Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi ankaj28 z miasteczka Kudowa-Zdrój. Mam przejechane 14664.11 kilometrów w tym 5565.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 11.12 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

2013 r.:
button stats bikestats.pl
2014 r.:
button stats bikestats.pl
2015 r.:
button stats bikestats.pl
2016 r.:
baton rowerowy bikestats.pl

Dzienne odwiedziny bloga:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy ankaj28.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2014

Dystans całkowity:581.40 km (w terenie 301.00 km; 51.77%)
Czas w ruchu:43:39
Średnia prędkość:13.32 km/h
Maksymalna prędkość:52.60 km/h
Suma podjazdów:10650 m
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:41.53 km i 3h 07m
Więcej statystyk
  • DST 23.90km
  • Teren 20.00km
  • Czas 01:59
  • VAVG 12.05km/h
  • VMAX 41.90km/h
  • Podjazdy 650m
  • Sprzęt Lycan
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Wreszcie Skalniak i rynna na czerwonym rowerem przejechany

Sobota, 9 sierpnia 2014 · dodano: 10.08.2014 | Komentarze 0

Rower odebrany z regeneracji i można ruszyć w teren - i to dosłownie, bo asfaltu tym razem naprawdę nie było dużo. Na Lelkową wjechaliśmy przez Miechy, pod drodze okazało się, że trwają tam roboty leśne i kawałek drogi to po prostu tor przeszkód - nieprzejezdny. Na Lelkowej umówiliśmy się pod tablicą i gdy tam dojechałam to Bodzio w tym czasie zdążył jeszcze zaliczyć czerwony i niebieski szlak. Ale potem już razem ruszyliśmy w kierunku Skalniaka, którego do tej pory rowerem jakoś nie mogłam ustrzelić. Przy takiej pogodzie jaka była, widoki ze Skalniaka i w ogóle sam Skalniak są po prostu przepiękne. Z tego wszystkiego przejechałam niemal wszystko, co na nim jest możliwe do przejechania, a najbardziej cieszą mnie kamole, które udało mi się w 99% pokonać. Dodało mi to takiej pewności siebie i roweru, że w końcu przejechałam cały odcinek rynny na czerwonym szlaku od Lelkowej, który do tej pory był mocniejszy, niż ja.  Ale żeby nie było tak pięknie, to ten odcinek zakończyłam piękną glebą i obtarciami z drugiej strony kolana - tak dla równowagi.


Kategoria Góry Stołowe


  • DST 45.70km
  • Czas 02:14
  • VAVG 20.46km/h
  • VMAX 51.30km/h
  • Podjazdy 450m
  • Sprzęt Lycan
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Piekło - Oleśnice

Poniedziałek, 4 sierpnia 2014 · dodano: 07.08.2014 | Komentarze 0

Wyjazd z Bodziem, celem sprawdzenia czego domaga się mój rower.. Stukanie w tylnym kole było niepokojące już w trakcie maratonu w Zieleńcu, więc  Bogdan jadąc koło mnie nasłuchiwał, co się dzieje. Diagnoza była jedna: wymiana co najmniej łożysk, a co jeszcze to Krzysiek sprawdzi. Niemniej jednak bardzo dobrze mi się tym razem jechało, noga podawała, jak nigdy wcześniej  mimo, że to był w zasadzie sam asfalt. A po wycieczce - serwis.










  • DST 32.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 02:05
  • VAVG 15.36km/h
  • VMAX 46.50km/h
  • Podjazdy 590m
  • Sprzęt Lycan
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

VII Maraton im. Artura Filipiaka - Zieleniec 2014 mini

Niedziela, 3 sierpnia 2014 · dodano: 05.08.2014 | Komentarze 3

W końcu dzień maratonu nastąpił. Nie było innej opcji, niż start, bo ciekawość trasy - a właściwie jej konkretnego odcinka - zwyciężyła. Okazało się, że i Bodzio nie musiał się organizacyjnie udzielać, więc też mógł się trochę pościgać. A jaka była miła niespodzianka przy okazji, gdy się okazało, że jeszcze mamy dodatkowych kibiców w osobach Bogdano i Beatki ? Naprawdę niespodzianka. Dzięki Bogdano (fot.1-4), Tomkowi (fot.5-6) i Bodziowi (fot. 7-9) mam normalnie profesjonalną sesję zdjęciową przed, w trakcie i na mecie maratonu. Ale się obstawiłam, co? Żart oczywiście, ale wszystkim tym osobom serdecznie dziękuję za  prezent. Będzie dla potomnych. :)
Rozjazd na parkingu
No, ale do rzeczy, trasa została w ostatnim momencie zmieniona i najbardziej hardcorowe odcinki znikły. Przejazd przez łąkę za kościółkiem Św. Anny został zamieniony na asfaltowy zjazd do mostku i tam dopiero pod wyciągiem w dół. Pominęli organizatorzy również błotnisty kawałek, bo tam po nawałnicy pękła jakaś rura, wystawały kable i nie wiadaomo, co tam jeszcze, a na pewno płynęła tamtędy rzeka błota. Tym akurat odcinkiem bardzo się nie zmartwiłam, bo mój LYCAN i tak już wołał o pomoc i porządny przegląd stukaniem, pukaniem i zacinaniem się więc nie musiałam go aż tak dobijać. Po maratonie i jeszcze jednej przejażdżce został jednak odstawiony do "gabinetu" Krzyśka. Ale najistotniejsze było to, że zmieniony został też odcinek, w który dwa razy wcześniej usiłowałam trafić i mi się nie udało. Prawdę mówiąc tu się trochę rozczarowałam, bo to była moja motywacja do startu.

