień14 - 20
- 2015, Lipiec17 - 7
- 2015, Czerwiec16 - 8
- 2015, Maj14 - 21
- 2015, Kwiecień15 - 28
- 2015, Marzec11 - 30
- 2015, Styczeń1 - 4
- 2014, Listopad6 - 24
- 2014, Październik8 - 23
- 2014, Wrzesień11 - 11
- 2014, Sierpień14 - 16
- 2014, Lipiec16 - 13
- 2014, Czerwiec16 - 44
- 2014, Maj15 - 59
- 2014, Kwiecień12 - 48
- 2014, Marzec6 - 21
- 2014, Luty1 - 7
- 2014, Styczeń3 - 11
- 2013, Grudzień3 - 13
- 2013, Listopad4 - 14
- 2013, Październik9 - 21
Wpisy archiwalne w kategorii
Góry Stołowe
Dystans całkowity: | 3747.63 km (w terenie 1819.70 km; 48.56%) |
Czas w ruchu: | 295:29 |
Średnia prędkość: | 12.68 km/h |
Maksymalna prędkość: | 58.00 km/h |
Suma podjazdów: | 79197 m |
Maks. tętno maksymalne: | 176 (97 %) |
Maks. tętno średnie: | 144 (80 %) |
Suma kalorii: | 23131 kcal |
Liczba aktywności: | 120 |
Średnio na aktywność: | 31.23 km i 2h 27m |
Więcej statystyk |
- DST 47.00km
- Teren 35.00km
- Czas 04:20
- VAVG 10.85km/h
- VMAX 44.60km/h
- Podjazdy 1160m
- Sprzęt Canyon
- Aktywność Jazda na rowerze
Zjechany uskok i żółty szlak
Wtorek, 21 lipca 2015 · dodano: 23.07.2015 | Komentarze 0
Czy Broumovsko mi się kiedyś znudzi? Nie jestem pewna, ale na pewno nie tak szybko.
To również oznacza, że ciężko będzie osiągnąć założenie noworoczne, żeby przebić 5.000 km w tym roku.
Bo priorytety się zmieniły.
Ważniejsza staje się dla mnie jakość, a nie ilość przejechanych kilometrów.
Tą jakością jest teren. Jeszcze niedawno cisnęłabym asfaltem do Karłowa za wszelką cenę, aby tylko przejechać większy dystans, teraz nie mam nic przeciwko podwózce przez cyklobusa. Oczywiście nadal uwielbiam różnorodność i wyjazdy dalsze i lżejsze, w końcu rower mam do tego przystosowany. Ale zdaję sobie sprawę ze swoich słabych stron i wiem, że nigdy nie stanę się Cesarzem Podjazdów, jak Bogdano, więc skupiam się na tym, co obecnie sprawia mi największą frajdę. Czyli?
1. Niebieski szlak pod Szczelińcem - standardowy dojazd do parkingu na drodze do Pasterki.

2. Żółty szlak do Pasterki - już nie taki standardowy, bo nadal pokonuję go na raty.

3. Niebieski szlak do Pańskiego Krzyża - standard, bo nie ma lepszej drogi do celu.

4. Żółty objazd Bożanowskiego Spicaka - od Spicaka do Pańskiego Krzyża absolutnie niestandardowy.
Przejechany dopiero drugi raz przeze mnie i też z podpórkami, ale walczyłam i wracałam.


5. Żółty szlak w stronę Bożanowa - niestandardowy, bo poznany przeze mnie dopiero w tym roku i zachwycający coraz bardziej. I walczę na nim intensywnie, aż w końcu przejadę najtrudniejszy jego odcinek w całości. Tym razem do połowy dotarłam, przeprowadziłam kilka metrów i podjęłam dalszą walkę. Satysfakcja murowana.



6. Dojazd do Ameriki - pierwszy raz w życiu tą drogą
7. Zielony szlak - Uskok. Powiedziałabym standard, ale ten odcinek nigdy taki nie jest i mam nadzieję, że się taki nie stanie.
W zjechanym w CAŁOŚCI odcinkiem bez żadnego pitstopu i pozowania do fotek frajda jest niesamowita. Tylko skupienie na ścieżce przed sobą, bo wiadomo, że Bogdan już jest na dole i czeka.

