Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi ankaj28 z miasteczka Kudowa-Zdrój. Mam przejechane 14664.11 kilometrów w tym 5565.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 11.12 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

2013 r.:
button stats bikestats.pl
2014 r.:
button stats bikestats.pl
2015 r.:
button stats bikestats.pl
2016 r.:
baton rowerowy bikestats.pl

Dzienne odwiedziny bloga:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy ankaj28.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Wzgórza Lewińskie

Dystans całkowity:628.45 km (w terenie 288.00 km; 45.83%)
Czas w ruchu:47:39
Średnia prędkość:13.19 km/h
Maksymalna prędkość:60.00 km/h
Suma podjazdów:13257 m
Maks. tętno maksymalne:172 (95 %)
Maks. tętno średnie:139 (77 %)
Suma kalorii:2647 kcal
Liczba aktywności:17
Średnio na aktywność:36.97 km i 2h 48m
Więcej statystyk
  • DST 22.20km
  • Teren 7.00km
  • Czas 01:38
  • VAVG 13.59km/h
  • VMAX 35.30km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 380m
  • Sprzęt Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wzgórza Lewińskie, czyli szycie w wydaniu Ani

Środa, 22 kwietnia 2015 · dodano: 22.04.2015 | Komentarze 1

Postanowiłam dzisiaj pojechać w stronę Lewina, planowałam przejazd przez Borową i nawet do pewnego momentu trzymałam się tego planu. Tak więc dotarłam do Lewina przez terenowy Jeleniów wzdłuż krajowej ósemki, na którym grama błota nie było. To nie jest częsty widok i wreszcie wiem, jak wygląda tam dróżka. Nawet pod wiaduktem było suchuteńko. W Lewinie obrałam kierunek na Kocioł i Taszów.

Po ok. 3 km dotarłam do rozdroża, na które prawdę mówiąc w ogóle wcześniej nie zwracałam uwagi. Pewnie dlatego, że zwykle przy końcówce podjazdu miałam tak dość, że już tylko zjazdu wypatrywałam. A tu takie rozdroże mi się objawiło. 

No i diabeł mnie podkusił. Doszłam do wniosku, że nigdy drogą w prawo nie jechałam. Zajrzałam więc do garmina i ..... zaczęłam szyć.
Na drzewie widziałam tylko oznaczenie zielonego szlaku, który bladego pojęcia nie mam dokąd prowadził, ale skoro garmin pokazuje, że jest tu jakaś ścieżka, więc czemu nie? 

Sweetfocia musi być - zawsze chciałam mieć takie nogi, więc w końcu mam - proszę :):)

Rozdroża były co chwila, więc zabawa z garminem też. Odruchowo kierowałam się za każdym razem w lewo, zastanawiając się gdzie właściwie wyjadę. Przejazd przez łąki wzdłuż czyjegoś prywatnego terenu (ogrodzonego i oznakowanego) okazał się bardzo urokliwy i niezbyt męczący. Szlak po drodze się gdzieś zgubił, ale nagle dotarłam do lasu i kolejnego oznaczenia zielonego szlaku. Ufff, czyli się nie zgubiłam.

Grodziec - tam byłam przedwczoraj.

I nagle oczom mym ukazał się ZJAZD!!!!!   WOOOOOW!. Dalej nie wiedziałam, gdzie jestem, no ale jak nie zjechać taką drogą? Spore nachylenie i gdybym miała tą drogę, jako wjazd, to chyba porównałabym ją do podjazdu z Ameriki. Gdyby było mokro, to nie byłoby tak lajtowo, bo przypuszczalnie błoto i roztopy zrobiłyby z tego zjazdu hardcor. Na szczęście było sucho.

Ostatecznie wylądowałam na jakiejś łące i po oględzinach terenu doszłam do wniosku, że jestem z drugiej strony Lewina. No fajnie - nie taki był plan, ale też zrobiło się ciekawie. 

Kolejny kierunek? Oczywiście w lewo. Sądząc po przekaźniku, dotarłam do Jarkowa. Dalej to już pomknęłam do E-8 i asfaltem wróciłam do domu. 

