Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi ankaj28 z miasteczka Kudowa-Zdrój. Mam przejechane 14780.59 kilometrów w tym 5565.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 11.13 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

2013 r.:
button stats bikestats.pl
2014 r.:
button stats bikestats.pl
2015 r.:
button stats bikestats.pl
2016 r.:
baton rowerowy bikestats.pl

Dzienne odwiedziny bloga:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy ankaj28.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2015

Dystans całkowity:280.00 km (w terenie 220.00 km; 78.57%)
Czas w ruchu:25:55
Średnia prędkość:9.76 km/h
Maksymalna prędkość:250.00 km/h
Suma podjazdów:6470 m
Liczba aktywności:11
Średnio na aktywność:25.45 km i 2h 35m
Więcej statystyk
  • DST 37.00km
  • Teren 17.00km
  • Czas 03:50
  • VAVG 9.65km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Podjazdy 1100m
  • Sprzęt Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Finale Ligure Dzień 1: czyli jak przeżyć na "łatwiźnie"

Niedziela, 4 października 2015 · dodano: 17.10.2015 | Komentarze 1

Pierwszy dzień to rozjazd, zapoznanie z topografią miasta oraz ekipą rozlokowaną na campingu.
Niedziela.

Jeszcze trwały zawody Enduro World Series 2015, więc "endurowcy" byli po prostu wszędzie, opanowali cało miasto. Nazwiska znane w tym środowisku padały co chwila i ekipa była podekscytowana tym, kogo widzieli. Jeszcze rok temu nie ogarniałam samego pojęcia enduro, a co dopiero całą resztę, ale nawet ja wiem, kto to jest Tracy Moseley czy Fabien Barell. Więc nic dziwnego, że cieszyli się z tego, że mają ich na wyciągnięcie ręki.

Stąd też pomysł Diabła, żeby poranne jazdy odbywały się odcinkami OS-ów z zawodów.
Mów mi jeszcze. Jestem za !!! Super !!!!
Oj, naiwna, nieświadoma tego, co cię czeka niewiasto !!!!!!

Na początek Wojtek zaproponował  DH WOMEN !! Nie byl to odcinek EWS-u, ale zapowiedź była: lajtowy !!!!!
I był, ale podjazd !!!!
Zjazd to była ciężka robota, przecudna, ale cholernie ciężka.


Dojazd na szczyt miał łącznie około 5 kilosów - częściowo po asfalcie, częściowo w terenie. Banalny to ten podjazd nie był, ale Wiktor poradził sobie z nim rewelacyjnie. Nawet zebrał pochwały od chłopaków, którzy generalnie byli zdziwieni, że ma TYLKO 12 lat i tak sobie świetnie radzi. Zadziwił ich potem jeszcze nie raz.
Po drodze zatrzymaliśmy się w przeuroczym miejscu, gdzie winogrona rosły na wyciągnięcie ręki i były przepyszne.


Na szczycie opadła mi szczęka.
Najpierw z powodu przecudnego, przepięknego i zachwycającego widoku, rozciągającego się przed nami......



..... a zaraz potem z przerażenia, CZYM WŁAŚNIE MAMY ZJEŻDŻAĆ !!!


Jak to było łatwe, to niech go cholera weźmie. :):):)
I proszę nie wymagać ode mnie fachowego opisu tej trasy, bo ja pojęć enduro nie ogarniam. Dla mnie było ekstremalnie:  bardzo wąsko, kamieniście, z przepaścią z jednej strony i stromym stokiem z drugiej strony. Momentami można było mieć wrażenie, że ścieżka się kończy, a ja zaraz spadnę w przepaść, a okazywało się, że w tym miejscu jest tak ciasny zakręt i do tego kamienisty uskok (czyli agrafka z dropem ?????), że szczęka spadała po raz kolejny. I tak sobie trawersowała trasa na dół - do morza.
Jednocześnie było tak pięknie, że aż zatykało. Zjeżdżać z góry i widzieć przed sobą morze, rozciągające się aż po horyzont, to naprawdę niesamowite wrażenie. I tego na pewno nie zapomnę długo.


Gdzieś po drodze Wiktor zalicza swoją glebę na kamienistej rynnie, ale nie ze swojej winy - wypiął mu się zacisk. To potem zresztą przytrafiło się jeszcze raz. Ja swoich gleb nawet nie liczę, poza jedną - zaliczoną w dniu następnym. Ale ponieważ "twardym trzeba być, nie miętkim", to nie ma się co nad upadkami rozczulać, tylko pamiętać, jak było wspaniale mieć możliwość znaleźć się w takim miejscu i spróbować zjechać kawałkiem nieba, piekielnie trudnego.