8.Niebieski szlak korzeniami - jak wyżej
9. Dojazd do Pasterki i IMKI - no to już ewidentnie standard i asfalt.
10. Niebieski szlak do Lelkowej - ulubiony terenowy, choć standardowy podjazd do czerwonego
11. Czerwony szlak z Lelkowej do Jakubowic - wisienka na torcie, na której ścigam się sama ze sobą i coraz większą frajdę mam z tego powodu.
To również oznacza, że ciężko będzie osiągnąć założenie noworoczne, żeby przebić 5.000 km w tym roku.
Bo priorytety się zmieniły.
Ważniejsza staje się dla mnie jakość, a nie ilość przejechanych kilometrów.
Tą jakością jest teren. Jeszcze niedawno cisnęłabym asfaltem do Karłowa za wszelką cenę, aby tylko przejechać większy dystans, teraz nie mam nic przeciwko podwózce przez cyklobusa. Oczywiście nadal uwielbiam różnorodność i wyjazdy dalsze i lżejsze, w końcu rower mam do tego przystosowany. Ale zdaję sobie sprawę ze swoich słabych stron i wiem, że nigdy nie stanę się Cesarzem Podjazdów, jak Bogdano, więc skupiam się na tym, co obecnie sprawia mi największą frajdę. Czyli?
1. Niebieski szlak pod Szczelińcem - standardowy dojazd do parkingu na drodze do Pasterki.
2. Żółty szlak do Pasterki - już nie taki standardowy, bo nadal pokonuję go na raty.
3. Niebieski szlak do Pańskiego Krzyża - standard, bo nie ma lepszej drogi do celu.
4. Żółty objazd Bożanowskiego Spicaka - od Spicaka do Pańskiego Krzyża absolutnie niestandardowy.
Przejechany dopiero drugi raz przeze mnie i też z podpórkami, ale walczyłam i wracałam.
5. Żółty szlak w stronę Bożanowa - niestandardowy, bo poznany przeze mnie dopiero w tym roku i zachwycający coraz bardziej. I walczę na nim intensywnie, aż w końcu przejadę najtrudniejszy jego odcinek w całości. Tym razem do połowy dotarłam, przeprowadziłam kilka metrów i podjęłam dalszą walkę. Satysfakcja murowana.
6. Dojazd do Ameriki - pierwszy raz w życiu tą drogą
7. Zielony szlak - Uskok. Powiedziałabym standard, ale ten odcinek nigdy taki nie jest i mam nadzieję, że się taki nie stanie.
W zjechanym w CAŁOŚCI odcinkiem bez żadnego pitstopu i pozowania do fotek frajda jest niesamowita. Tylko skupienie na ścieżce przed sobą, bo wiadomo, że Bogdan już jest na dole i czeka.
8.Niebieski szlak korzeniami - jak wyżej
9. Dojazd do Pasterki i IMKI - no to już ewidentnie standard i asfalt.
10. Niebieski szlak do Lelkowej - ulubiony terenowy, choć standardowy podjazd do czerwonego
11. Czerwony szlak z Lelkowej do Jakubowic - wisienka na torcie, na której ścigam się sama ze sobą i coraz większą frajdę mam z tego powodu.
- DST 71.60km
- Teren 20.00km
- Czas 04:40
- VAVG 15.34km/h
- VMAX 45.00km/h
- Podjazdy 1155m
- Sprzęt Canyon
- Aktywność Jazda na rowerze
Pasterka-Grodziec-Cihalka
Niedziela, 19 lipca 2015 · dodano: 23.07.2015 | Komentarze 0
No, wreszcie konkretniejszy dystans tego roku.Potowarzyszyliśmy w tej wycieczce Ani i Zibiemu, którzy robili kilkudniowy objazd Kotliny.
I choć asfaltu było wiele tym razem, to dla terenu też się miejsce znalazło.
- DST 21.80km
- Teren 19.00km
- Czas 02:13
- VAVG 9.83km/h
- VMAX 33.30km/h
- Podjazdy 683m
- Sprzęt Canyon
- Aktywność Jazda na rowerze
Ścieżką edukacyjną ze Skalniaka
Środa, 15 lipca 2015 · dodano: 16.07.2015 | Komentarze 0
Ależ przyjemne nowości dziś zaliczyłam wraz z kolegą Wojciechem.
Jak sama nazwa wskazuje, powinno być lekko, łatwo i przyjemnie.
Noooo - przyjemnie to było, ale już lekko i łatwo niekoniecznie.
Ale od początku:
Zielonym przez Miechy dotarliśmy do Lelkowej i bardzo cieszy mnie fakt, iż wjeżdżam to już bez najmniejszego problemu.
Być na Lelkowej i nie zjechać niebieskim do IMKI? Nieeeee.
A w trakcie zjazdu miła niespodzianka - minęliśmy się z Bogdanem i Zbychem, którzy wracali ze swojego tournee po Broumovsku.
Celem był dziś Skalniak i czerwony zjazd do Jakubowic, więc jeszcze po drodze zaliczyliśmy wejście na Błędne Skały, żeby nie było.


Przygotowania do Skalniaka nastąpiły, choć nie każdy miał co włożyć na siebie, jak widać na załączonym obrazku. Może po tym wyjeździe kolega mi zmądrzeje.

Ok. Skalniak. Zawsze go lubię i zawsze jest mi na nim fajnie, a dziś zachciało mi się eksploracji nowości.

Czyli sprawdzić zjazd ścieżką edukacyjną. Początek wyglądał bardzo lajtowo. Oznaczenia ścieżki ciężko nie zauważyć - klonowy listek, z którego usiłowaliśmy zrobić inny listek, bardziej wesoły. Poszczególne odcinki są też oznaczone tablicami informacyjnymi - jest ich siedem.

I taki jest przez jakieś 100 metrów. Potem zaczyna się po prostu bajka.

Kamole ukryte w zarośniętej paprociami ścieżynce, wijącej się pomiędzy barierkami nakazują skupienie uwagi na maksa.
Oj, Nerve miał tutaj co robić.

Potem było już tylko lepiej.
Duże kamienie - prawie uskoki, małe kamienie, korzenie, stromizna i przecudne widoki nad czubkami drzew.


