Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi ankaj28 z miasteczka Kudowa-Zdrój. Mam przejechane 14469.21 kilometrów w tym 5565.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 11.08 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

2013 r.:
button stats bikestats.pl
2014 r.:
button stats bikestats.pl
2015 r.:
button stats bikestats.pl
2016 r.:
baton rowerowy bikestats.pl

Dzienne odwiedziny bloga:

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy ankaj28.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2014

Dystans całkowity:556.34 km (w terenie 217.00 km; 39.00%)
Czas w ruchu:40:48
Średnia prędkość:13.64 km/h
Maksymalna prędkość:51.80 km/h
Suma podjazdów:9595 m
Liczba aktywności:16
Średnio na aktywność:34.77 km i 2h 33m
Więcej statystyk
  • DST 35.10km
  • Teren 20.00km
  • Czas 02:45
  • VAVG 12.76km/h
  • VMAX 35.07km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 840m
  • Sprzęt Lycan
  • Aktywność Jazda na rowerze

Luźna wariacja na temat maratonu Filipiaka

Sobota, 12 lipca 2014 · dodano: 23.07.2014 | Komentarze 0

Doszłam do wniosku, że jeśli mam się wybrać na maraton do Zieleńca, to fajnie by było poznać trasę. Odległość od domu nieduża, trasa w moim zasięgu, Orlickie i Bystrzyckie już mam minimalnie ogarnięte, więc dlaczego nie? Umówiłam się więc z Ulą, a że nie miałyśmy zamiaru pędzić na złamanie karku, więc zatargałam do Zieleńca jeszcze Wiktora. Tym razem cyklobus przyjechał.
Wcześniej oczywiście druknęłam mapkę, a jakże - przecież niezbędna do ogarnięcia terenu.

Pierwszy podjazd - jeszcze trasę ogarniamy.

Roboty trwają, ale trasa tędy biegnie, więc jedziemy i my.

Przemienia się potem w sympatyczną zieloną dróżkę ...

Przy którymś wyciągu była pierwsza wariacja, gdy nie w tą ścieżkę skręciliśmy, ale ponieważ wyjechaliśmy ostatecznie do zjazdu, więc spoko. Zjazd w dół i w lewo na kościółek, po trawie na skuśkę w dół.... i w błoto przy mostku.


Mapa była cały czas na podorędziu, powiedzmy, że w 90% się przydała. :)

Pierwsze błotne kąpiele zaliczone.

Za mostkiem nastąpiła kolejna wariacja, gdzie zamiast skręcić w lewo pojechaliśmy w prawo, ale za to zjechałam sobie z taaakiej górki, że wow, nie była długa tylko bardzo stroma i bardzo się ucieszyłam, że nie spękałam przed nią. Tamtędy idzie jakaś trasa narciarska.

Wiktor też spróbował, ale rower go przykrył i za karę został zniesiony z górki.


Ostatecznie wyjechalismy tam, gdzie powinniśmy, ale znowu - całkiem świadomie tym razem - zmieniliśmy trasę, bo to miał być błotnisty odcinek, a jak błotnisty to okazało się kilka dni później. Grzecznie i szybko asfalcikiem zjechaliśmy do następnego odcinka trasy, po drodze zaliczając mały popas.


Przez następnych kilka kilometrów trasa biegnie szutrową drogą, można potraktować ją jako nadrabianie czasu straconego na noszeniu rowerów po błocie. Jedzie się fajnie i szybko - trudności nie ma tu żadnej, ale to akurat nam się podobało.

Ale nasze szczęście szybko minęło i zaczęły się intensywne poszukiwania dalszej części trasy maratonu. Trafiliśmy ostatecznie tutaj:

I się zaczęła największa wariacja na temat maratonu. Tyle, że naprawdę nie było gdzie skręcić, więc albo zjazd był bardzo niewidoczny, albo ktoś rysował trasę tylko palcem po mapie, nie będąc w terenie. Okaże się na maratonie.
Bo tak wyglądała dalsza droga:





Na pewno w tym miejscu coś pomyliliśmy i mieliśmy takie chaszczowanie, że trekingowcy by się nie powstydzili, ale my jesteśmy twardzi, więc ostatecznie wepchnęliśmy rowery pionowo na szczyt, gdzie okazało się, że właściwie jesteśmy tam, gdzie powinniśmy być.

Biedny Wiktor, nawet sobie sprawy nie zdawał, jak trudną trasę pokonał, pełen szacun dla 11-latka - będą z niego ludzie. :) Jednak przy wyjeździe na asfalt odmówił już współpracy i zażądał taksówki do domu, czyli przyjazdu taty. Ale było super.




