Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi ankaj28 z miasteczka Kudowa-Zdrój. Mam przejechane 14692.14 kilometrów w tym 5565.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 11.12 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

2013 r.:
button stats bikestats.pl
2014 r.:
button stats bikestats.pl
2015 r.:
button stats bikestats.pl
2016 r.:
baton rowerowy bikestats.pl

Dzienne odwiedziny bloga:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy ankaj28.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

rodzinka w komplecie

Dystans całkowity:695.18 km (w terenie 422.60 km; 60.79%)
Czas w ruchu:56:09
Średnia prędkość:11.90 km/h
Maksymalna prędkość:250.00 km/h
Suma podjazdów:13071 m
Suma kalorii:883 kcal
Liczba aktywności:23
Średnio na aktywność:30.23 km i 2h 33m
Więcej statystyk
  • DST 40.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 02:56
  • VAVG 13.64km/h
  • VMAX 40.70km/h
  • Podjazdy 755m
  • Sprzęt Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Rodzinny wypad na ognisko: Batorówek i Baszty Radkowskie

Niedziela, 3 maja 2015 · dodano: 04.05.2015 | Komentarze 2

Jak majówka, to majówka: wyciągnęliśmy Wiktora na ognicho. A że rowerem? No cóż, jak się ma lekko porytych rodziców, to i kiełbasy z grila w ogródku dziecko nie zje, jak przystało na statystycznego Polaka w długi weekend.

Czyli kierunek: Batorówek. Nie chcąc zniechęcać Wiktora na długi asfaltowym podjeździe do Karłowa, zarządzam kilka przystanków po drodze, które pomagają mu o tyle, że ciśnie lepiej ode mnie. Mnie bolą nogi i cztery litery po ciężkiej wyprawie z dnia poprzedniego i właściwie to jemu idzie zdecydowanie lepiej podjazd, niż mi. A już myślałam, że chociaż w tej trójce nie będę ostatnia. Patrząc potem na jego licznik, to zdecydowanie lepiej Wiktor wypadł ode mnie. On miał prędkość maksymalną 42,7 km/h a średnia prędkość mu wyszła 14,30/h. To nie był zresztą jedyny raz, gdy Wiciu mnie zadziwił.

Przystanek na IMCE - krówki i cola dodały sił na dalszy dojazd.

Musiałam się mocno wysilić na podjeździe, żeby im zrobić zdjęcie z przodu.

Dystans do Batorówka wcale go nie przeraził. Woow.

Sekstans zaliczony, można dalej.

Po minach widać, jak było gorąco. :) Wiało tam okrutnie, ale na szczęście ognicho się już paliło - nawet patyki były. Więc nasiadóweczka przy ...... coli i czymś tam jeszcze dla starszych.

Rowerki grzecznie czekały....

A panu przy ognisku najbardziej podobał się .... biały. Hmmm.
Ja też tam byłam.....

Czas wyruszyć dalej. Moje członki odmówiły już całkowicie współpracy i na myśl o kamieniach na powrocie prawie zaczęłam płakać, dlatego Baszty Radkowskie i powrót asfaltem do Karłowa wydałymi się cudownym lekiem na wszelkie zło. I tu mnie moje dziecko ponownie zadziwiło. Podpuściłam go dla hecy, żeby zjechał po kamieniu, na którym zaliczyłam w  zeszłym roku spektakularną glebę. A ten niewiele myśląc .... wsiadł na rower i zjechał !!!!!!!!!!!! A ponieważ matka nie spodziewała się takiego obrotu sprawy, więc nie przygotowała się z aparatem, by to uwiecznić. Ok. Nadrobimy na powrocie.

Baszty i jak zwykle piękne widoki:



Tata rozciąga świetlaną przyszłość rowerową przed synem :):):)..... A ten odrzuca połączenia od kolegów, którzy na niego czekają. hihi.

Wracamy i tym razem aparat przejmuje Bogdan, żeby nic nie umknęło.

Głupio by było w tej sytuacji nie zjechać, co?

W końcu Karłów

A na końcu zatargaliśmy jeszcze biedne dziecko na niebieski szlak z IMKI na Lelkową - targał pod górę, że hej. Zatrzymał się dopiero przy kamolach, które Bogdan oczywiści przejechał - już teraz bez najmniejszego trudu. Wiktor tym podjazdem i zapasem sił, jakie jeszcze miał też mnie zadziwił. A wisienką na torcie był zjazd zielonym szlakiem przez Miechy do Kudowy. Alternatywa dla zjazdu asfaltem rewelacyjna i bezpieczniejsza (wbrew pozorom), bo tu spotkanie z niedzielnymi turystami w autach na pewno nam nie groziło. Lycanek wreszcie też ruszył się trochę w teren i mogłam mu dopisać konkretne kilometry do przebiegu. Cała majówka wypadła elegancko.

https://connect.garmin.com/activity/764140297#


  • DST 50.00km
  • Teren 28.00km
  • Czas 03:30
  • VAVG 14.29km/h
  • VMAX 43.60km/h
  • Podjazdy 900m
  • Sprzęt Lycan
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Powrót do korzeni, czyli jazda rowerem decathlonowym

Niedziela, 28 września 2014 · dodano: 04.10.2014 | Komentarze 2

Dawno już nie byliśmy nigdzie w trójkę, a że niedziela wyglądała pięknie, postanowiliśmy zrobić mocniejszy trening Wiktorowi przed sobotnim wyścigiem w Chojnowie. Poza tym chciałam się przyjrzeć, jak sobie młody radzi po niedawnym wypadku rowerowym, gdy jadąc na orlika zderzył się z karetką pogotowia. Miał przy tym więcej szczęścia, niż rozumu i skończyło się na szyciu nogi, ale strach mógł pozostać, tym bardziej, że dwa tygodnie później wystraszył się jadącego za blisko auta i znowu zaliczył lądowanie.