Odcinek naprawdę niełatwy technicznie, zachwycający - że też ja tu wcześniej nie zbłądziłam. Byłam chyba odważniejsza, bo jechałam pierwsza. Albo Wojtek rzucił mnie na pożarcie lwom. Fakt, że na sztywniaku trochę trudno się walczy na takim zjeździe.
No, nasze szczęście ciut się urwało przy schodach...

bo od tego miejsca zaczął się jakiś kilometr wpychu, przepychu i przeciskania rowerów między skałami, drzewami i pieńkami.

Ale za punktem nr 4 już właściwie od nowa można jechać. Dojeżdża się tym samym do parkingu na IMCE i w całości omija się asfaltowy zjazd z Lisiej Przełęczy do IMKI. Po drodze zaliczyłam kilka efektownych gleb, więc moje zadowolenie z ochraniaczy wzrastało za każdym razem, gdy witałam się z podłożem.
Przy Imce nie było innej opcji, niż asfaltowy podjazd do Lelkowej (po raz drugi tego dnia), żeby próbować poprawić swój czas zjazdu z czerwonego.
Pięknie:
13.05.2015 - czas 13:25
11.07.2015 - czas: 12:18
15.07.2015 - czas 10:16
I`m the Queen of the Mountain. :):):) - w tym miejscu powinna pojawić się mapka.
Jak sama nazwa wskazuje, powinno być lekko, łatwo i przyjemnie.
Noooo - przyjemnie to było, ale już lekko i łatwo niekoniecznie.
Ale od początku:
Zielonym przez Miechy dotarliśmy do Lelkowej i bardzo cieszy mnie fakt, iż wjeżdżam to już bez najmniejszego problemu.
Być na Lelkowej i nie zjechać niebieskim do IMKI? Nieeeee.
A w trakcie zjazdu miła niespodzianka - minęliśmy się z Bogdanem i Zbychem, którzy wracali ze swojego tournee po Broumovsku.
Celem był dziś Skalniak i czerwony zjazd do Jakubowic, więc jeszcze po drodze zaliczyliśmy wejście na Błędne Skały, żeby nie było.

Przygotowania do Skalniaka nastąpiły, choć nie każdy miał co włożyć na siebie, jak widać na załączonym obrazku. Może po tym wyjeździe kolega mi zmądrzeje.

Ok. Skalniak. Zawsze go lubię i zawsze jest mi na nim fajnie, a dziś zachciało mi się eksploracji nowości.

Czyli sprawdzić zjazd ścieżką edukacyjną. Początek wyglądał bardzo lajtowo. Oznaczenia ścieżki ciężko nie zauważyć - klonowy listek, z którego usiłowaliśmy zrobić inny listek, bardziej wesoły. Poszczególne odcinki są też oznaczone tablicami informacyjnymi - jest ich siedem.

I taki jest przez jakieś 100 metrów. Potem zaczyna się po prostu bajka.

Kamole ukryte w zarośniętej paprociami ścieżynce, wijącej się pomiędzy barierkami nakazują skupienie uwagi na maksa.
Oj, Nerve miał tutaj co robić.

Potem było już tylko lepiej.
Duże kamienie - prawie uskoki, małe kamienie, korzenie, stromizna i przecudne widoki nad czubkami drzew.


Odcinek naprawdę niełatwy technicznie, zachwycający - że też ja tu wcześniej nie zbłądziłam. Byłam chyba odważniejsza, bo jechałam pierwsza. Albo Wojtek rzucił mnie na pożarcie lwom. Fakt, że na sztywniaku trochę trudno się walczy na takim zjeździe.
No, nasze szczęście ciut się urwało przy schodach...

bo od tego miejsca zaczął się jakiś kilometr wpychu, przepychu i przeciskania rowerów między skałami, drzewami i pieńkami.