  • DST 21.86km
  • Teren 12.00km
  • Czas 01:32
  • VAVG 14.26km/h
  • Podjazdy 500m
  • Sprzęt Lycan
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Czermna

Piątek, 11 lipca 2014 · dodano: 11.07.2014 | Komentarze 0


Okolice Czermnej - nowe dla mnie ścieżki - dwie pętle z prawie tego samego rozjazdu.


Kategoria Góry Stołowe


  • DST 15.00km
  • Czas 00:54
  • VAVG 16.67km/h
  • VMAX 41.90km/h
  • Podjazdy 200m
  • Sprzęt Lycan
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bukowina

Wtorek, 8 lipca 2014 · dodano: 10.07.2014 | Komentarze 0

Pstrążna rozjazd. Czas 27:30
Szlaban Bukowina Czas: 10:30
Łącznie czas: 38:00
Jest poprawa. Pioruny wygoniły mnie z powrotem do domu.
Kategoria Trening, W pojedynkę


  • DST 31.50km
  • Teren 30.00km
  • Czas 02:39
  • VAVG 11.89km/h
  • VMAX 35.80km/h
  • Podjazdy 900m
  • Sprzęt Lycan
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

II Sowiogórski Maraton Rowerowy - Bielawa

Niedziela, 6 lipca 2014 · dodano: 07.07.2014 | Komentarze 8

Po Pucharze Leśniczego w Spalonej w październiku 2013 roku to był mój drugi maraton w życiu. ale właściwie, jakby pierwszy. Na taki wyścig Bogdan namówił nas dwie: a właściwie Emi namówił, a mnie po prostu zapisał. Z klubu KKZK pojechali jeszcze: Krzysiek, Wojtas i Tomek, który dzielnie reprezentował klub na dystansie mini, podczas gdy pozostali (łącznie z Emi) zawzięli się na mega (52 km). Oczywiście ja, jako znany hardcorowiec, również wybrałam ..... mini (31,5 km).

Przyjechaliśmy do Bielawy:

Ogółem w całym maratonie dziewczyn było chyba 15 - na 260 osób, patrząc na listę startową z wyników. Więc reprezentowałyśmy płeć piękną godnie:

Na wynik nie mogłam mieć ciśnienia, bo nie tędy droga. Moim celem było przejechać całą trasę i zejść z czasem poniżej 3 godzin. Co wcale nie oznaczało zupełny brak nerwów - kilka osób wie, jak to było. Po opóźnionym troszkę starcie (ze względu na wielu chętnych zapisujących się jeszcze do ostatniej chwili)  RUSZYLIŚMY.

Trasa: zacytowana z opisu gpsies ze strony organizatora.
"Start - dawny Zbiornik "Sudety". Potem do Pieszyc szuter, w Pieszycach polna droga za boiskiem i basenem oraz nastepnie dawnym nasypem oraz asfaltem do góry do Drogi Pod Reglami. Tam łapiemy żólty szlak i na Bielawę, mijamy szlaban i "mostek jadąc leśną ścieżką i wypadamy na początek drogi nazywanej potocznie "Kamienista".. no i potem Kawka, Zimna Woda, Zimna Polana, zjazd korczakiem i żóltym szlakiem na dół, potem w górę na Trzy Buki z powrotem i zjazd "Błotnistą na dół. Nad dawnym Prewentorium jedziemy leśną ścieżką omijając szuter (kilka metrów powyżej). Dojazd do mety klasycznie przez Leśniczówkę i "Transformator"".

Opis brzmi fajnie, tyle, że przed startem kompletnie nic mi nie mówił, bo byłam tam pierwszy raz. Początek mnie przeraził i jednocześnie wyluzował. No bo cisnę pedały, łykam tumany kurzu, niewiele widzę, ale na liczniku mam 30 km/h. I co? I kupa ludzi mnie wyprzedza - co jest do kurki wodnej, to ile oni mają?  No i w tym momencie ciśnienie ze mnie spadło, bo przecież i tak 90% tych ludzi nie dogonię.