Piekło już nam się lekko znudziło, więc Bogdan wybrał kierunek w stronę przeciwną - czyli na Karłów. Panowie troszkę oszukiwali pod górę, tzn.: Bogdan popychał Wiktora,  żeby było szybciej, ale ten przynajmniej się nie zniechęcił, bo w planach był dłuższy dystans. Szok natomiast  zaliczyłam na IMCE, gdy zobaczyłam, jaką autostradę usiłują tam zrobić i za szlabanem wycięto kosmiczną ilość drzew.
I jak ma się do tego rowerzysta w lesie?!!!!


Do Batorówka docieraliśmy przez Sekstans i tam nastąpiła zmiana rowerów. Wiktor przesiadł się na mojego fulla, a ja na jego decathlona. O mój Boże, co za masakra! Już zapomniałam, że od tego właśnie cuda zaczynałam swoją przygodę z jeżdżeniem i nawet szlaki w Tatrach na nim zaliczyłam. Sztywny, wysoki, bez spd - każdy kamień czułam. Ale czego się nie robi dla dziecka, żeby tylko dało radę przeżyć tę podróż?

Moja prędkość na tym cudzie spadła od razu o co najmniej kilka kilometrów, za to Wiktor pomknął jak chart spuszczony ze smyczy. Dogonić go nie mogłam, zastanawiając się przy tym, jak ja mogłam kiedyś jeździć bez spd? Z mety wróciły obawy o kolano, co dodatkowo mnie spowolniło.


Dotarliśmy do Batorówka, gdzie nastąpił wreszcie oczekiwany przez dziecko odpoczynek i mały popas.

A potem kierunek najbardziej oczywisty z oczywistych - Pasterka. Błoto po drodze było straszne, ale to akurat najmniej nam przeszkadzało,
bo i tak było pięknie dookoła.



I wreszcie ukochana Pasterka.


No i oczywiście nie ma Pasterki bez opata, a żubrowy kufel tylko dla zmyły - ładne ujęcie mi wyszło:

Na powrocie jednak nie dałam rady nerwowo wytrzymać na decathlonie i odmienilismy się z Wiciem na pojazdy. Ale żeby jego z kolei nie dobijać, powrót do Karłowa zaliczyliśmy przez łąki pasterskie spod niebieskiego szlaku pod Szczelińcem.

Do domu postanowiliśmy wrócić z Wiktorem asfaltem i okazuje się, że chyba jeszcze trochę strachów zostało nam do pokonania, bo Wiciu zjeżdżał wyjątkowo ostrożnie, a jego prędkość nie przekroczyła 40 km/h, zwalniał zwłaszcza wtedy, gdy mijały nas auta. Ale to minie - dzieci szybko zapominają. A w terenie radzi sobie coraz lepiej. I nie znam dzieci w jego wieku, które dałyby radę z takim dystansem i to w terenie. Będą z niego ludzie - nasza krew. :)




  • DST 45.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 03:00
  • VAVG 15.00km/h
  • VMAX 48.90km/h
  • Podjazdy 850m
  • Sprzęt Lycan
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Rehabilitacja w pięknych okolicznościach przyrody

Niedziela, 15 czerwca 2014 · dodano: 17.06.2014 | Komentarze 1

Rehablitację wróbelka rozpoczęliśmy już w zasadzie w piątkowe popołudnie, w sobotę po wycieczce nastąpiła kontynuacja. Sprawdzaliśmy wytrzymałość głównie Emi, ale i Kubie się prądem oberwało - i to dosłownie. W niedzielę chcieliśmy dalej drążyć temat prądu, niestety Kuba musiał wracać, więc to Emi została porażona prądem  i zapadła decyzja, żeby drugą część odnowy przeprowadzić w terenie. Żeby za szybko nie odjechała dołożyliśmy dodatkowe obciążenie w postaci dziecka do pilnowania. Na trochę pomogło.

Nagrodą za dobre sprawowanie (czyli jazda poniżej 50 km/h) miały być Baszty Radkowskie i Opat w Pasterce. Okazało się, że dołożyliśmy do tego Ochotę Magdaleny, którą dnia poprzedniego ekipa BS-owa pominęła.