Ale za punktem nr 4 już właściwie od nowa można jechać. Dojeżdża się tym samym do parkingu na IMCE i w całości omija się asfaltowy zjazd z Lisiej Przełęczy do IMKI. Po drodze zaliczyłam kilka efektownych gleb, więc moje zadowolenie z ochraniaczy wzrastało za każdym razem, gdy witałam się z podłożem.
Przy Imce nie było innej opcji, niż asfaltowy podjazd do Lelkowej (po raz drugi tego dnia), żeby próbować poprawić swój czas zjazdu z czerwonego.
Pięknie:
13.05.2015 - czas 13:25
11.07.2015 - czas: 12:18
15.07.2015 - czas 10:16
I`m the Queen of the Mountain. :):):) - w tym miejscu powinna pojawić się mapka.
Kategoria Góry Stołowe, Trening
- DST 44.10km
- Teren 38.00km
- Czas 03:56
- VAVG 11.21km/h
- VMAX 38.90km/h
- Podjazdy 736m
- Sprzęt Canyon
- Aktywność Jazda na rowerze
Bożanowski Spicak i Batorówek
Sobota, 11 lipca 2015 · dodano: 14.07.2015 | Komentarze 1
Dziecko wyraziło chęć ruszenia ze "starymi" w teren.Jedno zastrzeżenie: NIE ASFALTEM DO KARŁOWA!!!!!
Czyż to nie nasza krew?
Żeby zadośćuczynić jego prośbie skorzystaliśmy z cyklobusa - w wakacje jeździ codziennie. Cena biletu z rowerem też nie jest kosmiczna: 4,50 zł/osoby można przeżyć, a ile frajdy dla Młodego.
No, ale za to miał praktycznie sam teren - nie licząc późniejszego asfaltu z Karłowa do IMKI.
Niebieski szlak pod Szczelińcem pokonany - to już znał.
Ale na Pasterkę nie ma lekko - od parkingu żółty szlak czekał. Prawdę mówiąc więcej go przejechał, niż ja. No, pierwsza zajawka wariactwa Młodego. Z Pasterki na Machowski Krzyż. Zdziwiłam się, że pierwsze dwie hopki wjechał a do trzeciej podchodził dwukrotnie. Uparta bestia. No, ale Bogdan pokazał mu jak to się robi.
Przystanek kolejny to oczywiście Pański Krzyż, gdzie zgłoszone zostały potrzeby jedzeniowe. Żeby lepiej smakowały późniejsze kiełbaski, najpierw słodki podwieczorek, a potem mała wyrypeczka na Bożanowski Spicak. Na rowerze to już nowość dla Wiktora, bo na piechotę niekoniecznie. Ale co inna perspektywa, to inna perspektywa.
Nie było źle - dziecko nas jeszcze zabić nie chciało - postęp.
Chcieliśmy też mu pokazać choć namiastkę telewizorów więc zabraliśmy go na pierwszy zakręt przed tv. Kurczę, ja robiłam do niego podejście dwa razy zanim go zjechałam, a on? Po prostu pojechał - dopiero na samym końcu zaliczył glebę. Lekki szok zaliczyłam.
Powrót do Pańskiego, Machowskiego i żółtym szlakiem w kierunku wodospadu Pośny. Cały czas Bogdan pierwszy, Wiktor w środku, ja zamykam "pochód", żeby mieć go na oku. Ale też żeby sprawdzić, jak ogarnia ścieżki, które wybierze do przejechania, czy szybko podejmuje decyzje. No i jestem w skowronkach, jeśli o ten temat chodzi. Pięknie mu to szło.
Bogdan też znalazł swój pień.
A w nagrodę - obiecane i dowiezione kiełbachy. Jeszcze głodny więc mina kiepska. Za to najedzony pomknął tak, że ciężko było go dogonić.
Który najładniejszy?
Niebieski do Lelkowej podjechany - żarty się skończyły. Ochraniacze włóż !!!!!!
Ja też chciałam zrobić swój czas przejazdu czerwonym z Lelkowej do Jakubowic, więc dziecko poszło w ręce taty, a mama sama....
Pięknie: 12:01, 5 minut gorszy od Bogdana, ale 2 minuty lepszy od mojego poprzedniego. Rewelacyjnie się go jedzie bez przerwy do samego końca. No uwielbiam ten odcinek bez dwóch zdań, to jak superflow pod domem.
Wiktor też popróbował i dobrze, że miał ochraniacze, bo gleby były piękne, choć oczywiście ich nie widziałam - i dobrze. Młody w bojach zaprawiony od małego, pozbierał się szybciutko, czyli piłkarza z niego nie da rady zrobić.
No i ta prędkość. Znowu max to 42,5 km/h.
Rower po wycieczce wyląduje u pana doktora Krzyśka, ale następny plan dla Wicia już się powoli kluje. Single? Ryhleby? Srebrna Góra? Zobaczymy.
Kategoria Broumovskie Steny, Góry Stołowe, rodzinka w komplecie
- DST 30.00km
- Teren 10.00km
- Czas 02:22
- VAVG 12.68km/h
- VMAX 50.00km/h
- Podjazdy 760m
- Sprzęt Canyon
- Aktywność Jazda na rowerze
Atrakcje w Górach Stołowych - z Ryjkiem
Niedziela, 21 czerwca 2015 · dodano: 21.06.2015 | Komentarze 3
No i się zadziało.Atrakcje postanowiliśmy zafundować sobie nawzajem. Najpierw Ryjek miał totalną niespodziankę dla mnie: zamówił pogodę, jak marzenie, idealną na naszą dzisiejszą wyprawę. Już od dawna o takiej marzyłam, więc ze szczęścia niemal rzuciłam mu się na szyję przy spotkaniu w Lewinie. Powstrzymał mnie przed tym tylko widok jego wzruszenia na mój widok. Biedak popłakał się tak, że zmoczył sobie wszystko, nawet kask (zaprzeczył tym prawom fizyki).
Żebym i ja mogła doświadczyć tych wzruszeń, urządził nam zabawę w chowanego z deszczem. Najpierw chowaliśmy się na przystanku autobusowym. Potem pomknęliśmy kolejną atrakcją, której jeszcze nie znałam, czyli zielonym szlakiem na Leśną.

No ale co tam asfalt dla hardcorowców - ciśniemy na czerwony terenowy, gdzie jest sucho, płasko i lajtowo.



Dotarliśmy do Przełęczy Lewińskiej i tu ja zafundowałam atrakcję Ryjkowi. Co będziemy się opierdzielać? Na Grodziec marsz!!!!
W zabawie w chowanego na razie 1:0 dla nas, ale mroczne klimaty rodem z horrorów zagwarantowałam koledze.

A ponieważ sam nic nie widział, chciał znowu sprawić bym wczuła się w jego sytuację i postanowił wybić mi oczy:

Dobrze, że zwiałam. Dogonił mnie dopiero na Grodźcu - hihihi.


