Info
Więcej o mnie.
2013 r.:

2014 r.:

2015 r.:

2016 r.:

Dzienne odwiedziny bloga:
Kategorie bloga
- asfalt nie musi być nudny
17 - babskie wypady
7 - Beskidy
6 - BIEGANIE
12 - Biegówki
2 - Bikestats
47 - Broumovskie Steny
24 - Dolni Morawa
2 - FINALE LIGURE/WŁOCHY
7 - Góra Parkowa
13 - Góry Bardzkie
4 - Góry Bialskie
2 - Góry Bystrzyckie
14 - Góry Izerskie
2 - Góry Kamienne
2 - Góry Orlickie
49 - Góry Sowie
6 - Góry Stołowe
122 - Góry Suche
3 - Góry Złote
2 - Jeseniki
5 - Karkonosze
2 - KOUTY
2 - Lipovske Stezky
1 - Maratony
5 - Masyw Ślęży
4 - Pieniny
2 - Podgórze Karkonoszy
5 - rodzinka w komplecie
24 - ROLKI
0 - Rudawy Janowickie
1 - Rychleby
7 - Śnieznicki PK
7 - Srebrna Góra
24 - strefa mtb
24 - Tatry
3 - Treking
7 - Trening
71 - Trutnov Trails
9 - tv i uskok - razem lub osobno
12 - W pojedynkę
59 - Wyścigi
4 - Wzgórza Lewińskie
17
Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2025, Kwiecień7 - 0
- 2025, Marzec13 - 0
- 2025, Styczeń4 - 0
- 2024, Grudzień3 - 0
- 2024, Listopad1 - 0
- 2024, Październik6 - 0
- 2024, Wrzesień8 - 0
- 2024, Sierpień9 - 0
- 2024, Lipiec10 - 0
- 2024, Czerwiec12 - 0
- 2024, Maj8 - 0
- 2024, Kwiecień5 - 0
- 2024, Marzec4 - 0
- 2024, Luty6 - 0
- 2024, Styczeń1 - 0
- 2023, Grudzień3 - 0
- 2023, Listopad3 - 0
- 2023, Październik8 - 0
- 2023, Wrzesień7 - 0
- 2023, Sierpień10 - 0
- 2023, Lipiec17 - 0
- 2023, Czerwiec13 - 0
- 2023, Maj10 - 0
- 2023, Kwiecień4 - 0
- 2023, Marzec3 - 0
- 2023, Luty4 - 0
- 2023, Styczeń1 - 0
- 2022, Październik6 - 0
- 2022, Wrzesień2 - 0
- 2022, Sierpień9 - 0
- 2022, Lipiec18 - 0
- 2022, Czerwiec16 - 0
- 2022, Maj15 - 0
- 2022, Kwiecień12 - 0
- 2022, Marzec6 - 0
- 2022, Luty5 - 0
- 2022, Styczeń6 - 0
- 2021, Grudzień4 - 0
- 2021, Listopad2 - 0
- 2021, Październik7 - 0
- 2021, Wrzesień3 - 0
- 2021, Sierpień1 - 0
- 2016, Listopad1 - 0
- 2016, Październik4 - 0
- 2016, Wrzesień10 - 0
- 2016, Sierpień14 - 1
- 2016, Lipiec18 - 4
- 2016, Czerwiec17 - 0
- 2016, Maj16 - 1
- 2016, Kwiecień12 - 1
- 2016, Marzec4 - 2
- 2016, Luty3 - 1
- 2016, Styczeń1 - 0
- 2015, Grudzień2 - 1
- 2015, Listopad5 - 1
- 2015, Październik12 - 5
- 2015, Wrzesień7 - 6
- 2015, Sierpień14 - 20
- 2015, Lipiec17 - 7
- 2015, Czerwiec16 - 8
- 2015, Maj14 - 21
- 2015, Kwiecień15 - 28
- 2015, Marzec11 - 30
- 2015, Styczeń1 - 4
- 2014, Listopad6 - 24
- 2014, Październik8 - 23
- 2014, Wrzesień11 - 11
- 2014, Sierpień14 - 16
- 2014, Lipiec16 - 13
- 2014, Czerwiec16 - 44
- 2014, Maj15 - 59
- 2014, Kwiecień12 - 48
- 2014, Marzec6 - 21
- 2014, Luty1 - 7
- 2014, Styczeń3 - 11
- 2013, Grudzień3 - 13
- 2013, Listopad4 - 14
- 2013, Październik9 - 21
Wpisy archiwalne w kategorii
W pojedynkę
Dystans całkowity: | 1232.77 km (w terenie 426.50 km; 34.60%) |
Czas w ruchu: | 90:17 |
Średnia prędkość: | 13.65 km/h |
Maksymalna prędkość: | 60.00 km/h |