Spodobało mi się takie odkrywanie nowych ścieżek. Pewnie inni (czyt. Cerber) odkryli ją już dawno temu, ale ja jechałam tędy pierwszy raz w życiu - a tak niedaleko od domu. Nie było ciężkich zjazdów, trudnego terenu, czy innego wariactwa. A jakże fajna traska mi się trafiła.

https://connect.garmin.com/activity/753946304





  • DST 28.00km
  • Teren 13.00km
  • Czas 02:13
  • VAVG 12.63km/h
  • VMAX 42.20km/h
  • Podjazdy 630m
  • Sprzęt Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Grodziec-Jeleń-Lewin-Kudowa

Poniedziałek, 20 kwietnia 2015 · dodano: 21.04.2015 | Komentarze 2

Dzisiejsza trasa miała być uspokojeniem zmęczonych mięśni po wyrypce z dnia poprzedniego. Bogdan rzucił pomysł na Grodziec. W sumie czemu nie. Ostatnio przecież nie wyszło. Ponieważ nie chciałam kombinować z jakimiś objazdami terenowymi, więc pojechaliśmy najkrótszą drogą do Jeleniowa. Co wcale nie znaczy,że zupełnie tą samą: odcinek od szczytu ul.Słonecznej do rozlewni wód przecięliśmy terenem, płosząc przy tym stadko sarenek. Potem też nie skręciliśmy jak zwykle w drogę szutrową zaraz za skrzyżowaniem, tylko podjechaliśmy wyżej do czerwonego szlaku, gdzie zaczął się podjazd: z 450 na 800.
Nielekko.
Nie za szybko.
Jadąc i idąc.
I oczywiście mówię za siebie, bo Bogdan to wszystko wjechał i nie miał z tym najmniejszego problemu.

Widoczność w tym dniu była wyjątkowa, skoro dojrzeliśmy nawet Karkonosze:


Lans też musi czasem być. :)
Podjazdy to nie jest moja ulubiona czynność rowerowa. Staram się i przełamuję, ale nie mam parcia, żeby podjechać za wszelką cenę każdą hopkę. Bogdanowi sprawia to coraz większą frajdę i widzę, że go cieszy każde zdobycie cięższej hopy, a ja? Ja jadę, ale żeby ze mnie buhał entuzjazm, to bym nie powiedziała.
Grodziec zdobyty. Można zacząć jazdę.

Przed właściwym zjazdem, który był naszym dzisiejszym celem, Bogdan mierzy się jeszcze kilkukrotnie z powalonym pniem i w  końcu wychodzi. Ten odcinek ma jakieś 500 m, ale jest rewelacyjny do pokonywania lęku wysokości, bo stromizna jest na nim nieziemska. Pamiętam do dziś swój pierwszy zjazd tym odcinkiem i adrenalinę, która aż mi uszami wychodziła. Tym razem takiego woooow nie było, ale też nie do końca go zjechałam. Gdzieś w połowie drogi mnie zniosło i zaliczyłam bliskie spotkania z powalonym drzewem. Ale potraktowałam to lajtowo i uparłam się, że wsiądę na rower na takim nachyleniu i zjadę go do końca. Uffff - udało się!!!! Zaczynam łapać o co w tym chodzi i zaliczam wreszcie początki końca strachów w tym temacie.

Homole, a niedługo później Zielone Ludowe i podjazd do Jelenia.



Z Jelenia terenowy zjazd do Zimnych Wód i już asfaltem powrót do Kudowy przez Lewin i E-8.



  • DST 47.70km
  • Teren 20.00km
  • Czas 03:27
  • VAVG 13.83km/h
  • VMAX 41.50km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Podjazdy 1000m
  • Sprzęt Lycan
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Zjazd z Grodźca, czyli mój lucky day :)