Ostatecznie czułam się, jak na naszych BS-owych wypadach, z tą róznicą, że na rozjazdach czekały na mnie strzałki i organizatorzy, a nie znajoma ekipa. Podjazdy były wymagające, ale pocieszające było, że nie tylko ja wprowadzałam wtedy rower do góry. Rozbawiło mnie dwóch rowerzystów, którzy na ten maraton przybyli na szosówkach i dość szybko ich wyprzedziłam (oni prowadzili rowery, to nie mam pojęcia dokąd dojechali). Oznakowanie było ok - nie pogubiłam się, a miałam takie obawy - gdzie było trudniej, tam stali organizatorzy lub były taśmy zagradzające. Bufet był, fotografowie na trasie byli, gdybym wzięła na trasę aparta to też bym zdjęcia robiła, tyle, że pewnie czas też bym miała "super". więc, żeby mnie nie kusiło, zostawiłam go w aucie. Przydał się za to po dotarciu na metę. Bardzo mi się podobał zjazd rynną i kamienistą ścieżką, przy czym na tym odcinku udało mi się wyprzedzić jeszcze kilka osób, z czego się bardzo cieszę, bo nie byłam  taka całkiem ostatnia. Na ostatnich dwóch kilometrach za to mnie zaczęli chłopaki z mega wyprzedzać i gdy zobaczyłam jakim tempem to robią (mając już prawie 50 km w nogach), to mnie przymurowało. Szacun wielki - dla wszystkich megowców.

Z Kudowy przybyło jeszcze 3 chłopaków, z których jeden wziął potem III miejsce w K2 oraz 2 z Polanicy, a oto cała męska część ekipy:


Ponieważ po drodze nie dogoniłam Tomka, więc wykalkulowałam, że już jest na mecie, ale gdy dojechałam tam i zobaczyłam.... Emi, to dopiero mało nie spadłam z pojazdu !!!! To gdzie ona mnie minęła, że ja tego nie zauważyłam???? Przecież jechała na mega!!!
Jednak scenariusz okazał się bardzo paskudny i niemiły dla Emilki - powróciła wredna i podstępne kontuzja kolana, która zmusiła ją do zjazdu na mini, ale rzeczywiście przed niedługim już wyjazdem ta decyzja była jedyną słuszną. Tyle, że ogromna szkoda, że zasady organizatora okazały się nieubłagane, bo w K3 byłaby na pudle w 100%. Mam nadzieję, że wszystko niedługo będzie ok. Życzę ci tego EMI. :)
W końcu do mety zaczęli przybywać megowcy:
1. Bogdan - pierwszy w ekipie KKZK - czas widać :) czego z całego serca się cieszę i gratuluję wyniku.

2. Krzysiek:

3. Marcin:

4. Wojtas - witany, jak młoda para na bramach po drodze na wesele - miał najlepszy doping i grupę fanów na mecie:

A ostatecznie i ja odstałam mała nagrodę - chwila dla paparazzi była.
Mój wynik:
Open Mini 107/118
K4 - 3
Czas: 2:39:33


Podobało mi się w zasadzie wszystko i jestem mega zadowolona z tego przejazdu.

Link do mapki maratonu.
http://www.gpsies.com/map.do?fileId=rrcqindfujrkeb...




  • DST 30.12km
  • Teren 15.00km
  • Czas 02:08
  • VAVG 14.12km/h
  • VMAX 43.60km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 600m
  • Sprzęt Lycan
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Stołowe - tam, gdzie mnie jeszcze nie było

Czwartek, 3 lipca 2014 · dodano: 04.07.2014 | Komentarze 0

Przystopowanie po wcześniejszych przejazdach.

Krótko, bez aparatu, w towarzystwie Bogdana.

Trasa: Jerzykowice- Darnków -IMKA - Lelkowa Góra - Droga Aleksandra - Bukowina i ostatecznie w rejon z Pstrążnej do Zdarek, którędy nigdy wcześniej nie jechałam. Po drodze przystanek w czeskiej leśnej knajpce.

Mapkę można obejrzeć u Cerbera .
Kategoria Góry Stołowe


  • DST 76.06km
  • Teren 50.00km
  • Czas 05:16
  • VAVG 14.44km/h
  • VMAX 44.80km/h
  • Podjazdy 1515m
  • Sprzęt Lycan
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Wielka Destna i Jagodna + ostatnia wyprawa KTM-a Bogdana

Środa, 2 lipca 2014 · dodano: 04.07.2014 | Komentarze 1

No i kto by przypuszczał, że ta wycieczka również okaże się tak wyjątkowa?

Dlaczego?
1. Wyjazdów rowerowych w czerwcu było dużo, ale we dwójkę z Bogdanem tylko dwa. :(
2. Wyjazdów we dwójkę w ogóle w tym roku trochę było, ale pierwszy raz przy nim zrobiłam tak długi i wcale nie lekki dystans dla mnie :)
3. Okazało się, że to była ostatnia wyprawa Bogdana KTM-em, bo po powrocie do domu musiał się z nim rozstać na zawsze. :( :(
4. Zdobyłam Jagodną na rowerze :) :)
5. Jechałam w końcu mazdą !!!!!!!!!!!!!!!!!

Dużo? Mało? Hmmm.