Suma podjazdów: | 25603 m |
Maks. tętno maksymalne: | 174 (96 %) |
Maks. tętno średnie: | 172 (95 %) |
Suma kalorii: | 5179 kcal |
Liczba aktywności: | 59 |
Średnio na aktywność: | 20.89 km i 1h 31m |
Więcej statystyk |
- DST 23.30km
- Teren 8.00km
- Czas 01:47
- VAVG 13.07km/h
- VMAX 45.00km/h
- Podjazdy 550m
- Aktywność Jazda na rowerze
Zmiana planów w najlepszym momencie trasy
Piątek, 4 września 2015 · dodano: 06.09.2015 | Komentarze 2
Miała być oczywista oczywistość, jak to jesiennymi popołudniami bywa, a wyszło ciut inaczej.
Górkami nad szkołą i lasem od ul. Słonecznej dotarłam do Jeleniowa, a stamtąd asfaltem do Darnkowa i zielonym szlakiem dotarłam do IMKI. Dalej niebieskim szlakiem do Lelkowej i tu oczywistość się skończyła. Bo chciałam czerwonym do domu trafić.
Jadąc do góry zastanawiałam się, czy zakładać ochraniacze? W końcu jadę lajtowo, rekordów nie biję, więc warto? Ale ostatecznie przysiadłam na pieńku, żeby je założyć i chwilkę to trwało. Zdążyła w tym czasie dojść dwójka turystów do mnie. I się zaczęło. Od słowa do słowa okazało się, że nie byli sami, ale druga dwójka została gdzieś wcześniej, bo kobieta złamała sobie nogę i nie może dalej iść. Ludzie nie wiedzieli gdzie są, nie wiedzieli jak wezwać pomoc w górach i na piechotę szli w stronę Kudowy (!!!!!) żeby poszukać pomocy. No i czy ktokolwiek w tej sytuacji zostawiłby ich bez pomocy? Nie sądzę.
Decyzja była oczywista. Telefon do GOPR-u i porozumienie z ratownikiem, że wyjeżdża z Zieleńca, a ja jadę szukać tej pani, żeby przybliżyć sytuację ratownikowi. Podaję swój numer telefonu dla lepszego kontaktu i ruszam w stronę Błędnych Skał pod górę czerwonym szlakiem, bo takie informacje dostałam od spotkanej dwójki. Swoją drogą pierwszy raz w tą stronę pokonywałam szlak. W końcu znalazłam kobietę i jej męża, oddzwoniłam do ratownika i ustaliliśmy, że doprowadzimy ją do asfaltu - tam dojedzie bez problemu. Kobieta lekko panikowała i nie chciała się z bólu ruszyć, więc najlepszym pomysłem na jaki w tych warunkach było mnie stać, było znalezienie dwóch patyków, obwiązanie ich wokół nogi i usztywnienie stopy, po to żeby dała się wsadzić na siodełko. Usztywnienie samo w sobie pewnie niewiele pomogło, ale wywarło na psychice tej pani na tyle pozytywne wrażenie, że podniosła się z ziemi i wsiadła na rower. Dopchaliśmy ją do asfaltu i przez cały czas gadałam do niej jakieś głupoty, bo jak tylko przestawałam, to ona zaczynała płakać. Mąż też był lekko spanikowany i chyba nie do końca wiedział, co robić. Znowu telefon od ratownika, ale zasięg zanikł i postanowiłam wyjechać mu naprzeciw, przez co ostatecznie się rozminęliśmy, ale jak się już zdzwoniliśmy, to ogarniał już sytuację, więc pożegnałam się telefonicznie z ratownikiem i poszkodowaną panią Elą i panem Karolem.
