Info
Ten blog rowerowy prowadzi ankaj28 z miasteczka Kudowa-Zdrój. Mam przejechane 16065.66 kilometrów w tym 5565.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 11.09 km/h i się wcale nie chwalę.Więcej o mnie.
2013 r.:
2014 r.:
2015 r.:
2016 r.:
Dzienne odwiedziny bloga:
Kategorie bloga
- asfalt nie musi być nudny
17 - babskie wypady
7 - Beskidy
6 - BIEGANIE
12 - Biegówki
2 - Bikestats
47 - Broumovskie Steny
24 - Dolni Morawa
2 - FINALE LIGURE/WŁOCHY
7 - Góra Parkowa
13 - Góry Bardzkie
4 - Góry Bialskie
2 - Góry Bystrzyckie
14 - Góry Izerskie
2 - Góry Kamienne
2 - Góry Orlickie
49 - Góry Sowie
6 - Góry Stołowe
122 - Góry Suche
3 - Góry Złote
2 - Jeseniki
5 - Karkonosze
2 - KOUTY
2 - Lipovske Stezky
1 - Maratony
5 - Masyw Ślęży
4 - Pieniny
2 - Podgórze Karkonoszy
5 - rodzinka w komplecie
24 - ROLKI
0 - Rudawy Janowickie
1 - Rychleby
7 - Śnieznicki PK
7 - Srebrna Góra
24 - strefa mtb
24 - Tatry
3 - Treking
7 - Trening
71 - Trutnov Trails
9 - tv i uskok - razem lub osobno
12 - W pojedynkę
59 - Wyścigi
4 - Wzgórza Lewińskie
17
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2025, Styczeń4 - 0
- 2024, Grudzień3 - 0
- 2024, Listopad1 - 0
- 2024, Październik6 - 0
- 2024, Wrzesień8 - 0
- 2024, Sierpień9 - 0
- 2024, Lipiec10 - 0
- 2024, Czerwiec12 - 0
- 2024, Maj8 - 0
- 2024, Kwiecień5 - 0
- 2024, Marzec4 - 0
- 2024, Luty6 - 0
- 2024, Styczeń1 - 0
- 2023, Grudzień3 - 0
- 2023, Listopad3 - 0
- 2023, Październik8 - 0
- 2023, Wrzesień7 - 0
- 2023, Sierpień10 - 0
- 2023, Lipiec17 - 0
- 2023, Czerwiec13 - 0
- 2023, Maj10 - 0
- 2023, Kwiecień4 - 0
- 2023, Marzec3 - 0
- 2023, Luty4 - 0
- 2023, Styczeń1 - 0
- 2022, Październik6 - 0
- 2022, Wrzesień2 - 0
- 2022, Sierpień9 - 0
- 2022, Lipiec18 - 0
- 2022, Czerwiec16 - 0
- 2022, Maj15 - 0
- 2022, Kwiecień12 - 0
- 2022, Marzec6 - 0
- 2022, Luty5 - 0
- 2022, Styczeń6 - 0
- 2021, Grudzień4 - 0
- 2021, Listopad2 - 0
- 2021, Październik7 - 0
- 2021, Wrzesień3 - 0
- 2021, Sierpień1 - 0
- 2016, Listopad1 - 0
- 2016, Październik4 - 0
- 2016, Wrzesień10 - 0
- 2016, Sierpień14 - 1
- 2016, Lipiec18 - 4
- 2016, Czerwiec17 - 0
- 2016, Maj16 - 1
- 2016, Kwiecień12 - 1
- 2016, Marzec4 - 2
- 2016, Luty3 - 1
- 2016, Styczeń1 - 0
- 2015, Grudzień2 - 1
- 2015, Listopad5 - 1
- 2015, Październik12 - 5
- 2015, Wrzesień7 - 6
- 2015, Sierpień14 - 20
- 2015, Lipiec17 - 7
- 2015, Czerwiec16 - 8
- 2015, Maj14 - 21
- 2015, Kwiecień15 - 28
- 2015, Marzec11 - 30
- 2015, Styczeń1 - 4
- 2014, Listopad6 - 24
- 2014, Październik8 - 23
- 2014, Wrzesień11 - 11
- 2014, Sierpień14 - 16
- 2014, Lipiec16 - 13
- 2014, Czerwiec16 - 44
- 2014, Maj15 - 59
- 2014, Kwiecień12 - 48
- 2014, Marzec6 - 21