Sobota, 11 października 2014 · dodano: 11.10.2014 | Komentarze 6

Mój szczęśliwy dzień zaczął się od tego, że Bogdan był bardzo zmęczony swoją wielką wyprawą z dnia poprzedniego. Tak mu się chciało i nie chciało jechać, w końcu pogoda go ostatecznie przekonała, że warto się ruszyć z domu. Jego zmęczenie paradoksalnie bardzo pozytywnie wpłynęło na mnie, bo gdy on się powoli regenerował, ja zaczęłam się zbierać w sobie i w tym dniu rowerowo wyszło mi po prostu wszystko.
Pierwszą taką rzeczą był wjazd z ulicy na  mostek, prowadzący na "szlak" do Pstrążnej bez zatrzymywania i podjechanie pierwszej hopki, aż do wypłaszczenia.  Do tej pory mi się to nie udawało, ale tak bardziej z niechciejstwa, niż żeby to było trudne. Pomyślałam sobie w tym momencie, że jak tu dałam radę, to może dzisiaj będzie dobry dzień i wjadę wszędzie, gdzie tylko  Bogdan mnie zaprowadzi.

Drugim prezentem było zabranie przez Bodzia aparatu - na jazdę wokół komina najczęściej szkoda mu czasu i zawracania gitary setnym zdjęciem w tym samym miejscu. Ale na tym trawersie i o tej porze roku nie mógł sobie odmówić i całe szczęście.


I znowu podjechałam aż pod szlaban, a ten podjaździk jest w sumie trochę wredny, bo ostry i kamienisty. Potem podjechałam też wszystko do szlabanu , prowadzącego na Drogę Aleksandra. Bez specjalnej spinki, swoim tempem, ale dałam radę.



Trzeci prezent tego dnia, to wyjątkowa opiekuńczość Bogdana - nie odjeżdżał, nie gonił, pilnował i zachęcał do podjazdów, nie pohukiwał i chwalił, gdy wyszło mi coś trudniejszego. Po prostu, jak nie on, ale taki on spowodował, że to była jedna z najlepszych do tej pory wycieczek w dwójkę. Na Lelkowej umówiliśmy się, że tym razem ja zrobię mu fotki ze zjazdu po kamolach, ale wyszło nawet lepiej, bo nagrał się mały filmik. Tego miejsca na niebieskim i tym razem nie miałam zamiaru zjeżdżać, bo coś przecież trzeba zostawić na następny sezon, więc bardzo się cieszę, że mogłam się zatrzymać i nagrać jego zjazd.

Po dotarciu do Karłowa pętaliśmy się chwilę bez celu, bo Bodzia znowu dopadło chciejstwo-niechciejstwo pt.: chce mi się czy nie chce mi się piwa? Ostatecznie zatrzymaliśmy się na kufelka. Zastanawialiśmy się przy tym w którym kierunku dalej jechać i zdecydowaliśmy, że jak przejedziemy sawannę, to zobaczymy, co dalej. A dalej był mroczny las....



... oraz Kulin i  Grodziec. Bogdan stwierdził, że spróbujemy na niego wjechać i on nie oczekuje, że tam wjadę, ale on ma ochotę i poczeka na górze. I chyba ten brak ciśnienia spowodował, że WJECHAŁAM pod samą przełęcz pod Grodźcem!!!!! Na końcu podjazdu szutrowo-kamiennego nie dałam rady jednak okazać swej radości z tego powodu, bo prawie zeszłam z tego świata i ciemność miałam przez chwilę przed oczami. A byliśmy w połowie drogi do przekaźnika na szczycie. Tyle, że tym razem Bogdan wybrał podjazd, którym sam do tej pory nie jechał. I dobrze, bo mimo, że też nie był prosty, to jednak łagodniejszy niż ten z prawej strony przełęczy. I znowu wjechałam aż na sam szczyt, bez zatrzymywania i prowadzenia roweru. Coś niesamowitego i nawet prędkość podjeżdżania nie miała dla mnie żadnego znaczenia (5-7 km/h hmm...), najważniejsze było, że wjechałam. 

Jak już tam dotarłam to czułam, po prostu wiedziałam, że tym razem się nie poddam i pokonam wreszcie ten zjazd. I znowu Bodzio dodał mi woli walki i wlał we mnie wiarę w to, że naprawdę dam radę !!!

