Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi ankaj28 z miasteczka Kudowa-Zdrój. Mam przejechane 14664.11 kilometrów w tym 5565.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 11.12 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

2013 r.:
button stats bikestats.pl
2014 r.:
button stats bikestats.pl
2015 r.:
button stats bikestats.pl
2016 r.:
baton rowerowy bikestats.pl

Dzienne odwiedziny bloga:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy ankaj28.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2015

Dystans całkowity:479.95 km (w terenie 274.00 km; 57.09%)
Czas w ruchu:39:40
Średnia prędkość:12.10 km/h
Maksymalna prędkość:54.20 km/h
Suma podjazdów:10844 m
Liczba aktywności:16
Średnio na aktywność:30.00 km i 2h 28m
Więcej statystyk
  • DST 24.25km
  • Teren 12.00km
  • Czas 02:08
  • VAVG 11.37km/h
  • VMAX 42.70km/h
  • Podjazdy 664m
  • Sprzęt Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lajtowo z Wojtkiem

Środa, 10 czerwca 2015 · dodano: 14.06.2015 | Komentarze 0

Pojechaliśmy sobie przez Miechy na Lelkową w Błędnych Skałach. Zapędziliśmy się aż po Skalniaka a miał być czerwony szlak.
Był,  nawet go mijaliśmy, ale wydawało mi się, że to jeszcze za wcześnie, więc pogoniłam chłopaka do góry. A to miało być tam.

Powrót na właściwą drogę i zjazd czerwonym aż do Drogi Aleksandra minął nam w mgnienieniu oka. Oboje myśleliśmy o Machowskich Konicnach, ale na szczycie Bukowiny okazało się, że mamy rozbieżność w pomyśle na trasę. Ostatecznie moja wersja zjazdu wygrała i pomknęliśmy przez korzenie do Kocin, a potem przez mroczny las do Zavrchu.

Na rozdrożu spotkaliśmy dwóch Piotrków, trenujących przed wyścigiem.
Gadki, szmatki, fotki, a czas płynie.
W końcu trzeba się rozjechać w swoje strony, więc my skierowaliśmy się na singiel do Pstrążnej (niebieski szlak) i potem asfaltowo wróciliśmy sobie do domu.
A oto ekipka: czerwone Piotrki i czarny Wojtek.


A mapkę kiedyś może dodam, jak nie zwariuję od próbowania jej wstawienia.


Kategoria Góry Stołowe


  • DST 50.00km
  • Teren 30.00km
  • Czas 04:00
  • VAVG 12.50km/h
  • VMAX 45.50km/h
  • Podjazdy 1140m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Góry Orlickie - Anensky Vrch

Niedziela, 7 czerwca 2015 · dodano: 28.06.2015 | Komentarze 0

Czas na dłuższą przejażdżkę.
Cel: Anensky Vrch.
Początek: Kamień Rubarsza w Zieleńcu - dla mnie, bo bogdan wystartował z domu. Również na dwóch kołach wrócił.
Pierwszy punkt: Orlica.


A ponieważ nie bardzo miałam ochotę na szlak biegówkowy do Masarykowej Chaty, więc pojechaliśmy granicznikiem - pięknie tam jest i cudnie się nim jechało. Przy okazji jest to na pewno skrót o kilka kilometrów do Masaryka.


Następny punkt: Velka Destna

I  taka sytuacja:

Po drodze Jelenka, Koruna, Peticesti i Anensky Vrch.


Zmęczyłam się:

Ale wieża zdobyta








  • DST 21.50km
  • Teren 8.00km
  • Czas 01:28
  • VAVG 14.66km/h
  • VMAX 41.20km/h
  • Podjazdy 600m
  • Sprzęt Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Machovskie konciny z Wiktorem

Sobota, 6 czerwca 2015 · dodano: 19.06.2015 | Komentarze 0

Kolejna wycieczka z cyklu: rodzinka w komplecie.
Dystans i stopień trudności dostosowany do Wiktora, co wcale nie znaczy, że prosty i lajtowy.

Tym razem na Bukowinę dostaliśmy się przez Jakubowice. Bardzo ciekawa alternatywa dla asfaltów.