- 2014, Luty1 - 7
- 2014, Styczeń3 - 11
- 2013, Grudzień3 - 13
- 2013, Listopad4 - 14
- 2013, Październik9 - 21
Wpisy archiwalne w kategorii
rodzinka w komplecie
Dystans całkowity: | 695.18 km (w terenie 422.60 km; 60.79%) |
Czas w ruchu: | 56:09 |
Średnia prędkość: | 11.90 km/h |
Maksymalna prędkość: | 250.00 km/h |
Suma podjazdów: | 13071 m |
Suma kalorii: | 883 kcal |
Liczba aktywności: | 23 |
Średnio na aktywność: | 30.23 km i 2h 33m |
Więcej statystyk |
- DST 40.00km
- Teren 20.00km
- Czas 02:56
- VAVG 13.64km/h
- VMAX 40.70km/h
- Podjazdy 755m
- Sprzęt Canyon
- Aktywność Jazda na rowerze
Rodzinny wypad na ognisko: Batorówek i Baszty Radkowskie
Niedziela, 3 maja 2015 · dodano: 04.05.2015 | Komentarze 2
Jak majówka, to majówka: wyciągnęliśmy Wiktora na ognicho. A że rowerem? No cóż, jak się ma lekko porytych rodziców, to i kiełbasy z grila w ogródku dziecko nie zje, jak przystało na statystycznego Polaka w długi weekend.
Czyli kierunek: Batorówek. Nie chcąc zniechęcać Wiktora na długi asfaltowym podjeździe do Karłowa, zarządzam kilka przystanków po drodze, które pomagają mu o tyle, że ciśnie lepiej ode mnie. Mnie bolą nogi i cztery litery po ciężkiej wyprawie z dnia poprzedniego i właściwie to jemu idzie zdecydowanie lepiej podjazd, niż mi. A już myślałam, że chociaż w tej trójce nie będę ostatnia. Patrząc potem na jego licznik, to zdecydowanie lepiej Wiktor wypadł ode mnie. On miał prędkość maksymalną 42,7 km/h a średnia prędkość mu wyszła 14,30/h. To nie był zresztą jedyny raz, gdy Wiciu mnie zadziwił.
Przystanek na IMCE - krówki i cola dodały sił na dalszy dojazd.
Musiałam się mocno wysilić na podjeździe, żeby im zrobić zdjęcie z przodu.
Dystans do Batorówka wcale go nie przeraził. Woow.
Sekstans zaliczony, można dalej.
Po minach widać, jak było gorąco. :) Wiało tam okrutnie, ale na szczęście ognicho się już paliło - nawet patyki były. Więc nasiadóweczka przy ...... coli i czymś tam jeszcze dla starszych.
Rowerki grzecznie czekały....
A panu przy ognisku najbardziej podobał się .... biały. Hmmm.
Ja też tam byłam.....
Czas wyruszyć dalej. Moje członki odmówiły już całkowicie współpracy i na myśl o kamieniach na powrocie prawie zaczęłam płakać, dlatego Baszty Radkowskie i powrót asfaltem do Karłowa wydałymi się cudownym lekiem na wszelkie zło. I tu mnie moje dziecko ponownie zadziwiło. Podpuściłam go dla hecy, żeby zjechał po kamieniu, na którym zaliczyłam w zeszłym roku spektakularną glebę. A ten niewiele myśląc .... wsiadł na rower i zjechał !!!!!!!!!!!! A ponieważ matka nie spodziewała się takiego obrotu sprawy, więc nie przygotowała się z aparatem, by to uwiecznić. Ok. Nadrobimy na powrocie.