Na dół chciał sfrunąć - powiedziałam, że ok. ale dopiero gdy zatańczy breakdanca - no to próbował.

Po kolejnych próbach zlitowałam się nad kolegą i pozwoliłam na objazd z powrotem do Przełęczy. Ale to był chytry plan, bo pozornie bezproblemowa dwutorowa ścieżka kryła w sobie różne atrakcje, po których nasze rowery już nie wyglądały tak pięknie, jak na początku wycieczki. My zresztą też nie.
Zabawę w chowanego trzeba było przyspieszyć, bo niebo zaczęło zdradzać chęć wygranej. Więc pędem w dół do Dańczowa i Darnkowa, żeby szybciutko schronić się w lesie - na zielonym szlaku. Ryjosław zdradzał objawy nerwowe, więc "puściłam" go przodem, żeby zajął nam miejsce w budce na IMCE. Ja zachowałam kamienny spokój i tempem spacerowym wtoczyłam się na szczyt.
I tu odnieśliśmy kolejne zwycięstwo - ZDĄŻYLIŚMY PRZED DESZCZEM. Huraaaa - wygraliśmy. !! :)

No i deszcz się wkurzył, że przegrał i jaaak zaaacząąąłłłł napierdzielać, to postanowił nie kończyć. Jak go ugłaskać? Zafundować sobie kolejną atrakcję pt.: catering na IMKĘ. Zamawiasz i masz.


Choć właściwie mieliśmy się trzymać wersji, że wieźliśmy te atrakcje w plecaku. :)
Impreza się tak rozkręciła, że.....

taaa - spalmy tę budę.
Dymne znaki podziałały i w końcu niebo się poddało - pokazało łaskawsze oblicze i pozwoliło się ogrzać w swoich promieniach.

Pierwszy dzień lata przywitany z przytupem. Oj, ubawiłam się że hej. Wróciłam do domu brudna, z brudnym rowerem i bombowymi wspomnieniami na przyszłość. Dzięki Ryjku za te atrakcje.
Żebym i ja mogła doświadczyć tych wzruszeń, urządził nam zabawę w chowanego z deszczem. Najpierw chowaliśmy się na przystanku autobusowym. Potem pomknęliśmy kolejną atrakcją, której jeszcze nie znałam, czyli zielonym szlakiem na Leśną.
No ale co tam asfalt dla hardcorowców - ciśniemy na czerwony terenowy, gdzie jest sucho, płasko i lajtowo.
Dotarliśmy do Przełęczy Lewińskiej i tu ja zafundowałam atrakcję Ryjkowi. Co będziemy się opierdzielać? Na Grodziec marsz!!!!
W zabawie w chowanego na razie 1:0 dla nas, ale mroczne klimaty rodem z horrorów zagwarantowałam koledze.
A ponieważ sam nic nie widział, chciał znowu sprawić bym wczuła się w jego sytuację i postanowił wybić mi oczy:
Dobrze, że zwiałam. Dogonił mnie dopiero na Grodźcu - hihihi.
Na dół chciał sfrunąć - powiedziałam, że ok. ale dopiero gdy zatańczy breakdanca - no to próbował.
Po kolejnych próbach zlitowałam się nad kolegą i pozwoliłam na objazd z powrotem do Przełęczy. Ale to był chytry plan, bo pozornie bezproblemowa dwutorowa ścieżka kryła w sobie różne atrakcje, po których nasze rowery już nie wyglądały tak pięknie, jak na początku wycieczki. My zresztą też nie.
Zabawę w chowanego trzeba było przyspieszyć, bo niebo zaczęło zdradzać chęć wygranej. Więc pędem w dół do Dańczowa i Darnkowa, żeby szybciutko schronić się w lesie - na zielonym szlaku. Ryjosław zdradzał objawy nerwowe, więc "puściłam" go przodem, żeby zajął nam miejsce w budce na IMCE. Ja zachowałam kamienny spokój i tempem spacerowym wtoczyłam się na szczyt.
I tu odnieśliśmy kolejne zwycięstwo - ZDĄŻYLIŚMY PRZED DESZCZEM. Huraaaa - wygraliśmy. !! :)
No i deszcz się wkurzył, że przegrał i jaaak zaaacząąąłłłł napierdzielać, to postanowił nie kończyć. Jak go ugłaskać? Zafundować sobie kolejną atrakcję pt.: catering na IMKĘ. Zamawiasz i masz.
Choć właściwie mieliśmy się trzymać wersji, że wieźliśmy te atrakcje w plecaku. :)
Impreza się tak rozkręciła, że.....
taaa - spalmy tę budę.
Dymne znaki podziałały i w końcu niebo się poddało - pokazało łaskawsze oblicze i pozwoliło się ogrzać w swoich promieniach.
Pierwszy dzień lata przywitany z przytupem. Oj, ubawiłam się że hej. Wróciłam do domu brudna, z brudnym rowerem i bombowymi wspomnieniami na przyszłość. Dzięki Ryjku za te atrakcje.
Kategoria Bikestats, Góry Stołowe, Wzgórza Lewińskie
- DST 28.70km
- Teren 20.00km
- Czas 02:20
- VAVG 12.30km/h
- VMAX 42.00km/h
- Podjazdy 614m
- Aktywność Jazda na rowerze
Bożanovski Spicak dookoła i Ostra Góra
Niedziela, 14 czerwca 2015 · dodano: 28.06.2015 | Komentarze 0
Niedzielny wyjazd w teren.Na Lisią Przełęcz dotarliśmy mechanicznie i stąd tym razem start. Oczywiście niebieskim pod Szczelińcem i przez łąki pasterskie do Pasterki. Stamtąd na Bożanowski Spicak.