Jeden podjazd za nami, pora na kolejny - tym razem trawersem i asfaltem na szczyt Bukowiny



Postanowiliśmy zafundować Młodemu terenowy zjazd i oczywiście ja miałam obawy, czy to dobry pomysł. Ale okazało się, że Wiciu zjechał do Machowskich Koncin przez singiel i korzenie na czerwonym szlaku tak, jakby to był asfalt, a ie trudny teren.



Na łąkach Wiktor rozpędził się do 55 km/h i przebił mnie o głowę. To dziecko nie zna strachu. :)

Potem kierunek na Zdarky - oczywiście terenem i powrót przez Małą Czermną.

Piękna pogoda była tego dnia, więc wszyscy na krótko. Wreszcie złapałam trochę słońca i opalenizny. Tak mało takich dni było do tej pory w tym roku.




  • DST 35.00km
  • Teren 35.00km
  • Czas 02:00
  • VAVG 17.50km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Podjazdy 100m
  • Sprzęt Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

KOUTY

Czwartek, 4 czerwca 2015 · dodano: 09.06.2015 | Komentarze 2

Zajawka terenem i zjazdami na razie w ogóle nie chce mi minąć i o ile uwielbiam różne wyjazdy rowerowe, to takie, jak ten  zaliczyłam po raz pierwszy w życiu. I SPODOBAŁO MI SIĘ TO WYJĄTKOWO!!!!
Na ten wyjazd umówiliśmy się jeszcze ze Świdniczanami, choć Emi "wolała" się "poopierdzielać" na dole i zachować na inną okazję pokazanie nam kto tu rządzi :)


Wszystko na nim było nowe i nieznane, a walka z lękami trwała nieustannie. Począwszy od wyciągu. Do tej pory na sam widok wyciągu robiło mi się słabo i nogi mi się trzęsły już od samego patrzenia. A wsiąść na niego? Niewykonalne. A jednak.

Na chłopakach wyciąg nie robił jakoś specjalnego wrażenia. Hmm, mówcie mi cykor.




Kolejny zonk to nasze rowery i stroje - po przyjeździe mało brakowało, że w ogóle bym nie wystartowała, jak zobaczyłam ekipy endurowców szykujących swoje stroje i maszyny. Naprawdę na głos się zastanawiałam: co ja tu robię? Oni wkładają całą zbroję, konkretne kaski i ochraniacze, a my? Canyonki i latawki oraz "orzeszki" na głowę. :) Przynajmniej Kuba wpasował się w obowiązujący tam kanion endurowca i dobrze wyglądał.


Całe szczęście, że to obsługa zawiesza i ściąga rowery, bo ja miałam na początku problem, żeby w ogóle na tym usiąść i zamknąć blokadę, a co dopiero jeszcze walczyć z rowerem? Napracowali się Panowie, bo zjazdowców było nawet nawet. Zdaje się, że to w ogóle był pierwszy dzień sezonu w Koutach. Wyciąg idzie co pół godziny i jak się w miarę szybko zjedzie, to można się załapać dwa razy na jeden przejazd wyciągu. Nawet mi się tak udało ze dwa razy. Trasy z góry wyglądają pięknie i przerażająco - dopiero po kilku zjazdach i wjazdach poznawałam odcinki, którymi jechaliśmy lub nie - nawet kawałek czarnej trasy ruszyliśmy. A wszystkie pozostałe przejechaliśmy.
Ja zjechałam w sumie 7 razy - Kuba chyba 8, a Bogdan 9. W Rychlebach byłoby to niewykonalne, ale tam trzeba się drapać na górę o własnych siłach - bez wspomagania. O ile dobrze zapamiętałam, to ja zjechałam 3 razy "niedźwiedzicą", 3 razy "Hrebenovką" i 1 raz niebieską "stopą", ale gdzieś to się też mieszało i krzyżowało. Wrażenia są nieziemskie: takiego flow nigdy w życiu nie przeżyłam.