I  UDAŁO  SIĘ - ZJECHAŁAM  WSZYSTKO, PO PROSTU WSZYSTKO !!!!!  Na dole trzęsły mi się nogi, serce waliło jak oszalałe i aż sobie pokrzyczałam z naprawdę przeogromnej, kosmicznej wręcz radości. Nie wiem, czy czasem to nie był mój największy akt odwagi do tej pory i komu go zawdzięczam? Wielkie dzięki i buziaki za to Bodzio. :):)

Z tej radości wcale nie czułam zmęczenia i propozycję powrotu do domu przez Kozia Halę - od Jelenia za Jodłą przyjęłam ze sporym entuzjazmem. Na podjeździe oczywiście zaczęło wychodzić zmęczenie, ale potem był zjazd do Lewina i znowu radość jazdy wzięła górę. Nawet na krajowej ósemce Bodzio wziął mnie pod swoje skrzydła, kazał wsiąść sobie na koło i z prędkością 30-35 km/h doprowadził nas do Kudowy.

A jak piszę ten wpis to właśnie zakończył się mecz Polaków z Niemcami historycznym zwycięstwem 2:0 dla naszych :)  No i jak tu nie uznać, że to był szczęśliwy dzień. Pierwszy od naprawdę dłuuugiego czasu.



  • DST 42.80km
  • Teren 20.00km
  • Czas 03:00
  • VAVG 14.27km/h
  • VMAX 37.80km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Podjazdy 900m
  • Sprzęt Lycan
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Taszów-Iraszkowa-Kudowa

Środa, 27 sierpnia 2014 · dodano: 14.09.2014 | Komentarze 0

Statystyka






  • DST 38.00km
  • Teren 15.00km
  • Czas 02:50
  • VAVG 13.41km/h
  • VMAX 37.80km/h
  • Podjazdy 800m
  • Sprzęt Lycan
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Taszów - Iraszkowa - Nachod

Czwartek, 26 czerwca 2014 · dodano: 27.06.2014 | Komentarze 0

Zachciało mi się zmieniać ustawienia kierownicy w rowerze, więc ją  obniżył Bogdan o jedną obrączkę . Miało być bardziej sportowo i profesjonalnie. :) Upss.

Kierunek: najpierw do Zakrętu Śmierci i za szlabanem w prawo w teren na Jerzykowice, żeby sprawdzić nowy kawałeczek drogi. Na podjeździe jechało się całkiem fajnie, nie zmieniałam nawet położenia siodełka. Dopiero na zjeździe zaczęłam odczuwać różnicę w wysokości kierownicy. Okazuje się, że nawet 1 cm w wysokości robi różnicę. Cały czas miałam wrażenie, że zaraz przelecę przez kierownicę, niestabilnie i niepewnie mi się hamowało i miałam wrażenie, że to rower panuje nade mną, a nie odwrotnie. Postanowiłam, że jeżeli do końca trasy to wrażenie się nie zmieni, to wracam do poprzedniego ustawienia i nie interesuje mnie, czy to jest czy nie jest profesjonalne. Rower ma być dla mnie, a nie ja dla niego.

I się jednak nie zmieniło, wręcz kręciło mi się w głowie, od innej pozycji  nad kierownicą i zaczęły mnie boleć plecy. Żeby sobie poprawić komfort jazdy zaczęłam choć siodełkiem sterować - też bez sensu, bo nogi oczywiście się od razu zbuntowały. Tak więc wrócę do poprzedniego ustawienia, bo naprawdę kompletnie nie ma sensu się męczyć, może i bym się przyzwyczaiła do nowej pozycji, tylko właściwie po co poprawiać coś, co dobrze funkcjonowało? No ale, żeby nie było: spróbowałam.

I kilka fotek z wypadu.
Jerzykowice

Bogdan wskoczył na starego dobrego KTM-a i ..... kierownica za wąska. Do lepszego jednak człowiek bardzo szybko się przyzwyczaja,

Widok na Orlickie Hory - tam powinniśmy pomykać w niedzielę:

Ładniutki jestem, co? :)

Niebieski szlak od Pekla

Tym razem na piwko do Iraszkowej Chaty nie wpadliśmy, bo już było zamknięte, a szkoda :(

I takie widoczki na trasie się trafiają - widok na Nachod - Granicę - Szczeliniec (na samym końcu po środku zdjęcia)


Dla swego własnego pocieszenia zaznaczę sobie jeszcze, że zjechałam wreszcie odcinek korzenny niebieskim szlakiem nad Nachodem. Ci co tam byli wiedzą, jakim:





  • DST 31.35km
  • Teren 15.00km
  • Czas 02:20
  • VAVG 13.44km/h
  • VMAX 43.60km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • HRmax 172 ( 95%)
  • HRavg 139 ( 77%)
  • Kalorie 1310kcal
  • Podjazdy 700m
  • Sprzęt Lycan
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Grodziec - Lewin - Kudowa

Czwartek, 22 maja 2014 · dodano: 22.05.2014 | Komentarze 3

Słonecznie, pięknie, grzech takiej pogody nie wykorzystać. Cel główny: przekaźnik na Grodźcu i zmęczenie ile się da. Plan zakładał zdecydowanie dłuższą trasę, ale jak zwykle życie (czyli ja) zweryfikowało te plany. Trener uprzedzał co prawda, że podjazdy strome będą, ale że aż tak to nie. Ale co sobie do ... nóg dałam to moje, choć dla zachęty Bogdan postanowił wypożyczyć z pewnej łąki motywatora: 
Motywator
Wierzbowe witki poganiacza to jest to, co trenerzy kochają najbardziej, choć nie wszyscy stosują (a może piłkarscy powinni?)
Najpierw było ładnie przez łąki czerwonym szlakiem.....,
Łąki na czerwonym szlaku
Razem
potem było klimatycznie przez las,
Nowa torebka zamiast plecaka
Przy okazji następuje prezentacja nowej torebki na pas, zamiast plecaka. Sprawdziła mi się, rewelka: plecy mam suche, nie muszę zakładać koszulki rowerowej z kieszeniami, mieści się w niej całkiem sporo (mała woda 0,3l, telefon, klucze, koszulka z długim rękawem, woda utleniona, okulary, chusteczki i dalej jest miejsce) i na letnie wypady blisko domu będzie niezastąpiona.
Krasnoludek w lesie
Krasnoludek w lesie napotkany przypadkowo :)
Następnie odpoczynek pod przekaźnikiem.
Odpoczynek na Grodźcu
Potem były zjazdy.
Początkowo próbowałam zjeżdżać, ale pewne krzaki wyglądały tak zachęcająco, że postanowiłam sprawdzić ich miękkość, wykładając na nich siebie i rower. Bogdan ze śmiechu się niemal przewracał, więc nawet nie zafocił tegoż faktu, choć dawałam mu szansę nie mogąc się wygrzebać z gałęzi. Patrząc na dalszą trasę w dół odezwały się jednak moje demony wysokościowe i zastosowałam metodę Ryjkową - szybki bieg z rowerem na dół.

Ale Bodzio do strachliwych nie należy, więc oczywiście spłynął ku fotografowi płynnie, aby fotograf mógł przećwiczyć zdjęcia seryjne.
Bodzio zjeżdża
Po drodze krzaki i błotniste, wstrętne, zdradliwe kałuże próbowały nas zatrzymać i załamać, ale się nie daliśmy. Za to wreszcie przypominaliśmy prawdziwych mtb-owców.
Ja też - a potem
Ja też - a potem.......
Błoto
Jeszcze odwiedziny jakiegoś Jelenia przy skrzydlatych wojskowych pod Zieleńcem i zjazd (super, ale trener krzyczał, że za wolno). Po dojechaniu fajną szutrowo-kamienistą drogą prawie do Kotła, odbiliśmy na Jerzykowice Małe - ale masakra podjazd, na którym rower mi dęba niemal stawał - i stamtąd do Lewina. Powrót trochę terenowo, trochę przez E8.

Nie powiem, ja się zmęczyłam, funduję jutro sobie i Lycankowi odnowę biologiczno-mechaniczną. :) W końcu trzeba zebrać siły przed sobotą.





  • DST 25.60km
  • Teren 8.00km
  • Czas 02:23
  • VAVG 10.74km/h
  • VMAX 35.60km/h
  • Kalorie 1337kcal
  • Podjazdy 530m
  • Sprzęt Lycan
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Taszów-Jarków

Piątek, 1 listopada 2013 · dodano: 01.11.2013 | Komentarze 0

Takie szybkie pitu pitu dookoła Lewina.
/11873032