Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi ankaj28 z miasteczka Kudowa-Zdrój. Mam przejechane 14664.11 kilometrów w tym 5565.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 11.12 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

2013 r.:
button stats bikestats.pl
2014 r.:
button stats bikestats.pl
2015 r.:
button stats bikestats.pl
2016 r.:
baton rowerowy bikestats.pl

Dzienne odwiedziny bloga:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy ankaj28.bikestats.pl
  • DST 15.00km
  • Teren 13.50km
  • Czas 01:52
  • VAVG 8.04km/h
  • VMAX 40.50km/h
  • Podjazdy 538m
  • Sprzęt Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Polanickie ścieżki

Sobota, 4 kwietnia 2015 · dodano: 06.04.2015 | Komentarze 3

Na świąteczny wypad w Wielką Sobotę umówiliśmy się z Kubą i Emi, którzy gościli sobie w Polanicy. Blisko, więc jak tu nie skorzystać? Okazało się przy tym, iż choć to my mieszkamy bliżej Polanicy, to wcale nie znaczy, że lepiej znamy ścieżki nad nią i tym razem to Świdniczanie przejęli rolę przewodników. A trzeba przyznać, że tereny tam są naprawdę świetne do jazdy terenowej.

Patrząc na wykres Garmina, wyszły nam 3 pętle i jedyny punkt charakterystyczny, do którego bym trafiła, to Szczytnik. Reszta stanowiła dla mnie odkrywanie nowego i świetną zabawę. Na niedługim dystansie (15-17 km, zależy u którego jeźdźca) mieliśmy błotniste podjazdy i zjazdy, singielki, skały, stromizny, na które strach było z góry patrzeć, hopki do skakania i noszenie rowerów przez powalone drzewa. Pogoda też nam urozmaicała wycieczkę, bo w jednym momencie podpuszczała nas pięknym słońcem, żeby po chwili zafundować nam zadymkę śnieżną.

Pierwsza stromizna wyglądała mniej więcej tak:

I oczywiście tylko ja jej nie zjechałam - tam wyżej było zdecydowanie bardziej przerażająco, ale hardkorowa trójka poradziła sobie z nią tak szybko, że nie zdążyli sobie nawzajem zdjęć zrobić i tylko ja na fragmencie się załapałam. Trudność (dla mnie) na tym odcinku polegała na masakrycznym nachyleniu terenu i uskoku za korzeniem, którego na zdjęciu wcale nie widać, a z góry pole widzenia skończyło mi się na korzeniu, więc gleba była nieunikniona.

Po objechaniu pierwszej pętli, zrobiliśmy przystanek na Szczytniku, gdzie wznieśliśmy świąteczny toast za spotkanie i przy okazji oglądaliśmy ślady po wcześniejszych próbach samobójczych Emi i Kuby.

Pierwszy raz byłam też na punkcie widokowym (ale siara) przy zamku


A tuż obok zamku kryją się takie oto cudowne ścieżki i miejscówki:






Potem był następny zjazd, z którego zwłaszcza Kuba się ucieszył. Ja, jak  zobaczyłam ten stok, to postanowiłam pożyć jeszcze trochę i zabawić się w fotografa, więc zaliczyłam szybki bieg z rowerem w dół i oto efekty:


Po Kubie Bogdan nadciąga z daleka.....

a tu przemyka obok mnie i udaje mi się wreszcie zrobić mu zdjęcie w trakcie zjazdu, z czego się bardzo cieszę.


Następnym celem były hopki, ale pogoda w tym czasie postanowiła spłatać nam figla i trochę nas zniechęcić - nie udało jej się na szczęście.


Kuba pokazuje nam, jak powinien wyglądać prawidłowo wykonany skok:

Emi więc leci za nim: bliżej, ale też wyszło...

Moja pierwsza próba, oczywiście nieudana, bo przejechana, a nie przeskoczona, ale doświadczenie bardzo ciekawe

I Bogdan, który jako fotograf nie załapał się na animację, więc korzystam z fotki Emi:

W dalszej drodze zaliczyliśmy ciekawe miejsce i w tym momencie pomyślałam, że to chyba feniksowo-ryjkowe miejsce na ogniska, bo tak jakoś znajomo wyglądało, choć pierwszy na oczy raz je widziałam :

Zaliczyliśmy też kamieniołom

I w końcu dotarliśmy do fantastycznego odcinka zjazdu: krótkiego, ale bardzo technicznego. Ja spróbowałam dwa razy i za każdym razem docierałam do połowy, glebę zaliczając przy tym koncertową.

Ale Emi i Bogdan? Proszę bardzo:






A na koniec dotarliśmy do następnego zjazdu z cyklu: STROMY i tym razem postanowiłam się nie poddawać, tylko spróbować go zjechać. Na tym zdjęciu widać Kubę, który przemknął, jak strzała, powyżej stoi Emi (która wcześniej oczywiście poszła na pierwszy ogień) i intensywnie zachęca mnie do zjazdu - a ja to ta mała biała kropeczka na końcu zdjęcia.

W końcu ruszyłam....

..... i w połowie zjazdu utknęłam....

I w końcu znalazł się ktoś mądry, kto uświadomił mi, co jeszcze - oprócz zaciskania klamek na zjeździe - robię nie tak, jak powinnam, a właściwie w ogóle nie robię: Emi w końcu zwróciła uwagę, że ja w ogóle nie startuję, czyli kompletnie bez sensu się odbijam na pedale, zamiast posadzić tyłek na siodełku i ustawić nogę. Dość cierpliwie próbowała mi to wytłumaczyć i pokazać, ale ja to teraz muszę poprzestawiać sobie w głowie, bo najgorzej, jak ktoś od początku nabrał złych nawyków. A powinno to wyglądać tak:

Albo tak (choć to wtrącenie z innej wycieczki, ale chodzi mi o pozycję na postoju):

Bawiłam się przednie i odkryłam przy okazji do czego muszę wrócić, żeby poprawić swoją technikę startowania. Przyda się na pewno. I niektóre zdjęcia podkradłam Emi. Dzięki za ten świąteczny wypad.




Komentarze
Lea | 20:35 środa, 8 kwietnia 2015 | linkuj A bo to tak jest - by poznać swoje śmieci czasem trzeba się zdać na przewodnictwo gości z daleka :P
Świetnie się bawiłam. I po tym wypadzie chociażby widać, że fantastyczny wypad, obfitujący w kawałek mocnego terenu i kupę zabawy, zupełnie nie musi się wiązać z przejechaniem sporej ilości kilometrów :-)
Dzięki i do szybkiego następnego.
cerber27
| 07:22 środa, 8 kwietnia 2015 | linkuj Z czego ja zrobię relacje???, wszystkie fajne zdjęcia zakosiłaś:) Tak, zabawa była przednia!
Greger
| 06:54 wtorek, 7 kwietnia 2015 | linkuj Świetny wypad w pogodowym kalejdoskopie :). Ścianki robią wrażenie na zdjęciu, czyli w rzeczywistości, widziane z góry, to dopiero musiały wzbudzać respekt. Pozdrawiam!
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa zesla
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]