Spicak z ciut innej perspektywy

Ochraniacze są, więc można eksplorować żółty szlak do Pańskiego Krzyża. Faktycznie jest ciekawy.




No i właśnie tak mi szło od początku, jak na powyższym obrazku widać - tylko siedzieć i płakać. Przez to ja wróciłam do pasterki, a Bogdan pojechał jeszcze zaliczyć szybko telewizory - to nie był mój dzień i wolałam słuchać intuicji, niż znowu testować cierpliwość Czechów. Ale w Pasterce pojadłam, popiłam, odpoczęłam i poczekałam na Bodzia, a potem skierowaliśmy się w stronę Ostrej Góry. Piękny jest ten zjazd - naprawdę mi się podoba i naprawdę nie jest banalny. Tylko potem trzeba wrócić do Lisiej Przełęczy - ale wtedy ani 4 km asfaltu ani Zielona Droga się nie dłużą.

Kategoria Góry Stołowe, Broumovskie Steny
- DST 28.00km
- Teren 2.00km
- Czas 01:40
- VAVG 16.80km/h
- VMAX 41.20km/h
- Podjazdy 528m
- Sprzęt Canyon
- Aktywność Jazda na rowerze
Ognicho z Ryjkiem
Czwartek, 11 czerwca 2015 · dodano: 19.06.2015 | Komentarze 0
Przez kilka dni się umawialiśmy i nie mogliśmy się zgrać - przez paskudną pogodę. Ale w końcu się udało i spotkanie z Ryjkiem i Robertem nastąpiło w Karłowie. Nieoceniony Ryjek wynalazł miejscówkę i ognisko zapłonęło. A po jakimś czasie zapłonęły również nasze wszystkie odkryte części ciała. Jest moc w takich spotkaniach. Dzięki za nie.




Kategoria Bikestats, Góry Stołowe
- DST 24.25km
- Teren 12.00km
- Czas 02:08
- VAVG 11.37km/h
- VMAX 42.70km/h
- Podjazdy 664m
- Sprzęt Canyon
- Aktywność Jazda na rowerze
Lajtowo z Wojtkiem
Środa, 10 czerwca 2015 · dodano: 14.06.2015 | Komentarze 0
Pojechaliśmy sobie przez Miechy na Lelkową w Błędnych Skałach. Zapędziliśmy się aż po Skalniaka a miał być czerwony szlak.
Był, nawet go mijaliśmy, ale wydawało mi się, że to jeszcze za wcześnie, więc pogoniłam chłopaka do góry. A to miało być tam.
Powrót na właściwą drogę i zjazd czerwonym aż do Drogi Aleksandra minął nam w mgnienieniu oka. Oboje myśleliśmy o Machowskich Konicnach, ale na szczycie Bukowiny okazało się, że mamy rozbieżność w pomyśle na trasę. Ostatecznie moja wersja zjazdu wygrała i pomknęliśmy przez korzenie do Kocin, a potem przez mroczny las do Zavrchu.
Na rozdrożu spotkaliśmy dwóch Piotrków, trenujących przed wyścigiem.
Gadki, szmatki, fotki, a czas płynie.
W końcu trzeba się rozjechać w swoje strony, więc my skierowaliśmy się na singiel do Pstrążnej (niebieski szlak) i potem asfaltowo wróciliśmy sobie do domu.
A oto ekipka: czerwone Piotrki i czarny Wojtek.Był, nawet go mijaliśmy, ale wydawało mi się, że to jeszcze za wcześnie, więc pogoniłam chłopaka do góry. A to miało być tam.
Powrót na właściwą drogę i zjazd czerwonym aż do Drogi Aleksandra minął nam w mgnienieniu oka. Oboje myśleliśmy o Machowskich Konicnach, ale na szczycie Bukowiny okazało się, że mamy rozbieżność w pomyśle na trasę. Ostatecznie moja wersja zjazdu wygrała i pomknęliśmy przez korzenie do Kocin, a potem przez mroczny las do Zavrchu.
Na rozdrożu spotkaliśmy dwóch Piotrków, trenujących przed wyścigiem.
Gadki, szmatki, fotki, a czas płynie.
W końcu trzeba się rozjechać w swoje strony, więc my skierowaliśmy się na singiel do Pstrążnej (niebieski szlak) i potem asfaltowo wróciliśmy sobie do domu.
A mapkę kiedyś może dodam, jak nie zwariuję od próbowania jej wstawienia.
Kategoria Góry Stołowe
- DST 21.50km
- Teren 8.00km
- Czas 01:28
- VAVG 14.66km/h
- VMAX 41.20km/h
- Podjazdy 600m
- Sprzęt Canyon
- Aktywność Jazda na rowerze
Machovskie konciny z Wiktorem
Sobota, 6 czerwca 2015 · dodano: 19.06.2015 | Komentarze 0
Kolejna wycieczka z cyklu: rodzinka w komplecie.Dystans i stopień trudności dostosowany do Wiktora, co wcale nie znaczy, że prosty i lajtowy.
Tym razem na Bukowinę dostaliśmy się przez Jakubowice. Bardzo ciekawa alternatywa dla asfaltów.
Jeden podjazd za nami, pora na kolejny - tym razem trawersem i asfaltem na szczyt Bukowiny
Postanowiliśmy zafundować Młodemu terenowy zjazd i oczywiście ja miałam obawy, czy to dobry pomysł. Ale okazało się, że Wiciu zjechał do Machowskich Koncin przez singiel i korzenie na czerwonym szlaku tak, jakby to był asfalt, a ie trudny teren.
Na łąkach Wiktor rozpędził się do 55 km/h i przebił mnie o głowę. To dziecko nie zna strachu. :)
Potem kierunek na Zdarky - oczywiście terenem i powrót przez Małą Czermną.
Piękna pogoda była tego dnia, więc wszyscy na krótko. Wreszcie złapałam trochę słońca i opalenizny. Tak mało takich dni było do tej pory w tym roku.
Kategoria Góry Stołowe, rodzinka w komplecie
- DST 63.90km
- Teren 40.00km
- Czas 05:04
- VAVG 12.61km/h
- VMAX 43.80km/h
- Podjazdy 1376m
- Sprzęt Canyon
- Aktywność Jazda na rowerze
Objazd trasy wyścigu MTB Stolove Hory
Środa, 3 czerwca 2015 · dodano: 09.06.2015 | Komentarze 0
Planuję wystartować w wyścigu MTB Stolove Hory, ale najpierw chciałam sprawdzić, czy w ogóle dam radę to zrobić. Generalnie maratony to nie moja bajka, bo nie umiem się spiąć na początku, żeby nie zaliczać tyłów. Zanim się pozbieram, wszyscy już są dawno z przodu i mało kogo mogę dogonić.
Więc po co to robić?
Może dlatego, że to moje ukochane rejony, które znam i mam już trochę objeżdżone. A poza tym Czesi to naród wyluzowany i niespinający się niepotrzebnie, skoro nawet wiosną organizują sobie wyścigi na biegówkach, gdy po śniegu już dawno tylko wspomnienie zostało. Zabawa więc może być super.
Biorę wolne w pracy (środa), drukuję mapkę, Bogdan wgrywa tracka do garmina (dzięki Aniu M. za pomoc), pakujemy się i w drogę. Na trasę maratonu wbijamy się po 5 km, na ul. Kościuszki w Czermnej - czyli mostkiem w lewo na trawers w kierunku Bukowiny. Huraa wszystkie hopki po drodze podjechane.