Zrobiła się szarówka i nie chciałam już dostarczać więcej pracy GOPR-owcom, więc asfaltem wróciłam na chatę. A piszę o tym, bo pierwszy raz w życiu taka sytuacja mi się przytrafiła i myślę, że ten egzamin zdałam na piątkę.
Górkami nad szkołą i lasem od ul. Słonecznej dotarłam do Jeleniowa, a stamtąd asfaltem do Darnkowa i zielonym szlakiem dotarłam do IMKI. Dalej niebieskim szlakiem do Lelkowej i tu oczywistość się skończyła. Bo chciałam czerwonym do domu trafić.
Jadąc do góry zastanawiałam się, czy zakładać ochraniacze? W końcu jadę lajtowo, rekordów nie biję, więc warto? Ale ostatecznie przysiadłam na pieńku, żeby je założyć i chwilkę to trwało. Zdążyła w tym czasie dojść dwójka turystów do mnie. I się zaczęło. Od słowa do słowa okazało się, że nie byli sami, ale druga dwójka została gdzieś wcześniej, bo kobieta złamała sobie nogę i nie może dalej iść. Ludzie nie wiedzieli gdzie są, nie wiedzieli jak wezwać pomoc w górach i na piechotę szli w stronę Kudowy (!!!!!) żeby poszukać pomocy. No i czy ktokolwiek w tej sytuacji zostawiłby ich bez pomocy? Nie sądzę.
Decyzja była oczywista. Telefon do GOPR-u i porozumienie z ratownikiem, że wyjeżdża z Zieleńca, a ja jadę szukać tej pani, żeby przybliżyć sytuację ratownikowi. Podaję swój numer telefonu dla lepszego kontaktu i ruszam w stronę Błędnych Skał pod górę czerwonym szlakiem, bo takie informacje dostałam od spotkanej dwójki. Swoją drogą pierwszy raz w tą stronę pokonywałam szlak. W końcu znalazłam kobietę i jej męża, oddzwoniłam do ratownika i ustaliliśmy, że doprowadzimy ją do asfaltu - tam dojedzie bez problemu. Kobieta lekko panikowała i nie chciała się z bólu ruszyć, więc najlepszym pomysłem na jaki w tych warunkach było mnie stać, było znalezienie dwóch patyków, obwiązanie ich wokół nogi i usztywnienie stopy, po to żeby dała się wsadzić na siodełko. Usztywnienie samo w sobie pewnie niewiele pomogło, ale wywarło na psychice tej pani na tyle pozytywne wrażenie, że podniosła się z ziemi i wsiadła na rower. Dopchaliśmy ją do asfaltu i przez cały czas gadałam do niej jakieś głupoty, bo jak tylko przestawałam, to ona zaczynała płakać. Mąż też był lekko spanikowany i chyba nie do końca wiedział, co robić. Znowu telefon od ratownika, ale zasięg zanikł i postanowiłam wyjechać mu naprzeciw, przez co ostatecznie się rozminęliśmy, ale jak się już zdzwoniliśmy, to ogarniał już sytuację, więc pożegnałam się telefonicznie z ratownikiem i poszkodowaną panią Elą i panem Karolem.
Zrobiła się szarówka i nie chciałam już dostarczać więcej pracy GOPR-owcom, więc asfaltem wróciłam na chatę. A piszę o tym, bo pierwszy raz w życiu taka sytuacja mi się przytrafiła i myślę, że ten egzamin zdałam na piątkę.