Baszty i jak zwykle piękne widoki:
Tata rozciąga świetlaną przyszłość rowerową przed synem :):):)..... A ten odrzuca połączenia od kolegów, którzy na niego czekają. hihi.
Wracamy i tym razem aparat przejmuje Bogdan, żeby nic nie umknęło.
Głupio by było w tej sytuacji nie zjechać, co?
W końcu Karłów
A na końcu zatargaliśmy jeszcze biedne dziecko na niebieski szlak z IMKI na Lelkową - targał pod górę, że hej. Zatrzymał się dopiero przy kamolach, które Bogdan oczywiści przejechał - już teraz bez najmniejszego trudu. Wiktor tym podjazdem i zapasem sił, jakie jeszcze miał też mnie zadziwił. A wisienką na torcie był zjazd zielonym szlakiem przez Miechy do Kudowy. Alternatywa dla zjazdu asfaltem rewelacyjna i bezpieczniejsza (wbrew pozorom), bo tu spotkanie z niedzielnymi turystami w autach na pewno nam nie groziło. Lycanek wreszcie też ruszył się trochę w teren i mogłam mu dopisać konkretne kilometry do przebiegu. Cała majówka wypadła elegancko.
https://connect.garmin.com/activity/764140297#Czyli kierunek: Batorówek. Nie chcąc zniechęcać Wiktora na długi asfaltowym podjeździe do Karłowa, zarządzam kilka przystanków po drodze, które pomagają mu o tyle, że ciśnie lepiej ode mnie. Mnie bolą nogi i cztery litery po ciężkiej wyprawie z dnia poprzedniego i właściwie to jemu idzie zdecydowanie lepiej podjazd, niż mi. A już myślałam, że chociaż w tej trójce nie będę ostatnia. Patrząc potem na jego licznik, to zdecydowanie lepiej Wiktor wypadł ode mnie. On miał prędkość maksymalną 42,7 km/h a średnia prędkość mu wyszła 14,30/h. To nie był zresztą jedyny raz, gdy Wiciu mnie zadziwił.
Przystanek na IMCE - krówki i cola dodały sił na dalszy dojazd.
Musiałam się mocno wysilić na podjeździe, żeby im zrobić zdjęcie z przodu.
Dystans do Batorówka wcale go nie przeraził. Woow.
Sekstans zaliczony, można dalej.
Po minach widać, jak było gorąco. :) Wiało tam okrutnie, ale na szczęście ognicho się już paliło - nawet patyki były. Więc nasiadóweczka przy ...... coli i czymś tam jeszcze dla starszych.
Rowerki grzecznie czekały....
A panu przy ognisku najbardziej podobał się .... biały. Hmmm.
Ja też tam byłam.....
Czas wyruszyć dalej. Moje członki odmówiły już całkowicie współpracy i na myśl o kamieniach na powrocie prawie zaczęłam płakać, dlatego Baszty Radkowskie i powrót asfaltem do Karłowa wydałymi się cudownym lekiem na wszelkie zło. I tu mnie moje dziecko ponownie zadziwiło. Podpuściłam go dla hecy, żeby zjechał po kamieniu, na którym zaliczyłam w zeszłym roku spektakularną glebę. A ten niewiele myśląc .... wsiadł na rower i zjechał !!!!!!!!!!!! A ponieważ matka nie spodziewała się takiego obrotu sprawy, więc nie przygotowała się z aparatem, by to uwiecznić. Ok. Nadrobimy na powrocie.
Baszty i jak zwykle piękne widoki:
Tata rozciąga świetlaną przyszłość rowerową przed synem :):):)..... A ten odrzuca połączenia od kolegów, którzy na niego czekają. hihi.
Wracamy i tym razem aparat przejmuje Bogdan, żeby nic nie umknęło.
Głupio by było w tej sytuacji nie zjechać, co?