Trasa jest naprawdę dobrze oznakowana, a w razie wątpliwości garmin to dość pomocne urządzenie w znalezieniu kierunku. Ale myślę, że na maratonie aż tak bardzo nie będzie potrzebny. Najpierw objeżdżamy część małej pętli, z racji tego, że nie wystartowaliśmy z Machova. Dopiero na końcu objazdu dojedziemy do Czartowskiego Kamienia, gdzie pętla się krzyżuje.
Na "małej pętli" przeważają takie drogi:




Są podjazdy mocniejsze i zjazdy ostrzejsze, bo gdzieś w końcu te 700 w pionie zrobić trzeba. Na przykład Machovskie Konciny są pod górę, a nie w dół, ale skoro podjechałam to na końcówce objazdu to tym bardziej powinnam sobie poradzić z nim na początku trasy.
W Machowie przystanek i znów wyluzowany naród czeski wykazał się "wyższością" nad zestresowanymi krajanami. Mieliśmy obawy, czy pod sklepem można wychylić browara i okazuje się, że nie tylko można, ale Pani w sklepie jeszcze schłodziła w lodówce jedno piwo, a w ogóle sklepie wisi przytwierdzony do ściany otwieracz do butelek, co by się nie męczyć zębami. Totalny luzik. Poza tym Bogdan wdał się w pogawędkę z Polako-Czechem pod sklepem i uzyskał całkiem przydatne informacje, np.: Knajpa "U Lindmana" jest na razie zamknięta i trochę to potrwa, bo trwa procedura zmiany najemcy lokalu.
No - posiedzieli, pogadali, to dalej - druga pętla czeka.
Cel: Machowski Krzyż i podjazd, którym miałam jechać pierwszy raz w życiu. No i oczywiście po 200 metrach tego podjazdu spadłam z roweru, czego Bogdan spodziewał się po mnie od samego początku. HIHIHI - nie zawiodłam oczekiwań. MASAKRA! Ale żeby nie było - walczyłam i ostatnie 200 metrów jednak wjechałm. A podjazd ma długość ok. 1 km.


Dalsza trasa jest mi już naprawdę dobrze znana: do żółtego szlaku przed Pasterką, potem w kierunku wodospadu Pośny, Karłów, Pasterka, Ostra Góra i Machov.
Zrobiliśmy też małą przerwę i zejście z trasy, bo mieliśmy ochotę na Magdalenę:




Choć i tutaj nowinka dla mnie się trafiła, bo do Pasterki zjazd odbywa się rzeką - była!!!! A zjazd na Owczą Górę? Po prostu przecudny. Ostatnio nim jechałam w zeszłym roku z Kubą i Arturem i wtedy wydawał mi się zabójczy. A dziś? Po raz kolejny stwierdzam, że Nerve jest stworzony do takich zjazdów.