Kategoria Góry Stołowe, W pojedynkę
- DST 18.30km
- Teren 10.00km
- Czas 01:25
- VAVG 12.92km/h
- Podjazdy 580m
- Sprzęt Canyon
- Aktywność Jazda na rowerze
Po południu
Wtorek, 1 września 2015 · dodano: 01.09.2015 | Komentarze 0
Poprawa czasu na niebieskim do Lelkowej. Czerwonego Strava jakoś tym razem nie zmierzyła.
Kategoria W pojedynkę, Góry Stołowe
- DST 22.40km
- Teren 8.00km
- Czas 01:30
- VAVG 14.93km/h
- VMAX 45.40km/h
- Podjazdy 470m
- Sprzęt Lycan
- Aktywność Jazda na rowerze
Zmiana łańcucha to zmiana roweru
Środa, 26 sierpnia 2015 · dodano: 26.08.2015 | Komentarze 1
Canyon wymaga małej odnowy, czyli wymiany łańcucha na nowy.Czyli przeprosić się trzeba chwilowo z Lycankiem.
Tyle, że on już nie ma spd-ów, tylko platformy.
Ale ma za to licznik.
Nie ma też szerokiej kierownicy.
Ale ma szerokie siodełko.
Dlatego psuję dziś swoje statystyki terenowe i jadę asfaltem do Dańczowa, Darnkowa, potem zielonym szlakiem na IMKĘ i Lelkową, a potem Drogą Aleksandra wracam na asfalt i przez Bukowinę i Czermną wracam do domu.
Na Lelkowej spotykam Woytasa i Huberta, ale ze względu na swoje słabsze dziś wyposażenie nie mogę się zdecydować na jazdę z nimi. Więc chwilowe pogaduchy i każdy się rozjeżdża w swoją stronę.
Tak niskiego lustra wody w zbiorniku nie było tu już od wielu, wielu lat. Nic dziwnego, że zalecają oszczędzanie wody.
Kategoria Góry Stołowe, W pojedynkę
- DST 20.00km
- Teren 12.00km
- Czas 01:38
- VAVG 12.24km/h
- VMAX 30.00km/h
- Podjazdy 650m
- Sprzęt Canyon
- Aktywność Jazda na rowerze
Wokół komina
Piątek, 21 sierpnia 2015 · dodano: 22.08.2015 | Komentarze 0
Czermna - Bukowina trawersem - Droga Aleksandra - Podjazd do pierwszego czerwonego - zjazd niebieskim do IMKI - powrót niebieskim do Lelkowej - zjazd drugim czerwonym skrótem do drugiej sekcji.Wreszcie mam wpisy na bieżąco.
Dystans do tej pory przejechany tak bardzo nie powala, ale już proporcje: ogół - teren bardo mi się podobają.
2452,15 km, z czego 1417,40 km w terenie, co stanowi 57,8% ogółu. Na dziś.
Kategoria Góry Stołowe, W pojedynkę
- DST 12.00km
- Teren 2.00km
- Czas 00:53
- VAVG 13.58km/h
- VMAX 35.00km/h
- Podjazdy 400m
- Sprzęt Canyon
- Aktywność Jazda na rowerze
Pitu Pitu nad Kudową
Piątek, 3 lipca 2015 · dodano: 08.07.2015 | Komentarze 0
Właściwie nie ma co tu opisywać.Szybkie pitu pitu i do domu. Cieplutko.