W końcu Karłów
A na końcu zatargaliśmy jeszcze biedne dziecko na niebieski szlak z IMKI na Lelkową - targał pod górę, że hej. Zatrzymał się dopiero przy kamolach, które Bogdan oczywiści przejechał - już teraz bez najmniejszego trudu. Wiktor tym podjazdem i zapasem sił, jakie jeszcze miał też mnie zadziwił. A wisienką na torcie był zjazd zielonym szlakiem przez Miechy do Kudowy. Alternatywa dla zjazdu asfaltem rewelacyjna i bezpieczniejsza (wbrew pozorom), bo tu spotkanie z niedzielnymi turystami w autach na pewno nam nie groziło. Lycanek wreszcie też ruszył się trochę w teren i mogłam mu dopisać konkretne kilometry do przebiegu. Cała majówka wypadła elegancko.
Kategoria Góry Stołowe, rodzinka w komplecie
- DST 50.00km
- Teren 28.00km
- Czas 03:30
- VAVG 14.29km/h
- VMAX 43.60km/h
- Podjazdy 900m
- Sprzęt Lycan
- Aktywność Jazda na rowerze
Powrót do korzeni, czyli jazda rowerem decathlonowym
Niedziela, 28 września 2014 · dodano: 04.10.2014 | Komentarze 2
Dawno już nie byliśmy nigdzie w trójkę, a że niedziela wyglądała pięknie, postanowiliśmy zrobić mocniejszy trening Wiktorowi przed sobotnim wyścigiem w Chojnowie. Poza tym chciałam się przyjrzeć, jak sobie młody radzi po niedawnym wypadku rowerowym, gdy jadąc na orlika zderzył się z karetką pogotowia. Miał przy tym więcej szczęścia, niż rozumu i skończyło się na szyciu nogi, ale strach mógł pozostać, tym bardziej, że dwa tygodnie później wystraszył się jadącego za blisko auta i znowu zaliczył lądowanie.
Piekło już nam się lekko znudziło, więc Bogdan wybrał kierunek w stronę przeciwną - czyli na Karłów. Panowie troszkę oszukiwali pod górę, tzn.: Bogdan popychał Wiktora, żeby było szybciej, ale ten przynajmniej się nie zniechęcił, bo w planach był dłuższy dystans. Szok natomiast zaliczyłam na IMCE, gdy zobaczyłam, jaką autostradę usiłują tam zrobić i za szlabanem wycięto kosmiczną ilość drzew.
I jak ma się do tego rowerzysta w lesie?!!!!
Do Batorówka docieraliśmy przez Sekstans i tam nastąpiła zmiana rowerów. Wiktor przesiadł się na mojego fulla, a ja na jego decathlona. O mój Boże, co za masakra! Już zapomniałam, że od tego właśnie cuda zaczynałam swoją przygodę z jeżdżeniem i nawet szlaki w Tatrach na nim zaliczyłam. Sztywny, wysoki, bez spd - każdy kamień czułam. Ale czego się nie robi dla dziecka, żeby tylko dało radę przeżyć tę podróż?
Moja prędkość na tym cudzie spadła od razu o co najmniej kilka kilometrów, za to Wiktor pomknął jak chart spuszczony ze smyczy. Dogonić go nie mogłam, zastanawiając się przy tym, jak ja mogłam kiedyś jeździć bez spd? Z mety wróciły obawy o kolano, co dodatkowo mnie spowolniło.
Piekło już nam się lekko znudziło, więc Bogdan wybrał kierunek w stronę przeciwną - czyli na Karłów. Panowie troszkę oszukiwali pod górę, tzn.: Bogdan popychał Wiktora, żeby było szybciej, ale ten przynajmniej się nie zniechęcił, bo w planach był dłuższy dystans. Szok natomiast zaliczyłam na IMCE, gdy zobaczyłam, jaką autostradę usiłują tam zrobić i za szlabanem wycięto kosmiczną ilość drzew.
I jak ma się do tego rowerzysta w lesie?!!!!
Do Batorówka docieraliśmy przez Sekstans i tam nastąpiła zmiana rowerów. Wiktor przesiadł się na mojego fulla, a ja na jego decathlona. O mój Boże, co za masakra! Już zapomniałam, że od tego właśnie cuda zaczynałam swoją przygodę z jeżdżeniem i nawet szlaki w Tatrach na nim zaliczyłam. Sztywny, wysoki, bez spd - każdy kamień czułam. Ale czego się nie robi dla dziecka, żeby tylko dało radę przeżyć tę podróż?