Niedźwiedzica jest trudniejsza, niż Hrebenovka, nie mówiąc o niebieskiej trasie. Choć największe flow, ja przynajmniej, właśnie na Hrebenovce odczułam. Tam jechało mi się najpłynniej i w zasadzie najłatwiej. Niedźwiedzica jest trudniejsza technicznie i nogi bolą, gdy się jest już w połowie odcinka. Na moje obecne umiejętności najlepsza jest czerwona Hrebenovka. Pojeździmy, zobaczymy znów.
Tutaj końcówka czerwonego - z góry nawet nie wygląda tak stromo, ale z dołu to już inna sprawa. Jak widać można to pokonać na kilka sposobów

To jest kawałek czarnej trasy - długo jeszcze będę się uczyć, żeby zjechać tak, jak widziałam innych. Ale dałam radę. O chłopakach nie wspomnę - im poszło pięknie.

Po czwartym zjeździe chłopaki słyszeli mnie już z daleka. Tarcze mocno przypaliłam od hamowania - nie potrafiłam zjechać na 100% szybkości, choć Strava pokazała mi jakieś głupoty pod tytułem: 60 km/h. To akurat nie było możliwe, bardziej wierzę samej sobie i wiem, że mogłam się zbliżyć do 50, ale nie więcej. Fakt, że gdy tylko puszczałam klamki, to Canyon dostawał szału i rwał, jakby go stado hartów goniło. Zapanować nad nim? Było wesoło, ale gleby żadnej nie zaliczyłam, co niemal graniczyło z cudem.

Za siódmym razem zmęczyłam się i postanowiłam zjechać na dół i dołączyć do Emi, ale postanowiłam przejechać niebieską trasę w całości, żeby już zobaczyć 99% tras. Okazał się taki:


Zmienił się potem w leśny podjazd - tak długi, że już myślałam, że znowu coś pomyliłam i się zgubiłam. Ale nie - dotarłam w końcu do znajomego już skrzyżowania tras i dalej poszło gładko. Gdyby ten odcinek szlaku był w innym miejscu, spodobałby mi się na 100%, ale ponieważ to KOUTY i po coś innego się tu przyjeżdża, więc doszłam do wniosku, że szału nie ma i następnym razem raczej go będę omijać.


Chciałam mierzyć swój czas przejazdu (w dół oczywiście), ale towarzyszyły mi takie emocje i tak adrenalina mi się podnosiła, że udało mi się to tylko dwa razy. Tak więc całość przejazdu wyliczyłam tym razem "ręcznie" - nie biorąc pod uwagę wyciągu. O zdjęciach "w dół" nie ma mowy - to nie Rychleby.

To coś zdecydowanie lepszego.!!!!!!
Kategoria KOUTY


  • DST 63.90km
  • Teren 40.00km
  • Czas 05:04
  • VAVG 12.61km/h
  • VMAX 43.80km/h
  • Podjazdy 1376m
  • Sprzęt Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Objazd trasy wyścigu MTB Stolove Hory

Środa, 3 czerwca 2015 · dodano: 09.06.2015 | Komentarze 0

Planuję wystartować w wyścigu MTB Stolove Hory, ale najpierw chciałam sprawdzić, czy w ogóle dam radę to zrobić. Generalnie maratony to nie moja bajka, bo nie umiem się spiąć na początku, żeby nie zaliczać tyłów. Zanim się pozbieram, wszyscy już są dawno z przodu i mało kogo mogę dogonić.
Więc po co to robić?
Może dlatego, że to moje ukochane rejony, które znam i mam już trochę objeżdżone. A poza tym Czesi to naród wyluzowany i niespinający się niepotrzebnie, skoro nawet wiosną organizują sobie wyścigi na biegówkach, gdy po śniegu już dawno tylko wspomnienie zostało. Zabawa więc może być super.
Biorę wolne w pracy (środa), drukuję mapkę, Bogdan wgrywa tracka do garmina (dzięki Aniu M. za pomoc), pakujemy się i w drogę. Na trasę maratonu wbijamy się po 5 km, na ul. Kościuszki w Czermnej - czyli mostkiem w lewo na trawers w kierunku Bukowiny. Huraa wszystkie hopki po drodze podjechane.