Kategoria W pojedynkę
- DST 28.00km
- Teren 8.00km
- Czas 02:06
- VAVG 13.33km/h
- Podjazdy 580m
- Sprzęt Canyon
- Aktywność Jazda na rowerze
Uparta jestem czyli Grodziec numer 3
Piątek, 26 czerwca 2015 · dodano: 28.06.2015 | Komentarze 0
Trylogii pt.: "Grodziec" ciąg dalszy.Najszybciej, jak to tylko było możliwe, czyli następnego dnia koło 12.30 wystartowałam w kierunku "ulubionego" ostatnio celu, czyli przekaźnika na Grodźcu. Tym razem najszybciej oznaczało asfaltowo do Kulina i ścianką do Przełęczy Lewińskiej. Ale się zdziwiłam, że ją podjechałam - motywacja to podstawa. Dotarłam szybko, ale na przekaźniku spędziłam jakieś 1,5 godziny. I niestety okazało się, że szczęście w najważniejszym momencie mnie opuściło - po patrzałkach nawet śladu nie było. Usłyszałam po drugiej strony piły motorowe i zjechałam w tamtym kierunku, coby popytać, czy może panowie byli, widzieli?
Niestety. Kiepsko - jestem jakieś dwie i pół stówki w plecy.
A w amoku znowu skręciłam gdzieś, gdzie pewnie nie powinnam i wylądowałam na jakiejś dziwnej drodze ze śladami ciężkiego sprzętu leśnego. Ostatecznie wyjechałam na ściance, choć nie to planowałam, ale zniechęcona już własnym totalnym gapiostwem zjechałam asfaltem do domu. A właściwie prosto do optyka, zapytać jak szybko można "wyrobić" nowe.
Pozytyw w tym wszystkim jednak jest taki, że zaliczyłam chyba wszystkie możliwe drogi na Grodziec i z powrotem.
Niestety. Kiepsko - jestem jakieś dwie i pół stówki w plecy.
A w amoku znowu skręciłam gdzieś, gdzie pewnie nie powinnam i wylądowałam na jakiejś dziwnej drodze ze śladami ciężkiego sprzętu leśnego. Ostatecznie wyjechałam na ściance, choć nie to planowałam, ale zniechęcona już własnym totalnym gapiostwem zjechałam asfaltem do domu. A właściwie prosto do optyka, zapytać jak szybko można "wyrobić" nowe.
Pozytyw w tym wszystkim jednak jest taki, że zaliczyłam chyba wszystkie możliwe drogi na Grodziec i z powrotem.
Kategoria W pojedynkę, Wzgórza Lewińskie
- DST 5.00km
- Teren 4.00km
- Czas 00:20
- VAVG 15.00km/h
- VMAX 25.00km/h
- Podjazdy 80m
- Aktywność Jazda na rowerze
Góra Parkowa
Piątek, 19 czerwca 2015 · dodano: 19.06.2015 | Komentarze 0
Szybki objazd Góry Parkowej.
Spotkanie na trasie chłopaków-organizatorów jutrzejszego wyścigu.
Sppotkanie z kolegą z podstawówki Wojtkiem, który przyjechał na objazd z córą.
Od słowa do słowa i okazuje się, że Wojtek uprawia downhil, więc sporo radochy sprawiło mi to spotkanie.
Spotkanie na trasie chłopaków-organizatorów jutrzejszego wyścigu.
Sppotkanie z kolegą z podstawówki Wojtkiem, który przyjechał na objazd z córą.
Od słowa do słowa i okazuje się, że Wojtek uprawia downhil, więc sporo radochy sprawiło mi to spotkanie.
Kategoria W pojedynkę, Góra Parkowa
- DST 26.00km
- Teren 5.00km
- Czas 01:38
- VAVG 15.92km/h
- VMAX 40.00km/h
- Podjazdy 450m
- Sprzęt Canyon
- Aktywność Jazda na rowerze
Bukowina-Dańczów-Kudowa
Piątek, 29 maja 2015 · dodano: 02.06.2015 | Komentarze 0
Po czterodniowej przerwie na szybką regenerację przeciążonego kolana nadszedł czas na sprawdzenie, jak się będzie jechało. Dlatego wybrałam taką trasę, żeby było i pod górę, i w terenie, i po płaskim. Do tego najbardziej nadawał się podjazd pod Bukowinę, terenowa Droga Aleksandra, niebieski szlak na Imkę i zjazd zielonym szlakiem do Dańczowa. Powrót w dół do Jeleniowa, a potem ósemką powrót do domu.