Moja prędkość na tym cudzie spadła od razu o co najmniej kilka kilometrów, za to Wiktor pomknął jak chart spuszczony ze smyczy. Dogonić go nie mogłam, zastanawiając się przy tym, jak ja mogłam kiedyś jeździć bez spd? Z mety wróciły obawy o kolano, co dodatkowo mnie spowolniło.
Dotarliśmy do Batorówka, gdzie nastąpił wreszcie oczekiwany przez dziecko odpoczynek i mały popas.
A potem kierunek najbardziej oczywisty z oczywistych - Pasterka. Błoto po drodze było straszne, ale to akurat najmniej nam przeszkadzało,
bo i tak było pięknie dookoła.
I wreszcie ukochana Pasterka.
No i oczywiście nie ma Pasterki bez opata, a żubrowy kufel tylko dla zmyły - ładne ujęcie mi wyszło:
Na powrocie jednak nie dałam rady nerwowo wytrzymać na decathlonie i odmienilismy się z Wiciem na pojazdy. Ale żeby jego z kolei nie dobijać, powrót do Karłowa zaliczyliśmy przez łąki pasterskie spod niebieskiego szlaku pod Szczelińcem.
Do domu postanowiliśmy wrócić z Wiktorem asfaltem i okazuje się, że chyba jeszcze trochę strachów zostało nam do pokonania, bo Wiciu zjeżdżał wyjątkowo ostrożnie, a jego prędkość nie przekroczyła 40 km/h, zwalniał zwłaszcza wtedy, gdy mijały nas auta. Ale to minie - dzieci szybko zapominają. A w terenie radzi sobie coraz lepiej. I nie znam dzieci w jego wieku, które dałyby radę z takim dystansem i to w terenie. Będą z niego ludzie - nasza krew. :)
Kategoria Góry Stołowe, rodzinka w komplecie
- DST 45.00km
- Teren 20.00km
- Czas 03:00
- VAVG 15.00km/h
- VMAX 48.90km/h
- Podjazdy 850m
- Sprzęt Lycan
- Aktywność Jazda na rowerze
Rehabilitacja w pięknych okolicznościach przyrody
Niedziela, 15 czerwca 2014 · dodano: 17.06.2014 | Komentarze 1
Rehablitację wróbelka rozpoczęliśmy już w zasadzie w piątkowe popołudnie, w sobotę po wycieczce nastąpiła kontynuacja. Sprawdzaliśmy wytrzymałość głównie Emi, ale i Kubie się prądem oberwało - i to dosłownie. W niedzielę chcieliśmy dalej drążyć temat prądu, niestety Kuba musiał wracać, więc to Emi została porażona prądem i zapadła decyzja, żeby drugą część odnowy przeprowadzić w terenie. Żeby za szybko nie odjechała dołożyliśmy dodatkowe obciążenie w postaci dziecka do pilnowania. Na trochę pomogło.
Nagrodą za dobre sprawowanie (czyli jazda poniżej 50 km/h) miały być Baszty Radkowskie i Opat w Pasterce. Okazało się, że dołożyliśmy do tego Ochotę Magdaleny, którą dnia poprzedniego ekipa BS-owa pominęła.
To był nasz cel wycieczki:
Najpierw Wiktor złożył ślubowanie, że nie będzie cioci zbyt często wyprzedzał i wystartowaliśmy:
Oczywiście nie dało się tej kobiety usadzić na miejscu, więc puszczona została objazdem - do ochrony dostając Bogdana - więc gdy ja z Wiktorem pocisnęliśmy prosto na Karłów asfaltem - oni pojechali dookoła. Spotkaliśmy się dopiero na IMCE. Następny przystanek na Lisiej Przełęczy - no i widać, że konieczna jest dalsza rehabilitacja - a Pasterka daleko jeszcze :)
Bodzio postanowił ułatwić nam życie, a kuracjuszce leczenie i skierował nas najpierw zjazdem do Baszt Radkowskich, żeby potem tylko króciutko podjechać asfaltem na Drogę Nad Urwiskiem do Pasterki. Fotka poniżej autorstwa Emi - jak w 3D.