Startowało 232 osoby, w tym 39 kobiet - szału żeńskiego raczej nie było. W mojej kategorii wiekowej postanowiło się pomęczyć aż 6 kobitek, a ponieważ o dystansie decydowało się na trasie, więc przyjęłam założenie, że raczej wszystkie będą cisnęły na mini (32 km). Konkurencja spora, więc nie ma się co spinać, bo typem zająca nie jestem. Ale żeby nie było - całkiem bez celu też nie jechałam - ambitnie określiłam swoje możliwości i postanowiłam zmieścić się w 2 - 2,5 godziny. Rozstrzał czasowy konkretny (hihi), żeby nie mieć do siebie potem pretensji.
Na starcie
Ruszyliśmy.
I poszli
I oczywiście - co już chyba stanie się nową świecką tradycją - sporo osób zaczyna mnie mijać, bo najpierw jest zjazd. Wyścig to wyścig, a nie przedszkole, więc pocisnęłam i ja. Po 2 km zaczął się podjazd i teren, ale ja dalej ambitnie cisnęłam, wiedząc, że jak nie tu to gdzie? I co? I kicha kompletna, bo pod koniec górki mało z rumaka nie spadłam i zastanowiłam się poważnie - a po jakiego grzyba mi to wszystko, czy ja tu jadę za karę, żeby się tak męczyć? Zamiast leżeć z nogami do góry i przeczekiwać trudne dni, to ja durna pcham się jeszcze na rower? Pogięło mnie kompletnie. A to był dopiero 5 kilometr. !!!!!!! Całe szczęście, że się w końcu wypłaszczyło i odzyskałam oddech w płucach i parę w nogach, a jak zaczął się zjazd, to i całe zło tego świata zniknęło i przemknęło mi wreszcie pierwsze małe hura-jadę!  Na zjeździe czeka jeszcze lepszy widok - Bogdano i Beatka ustawili się dość wysoko i czekali dzielnie, żeby nam trzasnąć fotkę.
Zjazd szutrem
Wreszcie zaczęłam też kogoś wyprzedzać, a w dalszej części trasy nawet się zatrzymałam, żeby pomóc dziewczynie, która nie mogła sobie poradzić z założeniem łańcucha. A tylu facetów przejechało obok niej i ambicja wzięła w nich górę - fe. Kolejny paparazzi ustawił się na 20 km, razem z obozem pracy KKZK. Dojeżdżając do nich czułam się, jakbym już na metę wjeżdżała, takie owacje mi chłopaki zgotowali: Wojtas kierował ruchem i dawał instrukcje techniczne (zmień przerzutki - pod górę masz!!!)  Sławek i Krzysiek mnie nakarmili i napoili (kubek w rękę, i batoniki w kieszeń), a Tomasz machnął serię zdjęć. Żyć, nie umierać.



W poniższym miejscu do akcji wkroczył już Bodzio, który zdecydował się tym razem na mini, a także kolejni kibice, których na zdjęciu widać za tym panem w żółtym - rodzinka stawiła się w odpowiednim czasie w Zieleńcu, akurat, gdy Bodzio wjeżdżał na metę. Trochę później dotarłam i ja. 

Dojazd na metę
I wreszcie upragniona meta - czas przejazdu: 2:05:36, co nawet się udało uwiecznić.
Meta - hura
Jakież było moje zdziwienie, gdy po jakimś czasie okazało się, że ten czas pozwolił mi na stanięcie na pudle i to na drugim miejscu. Szkoda tylko, że superancka koszulka z maratonu była rozmiaru XXL, bo co prawda jestem spora, ale nie aż taaak. Bodzio był 8 w M3 i mam nadzieję, że opisze swoje wrażenia.
Pudło moje

Na tym wyścigu zachwyciłam się "Jednoosobwym Emerytowanym Klubem Kolarskim "no, bujaj się Baśka"". Kobieta ma 58 lat i była po prostu nieziemska. Na wszystkich zjazdach ją doganiałam, bo po szutrze rower sprowadzała, a po asfalcie ledwo,ledwo jechała i miała cały czas klamkościsk. Ale za to na podjazdach dostawała takiego powera, jakby jej kto dynamit wsadził i odpalił. Porównać ją mogę spokojnie do Bogdano, a jak mnie wyprzedzała na ostatniej górce, to nie dość, że się cały czas uśmiechała, to jeszcze miałam wrażenie, że śpiewała sobie pod nosem. Niesamowita, naprawdę niesamowita.




VI


  • DST 6.50km
  • Teren 6.00km
  • Czas 00:39
  • VAVG 10.00km/h
  • VMAX 38.30km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Sprzęt Lycan
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jamrozowaa Polana

Piątek, 1 sierpnia 2014 · dodano: 02.08.2014 | Komentarze 0

Dobre miejsce na trening interwałowy. W towarzystwie jeszcze lepszy. Z Ulą krótko, ale treściwie.