Trasa jest naprawdę dobrze oznakowana, a w razie wątpliwości garmin to dość pomocne urządzenie w znalezieniu kierunku. Ale myślę, że na maratonie aż tak bardzo nie będzie potrzebny. Najpierw objeżdżamy część małej pętli, z racji tego, że nie wystartowaliśmy z Machova. Dopiero na końcu objazdu dojedziemy do  Czartowskiego Kamienia, gdzie pętla się krzyżuje.
Na "małej pętli" przeważają takie drogi:




Są podjazdy mocniejsze i zjazdy ostrzejsze, bo gdzieś w końcu te 700 w pionie zrobić trzeba. Na przykład Machovskie Konciny są pod górę, a nie w dół, ale skoro podjechałam to na końcówce objazdu to tym bardziej powinnam sobie poradzić z nim na początku trasy.
W Machowie przystanek i znów wyluzowany naród czeski wykazał się "wyższością" nad zestresowanymi krajanami. Mieliśmy obawy, czy pod sklepem można wychylić browara i okazuje się, że nie tylko można, ale Pani w sklepie jeszcze schłodziła w lodówce jedno piwo, a w ogóle sklepie wisi przytwierdzony do ściany otwieracz do butelek, co by się nie męczyć zębami. Totalny luzik. Poza tym Bogdan wdał się w pogawędkę z Polako-Czechem pod sklepem i uzyskał całkiem przydatne informacje, np.: Knajpa "U Lindmana" jest na razie zamknięta i trochę to potrwa, bo trwa procedura zmiany najemcy lokalu.

No - posiedzieli, pogadali, to dalej - druga pętla czeka.
Cel: Machowski Krzyż i podjazd, którym miałam jechać pierwszy raz w życiu. No i oczywiście po 200 metrach tego podjazdu spadłam z roweru, czego Bogdan spodziewał się po mnie od samego początku. HIHIHI - nie zawiodłam oczekiwań. MASAKRA! Ale żeby nie było - walczyłam i ostatnie 200 metrów jednak wjechałm. A podjazd ma długość ok. 1 km.


Dalsza trasa jest mi już naprawdę dobrze znana: do żółtego szlaku przed Pasterką, potem w kierunku wodospadu Pośny, Karłów, Pasterka, Ostra Góra i Machov.
Zrobiliśmy też małą przerwę i zejście z trasy, bo mieliśmy ochotę na Magdalenę:




Choć i tutaj nowinka dla mnie się trafiła, bo do Pasterki zjazd odbywa się rzeką - była!!!! A zjazd na Owczą Górę? Po prostu przecudny. Ostatnio nim jechałam w zeszłym roku z Kubą i Arturem i wtedy wydawał mi się zabójczy. A dziś? Po raz kolejny stwierdzam, że Nerve jest stworzony do takich zjazdów.


Od Machova do góry przez łąki - mam nadzieję, ze Bogdan nie będzie się tak wylegiwał na maratonie, czyli leżał....:

... oglądał niebo ......

i strzelał do zajęcy:

... czekając na takich zawodników, jak ja - :)

Sumując: żałuję, że pierwsze 30 kilometrów nie prowadzi najpierw po Górach Stołowych, bo chyba jednak zdecyduję się własnie na ten dystans. Udowodniłam sobie, że 50 km też przejadę, ale mój czas przejazdu mnie na tyle blokuje, że nie chcę się wku....wiać na trasie, że wszyscy się już do domów rozejdą, a ja dalej będę jechać.

Chcę mieć fun, a nie orkę.

mapka - na razie nie mam innego pomysłu, niż ten, jak wklejać mapki, żeby je potem było widać?



  • DST 30.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 02:35
  • VAVG 11.61km/h
  • VMAX 32.50km/h
  • Podjazdy 725m
  • Sprzęt Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sawanna z Ulą

Wtorek, 2 czerwca 2015 · dodano: 02.06.2015 | Komentarze 0

Wypad z Ulą.
Dańczów. Darnków. Zielonym szlakiem do IMKI. Asfaltem do Lisiej Przełęczy. Sawanna. Mroczny Las. Buddyści.
Sawanna o tej porze roku jest bardzo urokliwa, więc jak nie skorzystać z takiej miejscówki?
Odpocząć i zrelaksować się tutaj to czysta przyjemność.