Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi ankaj28 z miasteczka Kudowa-Zdrój. Mam przejechane 16001.99 kilometrów w tym 5565.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 11.15 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

2013 r.:
button stats bikestats.pl
2014 r.:
button stats bikestats.pl
2015 r.:
button stats bikestats.pl
2016 r.:
baton rowerowy bikestats.pl

Dzienne odwiedziny bloga:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy ankaj28.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 50.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 03:36
  • VAVG 13.89km/h
  • Podjazdy 1038m
  • Sprzęt Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Testowanie wąwozu i czeskiej służby zdrowia

Niedziela, 24 maja 2015 · dodano: 25.05.2015 | Komentarze 4

Niedzielna wycieczka. Drogą Stu Zakrętów na Karłów, a stamtąd niebieskim szlakiem w kierunku Pasterki.  Pierwszy raz w tym roku przejechałam się po Pasterskich Łąkach i rozwinęłam na nich kosmiczną, jak dla mnie prędkość 30 km/h. Przystanku na Opata tym razem nie było. Do Pańskiego Krzyża dotarliśmy - ja prostą drogą, Bogdan lekko nadrabiając odległości (podobnie, jak na D100Z), a tam narada: gdzie? Jakoś mi się nie  chciało tv i Bożanowskiego Spicaka zaliczać i o dziwo Wąwozu też nie bardzo. Zresztą coś mi dzisiaj nie szło: spodenki wbijały mi się nie powiem gdzie, żadnej z trzech hopek nie podjechałam (w sumie to robi się już na tyle sucho, że coraz trudniej będzie to zrobić-za dużo piachu), na korzeniach się potykałam.
Intuicja mi podpowiadała, żeby tam nie jechać, czy jaki grzyb? Paradoksalnie najlepiej mi dzisiaj szło na asfalcie. HA !

Ale w końcu stargowałam, że jedziemy zobaczyć tylko wąwóz - bez pozostałych historii. No i generalnie było warto. Przepięknie tam jest, choć odcinek ma około 2 km. Lekko, łatwo i przyjemnie to pewnie będzie za drugim lub trzecim razem, a tym razem spędziliśmy na nim trochę  czasu, zwiedzając, oglądając, zjeżdżając i robiąc sesję fotograficzną, bo pewnie następnym razem będę próbowała zjechać to chociaż w 3/4, a nie odcinkami, jak dziś. Było warto.
Początek to trochę noszenia.

ale zaraz się  zacznie zabawa..








Tu też sprawdzałam czy pod drzewem się zmieszczę...


I spoko - da się
No i na koniec, gdy już zjechałam dość trudny kamol, koło poślizgnęło się na jakimś małym kamyku, a ja...?

Lecąc na lewą nogę tylko usłyszałam w kolanie hruup i .... włączył mi się instynkt, który krzyczał mi w głowie: UPADNIJ - NIE PRÓBUJ TEGO USTAĆ!!! Dokładnie tak zadziałałam i po sekundzie leżałam na skarpie z napierdzielającym kolanem. Dobre parę minut tak sobie siedziałam i rożne historie przychodziły mi do głowy, łącznie z jakimś cholernym fatum. Spróbowałam w końcu wstać, dałam radę i nie padłam, więc nie jest źle. Do domu jeszcze jakieś paręnaście kilometrów, na szczęście (!!!!!) asfaltem, więc dotarłam.

I tu wtrącę opowieść o czeskiej służbie zdrowia.


Już w nocy czułam, że coś nie bardzo z tym kolanem, bo boli dalej. Zrobiłam swoje standardowe testy i znowu: nie mogę zrobić przysiadu, przyklęknąć i zrobić przeprostu. Do dupy. Co prawda na myśl o polanickiej SCM od razu "ozdrowiałam", ale myśl o odwiedzeniu lekarza zrobiła się natarczywa. Pomyślałam więc o szpitalu w Nachodzie - przecież mam wyrobioną europejską kartę ubezpieczeniową, więc powinni mnie przyjąć. Najwyżej zapłacę, ale sześciu godzin w Polanicy nie spędzę. No, tylko jeden problem: jak się tam dogadać? Z pomocą przyszedł mi mój brat - w końcu pracuje już długo u sąsiadów.
I cud.
Karta zadziałała, przyjęli mnie bez najmniejszych problemów, lekarz - chirurg - przyjął mnie od ręki, RTG - od ręki wraz z opisem. Cała obsługa przemiła, nie mieli problemów, że ja z obstawą. Wszystko razem nie trwało nawet godziny!!!! Gdzie w Polsce na NFZ tak jest? No i na koniec najlepsze: nic nie złamałam, nic nie urwałam, przeciążyłam tylko przy uderzeniu i dlatego boli. I jeszcze lekarze się ze mnie pośmiali, gdy ja zrozumiałam, że mam trzy dni odpoczywać i nie wysilać nogi, podczas gdy oni mówili: trzy - ALE TYGODNIE! (try tydnie) - dowcip dnia.
Na taką diagnozę czekałam i w Polanicy też bym ją pewnie usłyszała, ale ile nerwów i czasu bym straciła? No i teraz skoro już jestem zarejestrowana w systemie czeskim, to nie ma problemów, żeby tam się leczyć - nie żebym za czymś takim tęskniła, ale poczucie bezpieczeństwa taka świadomość na pewno daje. A wyrobienie EKUZ to (o dziwo) nie jest problem: mailem wniosek do własnego oddziału NFZ i po trzech dniach przysyłają kartonik do domu. Jak widać, nigdy nie wiadomo, co się może przydać.




Komentarze
cremaster
| 15:43 czwartek, 28 maja 2015 | linkuj Czas zacząć odprawić jakieś czary bo strach z łóżka wstawać. Szybkiego powrotu na rower!
Lea | 06:58 czwartek, 28 maja 2015 | linkuj No to fatum to już by było za wiele jak na jeden rok, nie? :P
Grunt, że wszystko się prawie bezproblemowo skończyło. Szkoda tych trzech tygodni, ale jako że za oknem wciąż bez szału pogodowego to to siedzenie w domu jakoś nie jest aż tak uciążliwe, co Mała? :D Pamiętaj by nie szaleć za szybko z tym kolanem, możesz mieć jakieś mikrouszkodzenia w stawie kolanowym (do tego potrzebne by było co najmniej badanie USG, choć raczejdopiero MRI mogłoby to wykazać) i teraz tylko wygoić te drobne rany i wracać na szlak :)
Greger
| 10:17 wtorek, 26 maja 2015 | linkuj Tytuł mógł sugerować, że coś naprawdę złego Ci się przydarzyło, więc nie strasz tak znajomych po kole ;). Szczęście w nieszczęściu, że to tylko przeciążenie. Pozdrawiam i nie życzę już żadnych wizyt w szpitalach w Polsce, czy też "nemocnicich na kraji miest"!
giovanni
| 18:03 poniedziałek, 25 maja 2015 | linkuj Historia z wizytą u lekarza po drugiej stronie gór niezła! Pozostaje zazdrościć, że najbliższy normalny kraj to dla mnie Szwecja!
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa wiata
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]