Od Machova do góry przez łąki - mam nadzieję, ze Bogdan nie będzie się tak wylegiwał na maratonie, czyli leżał....:

... oglądał niebo ......

i strzelał do zajęcy:

... czekając na takich zawodników, jak ja - :)

Sumując: żałuję, że pierwsze 30 kilometrów nie prowadzi najpierw po Górach Stołowych, bo chyba jednak zdecyduję się własnie na ten dystans. Udowodniłam sobie, że 50 km też przejadę, ale mój czas przejazdu mnie na tyle blokuje, że nie chcę się wku....wiać na trasie, że wszyscy się już do domów rozejdą, a ja dalej będę jechać.
Chcę mieć fun, a nie orkę.
mapka - na razie nie mam innego pomysłu, niż ten, jak wklejać mapki, żeby je potem było widać?
Więc po co to robić?
Może dlatego, że to moje ukochane rejony, które znam i mam już trochę objeżdżone. A poza tym Czesi to naród wyluzowany i niespinający się niepotrzebnie, skoro nawet wiosną organizują sobie wyścigi na biegówkach, gdy po śniegu już dawno tylko wspomnienie zostało. Zabawa więc może być super.
Biorę wolne w pracy (środa), drukuję mapkę, Bogdan wgrywa tracka do garmina (dzięki Aniu M. za pomoc), pakujemy się i w drogę. Na trasę maratonu wbijamy się po 5 km, na ul. Kościuszki w Czermnej - czyli mostkiem w lewo na trawers w kierunku Bukowiny. Huraa wszystkie hopki po drodze podjechane.
Trasa jest naprawdę dobrze oznakowana, a w razie wątpliwości garmin to dość pomocne urządzenie w znalezieniu kierunku. Ale myślę, że na maratonie aż tak bardzo nie będzie potrzebny. Najpierw objeżdżamy część małej pętli, z racji tego, że nie wystartowaliśmy z Machova. Dopiero na końcu objazdu dojedziemy do Czartowskiego Kamienia, gdzie pętla się krzyżuje.
Na "małej pętli" przeważają takie drogi:
Są podjazdy mocniejsze i zjazdy ostrzejsze, bo gdzieś w końcu te 700 w pionie zrobić trzeba. Na przykład Machovskie Konciny są pod górę, a nie w dół, ale skoro podjechałam to na końcówce objazdu to tym bardziej powinnam sobie poradzić z nim na początku trasy.
W Machowie przystanek i znów wyluzowany naród czeski wykazał się "wyższością" nad zestresowanymi krajanami. Mieliśmy obawy, czy pod sklepem można wychylić browara i okazuje się, że nie tylko można, ale Pani w sklepie jeszcze schłodziła w lodówce jedno piwo, a w ogóle sklepie wisi przytwierdzony do ściany otwieracz do butelek, co by się nie męczyć zębami. Totalny luzik. Poza tym Bogdan wdał się w pogawędkę z Polako-Czechem pod sklepem i uzyskał całkiem przydatne informacje, np.: Knajpa "U Lindmana" jest na razie zamknięta i trochę to potrwa, bo trwa procedura zmiany najemcy lokalu.
No - posiedzieli, pogadali, to dalej - druga pętla czeka.
Cel: Machowski Krzyż i podjazd, którym miałam jechać pierwszy raz w życiu. No i oczywiście po 200 metrach tego podjazdu spadłam z roweru, czego Bogdan spodziewał się po mnie od samego początku. HIHIHI - nie zawiodłam oczekiwań. MASAKRA! Ale żeby nie było - walczyłam i ostatnie 200 metrów jednak wjechałm. A podjazd ma długość ok. 1 km.
Dalsza trasa jest mi już naprawdę dobrze znana: do żółtego szlaku przed Pasterką, potem w kierunku wodospadu Pośny, Karłów, Pasterka, Ostra Góra i Machov.
Zrobiliśmy też małą przerwę i zejście z trasy, bo mieliśmy ochotę na Magdalenę:
Choć i tutaj nowinka dla mnie się trafiła, bo do Pasterki zjazd odbywa się rzeką - była!!!! A zjazd na Owczą Górę? Po prostu przecudny. Ostatnio nim jechałam w zeszłym roku z Kubą i Arturem i wtedy wydawał mi się zabójczy. A dziś? Po raz kolejny stwierdzam, że Nerve jest stworzony do takich zjazdów.
Od Machova do góry przez łąki - mam nadzieję, ze Bogdan nie będzie się tak wylegiwał na maratonie, czyli leżał....:
... oglądał niebo ......
i strzelał do zajęcy:
... czekając na takich zawodników, jak ja - :)
Sumując: żałuję, że pierwsze 30 kilometrów nie prowadzi najpierw po Górach Stołowych, bo chyba jednak zdecyduję się własnie na ten dystans. Udowodniłam sobie, że 50 km też przejadę, ale mój czas przejazdu mnie na tyle blokuje, że nie chcę się wku....wiać na trasie, że wszyscy się już do domów rozejdą, a ja dalej będę jechać.
Chcę mieć fun, a nie orkę.
mapka - na razie nie mam innego pomysłu, niż ten, jak wklejać mapki, żeby je potem było widać?
Kategoria Broumovskie Steny, Góry Stołowe