Na Lelkowej - również dla sprawdzenia - "uzbroiłam" się w "latawki", które wreszcie "przyleciały" pod zamówiony adres. Zarówno rękawki, jak i nogawki świetnie się dołożyły do stawów i nawet chroniły przed wiatrem na zjeździe. Kolano nawet nie jęknęło, czyli lekarz miał rację mówiąc, że wszystko będzie ok. Ponadto wróciłam do przemiennych pryszniców, co w moim przypadku świetnie się sprawdza.
Na Lelkowej - również dla sprawdzenia - "uzbroiłam" się w "latawki", które wreszcie "przyleciały" pod zamówiony adres. Zarówno rękawki, jak i nogawki świetnie się dołożyły do stawów i nawet chroniły przed wiatrem na zjeździe. Kolano nawet nie jęknęło, czyli lekarz miał rację mówiąc, że wszystko będzie ok. Ponadto wróciłam do przemiennych pryszniców, co w moim przypadku świetnie się sprawdza.
Kategoria Góry Stołowe, W pojedynkę
- DST 20.00km
- Teren 14.00km
- Czas 01:48
- VAVG 11.11km/h
- VMAX 35.00km/h
- Podjazdy 553m
- Sprzęt Canyon
- Aktywność Jazda na rowerze
Kamole, korzenie i znajomy teren, czyli jak się tu odkuć?
Poniedziałek, 18 maja 2015 · dodano: 19.05.2015 | Komentarze 0
Po paskudnej niedzieli przyszedł lepszy poniedziałek, pocieszenie i nowa motywacja: inni mają zdecydowanie gorzej, więc czemu ja się rozczulam aż tak bardzo nad sobą? Biorąc sobie do serca rady życzliwych osób biorę byka za rogi, czyli jadę w teren. Bo w końcu jak się nie da, jak się da? Na wariata, bez ochraniaczy, w krótkich spodenkach, bez ogarniania terenu, bo znam go na pamięć.
Byle jak najkrócej asfaltem, więc po 5 km w kierunku Bukowiny skręcam w bezszlakową drogę leśną i podjeżdżam do powalonych drzew. I tu zaczyna mi się włączać agresor na podjazdy, który powoduje, że cisnę pod górę, aż miło. WSZYSTKO PODJECHAŁAM, a na szczycie nawet pomyślałam: to już? Korzystając z tego, że agresor mi rośnie wciskam się przez paskudny kilometrowy 15%-wy podjazd asfaltowy do Drogi Aleksandra i przy szlabanie znowu myśl: uff, nie zsiadłam.
No to teraz trzeba się wyżyć.
Szybko na Lelkową i bez zastanawiania niebieskim w dół - i nie boczkiem, boczkiem, tylko centralnie przez wszystkie kamienie, które spotkałam, a raczej najechałam. Nie ma litości, najwyżej się wy.....walę. Aż w rowerze mi wszystko stukało i skrzypiało. Aż mi się kask przekrzywił. I dobrze. Tego mi było trzeba. Nikogo nie spotkałam po drodze - też dobrze.
IMKA i z powrotem na niebieski - pod górę nie jest taki sam, a agresor jeszcze nie wyparował. Dojechałam do kamoli, których nie pdjechałam - no nadczłowiekiem jednak nie jestem. A szkoda.
A potem CZERWONY SZLAK, ale z najfajniejszego jego odcinka zrezygnowałam, bo by było za krótko. Tym razem wybrałam trasę mtb pod prąd, czyli dzida w dół w kierunku Urwiska Beaty i Góry Parkowej i chyba z trzymającej mnie adrenaliny podjechałam 3/4 góry. A potem singiel po szczycie urwiska - i walka z lękiem wysokości. Nawet nie zgubiłam skrętu do Przekaźnika.
Góra Parkowa - trasą ostatniego wyścigu, ale nie tak samo. Za Kościółkiem pojechałam prosto i przejechałam po wszystkich schodach, które spotkałam na swojej drodze. HUURRAA!!!!! Wróciłam z dalekiej podróży.