Najpierw ustaliliśmy cel nadrzędny: nie ma wyścigu i ostrego wariactwa - to przede wszystkim!!! Bogdan jedzie turystycznie, (co wcale nie znaczy, że mogłam się ślimaczyć), bez ciśnienia, dla towarzystwa i mojej przyjemności, a hardcory będą w Alpach.

Mówisz - masz.

Po niedzielnej wycieczce czułam lekki niedosyt ..... ta Spalona i przepyszne jedzonko w schronisku - uuuuuuu. I mimo, że Ryjek podjął najbardziej słuszną na świecie decyzję, omijając Jagodną, to malutki żal pozostał. Tak więc kierunek dla naszej wycieczki który Bogdan obrał, był jak najbardziej akceptowalny przeze mnie.  Trasa częściowo pokryła się z niedzielną, więc tym razem bardziej ogarniałam, gdzie jesteśmy. Chcąc do Jagodnej dojechać, ominęliśmy Orlicę i trasą maratonu pojechaliśmy prosto do Masarykowej Chaty, ale tam postoju nie było, tylko od razu skierowaliśmy się na Velką Destną,


Potem było podobnie, czyli do Anenskiego Vrchu, ale stamtąd wróciliśmy do rozdroża i skręciliśmy na Cerną Vodę i Mostowice, gdzie wreszcie zaczęliśmy się zbliżać do Jagodnej.

Wcześniej zahaczyliśmy też o kaplicę w Kunstatska Kaple - oczywiście Bodzio wyniuchał jakiś przepiękny tajemniczy skrót i o dziwo trafiliśmy na czeską mszę !!! Nawet jakiś chór śpiewał.



Anensky Verch:


Jechaliśmy w jej kierunku niejako od tyłu - najpierw trasą Pucharu Leśniczego pod prąd, a potem odbiliśmy na żółty bodajże i w końcu, po ogólnie długim i stromym podjeździe ....... wyjechaliśmy na autostradę !!!!!!! :):)

Podjazd - jeszcze fajnie, terenowo.....

.... i wyjazd na nartostradę:


No i tu jednak moje rozczarowanie było straszne, bo ja zapamiętałam sprzed kilku lat pieszą trasę do Jagodnej jako single, przedzieranie się ścieżkami, między krzewami i drzewami, wyszukiwanie widoków i przede wszystkim klimat - tajemniczość, urok i przygoda.

A tu? Buuuuuuu !!!
Szutrowa szeroka autostrada - tylko pasów po środku brakuje! Wszystko dookoła powycinane, widoki same wrzucają się w oczy, bo taka przycinka zrobiona, że nawet ślepy by je zobaczył, Pył, kurz, klimatu zero. Nawet zjazd tego przykrego wrażenia nie mógł zatrzeć, coś okropnego, poczułam się tak, jakby ktoś mi zabrał  cudne wspomnienia.

No, ale ostatecznie PRZEPYSZNE JEDZONKO W SCHRONISKU NA SPALONEJ wynagrodziły mi to traumatyczne przeżycie. Jak zwykle każdy zamówił coś innego, żeby w połowie dania się wymienić, ale ten omlet naprawdę polecam, naliczyliśmy, że składał się co najmniej z 7 jajek +ziemniaki, boczek i zioła. Pychota. Na drugim za to była pyszna sałatka i oscypki,






Ze Spalonej zjechaliśmy na skuśkę przez łąkę pod wyciągiem i wbiliśmy się w las. Noooo maseczki błotne dla siebie i rowerów gwarantowane - kałuże tak ogromne, że wymyło cały smar z łańcucha i skrzypiałam potem niemożliwie. Jak już wjechaliśmy głębiej w las to znowu przestałam ogarniać, gdzie jesteśmy i połapałam się dopiero koło torfowiska pod Zieleńcem, którym dojechaliśmy do drogi asfaltowej i parkingu.


W trakcie ostatniego podjazdu Bodzio odebrał telefon, po którym okazało się, że jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B i niestety oddać kupcowi KTM-a, na którym po zdjęciu rogów zaczęło mu się znowu fajnie jeździć i właściwie był gotów się rozmyślić i go nie sprzedawać.


Podsumowując i odpowiadając sobie na punkty ze wstępu:
1. Wycieczka razem? Bezcenne.
2. Dystans i trasa? Spory, wymagający (1,5 km przewyższenia) trasa przepiękna, za wyjątkiem "Jagodnostrasy"
3. Rower? Szkoda go - ale cóż?
4.Szczyt? Zdobyty
5. Mazda? Nie taka straszna, jak ją malują.



Mapka od Bogdana można spojrzeć.