I uzyskać pierwsze rady od coacha: moja pozycja na rowerze powinna ulec zmianie, powinnam bardziej stać nad siodełkiem a nie za nim, to pozwoli lepiej kontrolować rower. Wystawiając się za siodło, wyciągam jednocześnie za bardzo ręce i też zmniejszam kontrolę. Poza tym podstawowa rzecz: ciężar ciała spoczywa wtedy na udach i po niedługim czasie odczuwam to, jako piekący ból. Stojąc i dociskając pięty do dołu automatycznie przesunę się nad mostek kierownicy, a ręce w łokciach zegnę niemal automatycznie.

I tak powinno to wyglądać.
Proste i oczywiste, nie?
Taaaa, tylko to jeszcze trzeba zrobić.
Pierwsze próby zmiany podjęłam na asfaltowym zjeździe do morza, bo walcząc o przeżycie nie da się jednak myśleć o pozycji, ustawia się wtedy człowiek automatycznie w pozycji dającej dotychczas poczucie bezpieczeństwa.

Dotarliśmy w nagrodę nad morze i to była jedyna nasza wizyta na plaży podczas całego pobytu. Ależ było cudnie. :):)



A po przerwie Wiktor został na kwaterze, Karolina pojechała szukać spinki do łańcucha, a reszta  pojechała na popołudniową jazdę. I tym sposobem po trzęsieniu ziemi, nazwanego przez Diabła łatwizną, nastąpiła trąba powietrzna. Po kolejnym fajnym podjeździe, z przerwami na miejscówki takie, jak ta poniżej, pojechaliśmy w dół, gdzieś po drodze zaliczając OS2 zawodów EWS.

Gdzie ja oczywiście nie przegapiłam okazji do tego, żeby się zgubić, czym wprawiłam Bogdana w przecudny nastrój, pełen miłości i ciepła. :))





  • Sprzęt Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze

Finale Ligure - ogółem

Sobota, 3 października 2015 · dodano: 12.10.2015 | Komentarze 1

ORGANIZATOR OBOZU:
Totalbikes.  Wojtek "Diabeł" Koniuszewski.
Wszystko, co zaoferował na swojej stronie odnośnie organizacji obozu odbyło się dokładnie tak, jak to zostało opisane.
Polecam, polecam i jeszcze raz polecam. Zwłaszcza osobisty kontakt z "Diabłem", jeśli ktoś chce się nauczyć lub poprawić w jeździe enduro. Niesamowicie ciepły, sympatyczny i kompetentny człowiek, wzbudzający zaufanie już przy pierwszym kontakcie. A przede wszystkim obdarzony darem nauczania, co myślę, nie zdarza się tak znowu często. Nie krytykuje, tylko obserwuje i doradza.

CZAS  AKCJI:
Wyjazd: 03.10.2015 r. sobota 6.00 rano z Wrocławia.
Powrót: 11.10.2015 r. niedziela tydzień później.

UCZESTNICY:
No oczywiście my.

Poza tym:
Karolina i Michał

Kamil "Młynek"

Kris

"Wyspa" i Maciek

Robert (z prawej)

Piotrek (w środku) i Artur (tyłem)

A nawet przez moment "Vasco", który kończył pobyt z poprzedniego turnusu

O Wojtku oczywiście nie zapominamy:

MIEJSCE   AKCJI:
Nasza miejscówka to trzy miejscowości: Finale Marina, Finale Pia i Finale Borgo, połączone w jedną gminę: Finale Ligure.
Z jednej strony Morze Śródziemne, z drugiej Alpy Nadmorskie. I to właśnie one nas tu przywiodły.



Finale Borgo jest częścią środkową miasta i właśnie tutaj znajdował się nasz apartament.
Miejsce jest naprawdę przepiękne i urzekające, a mieliśmy okazję zobaczyć jeszcze okoliczne Noli, Calice Figure czy Orco Feglino. Widoki ze szczytów po prostu powalały.






PRZEBIEG AKCJI:
Rano śniadanie i wyjazd o własnych siłach na rowerze, na odcinki tegorocznych zawodów z cyklu: Enduro World Series. Po południu wyjazd busem w okolice Finale i zjazdy bardzo zróżnicowanymi szlakami. Kolacja wieczorem, a posiłki przygotowywane przez Wojtka znikały w mgnieniu oka. W przerwach między wyjazdami wpadaliśmy na pizzę i lody do knajpek na Rynku. Cudnie było.


To tyle ogółu.
Dni wyglądały podobnie, jeśli chodzi o organizację.
Pogoda dopisywała przez cały pobyt.
Ludzie byli nowi, ciekawi i wkręceni w enduro na totalnego maksa.

A trasy? Hmmm, o nich później.