To był bardzo dobry pomysł, bo w ten sposób bardzo szybko dotarliśmy do najciekawszej części naszej wyprawy, czyli niebieskiego szlaku prowadzącego do Baszt. Mniej więcej w tym miejscu gdzie jedzie Emi zaliczyłam w dniu poprzednim przepiękną nieplanowaną glebę, gdy zjechałam z kamienia, więc dzisiaj tym bardziej chciałam ten zjazd powtórzyć i sprawdzić co i jak.
Najpierw spróbował Bogdan, ale wjeżdżając od strony drzewa zatrzymały go wystające gałązki - no trudno albo one albo on, padło, że one musiały zniknąć. Wtedy pofrunął wróbelek i oczywiście płynnie sobie poszybował w całości to wjeżdżając.
Znak dla paparazzi, że mogę ruszać robić następną sesję.
Wiktor w terenie również przepięknie dawał radę i wjeżdżał dokąd tylko się dało.
Jak widać dla Emi najlepszą rehabilitacją jest po prostu jazda - im trudniej tym ciekawiej i bardziej uzdrawiająco.
Bodzio oczywiście w niczym nie ustępował koleżance i cisnął pod górę, jak huragan na Nerwusie.
A ją mogły zatrzymać dopiero pionowe ściany i szczeliny, że roweru nie przepchniesz :)
I tak okoliczności przyrody zaczęły działać cuda:
Piękne miejsce i piękny obiekt na planie pierwszym.
A tu Emi oświadcza ekipie kłodzkiej, że Ochota Magdaleny zdobyta!
W końcu leczenie przyniosło taki efekt, że jak się Emi puściła to tyle ją widzieli i gdy dotarliśmy z Wiktorem do Pasterki, opata już prawie nie było.
W nagrodę za udane leczenie sanatoryjne Bogdan pozwolił Emi ujarzmić Nerwusa - ale nerwowo przy tym spoglądał na swą zabawkę, czy czasem krzywda go jaka nie spotka. Tylko po tych testach potem sama musiała na swoim rowerze dokręcać kilometry, które dorobiła Nerwusowi.
Z Pasterki czas już zaczął mocno nas gonić, więc postanowiliśmy wrócić na skróty niebieskim szlakiem pod Szczelińcem. Ale było cudownie - i znowu Wiciu pięknie ten odcinek tak pocisnął, że sama byłam w szoku, jak chłopak daje radę.
Tak więc zakończyliśmy rehabilitację w pięknych okolicznościach przyrody i musi na kilka dni wystarczyć. Za cały ten weekend stukrotne dzięki Świdniczanie.
Nagrodą za dobre sprawowanie (czyli jazda poniżej 50 km/h) miały być Baszty Radkowskie i Opat w Pasterce. Okazało się, że dołożyliśmy do tego Ochotę Magdaleny, którą dnia poprzedniego ekipa BS-owa pominęła.
To był nasz cel wycieczki:
Najpierw Wiktor złożył ślubowanie, że nie będzie cioci zbyt często wyprzedzał i wystartowaliśmy:
Oczywiście nie dało się tej kobiety usadzić na miejscu, więc puszczona została objazdem - do ochrony dostając Bogdana - więc gdy ja z Wiktorem pocisnęliśmy prosto na Karłów asfaltem - oni pojechali dookoła. Spotkaliśmy się dopiero na IMCE. Następny przystanek na Lisiej Przełęczy - no i widać, że konieczna jest dalsza rehabilitacja - a Pasterka daleko jeszcze :)
Bodzio postanowił ułatwić nam życie, a kuracjuszce leczenie i skierował nas najpierw zjazdem do Baszt Radkowskich, żeby potem tylko króciutko podjechać asfaltem na Drogę Nad Urwiskiem do Pasterki. Fotka poniżej autorstwa Emi - jak w 3D.