To był nasz cel wycieczki:

Najpierw Wiktor złożył ślubowanie, że nie będzie cioci zbyt często wyprzedzał i wystartowaliśmy:

Oczywiście nie dało się tej kobiety usadzić na miejscu, więc puszczona została objazdem - do ochrony dostając Bogdana - więc gdy ja z Wiktorem pocisnęliśmy prosto na Karłów asfaltem - oni pojechali dookoła. Spotkaliśmy się dopiero na IMCE. Następny przystanek na Lisiej Przełęczy - no i widać, że konieczna jest dalsza rehabilitacja - a Pasterka daleko jeszcze :)

Bodzio postanowił ułatwić nam życie, a kuracjuszce leczenie i skierował nas najpierw zjazdem do Baszt Radkowskich, żeby potem tylko króciutko podjechać asfaltem na Drogę Nad Urwiskiem do Pasterki. Fotka poniżej autorstwa Emi - jak w 3D.


To był bardzo dobry pomysł, bo w ten sposób bardzo szybko dotarliśmy do najciekawszej części naszej wyprawy, czyli niebieskiego szlaku prowadzącego do Baszt. Mniej więcej w tym miejscu gdzie jedzie Emi zaliczyłam w dniu poprzednim przepiękną nieplanowaną glebę, gdy zjechałam z kamienia, więc dzisiaj tym bardziej chciałam ten zjazd powtórzyć i sprawdzić co i jak.
Najpierw spróbował Bogdan, ale wjeżdżając od strony drzewa zatrzymały go wystające gałązki - no trudno albo one albo on, padło, że one musiały zniknąć. Wtedy pofrunął wróbelek i oczywiście płynnie sobie poszybował w całości to wjeżdżając.


Znak dla paparazzi, że mogę ruszać robić następną sesję.

Wiktor w terenie również przepięknie dawał radę i wjeżdżał dokąd tylko się dało.

Jak widać dla Emi najlepszą rehabilitacją jest po prostu jazda - im trudniej tym ciekawiej i bardziej uzdrawiająco.

Bodzio oczywiście w niczym nie ustępował koleżance i cisnął pod górę, jak huragan na Nerwusie.

A ją mogły zatrzymać dopiero pionowe ściany i szczeliny, że roweru nie przepchniesz :)






I tak okoliczności przyrody zaczęły działać cuda:

Piękne miejsce i piękny obiekt na planie pierwszym.


A tu Emi oświadcza ekipie kłodzkiej, że Ochota Magdaleny zdobyta!


W końcu leczenie przyniosło taki efekt, że jak się Emi puściła to tyle ją widzieli i gdy dotarliśmy z Wiktorem do Pasterki, opata już prawie nie było.
W nagrodę za udane leczenie sanatoryjne Bogdan pozwolił Emi ujarzmić Nerwusa - ale nerwowo przy tym spoglądał na swą zabawkę, czy czasem krzywda go jaka nie spotka.  Tylko po tych testach potem sama musiała na swoim rowerze dokręcać kilometry, które dorobiła Nerwusowi.

Z Pasterki czas już zaczął mocno nas gonić, więc postanowiliśmy wrócić na skróty niebieskim szlakiem pod Szczelińcem. Ale było cudownie - i znowu Wiciu pięknie ten odcinek tak pocisnął, że sama byłam w szoku, jak chłopak daje radę.




Tak więc zakończyliśmy rehabilitację w pięknych okolicznościach przyrody i musi na kilka dni wystarczyć. Za cały ten weekend stukrotne dzięki Świdniczanie.



  • DST 34.78km
  • Czas 02:30
  • VAVG 13.91km/h
  • VMAX 34.00km/h
  • Kalorie 883kcal
  • Podjazdy 455m
  • Sprzęt Lycan
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Do Pekla

Niedziela, 9 marca 2014 · dodano: 09.03.2014 | Komentarze 3



Start pod domem
Start pod domem © cerber27
Drobny przystanek
Drobny przystanek © cerber27
Droga pod Parkową Górą
Droga pod Parkową Górą © cerber27
Dojeżdżamy od Plebanii w Czermnej i Bodzio przypomina sobie, że nie ma dokumentów
Dojeżdżamy od Plebanii w Czermnej i Bodzio przypomina sobie, że nie ma dokumentów © cerber27
Bodzio wraca do domu, a my dalej - na małą Czermną
Bodzio wraca do domu, a my dalej - na małą Czermną © cerber27
Czekamy na Górce
Czekamy na Górce © cerber27
Przekaźnik z innej perspektywy
Przekaźnik z innej perspektywy © cerber27
No i po chwili dojeżdża Bogdan
No i po chwili dojeżdża Bogdan © cerber27
Pierwsza hopka w Beloves
Pierwsza hopka w Beloves © cerber27
Kolejna hopka
Kolejna hopka © cerber27
Podjaździk terenowy
Podjaździk terenowy © cerber27
Trasa za oczyszczalnią
Trasa za oczyszczalnią © cerber27
Pomysłowy mostek - przed samym peklem jest jeszcze jeden
Pomysłowy mostek - przed samym peklem jest jeszcze jeden © cerber27
I w końcu Cel przejażdżki - ale niestety jeszcze zawreno
I w końcu Cel przejażdżki - ale niestety jeszcze zawreno © cerber27
Lans musi być
Lans musi być © cerber27