Tam 20 km i tu 20 km.
Tam rzeźnia (ponad 1000 w pionie) tu jazda (500 w pionie).
Tam i tu kamole - tamtych nie ogarniam, te uwielbiam.
Tam walka o przeżycie, tu radość z jady.
Tam rower prowadzi mnie, tu rower prowadzę ja.
Jednym słowem: MOJE GÓRY SĄ TU!
Byle jak najkrócej asfaltem, więc po 5 km w kierunku Bukowiny skręcam w bezszlakową drogę leśną i podjeżdżam do powalonych drzew. I tu zaczyna mi się włączać agresor na podjazdy, który powoduje, że cisnę pod górę, aż miło. WSZYSTKO PODJECHAŁAM, a na szczycie nawet pomyślałam: to już? Korzystając z tego, że agresor mi rośnie wciskam się przez paskudny kilometrowy 15%-wy podjazd asfaltowy do Drogi Aleksandra i przy szlabanie znowu myśl: uff, nie zsiadłam.
No to teraz trzeba się wyżyć.
Szybko na Lelkową i bez zastanawiania niebieskim w dół - i nie boczkiem, boczkiem, tylko centralnie przez wszystkie kamienie, które spotkałam, a raczej najechałam. Nie ma litości, najwyżej się wy.....walę. Aż w rowerze mi wszystko stukało i skrzypiało. Aż mi się kask przekrzywił. I dobrze. Tego mi było trzeba. Nikogo nie spotkałam po drodze - też dobrze.
IMKA i z powrotem na niebieski - pod górę nie jest taki sam, a agresor jeszcze nie wyparował. Dojechałam do kamoli, których nie pdjechałam - no nadczłowiekiem jednak nie jestem. A szkoda.
A potem CZERWONY SZLAK, ale z najfajniejszego jego odcinka zrezygnowałam, bo by było za krótko. Tym razem wybrałam trasę mtb pod prąd, czyli dzida w dół w kierunku Urwiska Beaty i Góry Parkowej i chyba z trzymającej mnie adrenaliny podjechałam 3/4 góry. A potem singiel po szczycie urwiska - i walka z lękiem wysokości. Nawet nie zgubiłam skrętu do Przekaźnika.
Góra Parkowa - trasą ostatniego wyścigu, ale nie tak samo. Za Kościółkiem pojechałam prosto i przejechałam po wszystkich schodach, które spotkałam na swojej drodze. HUURRAA!!!!! Wróciłam z dalekiej podróży.
Tam 20 km i tu 20 km.
Tam rzeźnia (ponad 1000 w pionie) tu jazda (500 w pionie).
Tam i tu kamole - tamtych nie ogarniam, te uwielbiam.
Tam walka o przeżycie, tu radość z jady.
Tam rower prowadzi mnie, tu rower prowadzę ja.
Jednym słowem: MOJE GÓRY SĄ TU!
Kategoria W pojedynkę, Góry Stołowe
- DST 28.00km
- Teren 12.00km
- Czas 01:52
- VAVG 15.00km/h
- VMAX 39.70km/h
- Podjazdy 550m
- Sprzęt Canyon
- Aktywność Jazda na rowerze
Podjechane Miechy
Środa, 13 maja 2015 · dodano: 13.05.2015 | Komentarze 0
Jestem nawet zadowolona z tego wyjazdu, bo pierwszy raz w całości wjechałam na Lelkową przez Miechy. Zatrzymałam się tylko raz,żeby odebrać telefon. A prędkość tym razem była rzeczą wtórną. Z Lelkowej jak zwykle niebieskim szlakiem do Imki i na Karłów asfaltem. Tam spotykam Bogdana i razem zjeżdżamy w dół z powrotem do Imki. Podjazd asfaltem na Lelkową i czerwonym do domu. Kategoria Góry Stołowe, W pojedynkę