To był bardzo dobry pomysł, bo w ten sposób bardzo szybko dotarliśmy do najciekawszej części naszej wyprawy, czyli niebieskiego szlaku prowadzącego do Baszt. Mniej więcej w tym miejscu gdzie jedzie Emi zaliczyłam w dniu poprzednim przepiękną nieplanowaną glebę, gdy zjechałam z kamienia, więc dzisiaj tym bardziej chciałam ten zjazd powtórzyć i sprawdzić co i jak.
Najpierw spróbował Bogdan, ale wjeżdżając od strony drzewa zatrzymały go wystające gałązki - no trudno albo one albo on, padło, że one musiały zniknąć. Wtedy pofrunął wróbelek i oczywiście płynnie sobie poszybował w całości to wjeżdżając.
Znak dla paparazzi, że mogę ruszać robić następną sesję.
Wiktor w terenie również przepięknie dawał radę i wjeżdżał dokąd tylko się dało.
Jak widać dla Emi najlepszą rehabilitacją jest po prostu jazda - im trudniej tym ciekawiej i bardziej uzdrawiająco.
Bodzio oczywiście w niczym nie ustępował koleżance i cisnął pod górę, jak huragan na Nerwusie.
A ją mogły zatrzymać dopiero pionowe ściany i szczeliny, że roweru nie przepchniesz :)
I tak okoliczności przyrody zaczęły działać cuda:
Piękne miejsce i piękny obiekt na planie pierwszym.
A tu Emi oświadcza ekipie kłodzkiej, że Ochota Magdaleny zdobyta!
W końcu leczenie przyniosło taki efekt, że jak się Emi puściła to tyle ją widzieli i gdy dotarliśmy z Wiktorem do Pasterki, opata już prawie nie było.
W nagrodę za udane leczenie sanatoryjne Bogdan pozwolił Emi ujarzmić Nerwusa - ale nerwowo przy tym spoglądał na swą zabawkę, czy czasem krzywda go jaka nie spotka. Tylko po tych testach potem sama musiała na swoim rowerze dokręcać kilometry, które dorobiła Nerwusowi.
Z Pasterki czas już zaczął mocno nas gonić, więc postanowiliśmy wrócić na skróty niebieskim szlakiem pod Szczelińcem. Ale było cudownie - i znowu Wiciu pięknie ten odcinek tak pocisnął, że sama byłam w szoku, jak chłopak daje radę.
Tak więc zakończyliśmy rehabilitację w pięknych okolicznościach przyrody i musi na kilka dni wystarczyć. Za cały ten weekend stukrotne dzięki Świdniczanie.
Kategoria Góry Stołowe, rodzinka w komplecie
- DST 34.78km
- Czas 02:30
- VAVG 13.91km/h
- VMAX 34.00km/h
- Kalorie 883kcal
- Podjazdy 455m
- Sprzęt Lycan
- Aktywność Jazda na rowerze
Do Pekla
Niedziela, 9 marca 2014 · dodano: 09.03.2014 | Komentarze 3
Start pod domem © cerber27
Drobny przystanek © cerber27
Droga pod Parkową Górą © cerber27
Dojeżdżamy od Plebanii w Czermnej i Bodzio przypomina sobie, że nie ma dokumentów © cerber27
Bodzio wraca do domu, a my dalej - na małą Czermną © cerber27
Czekamy na Górce © cerber27
Przekaźnik z innej perspektywy © cerber27
No i po chwili dojeżdża Bogdan © cerber27
Pierwsza hopka w Beloves © cerber27
Kolejna hopka © cerber27
Podjaździk terenowy © cerber27
Trasa za oczyszczalnią © cerber27
Pomysłowy mostek - przed samym peklem jest jeszcze jeden © cerber27
I w końcu Cel przejażdżki - ale niestety jeszcze zawreno © cerber27
Lans musi być © cerber27
Kategoria Trening, rodzinka w komplecie